Anybody but Justin.doc

(504 KB) Pobierz

 

 

 

 

 

 

 

Shelli Stevens

 

 

 

Anybody but Justin

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

tłum. papercut

Rozdział 1

 

 

-        Oh, cholera!

Gabby schowała się za regałem z płatkami śniadaniowymi i przygryzła dolną wargę. Zerknęła w stronę wyjścia, które znajdowało się trzydzieci stóp[1] od niej i zastanawiała się, czy uda jej się nie zwrócić na siebie uwagie jeśli porzuci swoje zakupy i wyjdzie przez drzwi.

Jej puls przyspieszył i policzyła do dziesięciu zanim odchyliła się do przodu wystarczająco by zerknąć zza pudełka Lucky Charms[2].

-        Gabby?

Klapnęła na podłogę marketu, krzywiąc się i wściekając. Cholera.Zobaczyła ją. To tyle jeśli chodzi o ucieczkę.

Zakurzone buty z brązowe skóry pojawiły się w zasięgu jej wzroku, gdy pojawił się zza rogu. Przesunęła spojrzeniem po całej długości jego ciała, zatrzymując go na linii jego barków ukrytych pod flanelową koszulą.  Jej serce kołatało w klatce piersiowej, zanim podniosła głowę by spotkać się z błękitnym spojrzeniem jej dawnego współlokatora, przełknęła głośno.

-        Justin – wysiliła się na radosny uśmiech i przełożyła koszyk pełen jedzenia do drugiej ręki – Cześć. Co u Ciebie?

-        Wporządku.

Jego spojrzenie, gorące i porozumiewawcze, przesunęło się po niej od głowy aż po palce u stóp w powolnej pieszczocie, które powodowało drżenie każdego cholernego cala jej ciała.Pouczła irytację a jej uśmiech stawał się co raz bardziej niewyraźny.

I dlatego go unikała, nie odpowiała na jego telefonu i prakrtycznie jak szalona, starała się zapomieć,że on w ogóle istnieje. Jeśli znajdowała się w odległości dwóch stóp od niego jej hormony zaczynały szaleć a jej rozum stawał się gąbka. Co było by wporządku, gdyby to był każdy inny facet. Każdy, tylko nie Justin.

-        Czy dostałaś moje wiadomości?

-        Dostała. - uciekła spojrzeniem i poczuła jak palą ją policzki z poczucia winy – Umm. Przepraszam. Byłam szalenie zajęta. Niedawno awansowałam w Second Chances.

-        Słyszałem.

Nutka podziwu w jego głębokim głosie, skierowała jej uwagę z powrotem na nieg.

-        Yeah. Jestem z Ciebie dumny.

Schował ręce do kieszeni swoich jeansów, co w rezultacie spowodowała,że jego koszula naciągnęła się na jego klacie.

Jego słowa sprawiły jej wielką przyjemność, lecz z uwagą skupioną ponownie na jego piersi, nie pewnie spytała – Jesteś?

-        Yeah. Czuwam nad Tobą, Gabby. Nawet wtedy kiedy nie odbierasz moich telefonów gdy dzwonię.

-        Oh.Nie. To nie tak... - jej rumieniec się pogłebił.

-        Nie?

Pochylił się do przodu, prostując rękę obok niej by chwycić paczkę płatków z regału, który był za nią.

Jej wzrok zatrzymał się na jego podbródku, na którym widniał kilkudniowy brązowy zarost i przez chwilę była tak blisko niego, że mogła poczuć połączenie mydła i mężczyzny. Nie każdego mężczyznym. Justina.

Gabby przełknęła ciężko i poczuła ja jej sutki twardnieją i przebijają się przez bawełaniany biustonosz, który włożyła. Nie dobrze. Bardzo niedobrze.

-        Hey, zadzwonie do Ciebie później – kłamstwo szybko jej się wymsknęło – Możemy się zgadać. Obiecałam Phoebe, że wstąpię do Second Chances. Powinnam już iść.

Chciała go wyminąć, lecz zablokował się drogę. Jej serce zaczęło bić szybciej.

Tym razem wyszedł jej naprzeciw by jej dotknąć. Chwycił splot truskawkowo blond włosów między palce i zsunął swój kciuk do końcówek włosów.

-        Trzymam Cię za słowo – powiedział miękko.

Milej by było gdybyś zatrzymał mnie. Zamrugała powiekami i spojrzała w jego kierunku.

Łapiąc oddech, uciekła wzrokiem. Co ona sobie myślała? Czy całkowicie straciła rozum? To jest Justin! Nie. Nie. I do diabła nie!

-        Oczywiście, zadzwonię do Ciebie. Zadzwonię. - Jej głowa pękała od myśli, które sprzeciwiały się z decyzją w jej sercu. Nie ma możliwości by dzisiaj wieczorem wykręciła jego numer.

Skrzywił usta i zauważyła w jego oczach zwątpienie. Wreszcie, skinął jej głową i cofnął się.

-        Świetnie. Ja... odezwę się do Ciebie w najbliższym czasie.

-        Zdecydownie. - przygryzając swoją wargę ominęła go, spieszać się do kasy.

Jego wzrok palił jej plecy, przeszywając jej ciało dziwnym uczuciem. Gdy wyciągała kartę kredytową jej puls nadal bił jak szalony.  Jeszcze raz spojrzała za siebie, lecz Justin zniknął w alejce by dokończyć zakupy.

Dzięki Bogu. Wyłowiła kluczyki ze swojej torebki i ruszyła w stronę samochodu.

 

 

 

Justin odłożył pudełko płatków z powrotem na półkę i skrzywił się. Do diabła, wziął je by zbliżyć się do niej. Chociaż na sekundę.

 

Co się do diabła stało z Gabby? Nie widział jej od pół roku – od kiedy wyprowadziła się z jego domu bez żadnego wyjaśnienia. Przez dwa lata byli wpółlokatorami i dobrymi przyjaciółmi. I wtedy ona się wyprowadziła i ucieła wszelki kontakt. Co się stało?  Wiesz co się stało.

 

Podążył w głąd delikatesów, odpychając od siebie wspomnienia tej nocy. Nocy kiedy wszystko między nimi się zmieniło. Nocy, która najprawdopodobniej zmotywowała ją by wyprowadzić się dwa tygodnie później.

 

Niosąc w ręce kanapkę, skierował się do kasy by zapłacić. Spojrzał przez szybę sklepu, wiedząc, że ona opuściła go parę minut temu. 

 

Boże, jak wspaniale było ją zobaczyć. Na samym początku nie był pewien czy to ona. Wtedy spojarzała na niego, zauważyła go i nagle schowała się za pudełkami płatków śniadaniowych. Ta sama impulsywna Gabby. I ona go unikała. Zauważył jak bardzo gdy przestała odbierać od niego telefony i nigdy nie odpowiadała na wiadomości, które jej zostawiał.

 

Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo mu jej brakowało. Dopóki nie stała naprzeciwko niego. Stało się dla niego jasne co stracił tego dnia kiedy się wyprowadziła.

 

Była tą samą Gabby, z która uwielbiał przebywać. Urocza, dziwaczna i większa fanka sportu niż połowa mężczyzn, których znał. Odpuścił sobie więcej niż jedną noc z chłopakami, by zostać w domu i z nią oglądać mecze.

 

Podał kasjerce pieniądze i podążył w kierunku wyjścia, zatrzymując się by przytrzymać drzwi starszemu panu, który wspierał się na chodziku. Po tym jak mężczyzna skinął głową w podzięce i zniknął w głebi sklepu, Justin udał się do swojej ciężarówki.

 

 

Czy zadzwoni dzisiaj wieczorem? Jeśli nawet jeśl mówiła, że zadzwoni, jego przeczucie mówiło mu,że ona go spławi.

Spławić go. Jego umysł podążał za obrazami tej nocy i tego co prawie mogło się wydarzyć między nimi, a jego krew zawrzała w żyłach. Zacisnął szczękę i potrząsnął głową. To bzdury. Minęło dużo czasu od kiedy rozmawiali o tej nocy. Była za dobrą przyjaciółką by starcić ją przez coś takiego...

Do diabła, kogo on chciał rozśmieszyć? To było prawie nierzeczywiste.

 

 

Pozwalając drzwiom zamknąć się lekko za nią , Gabby ruszyła w kierunku biura. Kierowała się drogą w dól korytarza, gdzie ona, Phoebe i Delanie mały swoje biuro. Nie mogła się doczekać kiedy wróci do swojego biurka i dostanie trochę  wsparcia od swoich przyjaciółek.

 

Zauważyła ciemne kręcone włosy Phoebe leżące na stercie papierów. Kiedy usłyszała Gabby, podniosła głowę i westchnęła.

-        Wróciłaś. Czy przyniosłaś mi coś?

-        Jasne, przyniosłam. Wiem co lubisz. - Gabby położyła tabliczkę czekolady na biurku Phoebe i usiadła przy swoim – Gdzie jest Delanie?

-        Na spotkaniu. Powinna być za parę minut. Dziękuję za czekoladę, jesteś najlepsza. - Phoebe odpakowała czeloadę i ugryzła, zamknęła oczy i zamruczała. - Potrzebowałam tego. To był cholerny dzień.

-        Mnie to mówisz – Gabby zamamrotała i wyciągła swoją grillowaną pierś z kurczaka   i ziemniaki.

-        Hm. Co się z Tobą dzieje?

-        Nic.

-        Sama to sprowokowałaś. Więc nie każ mi teraz tego odpuścić. - Phoebe zmrużyła oczy i odłożyła czekoladę – Co się stało gdy wyszłaś?

 

Gabby dźgnęła platikowym widelcem swoją pierś z kurczaka i westchnęła. - Wpadłam na tego faceta – mojego dawnego współlokatora – w sklepie.

-        I to jest źle, ponieważ....

-        Umm. Hmm. - włożyła ziemniaka do ust i rozważała jak najlepiej odpowiedzieć na to pytanie – Byliśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi.

-        Okay.

-        Naprawdę dobrymi. Cały czas ze sobą przebywaliśmy, mogliśmy o wszystkim ze sobą rozmawiać. - przerwała i wzieła łyk wody. - Dawaliśmy sobie nawet randkowe rady i rozmawialiśmy o naszych relacjach seksualnych.

-        Yeah, Boże, widzę dlaczego jesteś zmartwiona tym,że na niego wpadłaś dzisiaj. Phoebe zadrwiła.

Gabby przewróciła oczami – Nie skończyłam, ty palancie.

-        Najwidoczniej. Kontynuuj.

-        Byliśmy współlokatorami przez dwa lata. Życie była wspaniałe. Rzeczy szły idealnie...

-        Więc co się stało? Chciał Cię orżnąć na czynszu?

-        Nie. - Gabby skupiła swój swój wzrok na butelce wody – Zdecydował,że chciałby zerżnąć mnie.

Nastał moment ciszy. Gabby podniosła wzrok i zobaczyła Phoebe wpatrująca się w nią z zagryzionymi ustami i ze świągniętymi brwiami.

-        Nie łapię. - powiedziała po chwili.

Gabby poruszyła się na krześle. - Czego nie łapiesz?

-        Jeśli wszystko było idealnie między wami, dlaczego to źle, że weszliście na romatyczny etap?

-        Ponieważ nie ma żadnego romatycznego etapu z Justinem. On jest graczem – seryjnym randkowiczem. Mam to na myśli,że przy nim George Clooney jest wielbicielem małżeństw.- Gabby zajęczała i dźgneła swojego kurczka. - To się nigdy dla mnie nie liczyło,myślałam, ponieważ nie była zainteresowana nim w tym względzie.

-        Więc myślałaś?

-        Więc myślałam. - zgodziła się, poczuła uścisk w żołądku – Wszytsko zmienił moment, w którym mnie pocałował....

-        Co spowodowało tą zmianę? Dlaczego po dwóch latach on zdecydował się Ciebie pocałować?

-        Wydaje mi się,że butelka tequilli nam bardzo w tym pomogła – wzruszyła ramionami – oglądaliśmy fantastyczny mecz Giants[3] i rozmawialiśmy o związkach i innych sprawach...i to się po prostu stało.

-        Tequila to suka.

-        Ooo tak.

-        Więc mówisz, że próbował uprawiać z Tobą seks. Czy to znaczy,że do tego nie doszło?

-        Nie doszło. Przystopowałam go zanim mógł ściągnąć mi koszulke. Gabby próbowała zapanować nad nierównym oddechem. - Wybacz. To prawdopodobnie TMI.[4]

-        W ogóle. Wiesz,że żyję Twoim życiem uczuciowym.

-         

Gabby odchyliła się w swoim krześle i posłała przyjaciółce uważne spojrzenie – Wiesz... że musisz się częściej umawiać.

 

-        Nie rozmawiamy o mnie.

-        Właściwie, musisz się umawiać więcej, kropka.

-        Nadal nie rozmawiamy o mnie. Phoebe potrząsnęła głową, czarne loki zatańczyły. - Wieć nie było seksu. Co się następnie stało?

-        Było dziwnie. Naprawdę dziwnie – potrząsnęła głową, pozwalając luźnym falom włosów opaść na ramiona – Ustaliliśmy zasady o tym, że nigdy już się nie upijemy i nie będziemy wracać do tego tematu. Ale ja nie mogłam przejść nad tym do porządku dziennego. W ogóle. Jeśli poszedł na randkę, była niespokojna całą noc. Jeśli pomyślałam o nim zabawiącego się z inną dziewczyną – do diabła, nawet całującego się z inną, miałam ochotę zwrócić mój ostatni posiłek.

-        Wow. Gabby, Ty naprawdę lubisz tego faceta.

-        Jakiego faceta Gabby lubi naprawdę?

 

Obydwie popatrzyły na Delanie, która weszła do biura i położyła dokumenty na biurku. Usiadła, odgarniając rękę krótkie blond włosy i unosząc jedną brew.

 

-        Nie odsuwajcie mnie. Co mnie ominęło?

-        Gabby pożąda swojego dawnego współlokatora – wymamrotała Phoebe – Obściskiwali się a później ona się wyprowadziła.

-        Huh. - Delanie usadowiła się wygodniej w swoim fotelu i założyła jedną długą nogę na drugą.

-        Przestań. - Gabby jęknęła i wzięła kolejny łyk wody. - Musiałam się wyprowadzić. To był jego dom, dziadkowie mu go zostawili, więc to nie było tak,że zrywałam umowę dzierżawy. - Opuściła wzrok i zjdała kolejnego ziemniaka, lecz nie czuła jego smaku. - Wyprowadziłam się gdy był na jakimś wyjeździe weekendowym w Cabo ze swoimi przyjaciółmi[5]

-        Zostawiłam mu czek za ostatnie dwa miesiące i wtedy się zmyłam.

Delanie potrząsnęła głową – Jak wyjaśniłaś fakt, że się wyprowadzasz?

 

-        Jak wyjaśniłam? - Gabby chrząknęła i przygryzja wargę, zanim odpowiedziała – Więc, w ogóle nic nie wyjaśniałam.

 

Phoebe się skrzywiła – Ouch.

 

-        Ouch?

-        Osobiście starałabym się wyjaśnić. Lub cokolwiek...

-        Wiem. Nie radziłam sobie z tą sytuacją. I chyba będę musiała oddzwonić do niego i odpisać na maile.

-        Chwila. Nawet nie odpowiedziałaś na jego maile? - Delanie pokręciła głową.

-        Po prostu nie dawałam sobie z tym rady,ok?

-        Ok, ale co się stało w tej historii?  - Phoebe rzuciła okiem w stronę Delanie i ją sturchnęła – Wpadli na siebie dzisiaj popołudniu w sklepie.

 

Gabby zaczerwieniła się. - Err, próbowałam się schować, ale on mnie zobaczył. I tylko dlatego,że obiecałam do niego zadzwonić, mogłam wyjść z tego sklepu nie robiąc z siebie idiotki.

 

-        I zamierzasz do niego zadzwonić? - Spytała Delanie.

-        Do diabła nie!

-        Więc....najwyraźniej nadal nie możesz dojść nad tym do porządku dziennego – wycedziła Phoebe.

-        Tak. Nie łapiesz tego. Doszliśmy to punktu, z którego nie można cofnąć. Nie ma powrotu.

-        Nie sądzisz, że trochę dramatyzujesz? - wymamrotała Phoebe.

-        Nie zadzwonię do niego. - Gabby mruknęła i rzuciła wyzywające spojrzenie w stronę Phoebe. - Po prostu nie. Więc moje Panie, nawet nie starajcie się mnie przekonać. Zostawmy już ten temat.

-        Okey. - Phoebe machnęła ręką i sięgnęła po kolejny gryz czekolady. - Obiecuję, nie będę Cię przekonywac. Już porzucam ten temat.

-        ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin