Kosidowski Zenon - Opowieści biblijne.doc

(12090 KB) Pobierz

OPOWIEŚCI BIBLIJNE

WSTĘP

Książki moje zalicza się zwykle do kategorii popularnonaukowych. Nie uchybiając tej skądinąd pożytecznej dziedzinie, muszę wyznać, że ambicje moje sięgają dalej. Może ulegam złudzeniu, ale uważam siebie za pisarza, któ­ry za tworzywo artystyczne obrał sobie po prostu epopeję zdobyczy nauko­wych. Pasjonuje mnie odkrycie, ale w większym jeszcze stopniu sam odkrywca jako człowiek, jego trud, jego mozół i dramatyczna przygoda w drodze ku prawdzie, jego sukcesy jakże często osiągane za cenę zdrowia i życia.

Cóż bowiem może być bardziej porywającego niż ten długi korowód cichych badaczy, genialnych i szlachetnych maniaków czy bezinteresownych awanturników żądnych wiedzy, którzy na przekór wszystkiemu obalali prze­sąd za przesądem i wpuszczali coraz więcej światła do naszych zamroczonych czerepów? Ich martyrologia i triumfy - to chyba najcudowniejszy z tematów literackich. Wśród okropności, jakich nie szczędziła nam i nie szczędzi historia, są oni w gruncie rzeczy jedyną afirmacją i usprawiedliwieniem naszego życia na padole ziemskim. Parafrazując Stendhala chciałoby się powiedzieć, że czło­wieczeństwo bez wiedzy byłoby jak okręt bez balastu wydany na igraszkę ślepych żywiołów.

Jeżeli pisałem o losach starodawnych kultur, to zawsze czyniłem to w poszukiwaniu tej właśnie afirmacji życia, tego cennego wątku ludzkiego postępu, który przewija się poprzez burzliwe okresy wojen, okrucieństw i ciemnoty. Szukałem człowieka, który miotając się w pętach pierwotnych instynktów i zabobonów, szedł jednak naprzód ku świtającym horyzontom bytu. Śledzenie jego pełnej udręki wędrówki przez ery, epoki i stulecia - to właśnie temat moich książek. Nie ma bowiem bardziej przejmującej epopei niż pochód rodzaju ludzkiego od jaskiniowca do odkrywcy atomu i tajemnic kosmosu.

W tym perspektywicznym obrazie odcinek niemałej wagi stanowi właśnie Stary Testament. Przenikał on tysiącem włókien naszą kulturę, pod jego wpły­wem kształtowała się wyobraźnia pokoleń, nasz język i nasze obyczaje.

A jednak jakże mało na ogół jesteśmy obeznani z jego treścią! Starsze pokolenie pamięta wybrane fragmenty, dzisiejsze pokolenie natomiast, wycho­wane w duchu laickim, już chyba nic nie wie o Biblii. Przekład Wujka, a nawet nowocześniejszych tłumaczy przez swój archaiczny tok języka nie zachęca przeciętnego człowieka do lektury, a ludzi o przekonaniach racjonalistycznych odstrasza mniemanie, że jest to księga sakralna, pełna sędziwych mitów i prze­pisów rytualnych.

Tymczasem za sprawą nauki dokonał się proces rewindykacji Biblii jako dokumentu świeckiego, zawierającego niemały ładunek wiadomości historycz­nych. Początki systematycznych badań w tej dziedzinie, pomijając dawniejsze sporadyczne próby, przypadają na połowę XIX wieku. Ale w stosunkowo krótkim okresie bez mała stu lat także gruntowne, rewolucyjne przeobrażenia nastąpiły w naszych poglądach na Biblię

Aż do połowy ubiegłego wieku pozostawała ona domeną zastrzeżoną dla teologów. Jako księga święta, natchniona przez Boga, zażywała w stosunku do zakusów nauki swoistego immunitetu, zawarowanego rygorami instytucji koś­cielnych. Próby krytycznego spojrzenia na tekst biblijny pod kątem lingwi­stycznym czy historycznym poczytywano długo za świętokradztwo i zamach na wierzenia religijne.

Panowało przekonanie, że Mojżesz, Jozue, Dawid, Salomon i prorocy istotnie napisali odnośne części Biblii, że Jahwe ustanowił “Dziesięcioro przy­kazań” na górze Synaj, że Eliasz na płonącym rydwanie poszybował w niebo, a Daniel wyszedł cało z jamy lwów. Gdy tekst biblijny w zbyt oczywisty spo­sób pozostawał w rozdźwięku z tym, co mieści się w pojęciu sakralności, komentatorzy doszukiwali się w nim alegorycznego sensu, pełnego mistyki. Tak na przykład Pieśń nad pieśniami, liryka miłosna dysząca wschodnią zmy­słowością, przeistoczyła się w ich wersji w poemat religijny, w którym pod symbolem oblubieńca ukrywał się Jahwe, a w erze chrześcijańskiej Chrystus, że tak niedawno Biblia uchodziła za jedyny autorytet w sprawach wiedzy o świecie. Urocze w swej naiwności opowieści biblijne o Adamie, Ewie i raju większość ludzi brała dosłownie jako ostatnie słowo o początkach życia na ziemi. Gdy Darwin w roku 1859 ogłosił swoją teorię ewolucji w dziele “O pochodzeniu gatunków”, rozpętał burzę protestów nie tylko wśród wyznaw­ców Biblii, ale nawet w pewnych kołach naukowców.

W drugiej połowie ubiegłego wieku, gdy widnokrąg naszej wiedzy gwał­townie poszerzył się dzięki łańcuchowi wspaniałych odkryć naukowych, musiał siłą rzeczy nastąpić zwrot w ustosunkowaniu do Biblii. Jej problemami zajęli się wreszcie uczeni z prawdziwego zdarzenia; powoli rozwinęła się biblistyka, której początki sięgają XVII wieku, wyodrębniła się nowa gałąź nauki z włas­nymi, wyostrzającymi się z dnia na dzień metodami badawczymi.

Tej przemianie sprzyjała przede wszystkim ogólna atmosfera Europy, która wychodziła ze swojej izolacji kulturalnej. Podróżnicy i badacze niezna­nych lądów wzbudzili żywe zainteresowanie dla wielkich kultur Bliskiego i Dalekiego Wschodu. Wówczas między innymi uświadomiono sobie, że Biblia nie może rościć sobie wyłącznego prawa do miana księgi objawionej. Przecież bramini indyjscy mają Rigwedę, wyznawcy nowszego hinduizmu Mahabharatę i Ramajanę, buddyści zagangesowych Indii, Japonii, Chin i Mongolii księgi Mahajana, Parsowie, ostatni wyznawcy Zoroastra, Zend i Awestę, muzułmanie Koran. A poczet ów bynajmniej nie jest wyczerpany, gdyż trzeba tu chyba dorzucić jeszcze święte księgi chińskiego konfucjanizmu i taoizmu, jak też japońskiego sintoizmu.

Wszystkie te pisma święte w mniemaniu ich wyznawców zawierają jako­by wyłączną, objawioną prawdę, chociaż tak ogromnie między sobą się różnią. Biblia zajmuje między nimi jedno z miejsc, i to wcale nie najprzedniejsze, gdyż pod względem liczby wyznawców ustępuje niejednemu z nich. Odarta z aureo­li jedyności, Biblia przestała być fenomenem nadzwyczajnym i niepowtarzal­nym, lecz okazała się jednym z wielu przejawów ludzkiej tęsknoty za prawdą. Podłożem, z którego wyrosła, są normalne procesy psychologiczne i socjalne, jednakowe u ludów wszystkich kontynentów, bez względu na rasę, język i kul­turę.

Uczeni zajmujący się analizą i badaniem tekstu biblijnego wypracowali nową dziedzinę wiedzy, zwaną krytyką biblijną, którą podzielono na niższą i wyższą.

Krytyka niższa trudni się ustaleniem możliwie autentycznego tekstu przez wykrycie pomyłek kopistów i tłumaczy. Nas interesuje raczej krytyka wyższa, gdyż dzięki jej rewelacyjnym wnioskom dowiedzieliśmy się, czym w istocie rzeczy jest Stary Testament. Pionierami tej nowej dziedziny badawczej byli między innymi Strauss, Renan i Wellhausen. Nienaganna logika ich metod lin­gwistycznych, doprowadzonych do zdumiewającej finezji, przemogła w końcu opór dogmatystów i nawet Kościół katolicki musiał ustąpić.

W roku 1943 Pius XII ostatecznie usankcjonował krytykę biblijną i tym samym otworzył badaczom katolickim drogę do wiedzy, której argumentacja miała tak nieodpartą siłę, że niepodobna było jej w dalszym ciągu negować.

Jakimi metodami posługuje się krytyka wyższa w swej pracy badawczej ? Sprawa jest dość złożona i dla niespecjalistów zbyt może nużąca. Celem spro­wadzenia tego zagadnienia do paru podstawowych elementów pozwolimy sobie na porównanie dość uproszczone, mające jednak tę zaletę, że sprawę wyjaśnia w sposób bardzo poglądowy.

Wyobraźmy sobie polonistę, który ma przed sobą opowiadanie skompilo­wane w jedną narracyjną całość z zapożyczeń z Reya, Paska, Naruszewicza, Niemcewicza i Lelewela. Ponieważ język polski, podobnie jak inne języki, ule­ga z biegiem czasu znacznym przemianom rozwojowym, a każdy z wymienio­nych autorów ma w dodatku swój własny styl, nasz polonista z łatwością wytropi w poszczególnych partiach tekstowych różnice w składni, słownictwie i frazeologii. Przeprowadzając szczegółową analizę tekstu, pozna się rychło na mistyfikacji. Mało tego, ustali autorów poszczególnych części składowych, a w wypadku gdyby mu się to nie udało, na pewno określi według charaktery­stycznych znamion języka czas powstania danego tekstu. Ostatecznie osądzi, że opowiadanie jest zlepkiem fragmentów rozmaitego pochodzenia i że wobec tego nie może być dziełem jednego autora.

Z podobnymi, tylko że o wiele bardziej złożonymi problemami mają do czynienia krytycy biblijni. Księgi Starego Testamentu, uznawane przez Żydów, zachowały się w języku hebrajskim, wyjąwszy nieliczne fragmenty aramej­skie*. Dzięki dokumentom odnalezionym w Tell el-Amarna i Ras Szamra oraz dzięki niektórym najstarszym fragmentom Biblii, jak np. pieśń Marii, siostry Mojżesza, i pieśń Debory, udało się zrekonstruować rozwój języka hebrajskie­go, począwszy od XIII wieku p.n.e. Uczeni zyskali w ten sposób doskonałe narzędzie do lingwistycznej analizy poszczególnych ksiąg biblijnych. Jest to oczywiście praca mrówcza, wymagająca drobiazgowego mozołu i ogromnego zasobu wiedzy. Nie jest ona dotąd bynajmniej zakończona, a osiągane wyniki stanowią wciąż jeszcze przedmiot ożywionych dysput naukowych. Pewne pod­stawowe stwierdzenia nie ulegają jednak żadnej wątpliwości.

Ustalono przede wszystkim, że Stary Testament jest zbiorem przekazów historycznych, legend ludowych, praw, przepisów rytualnych i mitów, sięgają­cych rodowodem rozmaitych epok i środowisk społecznych. Zebrali i opraco­wali tę spuściznę kompilatorzy żydowscy w dość późnym okresie, bo przeważ­nie po niewoli babilońskiej. Pod naporem tych faktów rozchwiała się oczywiś­cie niejedna uświęcona przez wieki tradycja, jak np. aksjomat, że autorami Pięcioksięgu byli Mojżesz i Jozue, że prorocy sami spisali swoje nauki (z nie­którymi wyjątkami), że Dawid ułożył Psalmy, a Salomon Pieśń nad pieśniami i Przypowieści.

W Biblii różnego pokroju warstwy tekstowe pozachodziły jedna na drugą lub splątały się do tego stopnia, że ich rozsegregowanie i zidentyfikowanie naukowe stanowić będzie jeszcze przez wiele lat przedmiot pracy krytyków biblijnych. Zagadnienie skomplikowały w dodatku uzupełnienia dorzucone z tych czy owych względów przez długi szereg redaktorów, kompilatorów i skrybów. Do tej dziedziny należą między innymi tak zwane mity etiologiczne, czyli mity dorobione “ex post” dla wyjaśnienia pewnych incydentów, których rzeczywisty przebieg zatarł się w pamięci pokoleń. Mitami etiologicznymi są na przykład cud przekroczenia Morza Czerwonego, cud manny i cud zatrzy­mania wód Jordanu. Badania wykazały, że kryją się za nimi wydarzenia cał­kiem naturalne, które dopiero później, przyćmione biegiem czasu, urosły do zjawisk nadnaturalnych.

Uwieńczeniem tych wszystkich prac naukowych jest jednak krytyka his­

              Katolicy oprócz tych ksiąg uznawanych przez żydów i inne wyznania chrześcijańskie zaliczają do kanonu Starego Testamentu również siedem ksiąg napisanych po grecku, a mianowicie Księgę Tobiasza, Judyty, Barucha, Mądrości, Eklezjastyka oraz dwie Księgi Machabejskie.

toryczna Biblii. Postarajmy się w kilku zdaniach wyjaśnić, na czym polegają jej prace i zasługi.

Do początków XIX wieku nasze wiadomości o starożytnych kulturach Bliskiego Wschodu były niezmiernie szczupłe i w wielu wypadkach dość bała­mutne, jedynymi źródłami, jakie mieliśmy, były mętne wzmianki w Biblii i rela­cje historyków greckich, jak Herodot, Ksenofont, Ktesias i Diodoros, przy czym dwaj ostatni nie zasługiwali na wiarę. Nazwy takich ludów, jak Babiloń­czycy, Asyryjczycy, Egipcjanie i Persowie, właściwie mało nam mówiły, a obszary ich państw stanowiły na mapie białe plamy. Nic dziwnego przeto, że Biblia, wyrwana z kontekstu historycznego, stała się polem najfantastyczniej­szych interpretacji. Nie istniała żadna możliwość stwierdzenia, co w jej rela­cjach jest legendą, a co prawdą historyczną.

Mgły ignorancji zaczęły się rozsnuwać dopiero z nastaniem epoki wiel­kich odkryć archeologicznych w połowie ubiegłego wieku. Spod piasku pusty­ni wydobyto na powierzchnię wspaniałe zabytki zapomnianych kultur: świąty­nie i grobowce faraonów oraz ruiny świątyń i pałaców królewskich Chorsaba­du, Hattuszasz, Niniwy, Babilonu, Ur, Ugarit, Mari i wielu innych starodaw­nych miast Mezopotamii i Syrii. W wykopaliskach znaleziono niezliczoną ilość dokumentów pisanych, dosłownie całe ogromne biblioteki i archiwa. Tak na przykład w ruinach pałacu króla asyryjskiego Assurbanipala w Niniwie zacho­wało się aż dwadzieścia pięć tysięcy tabliczek glinianych z tekstami w piśmie klinowym. Obejmują one korespondencję dyplomatyczną, traktaty, modlitwy, zabytki literatury i mity religijne ubiegłych wieków, między innymi epos o Gil-gameszu zawierający opowieść o potopie. W roku 1901 odkryto w Suzie kodeks praw króla babilońskiego Hammurabiego (1750-1690 p.n.e.); kodeks ten, jak się okazało, był źródłem niektórych przepisów prawnych Pięcio­księgu.

Gdy Francuz Champollion (1790-1832) rozszyfrował hieroglify egipskie, a Niemiec Grotefend (1775-1853) wdarł się w arkana znaków klinowych, roz­poczęto odczytywanie tych dokumentów. Praca ta nie jest bynajmniej zakoń­czona, ale już dziś stanęły przed nami w pełni światła mało znane lub zgoła zapomniane narody starożytnego świata: Sumerowie, Babilończycy, Asyryj­czycy, Chaldejczycy, Fenicjanie, Filistyni, Hetyci, Mitanni, Persowie, Aramej­czycy i Egipcjanie. Wiemy już sporo o ich kulturze, religii i obyczajach, a his­torię niejednego z tych ludów znamy po dziś dzień tak szczegółowo, że na jej temat napisano już obszerne książki.

W połowie ubiegłego wieku rozpoczęły się poszukiwania archeologiczne także w Palestynie. Wykopano już większość miast, których nazwy znaliśmy jedynie tylko z Biblii. W ruinach ich znaleziono potwierdzenie wielu przeka­zów biblijnych, między innymi niezbite dowody kampanii zaborczej Jozuego, pozostałości budownictwa z czasów Saula, Dawida i Salomona oraz spusto­szenia dokonane przez najazdy Aramejczyków, Asyryjczyków i Chaldejczy-

ków. Z drugiej strony inskrypcje i dokumenty egipskie, asyryjskie, chaldejskie i perskie pozwoliły nam ustalić, że nie wszystko w Biblii jest legendą i fantazją, że w jej narracji tkwią niby kamienie milowe pewne fakty historycznie udoku­mentowane.

Naród izraelski, podobnie jak każdy inny naród, nie mógł żyć w całkowi­tej izolacji kulturalnej i obyczajowej, zwłaszcza że był młodym narodem w stosunku do otaczających go starych, bogatych i dojrzałych cywilizacji. Kry­tyka historyczna zajmuje się wykrywaniem tych związków i pod tym wzglę­dem może zapisać na swoje dobro pewne niewątpliwe sukcesy. Przede wszyst­kim więc metodą korelacji udało się jej częściowo zrekonstruować chronolo­gię historii biblijnej, uzupełnić lub ustalić pewne epizody, które Biblia bądź pomija milczeniem, bądź też omawia lakonicznie lub jednostronnie, i naświet­lić polityczne motywy wielu wydarzeń, których nie rozumieliśmy, jednym sło­wem - nadać dość naiwnie opowiedzianej historii biblijnej jakiś pragmatyczny porządek przyczyn i skutków.

Ważniejsze dla nas było ustalenie ścisłych powiązań w dziedzinie obycza­jów, prawodawstwa i religii. Tym zagadnieniom poświęcamy w książce sporo miejsca, wystarczy więc tu jedynie tylko zaznaczyć dla przykładu, że np. prawa i ..Dziesięcioro przykazań” Mojżesza ukształtowały się pod wpływem prawo­dawstwa mezopotamskiego, że historia stworzenia świata, potop i wiele innych opowieści są zapożyczeniami z mitologii babilońskiej, że nawet cała eschato­logia proroków, jak sąd ostateczny, nagroda i kara po śmierci, niebo i piekło, anioły i szatan, jest pochodzenia obcego. Słowem - wszystkie nasze koncepcje religijne i artykuły wiary są o kilkanaście stuleci starsze niż Biblia, która nam je przekazała.

Pod wpływem wszystkich tych odkryć zaczęliśmy patrzeć na Biblię inny­mi oczyma i ku naszemu zdumieniu spostrzegliśmy, że jest ona jednym z naj­większych arcydzieł literatury światowej, dziełem wyjątkowego realizmu, w którym przelewa się i kipi autentyczne życie. Po prostu trudno uwierzyć, że ów bogaty kalejdoskop opowieści, pełnych plastyki, ruchu i kolorytu, oraz ludzi w ciało i krew obleczonych - mógł powstać w tak odległej przeszłości i że przetrwał do naszych czasów.

W tym zbiorze opowieści, baśni, psalmów, liryk i natchnionych proroctw uzdolniony lud obnażył swoją mądrość życiową, wniknął w najtajniejsze głę­bie natury ludzkiej i śmiało podjął pytanie, które jest pytaniem o sens życia. Biblia ma za temat wielowiekowe dzieje plemion hebrajskich, ubarwione z czasem różnymi niezwykłymi opowieściami i legendami.

Treść Biblii jest tak bogata, jak bogate jest samo życie. Sceny idylliczne sąsiadują bezpośrednio z krwawymi wojnami, ekscesami wyuzdania i depra­wacji oraz epizodami, które wstrząsają swoim tragizmem. A jakież tam bogac­two w galerii występujących postaci! Dość wymienić jednym tchem Samsona, króla Saula miotającego się w osamotnieniu, półobłędzie i klęsce czy też wytwornego, wielce obrotnego Salomona, który na handlu końmi i produkcji miedzi dorobił się wielkiego majątku.

Uwieńczeniem tych wydarzeń jest zbiorowa tragedia ludu żydowskiego, porwanego w niewolę babilońską. Ale jak w prawidłowo zbudowanej tragedii wraz z finałem następuje katharsis, oczyszczenie i rehabilitacja. Wysiedleńcom wiodło się nie najgorzej w Babilonii, a jednak ginęli z tęsknoty za krajem. Siadając nad Eufratem, zawodzili swoje pokutne psalmy i nie tracili nadziei, że zaświta im wolność.

Gdy król perski pozwolił im wrócić, szli w udręce przez pustynię i ostępy górskie, by na ruinach spustoszonej, zubożałej Jerozolimy budować nowe życie. Pod wpływem cierpień i doświadczeń niektórzy prorocy w natchnionych wizjach głosili osobistą etykę, sprawiedliwość społeczną i wyższego rzędu monoteizm oparty na wierze, iż wszechświatem rządzi jeden tylko Bóg. W pochodzie ludu izraelskiego do wyższych form życia widzę właśnie wspom­nianą poprzednio linię rozwojową, stanowiącą istotę historii rodzaju ludzkie­go.

Tak oto przedstawiała mi się Biblia, gdy przystępowałem do napisania niniejszej książki. Trudność polegała na tym, że miałem do czynienia z dwois­tością materiału: z tekstem Biblii oraz ogromem wiadomości naukowych, które stawiały całe rozdziały historii izraelskiej lub jej szczegóły w świetle rewela­cyjnym. Należało zespolić te dwa elementy w książce, która miała odróżniać się od rozpraw naukowych czy nawet popularnonaukowych.

Chodziło mi przecież o to, by czytelnicy zapoznali się z treścią Biblii i czytali ją tak, jak odczytuje ją dziś nauka. Dlatego nadałem książce kompo­zycję dwutorową: osobno treść Biblii i osobno komentarz. W ten sposób powstała owa dziwna nieco i ryzykowna forma, która, mam nadzieję, nie okaże się zbyt niedogodna w czytaniu.

Parafrazując tekst biblijny, starałem się podać go w sposób jak najbar­dziej komunikatywny, aby dzisiejszy czytelnik mógł czytać go bez wysiłku i skupić uwagę na samej wartości treściowej. Z tego względu oparłem się na zmodernizowanym przekładzie Wujka, a nawet sięgnąłem po najnowszy prze­kład Księgi Rodzaju z oryginału. Przekład Wujka, który tak zachwycał Mickie­wicza, Słowackiego i Sienkiewicza, zawiera wiele nieścisłości oraz dużo wyra­żeń i zwrotów językowych, które zmieniły znaczenie albo stały się niezrozu­miałe. Moja opowieść tu i ówdzie zachowała jednakże ów lekki nalot archaiz­mu, który wytwarza pożądany klimat dawności.

Na ogół starałem się utrzymać konsekwentnie dwutorową kompozycję książki. W wypadkach jednak, kiedy fabułę można było uzupełnić, podmalo­wać lub ożywić informacjami uzyskanymi dzięki odkryciom archeologicznym, nie wahałem się tego zrobić. Dotyczy to na przykład miasta Uri realiów, które opowieść o Abrahamie czynią plastyczną i żywą.

Inne problemy, z którymi borykałem się, to psychologiczne motywy leżą-

ce u podłoża wielu wydarzeń. Biblia jest przeważnie pod tym względem po­wściągliwa, chociaż niejednokrotnie czyni w tej mierze niejasne, dające do myślenia aluzje. Dlaczego Lewici pod przewodem Korego podnieśli bunt prze­ciwko Mojżeszowi, dlaczego wypowiedziało mu posłuszeństwo jego własne rodzeństwo, dlaczego arcykapłan Aaron wyparł się Jahwe i ustanowił kult zło­tego cielca? Takich intrygujących pytań jest w Biblii całe mnóstwo. Jeżeli na niektóre z nich odważyłem się odpowiedzieć, to zawsze szukałem usprawied­liwienia bądź to w jakimś tekście biblijnym, bądź też w logicznym wniosku wynikającym samorzutnie z towarzyszących danemu wydarzeniu okolicz­ności.

 

Przedziwne odkrycia o stworzeniu świata, raju, potopie i wieży Babel

Z Biblii dowiadujemy się, że pierwotną ojczyzną Hebrajczyków była Mezopotamia. Rodzina Abrahama mieszkała w Ur, starożytnej stolicy Sume­rów, zanim wywędrowała do Kanaanu, czyli dzisiejszej Palestyny. Hebrajczy­cy należeli więc do wielkiej grupy ludów, które w basenie Eufratu i Tygrysu wytworzyły jedną z najbogatszych kultur w dziejach ludzkości. Właściwymi twórcami tej wielkiej kultury byli Sumerowie. Już w trzecim tysiącleciu przed naszą erą budowali oni wspaniałe miasta, nawadniali glebę za pomocą rozle­głej sieci kanałów irygacyjnych, rozwinęli rękodzielnictwo i stworzyli wspa­niałe pomniki sztuki i literatury. Akadyjczycy, Asyryjczycy, Babilończycy, Hetyci i Aramejczycy, którzy później kolejno zakładali w Mezopotamii i Syrii swoje państwa, byli uczniami Sumerów, od których przejęli w spadku wielką spuściznę kulturalną.

Do połowy XIX wieku mieliśmy o kulturach tych ludów bardzo skąpe, a nawet bałamutne wiadomości. Dopiero wykopaliska archeologiczne, prze­prowadzone na wielką skalę w Mezopotamii, ujawniły nam ich wielkość i bogactwo. Odkopano takie potężne metropolie, jak Ur, Babilon i Niniwa, a w pałacach królewskich znaleziono tysiące tabliczek zapisanych pismem kli­nowym, które zdołano już odczytać. Na treść tych dokumentów składają się kroniki historyczne, korespondencja dyplomatyczna, kontrakty, mity i poema­ty religijne, wśród których znajdował się najstarszy epos ludzkości o sumeryj-skim bohaterze narodowym Gilgameszu.

W miarę odczytywania tekstów okazało się, że Biblia, uważana przez wie­ki za oryginalny utwór Hebrajczyków i księgę objawioną, sięga korzeniami tradycji mezopotamskiej, że wiele szczegółów i opowiadań - to w większym lub mniejszym stopniu zapożyczenia z bogatej skarbnicy mitów i legend sume­ryjskich.

Nie ma w tym właściwie nic dziwnego. W świetle dzisiejszej wiedzy his­torycznej poczytywalibyśmy za rzecz raczej niezwykłą, gdyby było inaczej. Wiemy przecież, że kultura i cywilizacja nie umierają bezpotomnie, że najcen­niejsze owoce swego dorobku przekazują zawiłymi nieraz drogami młodszym kulturom. Do niedawna sądziliśmy, że kultura europejska zawdzięcza wszyst­ko Grecji, a tymczasem najnowsze badania wykazały, jak pod wieloma wzglę­dami wciąż jeszcze jesteśmy spadkobiercami tego, co pięć tysięcy lat temu stworzył geniusz narodu sumeryjskiego. Kultury i narody w wiecznym strumie­niu przemijania rozkwitają i ulegają zagładzie, ale ich doświadczenia żyją i wzbogacają się w następnych pokoleniach, współdziałają w tworzeniu no­wych, dojrzalszych kultur.

W tej ciągłości historycznej Hebrajczycy nie stanowili i nie mogli stano­wić grupy odosobnionej. Tkwili korzeniami w kulturze mezopotamskiej, wy­nieśli z niej do Kanaanu wyobrażenia, obyczaje i mity religijne, jakie powstały

w ciągu tysiącleci nad Eufratem i Tygrysem. Wyraźne ślady tych odległych wpływów znajdujemy dziś w tekstach biblijnych.

Wykrywanie tych zależności i zapożyczeń nie jest jednak rzeczą łatwą. Hebrajczycy, osiedliwszy się w Kanaanie, stopniowo odrywali się od wpływów Mezopotamii. Wyniesione stamtąd wyobrażenia, mity i opowieści przekazy­wali sobie ustnie z pokolenia na pokolenie i w ciągu wieków przekształcili nieraz do tego stopnia, że jedynie za pomocą źródeł mezopotamskich można rozpoznać ich rodowód.

Do zatarcia tych pradawnych pokrewieństw przyczynili się głównie ka­płani, którzy po powrocie z niewoli babilońskiej, a więc w okresie od VI do IV wieku przed naszą erą, redagowali tekst Starego Testamentu i przekazali nam go w tej formie, w jakiej go dziś posiadamy. Posługiwali się oni w swej kom­pilacji starodawnymi podaniami...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin