Gifford Barry - Dzikosc serca.pdf

(356 KB) Pobierz
Gifford Barry - Dzikosc serca
Barry Gifford
DZIKOść SERCA
Przełożył Krzysztof Fordoński
Książkę tę dedykuję pamięci Charlesa Willeforda
"Potrzebny ci facet, z którym mogłabyś pójść do piekła". Tuesday Weid
BABSKIE GADANIE
LULA I JEJ PRZYJACIÓ£KA Beany Thorn siedziały przy stoliku w Raindrop Club i popijając
colę z rumem, przyglądały się i przysłuchiwały białej kapeli bluesowej The Bleach Boys.
Kapela przeszła gładko od Dust My Broom Elmore'a Jamesa do Me and the Devil Roberta
Johnsona, kiedy Beany parsknęła nagle.
- Nie cierpię tego wokalisty.
- Nie jest wcale taki zły - stwierdziła Lula. - Przynajmniej nie fałszuje.
- Nie o to chodzi, po prostu jest okropny. Faceci z brodami i brzuszyskami od piwa stanowczo
nie są w moim typie. Lula zachichotała.
- Widzę przecież wyraźnie, że sama jesteś szczuplutka jak nie używana, niewoskowana
żyłka do czyszczenia zębów i nie wiem, jak możesz go krytykować.
- Dobra, dobra, tylko jeśli twierdzi, że całe to sadło spływa mu o północy do fiuta, na pewno
kłamie.
Lula i Beany wybuchnęły śmiechem, a potem pociągnęły po łyku ze swoich szklaneczek.
- Słyszałam, że Sailor wychodzi niedługo z pudła - rzuciła Beany. - Zamierzasz się z nim
spotkać?
Lula skinęła głową, a potem skruszyła zębami i połknęła kostkę lodu.
- Będę na niego czekała przy bramie - odparła.
- Gdybym tak bardzo nie nienawidziła mężczyzn - powiedziała Beany - z całego serca
życzyłabym ci szczęścia.
- Nie wszyscy mężowie są doskonali. A Elmo pewnie nie zrobiłby bachora tej paniusi, gdybyś
wcześniej sama nie wykopała go z domu.
Beany nawijała na palec blond loczek nad czołem.
9
- Powinnam była mu odstrzelić jaja z trzydziestki ósemki, nie inaczej.
The Bleach Boys przerzucili się na mambo w stylu profesora Longhaira, a Beany przywołała
kelnerkę.
- Przynieś nam jeszcze dwie cole z podwójnym rumem, dobrze? - powiedziała. - Kurczę,
Lula, spójrz tylko, jak ta mała kręci zadkiem.
- Mówisz o kelnerce?
- Owszem. Założę się, że gdybym miała taki tyłeczek, Elmo nie wtykałby swojego ptaka w
każdą dziurkę na naszym brzegu Tangipahoi.
- Nie możesz być tego taka pewna - odparła Lula. W oczach Beany zakręciły się łzy.
- Chyba tak - przyznała. - Ale zrezygnowałabym z wielu rzeczy, może nawet z valium, żeby
tylko załatwić sobie lepszy tyłek, wiesz.
DZIKOść SERCA
SAILOR I LULA leżeli na łóżku w hotelu Cape Fear, wsłuchując się w skrzypienie
obracającego się pod sufitem wentylatora. Z okna rozciągał się widok na rzekę wpadającą do
Atlantyku; mogli stąd obserwować łodzie rybackie płynące wąskim kanałem. Czerwiec
dobiegał końca, ale łagodny wiatr sprawiał, że - jak lubiła to określać Lula - było im "całkiem
komfortowo".
Matka Luli, Marietta Pace Fortune, zakazała córce spotykać się z Sailorem Ripleyem, ale
Lula nie miała najmniejszego zamiaru stosować się do tego polecenia. Doszła do wniosku, że
Sailor spłacił dług wobec społeczeństwa, jeśli w ogóle można było o czymś takim mówić.
Nijak nie potrafiła pojąć, jak odsiadkę za zabicie człowieka, który próbował ciebie zabić,
można uważać za spłatę długu wobec społeczeństwa.
Społeczeństwo, jakie by tam było, zdaniem Luli z całą pewnością nie straciło zbyt wiele na
eliminacji Boba Raya Lemona. Według Luli, Sailor zarówno na krótką, jak i na dłuższą metę
spełnił wobec społeczeństwa dobry uczynek, za który zasługiwał na większą nagrodę niż dwa
lata w obozie pracy Pee Dee River za zabójstwo drugiego stopnia. Na przykład na opłaconą
w całości kilkutygodniową wycieczkę do Nowego Orleanu czy na Hilton Head dla siebie i
 
osoby towarzyszącej, oczywiście Luli. Hotel najwyższej klasy i samochód do dyspozycji, jakiś
szykowny nowiutki kabriolet, na przykład chrysler lebaron. To byłoby właściwe rozwiązanie. A
biedny Sailor musiał oczyszczać pobocza z krzaków, uważać na węże i przez dwa lata jeść
niezdrowe smażone żarcie. Został ukarany tylko dlatego, że miał o włos lepszy refleks niż ten
kutas Bob Ray Lemon. Ten świat naprawdę ma nierówno pod sufitem, stwierdziła Lula. W
każdym razie, Sailor wyszedł z kicia i wciąż
ąą
całował najlepiej na świecie, poza tym Marietta Pace Fortunę nigdy o niczym się nie dowie,
więc żadnej sprawy nie będzie, prawda?
- Tak a propos dowiadywania się - odezwała się Lula do Sailora - pisałam ci może o tym, że
znalazłam na strychu w szufladzie biurka listy mojego dziadka?
Sailor wsparł się na łokciu.
- A propos czego? - zapytał. - A odpowiedź brzmi: nie. Lula cmoknęła dwa razy.
- Wydawało mi się, że o tym mówiliśmy, ale pewnie tylko tak mi się wydawało. Czasami tak
już mi się robi. Pomyślę sobie coś, a potem wydaje mi się, że powiedziałam to na głos.
- Naprawdę tęskniłem za twoim sposobem myślenia, kiedy siedziałem w Pee Dee, kochanie -
powiedział Sailor. - Za całą resztą oczywiście też. To, co dzieje się w twojej główce, musi być
prywatną tajemnicą Pana Boga. Ale chciałaś mi opowiedzieć o jakichś listach.
Lula usadowiła się na łóżku, podłożyła sobie pod plecy poduszkę. Długie czarne włosy, które
zazwyczaj nosiła związane w kok i zawinięte jak ogon wyścigowego konia, były teraz
rozrzucone na błękitnej poduszce jak skrzydła kruka. Jej wielkie szare oczy zawsze
fascynowały Sailora. Kiedy karczował krzaki rosnące na poboczach, myślał zawsze właśnie o
oczach Luli, pływał w nich jak w wielkich, chłodnych szarych jeziorach z malutkimi fiołkowymi
wysepkami na środku. To one pozwoliły mu pozostać przy zdrowych zmysłach.
- Wiele zastanawiałam się nad moim dziadkiem. Nad tym, dlaczego właściwie mama nigdy
nawet nie wspomniała o swoim tacie? Wiedziałam tylko, że przed śmiercią mieszkał ze swoją
mamą.
- Mój tato też przed śmiercią mieszkał ze swoją mamą -powiedział Sailor. - Mówiłem ci o
tym? Lula potrząsnęła głową.
- Na pewno nie - rzuciła. - Dlaczego?
- Był bez grosza, jak zwykle - wyjaśnił Sailor. - Moja mama umarła wcześniej na raka płuc.
- Jakie papierosy paliła? - spytała Lula.
- Camele. Tak samo jak ja.
Lula przewróciła wielkimi szarymi oczami.
ą2
- Moja mama pali teraz marlboro - oznajmiła. - Kiedyś paliła koole. Podkradałam je od szóstej
klasy. A kiedy byłam już dość duża, żeby sama kupować sobie papierosy, też kupowałam
koole. Teraz przerzuciłam się na more'y, pewnie zauważyłeś? Są dłuższe.
- Kiedy tato szukał roboty, przejechała go ciężarówka z żużlem na Dixie Guano Road koło
Siedemdziesiątej Czwartej Ulicy - powiedział Sailor. - Gliniarze stwierdzili, że był nachlany...
tato, nie ten kierowca... ale tak sobie myślę, że chcieli po prostu zamknąć szybko sprawę.
Miałem wtedy czternaście lat.
- Jezu, Sailor, tak mi przykro, kochanie. Nie miałam o niczym pojęcia.
- Nie ma sprawy. I tak nieczęsto go oglądałem. Zawsze brakowało mi opieki rodzicielskiej-
Obrońca z urzędu tak właśnie powiedział w czasie rozprawy o zwolnienie warunkowe.
- Ale wracając do sprawy - rzekła Lula - okazało się, że tato mojej mamy zwinął pieniądze z
banku, gdzie pracował. Złapali go. Zrobił to, żeby pomóc swojemu bratu, który chorował na
gruźlicę, był wrakiem człowieka i nie mógł pracować. Dziadek dostał cztery lata w Statesville,
a jego brat umarł. Pisał do babci listy prawie codziennie, pisał, jak bardzo ją kocha. Ale ona
rozwiodła się z nim, kiedy siedział w więzieniu, i nigdy z nikim o nim nie rozmawiała. Nie
cierpiała nawet jego imienia. Ale zatrzymała wszystkie jego listy! Uwierzyłbyś? Przeczytałam
je, mówię ci, on naprawdę musiał ją kochać. Na pewno załamał się, kiedy nie stanęła w jego
obronie. Ale kiedy pani Pace podejmie decyzję, nie da się już tego zmienić.
Sailor zapalił camela i podał go Luli. Wzięła, go, zaciągnęła się głęboko, wydmuchnęła dym i
raz jeszcze przewróciła oczami.
- Ja stanęłabym w twojej obronie, Sailor - powiedziała -gdybyś zdefraudował pieniądze z
banku.
- Do diabła, orzeszku - odparł Sailor - byłaś przy mnie, kiedy załatwiłem Boba Raya Lemona.
Nie można prosić o więcej.
Lula przyciągnęła do siebie Sailora i pocałowała go delikatnie w usta.
 
- Pociągasz mnie, Sailor, naprawdę mnie bierzesz -powiedziała - Doprowadzasz mnie do
obłędu.
ął
Sailor pociągnął prześcieradło, odsłaniając piersi Luli.
- Ty też doskonale do mnie pasujesz.
- Przypominasz mi mojego tatę, wiesz? - odezwała się Lula. -Mama mówiła mi, że lubił chude
kobitki z troszkę przyduży-mi piersiami. Miał długi nos, tak jak ty. Opowiadałam ci kiedyś, jak
umarł?
- Nie, słodka, nic takiego nie pamiętam.
- Zatruł się ołowiem, czyszcząc bez maski dom ze starej farby. Mama powiedziała potem, że
mózg rozsypał mu się na kawałeczki. Zaczęło się od tego, że zaczął o wszystkim zapominać.
Zrobił się bardzo gwałtowny. W końcu w środku nocy oblał się cały naftą i zapalił zapałkę.
Prawie udało mu się spalić cały dom razem ze mną i mamą, bo spałyśmy na górze.
Uciekłyśmy w ostatniej chwili. To było rok przed naszym poznaniem.
Sailor wyjął papierosa z dłoni Luli i odłożył go do popielniczki stojącej obok łóżka. Położył
dłonie na jej drobnych, ładnie umięśnionych ramionach i zaczął je pieścić.
- Jak dorobiłaś się takich mocnych ramion? - zapytał.
- Pewnie od pływania - odparła Lula. - Już jako dziecko kochałam pływać.
Przyciągnął ją i pocałował w szyję.
- Masz taką śliczną długą szyję, jak łabędź - powiedział.
- Babcia Pace miała długą, gładką, białą szyję - przypomniała sobie. - Była tak biała, że
wyglądała jak posąg. Za bardzo kocham słońce, by mieć tak białą skórę.
Sailor i Lula kochali się, a potem, kiedy Sailor zasnął, Lula stanęła koło okna i zapaliła
jednego z jego cameli, wpatrując się w ujście rzeki Cape Fear. Trochę to straszne, stać tak
na samym krańcu wielkiej wody. Spojrzała w stronę Sailora, który wyciągnął się na plecach.
Dziwne, że taki chłopak jak Sailor nie ma żadnych tatuaży, pomyślała. Tacy faceci mają ich
zwykle całe mnóstwo. Sailor zachrapał i przewrócił się na bok, odsłaniając przed Lulą długie
wąskie plecy i płaski tyłek. Zaciągnęła się raz jeszcze i wyrzuciła papierosa przez okno do
rzeki.
WUJEK POOCH
- PIęć LAT TEMU - odezwała się Lula - kiedy miałam piętnaście lat, mama powiedziała mi, że
kiedy zacznę myśleć o seksie, powinnam z nią porozmawiać, zanim cokolwiek zrobię.
- Ależ, kochanie - wtrącił Sailor. - Wydawało mi się, że mówiłaś, że wujek Pooch zgwałcił cię,
kiedy miałaś trzynaście lat.
Lula skinęła głową. Stała w łazience pokoju w hotelu Cape Fear, bawiąc się włosami przed
lustrem. Sailor przyglądał jej się przez drzwi, leżąc na łóżku.
- To prawda - przyznała. - Wujek Pooch nie był tak naprawdę moim wujkiem. To znaczy, nie
był moim krewniakiem. Był... wspólnikiem taty? A mama z całą pewnością nigdy się nie
dowiedziała, co stało się między nami. Naprawdę nazywał się jakoś tak europejsko, coś jak
Pucinski. Ale wszyscy nazywali go Pooch. Zachodził czasem do nas, kiedy nie było taty.
Zawsze myślałam, że smali cholewki do mamy, więc kiedy pewnego wieczoru dobrał się do
mnie, byłam naprawdę nieźle zaskoczona.
- Jak do tego doszło, orzeszku? - zapytał Sailor. - Wyciągnął swoją ropuchę i puścił ją na
łowy?
Lula sczesała włosy na bok i zmarszczyła czoło. Wyjęła z paczki leżącej na umywalce
papierosa i zapaliła go; trzymała w ustach, dalej bawiąc się włosami.
- Czasami jesteś strasznie wulgarny, wiesz, Sailor? - powiedziała.
- Nic nie rozumiem, kiedy do mnie mówisz z more'em w ustach - odparł Sailor.
Lula zaciągnęła się głęboko i odłożyła papierosa na krawędź umywalki.
ą5
- Powiedziałam, że czasami jesteś strasznie wulgarny. Ale chyba nic mnie to nie obchodzi.
- Przepraszam, słoneczko - powiedział Sailor. - No, opowiedz mi, co właściwie zrobił stary
Pooch.
- No tak, mama poszła do Pracowitej Pszczółki, żeby sobie ufarbować włosy. A ja zostałam w
domu sama. Wujek Pooch wszedł do środka przez taras, wiesz? Kiedy robiłam sobie właśnie
kanapkę z galaretką i bananem. Pamiętam, że miałam nakręcone włosy, bo wieczorem
wybierałam się z Vicky i Cherry Ann, siostrami DeSoto, na koncert Van Halen do Coliseum w
Charlotte. Wujek Pooch na pewno wiedział, że jestem w domu zupełnie sama, bo od razu do
mnie podszedł i położył mi dłonie na tyłeczku i potem oparł mnie o blat stołu.
 
- Powiedział coś? - zapytał Sailor.
Lula potrząsnęła przecząco głową i zaczęła rozczesywać splątane włosy. Sięgnęła po
papierosa, zaciągnęła się pospiesznie i wrzuciła niedopałek do toalety. ¯ar papierosa wypalił
brązową plamę na porcelanie umywalki. Lula polizała czubek palca wskazującego prawej
dłoni i potarła plamę, ale nie chciało zejść.
- Chyba nie - powiedziała. - A przynajmniej nic sobie nie przypominam. - Spuściła wodę i
popatrzyła, jak morę rozpada się na kawałki, kiedy zakręcił się w wirze.
- Co się stało później? - zapytał Sailor.
- Wsunął mi rękę za bluzkę od przodu.
- A ty co zrobiłaś?
-Wylałam galaretkę na podłogę. Pamiętam, że pomyślałam sobie wtedy, że mama będzie na
mnie zła, jak to zobaczy. Pochyliłam się, żeby ją wytrzeć, i wujek Pooch musiał wyjąć rękę.
Pozwolił mi wytrzeć galaretkę i wyrzucić brudną serwetkę do śmieci, zanim posunął się dalej.
- Bałaś się? - spytał Sailor.
- Nie wiem - odparła Lula. - To znaczy, to był wujek Pooch. Znałam go od siódmego roku
życia. Chyba nie potrafiłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
- Więc jak w końcu cię dmuchnął? Od razu w kuchni?
-Nie, podniósł mnie do góry. Był niski, ale bardzo silny. Miał owłosione ramiona. Nosił wąsik
w stylu Errola Flynna, kilka krótkich włosków tuż nad górną wargą. W każdym ra-
ą6
zie zaniósł mnie do sypialni służącej, gdzie nikt nie mieszkał
od kilku lat, odkąd Abilene uciekła z tym kierowcą Sally Wil-
by, Harlanem, potem pobrali się i zamieszkali w T<xpelo. Zro-
biliśmy to na starym łóżku Abilene.
- Zrobiliśmy to? - powtórzył Sailor. - Co to znaczy? Nie
zmuszał cię?
- No, oczywiście, że tak - powiedziała Lula. - Ale był strasz-
nie delikatny, wiesz? To znaczy, zgwałcił mnie i w ogóle, ale
tak sobie myślę, że są różne rodzaje gwałtów. Może nieko-
niecznie chciałam, żeby to zrobił, ale wydaje mi się, że kiedy
wszystko się zaczęło, nie było to już takie okropne.
- Było ci dobrze?
Lula odłożyła szczotkę i spojrzała na Sailora. Leżał nago,
miał erekcję.
- Czy moja historia tak cię podnieciła? - zapytała. - Dlate-
go chcesz jej słuchać?
Sailor roześmiał się.
- Nic na to nie mogę poradzić, kochanie. Zrobił to więcej
niż raz?
- Nie, wszystko stało się bardzo szybko. Niewiele poczułam.
Straciłam wianek przypadkowo, kiedy miałam dwanaście lat.
Wylądowałam pupą na wodzie, kiedy jeździłam na nartach
wodnych na jeziorze Lanier we Flowery Branch w Georg .
Nie było więc wcale krwi ani nic takiego. Wujek Pooch wstał
po prostu, wciągnął spodnie i wyszedł. Leżałam na łóżku Abi-
lene, aż usłyszałam, jak odjeżdża. To było najgorsze, kiedy
tak leżałam i słuchałam, jak sobie jedzie.
- Co wtedy zrobiłaś?
- Chyba wróciłam do kuchni i skończyłam robić kanapkę.
Może po drodze zrobiłam jeszcze siusiu. þ
- I nigdy nikomu o tym nie opowiadałaś?
- Tylko tobie - odparła Lula. - Później wujek Pooch zacho-
wywał się w moim towarzystwie tak samo jak wcześniej.
I nigdy więcej nie próbował nic ze mną robić. Zawsze dosta-
wałam od niego ładny prezent na Boże Narodzenie, płaszczyk
albo coś z biżuterii. Zginął w wypadku samochodowym trzy
lata później podczas wakacji na Myrtle Beach. Jak na mój
gust, nadal jest tam za duży ruch.
Sailor wyciągnął ku niej dłoń.
ą7
 
- Chodź tu do mnie - powiedział.
Lula podeszła i usiadła na krawędzi łóżka. Erekcja Sailora zmniejszyła się już o połowę,
wzięła więc jego członek w lewą rękę.
- Nie musisz nic dla mnie robić, kochanie - powiedział Sai-lor. - Nic mi nie jest.
Lula odrzuciła w tył włosy.
- Niech cię diabli porwą, Sailor - żachnęła się - nie zawsze myślę tylko o tobie.
Siedziała przez chwilę bez ruchu, a potem zalała się łzami. Sailor usiadł na łóżku i wziął ją w
ramiona, i kołysał bez słowa, aż przestała płakać.
MARIETTA I JOHNNIE
- WIEDZIA£AM, ¯E DO TEGO DOJDZIE. Kiedy tylko ten śmieć wyszedł z Pee Dee,
wiedziałam, że będą kłopoty. Ma na nią wpływ, którego w żaden sposób nie potrafię pojąć.
Lula ma w sobie coś dzikiego, sama nie wiem, skąd jej się to wzięło. Musisz ich znaleźć,
Johnnie, i zastrzelić tego chłopaka. Zabij go po prostu i utop trupa na moczarach. Zlikwiduj
ten problem raz na zawsze.
Johnnie Farragut uśmiechnął się i potrząsnął głową.
- Posłuchaj, Marietto, wiesz, że nie mogę zabić Sailora.
- Dlaczego nie, do najjaśniejszej cholery? Przecież on zabił już człowieka, może nie? Tego
jakiegoś tam Lemona.
- I odsiedział za to wyrok. Jest jeszcze druga sprawa: jeśli Lula jest z nim z własnej
nieprzymuszonej woli, to znaczy że nikt jej do niczego nie zmusza, w takim wypadku niewiele
mogę zrobić.
- Nie odzywaj się do mnie w ten sposób, Johnnie Farragut. Wiem, co to znaczy z własnej
nieprzymuszonej woli, i właśnie dlatego chcę, żeby Sailor Ripley zniknął raz na zawsze z
powierzchni tej planety! To zwyczajny męt, który przykleił się do mojej córeczki. Mógłbyś tak
to załatwić, żeby to on zrobił pierwszy ruch, i wtedy go zastrzelić. To byłaby samoobrona, a z
jego przeszłością nikt specjalnie by się nie przejął całą sprawą.
Johnnie nalał sobie następną szklaneczkę Johnnie walkera black label. Podsunął butelkę
Marietcie, ale ona potrząsnęła głową i nakryła swoją szklankę dłonią.
- Znajdę Lulę, Marietto, jeśli rzeczywiście jest z młodym Ripleyem, porozmawiam z nim
poważnie, a ją spróbuję przekonać, żeby ze mną wróciła. To wszystko, co mogę zrobić. -
Pociągnął długi łyk whisky.
Marietta wybuchnęła płaczem. £kała przez kilka sekund i urwała równie niespodziewanie, jak
zaczęła. Jej szare oczy zaszkliły się i zaczerwieniły odrobinę.
ą9
- W takim razie wynajmę płatnego mordercę - stwierdziła. - Jeśli ty mi nie pomożesz,
zadzwonię do Marcella Santosa. Był przyjacielem Clyde'a.
- Posłuchaj, Marietto, chcę ci pomóc. Nie unoś się. Sama nie chcesz wciągać w to Santosa i
jego ludzi. A tak przy okazji, ty i Clyde wcale nie żyliście z sobą tak świetnie, zwłaszcza pod
koniec.
- Clyde'a zabił ołów z farby, Johnnie, a nie Marcello. Dobrze o tym wiesz. A w każdym razie
Marcello Santos zawsze robił do mnie słodkie oczy, jeszcze zanim wyszłam za Clyde'a.
Mama nie życzyła sobie, bym się z nim spotykała, więc zawsze trzymałam się na dystans.
Pewnie nie powinnam była jej słuchać. Spójrz tylko na Lulę. Ona nigdy nie zwraca
najmniejszej uwagi na to, co mówię.
- Czasy się zmieniły, Marietto.
- Ale podstawy dobrego wychowania nie. Może dzisiejsze dzieciaki za bardzo wbiły sobie do
głowy, że świat może w każdej chwili wylecieć w powietrze, ale mam wrażenie, że ani nie
mają pojęcia, ani nic ich nie obchodzi, jak należy się zachowywać.
- Ja też to zauważyłem - powiedział Johnnie. Pociągnął długi łyk szkockiej, rozsiadł się
wygodnie w dawnym fotelu Clyde'a Fortune'a i przymknął oczy.
- Lula też pewnie tak uważa - odezwała się Marietta. - Ale to przede wszystkim moja wina.
Wydaje mi się, że po śmierci Clyde'a rozpuszczałam ją o wiele bardziej, niż powinnam.
- Nie była to szczególnie zaskakująca reakcja, Marietto.
- Rozumiem, ale nijak nie potrafię zrozumieć obsesji, jaką ona ma na punkcie tego mordercy.
Johnnie czknął cicho i otworzył oczy.
- On wcale nie jest mordercą. Musisz w końcu się z tym pogodzić - powiedział. - O ile wiem,
Sailor miał absolutnie czyste konto przed tą sprawą. A wtedy starał się tylko ochraniać Lulę.
Posunął się tylko za daleko, to wszystko.
- Może powinnam się gdzieś wybrać, Johnnie. Pojechać do Kairu albo Hiszpanii czy
Singapuru na którąś z wycieczek, których reklamówki wysyła mi ciągle Diners Club. Myślisz,
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin