Gemmell David - Ostatni miecz mocy.pdf

(820 KB) Pobierz
Gemmell David - Ostatni miecz m
WIELKIE SERIE FANTASY
David Gemmell
OPOWIEŚCI SIPSTRASSI
Wilk w cieniu
Ostatni strażnik
Kamień Krwi
Król widmo
Ostatni miecz mocy
 
OSTATNI MIECZ MOCY
Przekład Dariusz Kopociński
DAVID
GEMMELL
Niniejszą powieść dedykuję tym licznym osobom, które przydawały moim wycieczkom do
Birmingham czarodziejskiego uroku, a także: Rogowi Peytonowi, Dave'owi Holmesowi oraz
Rodowi Milnerowi z “Andromedy" za dowcip i trunki; Bernie Evans i Brum Group za magię
“Novaconu"; Chrisowi i Pauline Morgan za tajemnice “ Chińczyka "; personelowi hotelu
“RoyalAngus" za uśmiech w obliczu czystego szaleństwa
.
Prolog
 
O bjawiony stał plecami do drzwi, wspierając krzepkie dłonie na kamiennym
parapecie wąskiego okna; wzrokiem omiatał leżący w dole las, podczas gdy jego oczy
skierowane były na polującego sokoła, który zataczał koła wśród kłębiastych
obłoków.
- Zaczęło się, panie - rzekł sędziwy posłaniec i ukłonił się nisko przed wysokim
mężczyzną w mnisich szatach z burej wełny.
Objawiony odwrócił się powoli i wbił spojrzenie szarych jak dym oczu w
przybyłego, który odwrócił wzrok, nie mogąc znieść siły tego spojrzenia.
- Mów, co wiesz - nakazał Objawiony, opadając na inkrustowane kością słoniową
krzesło, stojące przed dębowym biurkiem; przyglądał się beznamiętnie pergaminowi,
nad którym pracował.
- Czy mogę usiąść, panie? - poprosił posłaniec cichym głosem, na co Objawiony
podniósł z uśmiechem głowę.
- Oczywiście, że możesz, mój drogi Cotta. Wybacz mi nastrój melancholii. Resztę
moich dni zamierzałem spędzić tutaj, w Tingisie. Afrykańska aura dobrze na mnie
działa, ludzie są tu przyjaźni, a ziemia spokojna, jeśli nie liczyć berberyjskich
najazdów. Prawie uporałem się już z moją książką... Jednak takie przygody zawsze
schodzą na dalszy plan wobec historii wziętych z życia.
Cotta usiadł z ulgą na krześle z wysokim oparciem; łysina połyskiwała mu od potu,
z ciemnych oczu wyzierało zmęczenie. Przyszedł prosto ze statku, chcąc jak
najszybciej zrzucić brzemię dźwiganych nowin, ciężarem których wolałby jednak nie
obarczać siedzącego przed nim mężczyzny.
- Co do tego, jak to się wszystko zaczęło, krążą przeróżne pogłoski. Przeczą sobie
wzajemnie lub są nadmiernie upiększone. Jest tak,
jak przypuszczałeś: Goci mają nowego wodza o niezwykłych zdolnościach.
Dowodzi zwycięskimi wojskami, które przewalają się niczym taran przez królestwa
północy. Sicambryjczycy i Wikingowie jeszcze się z nim nie zmierzyli, ale i na nich
przyjdzie kolej. Objawiony pokiwał głową.
- A co z czarną magią?
- Wysłannicy biskupów Rzymu twierdzą, że Wodan jest zręcznym nekromantą.
Składa w ofierze młode dziewczyny, budując swe okręty na ich rozkrzyżowanych
ciałach. To odrażające. .. nad wyraz odrażające. On uważa się za boga!
- Jak przejawia się siła tego człowieka? - zapytał opat.
- Jest niezwyciężony w boju. Nie ima się go ostrze miecza. Ponoć na jego rozkaz
umarli chodzą niczym żywi... i nie tylko chodzą. Jeden z niedobitków bitwy w Recji
przysięga, że u schyłku dnia zabici Goci powstali pośrodku wojsk nieprzyjaciela, by
ciąć i zabijać. Czyż trzeba dodawać, że zniknął wszelki opór? Znam tę opowieść z ust
tylko jednego człowieka, ale mam przeczucie, iż jest prawdziwa.
- A co mówią sami Goci?
- Mówią, że Wodan planuje wielkimi siłami zaatakować Brytanię, gdzie magia
objawia się w najwyższym stopniu. Wodan twierdzi, że Brytania jest domem
dawnych bogów, a brama do Walhalli znajduje się w Sorviodunum, niedaleko
Wielkiego Kręgu.
- W czym się nie myli - westchnął Objawiony.
- Co takiego, panie? - spytał Cotta wytrzeszczając oczy.
- Przepraszam, Cotta, tylko myślałem na głos. Druidzi zawsze uważali Wielki Krąg
za miejsce szczególnych mocy, a przed nimi inni byli tego samego zdania. Wodan ma
rację. To swoista brama i nie wolno mu pozwolić przejść na drugą stronę.
 
- Wątpię, czy jest takie wojsko, które można wysłać przeciwko niemu, wyłączając
Krwawego Króla, zajętego tłumieniem rewolty i obroną przed najazdem
cudzoziemców. Sasi, Jutowie, Anglowie, a nawet plemiona Brytów powstają z
orężem w ręku. Czy Krwawy Król będzie w stanie stawić czoło dwudziestotysięcznej
gockiej armii pod wodzą maga, który nie ma sobie równych?
Objawiony uśmiechnął się od ucha do ucha; w jego oczach, szarych niczym dym z
ogniska, pojawiły się wesołe błyski.
- Nigdy nie lekceważ Uthera, przyjacielu. On również nie zaznał dotąd goryczy
porażki, a do tego włada Mieczem Mocy, ostrzem Cunobelina.
- Ależ to już starzec - rzekł Cotta. - Dwadzieścia pięć lat spędzonych na wojnach
wycisnęło na nim swoje piętno. A Wielka Zdrada...
- Znam tę historię - uciął Objawiony. - Nalej nam wina, a ja się namyślę.
Opat obserwował, jak podstarzały mężczyzna napełnia dwa miedziane pucharki
ciemnoczerwonym trunkiem, po czym przyjął jeden - z uśmiechem, aby zatrzeć
wrażenie, jakie wywołała jego ostatnia odpowiedź.
- Czy to prawda, że wysłannicy Wodana poszukują dziewic o po-nadprzeciętnych
uzdolnieniach?
- Tak. Wróżbiarek, uzdrowicielek, władających językami. .. Podobno wszystkie
zaślubia.
- Raczej je zabija - sprostował Objawiony. - I w tym się kryje jego moc.
Opat wstał i podszedł do okna, aby popatrzeć na słońce zachodzące czerwonym
płomieniem. Za jego plecami Cotta zapalił cztery świece, a potem przez kilka minut
czekał w milczeniu. Na koniec przerwał ciszę:
- Czy wolno mi spytać, panie, dlaczego tak cię interesują wieści z szerokiego
świata? Przecież co chwila gdzieś wybucha wojna. To takie przekleństwo człowieka:
musi zabijać swoich braci. Niektórzy twierdzą, że sam Bóg rzucił tę klątwę, aby
ukarać ludzi za sprzeniewierzenie w Raju.
Objawiony odwrócił się od majestatycznie zachodzącego słońca i powrócił do
krzesła.
- Życie, Cotta, znajduje się w delikatnej równowadze, jak światło i mrok, słabość i
siła, dobro i zło. Harmonia natury. W nieprzeniknionej ciemności zginie każda
roślina, w ostrym świetle przepali się lub zwiędnie. Istotą wszystkiego jest
równowaga. Wodana trzeba poskromić, zanim stanie się bogiem, ciemnym i
mściwym bogiem. Krwiopijcą. Złodziejem dusz.
- Chcesz mu się przeciwstawić, panie?
- Owszem, mam taki zamiar.
- Ale skąd weźmiesz wojsko? Nie jesteś królem ani udzielnym generałem.
- Jeszcze nie wiesz, kim jestem, przyjacielu. Dalej, napełnij kielichy, zobaczymy, co
Graal nam pokaże.
Objawiony podszedł do dębowej skrzyni, gdzie nalał wody z glinianego dzbanka do
płytkiej, srebrnej czarki, którą następnie przyniósł
ostrożnie do stołu. Poczekał, aż wygładzą się zmarszczki na powierzchni, po czym
podniósł nad wodę złoty kamień i wykonał nim kilka wolnych, kolistych ruchów.
Jakkolwiek powietrze było niezmącone, płomienie świec zamigotały i zgasły. Cotta
wpatrywał się, pochylony, w ciemną, aksamitną toń wody w misce,
Pierwszy obraz przedstawiał wizerunek rudowłosego młodziana o dzikim wejrzeniu,
wymachującego w powietrzu drewnianym mieczykiem. Opodal siedział starszy
wojownik; skórzany, zamocowany na rzemykach kapturek przykrywał kikut w
miejscu, gdzie powinna znajdować się prawa dłoń. Objawiony śledził ich bacznym
spojrzeniem; na koniec przesunął ręką nad powierzchnią. Teraz pokazało się błękitne
niebo i siedząca nad brzegiem jeziora dziewczyna w bladozielonej sukience.
 
- To góry Recji - szepnął Cotta. Dziewczyna wolno zaplatała w warkocz swoje
ciemne włosy.
- Jest niewidoma - oznajmił Objawiony. - Widzisz, jak patrzy na słońce bez
zmrużenia powiek?
Raptem twarz dziewczyny odwróciła się w ich stronę.
- Dzień dobry - powiedziała; bezdźwięczne słowa rozbrzmiały w myślach obu
mężczyzn.
- Kim jesteś? - zapytał Objawiony łagodnie.
- Dziwne uczucie - odparła. - Twój głos jest szeptem porannego wiatru i zdaje się
tak bardzo odległy.
- Bo dzieli nas duża odległość, moje dziecko. Kim jesteś?
- Jestem Anduina.
- Gdzie mieszkasz?
- W Cisastra z moim ojcem, Ongistem. A ty?
- Nazywam się Objawiony.
- Jesteś moim przyjacielem?
- Jestem, to prawda.
- Tak też myślałam. A któż tam jest obok ciebie?
- Skąd wiesz, że nie jestem sam?
- To taki mój dar, panie Objawiony. Kim on jest?
- To Cotta, mnich, członek bractwa Białego Chrystusa. Wkrótce się spotkacie. On
także jest twoim przyjacielem.
- To już wiem. Wyczuwam jego dobroć.
Objawiony po raz drugi przesunął dłoń nad powierzchnią wody. Teraz ukazał się
młody człowiek z grzywą długich, kruczoczarnych włosów, który w dolince
niedaleko Londinium wiódł piękne stado sicambryjskich koni. Młodzieniec był
przystojny, miał delikatnie
wyrzeźbioną twarz z silnym, ogolonym podbródkiem. Objawiony mierzył jeźdźca
uważnym spojrzeniem.
Tym razem woda rozbłysła samoistnie, ciemna chmura burzowa ciskała w ciszy
włóczniami rosochatych błyskawic, rozjaśniając nieboskłon. Spomiędzy obłoków
wyfrunął stwór z błoniastymi skrzydłami i długim spiczastym ogonem. Na jego
grzbiecie siedział żółtobrody wojownik. Uniósł prawicę i oto błyskawica pomknęła
na spotkanie patrzących. Ramię Objawionego wystrzeliło do przodu akurat wtedy,
gdy rozstąpiła się woda. Biały ogień ukąsił go w rękę, a w pomieszczeniu rozeszła się
woń spalonego ciała. Woda parowała i bulgotała, znikając w chmurze oparów.
Srebrna czarka przekrzywiła się i część zawartości wypłynęła na stół, a srebrzy-
stoczarny, płynący z sykiem strumień podpalił drewno. Cotta odskoczył do tyłu, gdy
zauważył osmaloną dłoń Objawionego. Opat uniósł złoty kamień i dotknął nim
oparzonej skóry. Rana zagoiła się natychmiast, lecz nawet magia nie potrafiła
wymazać wspomnienia bólu. Objawiony opadł na krzesło z bijącym sercem i twarzą
zroszoną potem. Odetchnął głęboko i popatrzył na zwęglony blat stołu. Płomienie
zgasły, dym się rozwiał, a świece na nowo ożyły.
- On wie o mnie, Cotta. Ale skoro mnie zaatakował, i ja czegoś się teraz o nim
dowiedziałem. Wciąż nie jest gotów, by pogrążyć świat w ciemności. Potrzebna mu
jeszcze jedna ofiara.
- Do czego? - zapytał szeptem starzec.
- W języku tego świata? Pragnie rozewrzeć wrota piekieł.
- Można go powstrzymać? Objawiony wzruszył ramionami.
- To się dopiero okaże, przyjacielu. Wyruszysz statkiem do Recji i odszukasz
Anduinę. Zabierzesz ją do Brytanii, do Noviomagu-su. Zobaczymy się tam za trzy
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin