Wyspa smierci.pdf

(556 KB) Pobierz
Wyspa smierci
CLIFF GARNETT
WYSPA śMIERCI
Przekład
Maciej Pintara
Zwykli ludzie sypiają spokojnie po nocach jedynie dzięki
temu, że istnieją twardzi mężczyźni, gotowi użyć przemocy w ich
imieniu.
George Orwell
Marbor
Prolog
1 sierpnia, świt, odległa wyspa na Pacyfiku
Dziewczynki były pod wpływem narkotyków Gdyby nie to, mógłby
spróbować je uratować; do diabła z ryzykiem. Ale teraz nie mógł
im pomóc.
I bez jego raportu większość na pewno zginie. Obserwował
ceremonię i ledwo powstrzymywał się, by jej nie przerwać.
Bęben wybijał jednostajny rytm. Czterej samuraje nieśli
ołtarz na krawędź wulkanu, inni kłaniali się procesji. Z krateru
buchał żar, gorące powietrze migotało i cuchnęło siarką.
Mężczyzna słyszał huk przybrzeżnych fal.
Niebo na wschodzie różowiało. Czarnowłosy, siwiejący kapłan
szinto, zasuszony starzec o żylastych rękach, przykrył ołtarz i
starannie wygładził materiał.
Szogun wystpił naprzód i zapadła cisza. Miał ceremonialne
nakrycie głowy i czerwon szatę, która trzepotała na wietrze.
Wydawał się ogromny. Wygldał bardziej jak bóg niż człowiek.
świadek przełknł ślinę. Pomyślał, że jeśli zło zstpiło na
Ziemię, to właśnie tutaj.
Strażnicy wyszli naprzód i zmusili dziewczynki, aby stanęły
na nogach.
Mimo narkotyków, ich oczy były rozszerzone z przerażenia.
Rozwizano je, rozebrano do naga i pokazano mężczyznom,
jedn po drugiej. Tłum zaszemrał niecierpliwie.
Szogun wskazał wybran dziewczynkę. Położono j na ołtarzu.
Tłum zamilkł. W ciszy pomrukiwał tylko wulkan Suribachi - yama.
Szogun uniósł szatę i usiadł na dziewczynce. Szarpała się
rozpaczliwie, ale strażnicy trzymali j mocno. świadek zamknł
oczy Nie był na to przygotowany.
Ile to dziecko ma lat? Trzynaście? Czternaście? Bez
wtpienia dziewica. Pomyślał o swojej córce i zacisnł zęby. Miał
ochotę zabić szoguna. Złapać go za gardło i przydusić, aż
trzaśnie tchawica. Zamiast tego, dotknł magnetofonu ukrytego na
piersi. Przewody biegły do minikamery w kołnierzu.
Tym razem nikt nie nazwie go kłamc. Teraz będ musieli mu
uwierzyć.
Skończę z tym.
Było po wszystkim. Dziewczynka stoczyła się z ołtarza,
spomiędzy jej nóg płynęła krew. Powlokła się jak pijana do
innych. Szogun poprawił szatę, usiadł i skinł na pierwszy rzd
mężczyzn. świadek został dziś wybrany do pierwszego rzędu. Był to
 
wielki zaszczyt, ale sprytnie zamienił się z kimś innym. Wszystko
filmował. Mężczyźni rzucili się na dziewczynki. Gwałcili je
wielokrotnie. Dzieci krzyczały, błagały o litość. Szogun siedział
w fotelu z zadowolon min. Dzisiejsza ofiara dla boga wulkanu
zapewni mu następne dziesięć lat władzy.
Mężczyźni zaspokoili żdzę, ale Suribachi - yama nie.
świadek patrzył, jak mężczyźni unosz dziewczynki w ramionach, a
potem wrzucaj je w płonc otchłań. Ich krzyki zagłuszyły
radosne okrzyki: "Banzai! Dziesięć tysięcy lat!" Nadszedł czas
powrotu. Jutro świadek pójdzie do władz japońskich i zbrodniarze
wylduj za kratkami. Ale najpierw wpadnie do domu i ucałuje żonę
i dzieci. Nigdy im nie opowie, co widział. To wspomnienie już
teraz ciżyło mu na sercu niczym głaz.
Rozmontowano ołtarz, samuraje uformowali szereg i ruszyli w
dług drogę do czarnej plaży na dole. Musieli omijać wyloty pary,
które cuchnęły jak oddech samego diabła. Zanim wzejdzie słońce,
po ceremonii nie zostanie żaden ślad.
W odległości pół kilometra majaczył okręt przycumowany w
zatoczce. świadek miał sucho w ustach i zimne palce. Dlaczego tak
się denerwuje?
Zwycięstwo jest na wycignięcie ręki. Musi się uspokoić.
Wszystko idzie według planu.
Szereg nagle przystanł. Nikt się nie odezwał. Mężczyźni
patrzyli przed siebie i czekali na instrukcje. świadek przełknł
ślinę. Co się dzieje? Przesunł się nieco i spojrzał na czoło
kolumny.
Zamarło mu serce. Każdego rewidują, zanim wsiądzie do łodzi!
Czego szukają? Ktoś dał im cynk? Jest spalony? A może to tylko
rutynowa kontrola?
Tak czy inaczej, katastrofa. Znajd u niego sprzęt
elektroniczny. Wymacają go pod tuniką.
Waliło mu serce. Bez rewizji nie dostanie się na statek.
Jeśli spróbuje jej uniknąć, wzbudzi podejrzenia. Musi gdzieś
ukryć sprzęt. Potem tu wróci.
Suribachi - yama nie będzie potrzebował ofiary przez
następny miesiąc. Dużo czasu na odzyskanie dowodów.
Już wiedział, jak to rozegrać.
Schylił się, złapał za brzuch i jęknął. Kolumna odsunęła się
na bok. Nikt nie zaproponował mu pomocy, kiedy udał, że zaraz
gwałtownie zwymiotuje.
Powlókł się za pożółkły, liszajowaty występ skalny. Plan był
prosty: zniknąć na chwilę z widoku, pozbyć się elektroniki i
wrócić do szeregu.
Nudności to dobry pretekst. Nikt nie zadaje pytań. Nawet
samuraj może mieć słaby żołądek. To był dobry plan. I prawie się
udało.
Kiedy podciągnął tunikę, zza głazu wyszedł stary kapłan.
Szukał ustronnego miejsca, żeby się załatwić. Na widok kabli i
pudełek przyklejonych plastrami do piersi zdrajcy poczerwieniał i
zaczął coś gniewnie mamrotać. świadek rzucił sprzęt i pobiegł
niezgrabnie w dół wzgórza. Był w sandałach i ślizgał się na skale
wulkanicznej. Słyszał za sobą wściekłe okrzyki i tupot. Dobiegł
do zawietrznej strony wyspy.
Co dalej? Nawet jeśli dotrze do morza, jak stąd odpłynie?
Nie ma tu żadnych statków ani ludzi. Zbocze było coraz bardziej
strome.
Słyszał, jak ścigający potykają się o kamienie. Zbliżali
się.
Nagle wstąpiła w niego nadzieja. Między skałami stała łódź.
Niewiele większa od pontonu ratunkowego, ale na oko solidna. Jest
szansa.
Zepchnąć ją na wodę i jazda. Niedługo wzejdzie słońce.
 
Szogun nie zaryzykuje pościgu, ktoś mógłby go zobaczyć. A jego
ludziom wystarczy znaleziony sprzęt.
Nikt nie będzie się narażał dla jednego głupiego samuraja.
świadek skoczył, potknął się i popędził dalej. Jeszcze
pięćdziesiąt metrów. W dole rozpryskiwały się fale. Czuł smak
wody morskiej.
Czterdzieści metrów. Desperacja dodawała mu sił. Głosy z
tyłu cichły. Znów skoczył.
Lewa noga wpadła w jedną ze szczelin, którymi wylatywała
para. Wrzasnął z bólu. Skręcił ją albo złamał. W ciągu kilku
sekund był otoczony.
Wyciągnęli go z jamy i zawlekli na plażę. Posłali po
szoguna. Wydawało się, że minęły wieki, zanim wrócił z łodzi.
świadka ogarnęła rozpacz.
Misja się nie powiodła. Pomyślał z rozpaczą o żonie i
dzieciach. Nigdy się nie dowiedzą, co się z nim stało. Ani tego,
jak bardzo pragnął ich znowu zobaczyć.
Przez jego błąd będą cierpieli całe życie.
Szogun obejrzał magnetofon, mikrofon i kamerę. Skinął głową.
Był zabobonny, ale wykształcony. Wiedział, o co chodzi.
Na jego rozkaz wystąpił jeden z najwyższych samurajów.
Wyciągnął miecz z pochwy. Inni przytrzymali więźnia za ręce i
pochylili do przodu.
Widział stopy kata. Patrzył, jak przyjmuje postawę. Poznał,
że unosi miecz...
Nic nie czuł, kiedy odpadała mu głowa.
Rozdział pierwszy
15 sierpnia, godzina 16.00, gabinet sekretarza stanu,
Waszyngton
Sekretarz stanu Warden Knox Hill nie cierpiał wzywać
ambasadorów do domu. To wywoływało zamieszanie w krajach, w
których urzędowali.
Dyplomaci nie lubili tego. Czekał teraz na ambasadora z
Japonii i zastanawiał się, co mu powiedzieć. Spotkanie nie było
jego pomysłem, to prezydent się uparł. Jako ambitny człowiek nie
zawiódł szefa swojej partii.
Drzwi otworzyły się i do gabinetu wszedł James Palmer.
Przekroczył sześćdziesiątkę, siwiał i wyglądał tak, jak powinien
wyglądać profesor. Był ambasadorem w Japonii od blisko dziesięciu
lat i nawet ożenił się z Japonką. Miał opinię wybitnego eksperta
od stosunków azjatycko - amerykańskich.
Jednak to nie on decydował, co powinni wiedzieć jego
szefowie, a czego nie. Jeśli chciał utrzymać stanowisko, musiał
się dostosować.
Palmer postawił teczkę na podłodze.
- Mam nadzieję, że to coś pilnego, Ward - warknął. -
Dwadzieścia sześć godzin w samolocie. Chryste! Dzięki Bogu, moja
żona była wolna. Może potraktujemy ten przyjazd jako wakacje.
Hill skinął głową.
- Wiem, że miałeś długą podróż i że wezwałem cię nagle, Jim.
Siadaj.
Palmer usiadł. Sekretarka Hilla podała mu filiżankę herbaty.
Po efektownym wejściu ambasador przestał się spieszyć. Hill
zmrużył oczy i słuchał jego gadaniny. Uważał, że Palmer to zajęty
sobą palant, jak większość członków korpusu dyplomatycznego. W
Departamencie Stanu roiło się od takich typów. Ich dyplomacja
polegała na tym, żeby zanudzić rozmówcę na śmierć.
- Przejdę od razu do rzeczy - powiedział w końcu Hill. -
Prezydent nie jest zadowolony z wyników ostatnich wyborów.
 
Palmer parsknął.
- Japonia to suwerenne państwo, Ward. Nie możemy im
dyktować, kogo mają wybierać do swojego parlamentu. Kto wam się
nie podoba?
- Tanaka.
-Iguchi Tanaka? Dlaczego?
- Bo to ultranacjonalista, do cholery!
Hill chwycił raport CIA, który dostał siedemdziesiąt dwie
godziny temu.
Pomachał nim Palmerowi przed nosem.
- Wiesz, co on proponuje? Remilitaryzację Japonii i
usunięcie wszystkich naszych oddziałów z Pacyfiku do roku 20ą0.
Nie tylko z Okinawy. Z całego Pacyfiku.
Hill otworzył raport i przerzucił kartki.
- Zamknięcie rynku japońskiego dla towarów amerykańskich i
odbudowę imperium. Nic dziwnego, że nie możemy z nimi
wynegocjować korzystnej umowy handlowej!
Hill rzucił akta przez biurko. Spadły na podłogę.
- Dlaczego musimy dostawać takie informacje od wywiadu, Jim?
Ty jesteś naszymi oczami i uszami w Japonii. Co z tobą?
Palmer zacisnął usta.
- Nie meldowałem wam nic o Tanace, bo szczerze mówiąc, nie
uważam go za groźnego.
- Nie uważasz go za groźnego - powtórzył jak echo Hill.
- Nie. Być członkiem izby niższej ich parlamentu to jak być
w naszej Izbie Reprezentantów. Ten facet to tylko jeden głos z
wielu. To nie jego wina, że zasypują nas swoimi towarami.
Hill zastanowił się. To samo mówił wczoraj prezydentowi. Ale
potrzebował czegoś więcej, żeby zadowolić szefa. Prezydent
zachowywał się, jakby stał w obliczu wojny na Pacyfiku.
- Biorąc pod uwagę sytuację ekonomiczną Japonii w ostatnich
latach -ciągnął Palmer - oraz ich ksenofobię, nie można się
dziwić, że ktoś taki jak Tanaka zdobywa popularność. Mieszkałeś
tam. Znasz Japończyków.
Hill przytaknął. Przez rok był attache w Japonii i przekonał
się, że Japończycy nie ufają obcokrajowcom.
Palmer znów zacisnął usta.
- Będę szczery, Ward. Jeśli naprawdę zależy wam na dobrych
stosunkach z Japonią, powinniście coś zrobić z tą sprawą na Guam.
Hill zmarszczył czoło. Trzymał rękę na pulsie spraw w wielu
zapalnych punktach całego świata. Czy jednym z nich była sprawa
na Guam?
- Możesz odświeżyć mi pamięć?
Palmer zacisnął szczęki.
-Porywają tam japońskie dziewczynki, córki znanych
biznesmenów. Jak dotąd, odnaleziono tylko jedną. Była martwa.
Morze wyrzuciło ciało na brzeg.
Nie ma żadnych przypuszczeń, skąd się tam wzięła.
- Teraz sobie przypominam. Chyba ustaliliśmy, że zajmą się
tym władze Guam?
- Nic nie zdziałali. Gubernator kazał przeczesać całą wyspę.
Bez skutku.
Od tamtej pory umywa ręce. Guam żyje głównie z turystów, w
większości japońskich. Podejrzewam, że gdyby informacje o sprawie
się rozeszły, miejscowi straciliby kupę forsy.
Hill postukał ołówkiem w biurko.
- Nie można mieć pretensji do gubernatora. Może zniknięcia
tych nastolatek to tylko ucieczki z domów?
- Nie. Dzieje się z nimi coś złego.
- Skąd wiesz?
- To głównie plotki, ale...
Hill zrobił drwiącą minę. Ambasador uniósł ręce.
 
- Wiem, wiem. Na początku też byłem sceptyczny. Ale ostatnio
zmieniłem zdanie. Dwa tygodnie temu do władz japońskich zgłosił
się człowiek z informacjami o porwaniach.
-Z jakimi informacjami?
- Nie jestem pewien. Japończycy nabrali wody w usta.
Podejrzewam, że ich wywiad coś sknocił i wolą siedzieć
cicho. Zażądali od faceta dowodów zanim kogoś oskarżą.
- I...?
- Okablowali go i kazali nagrać wszystko, co zobaczy i
usłyszy.
Potem zniknął bez śladu.
Hill wzruszył ramionami.
- Nawiedzony.
- Wątpię. Był szanowanym urzędnikiem. ¯onaty, dwoje dzieci.
Miał za dużo do stracenia, żeby się wygłupiać.
- Myślisz, że ktoś go załatwił?
- Na pewno.
Hill zastanowił się.
- Wspomniałeś o jakichś plotkach - przypomniał.
- Tak. Dziwna sprawa. Tortury, ofiary rytualne...
- Co jeszcze?
-Nie wiadomo. Ale jeśli wywiad japoński niczego nie ustalił,
nam też się nie uda.
Hill skubnął czubek nosa.
- Mamy jeszcze marynarkę wojenną.
Palmer pokręcił głową.
- Już próbowaliśmy. Dowódca floty na Marianach powiedział,
że żaden z jego ludzi nie będzie się bawił w niańkę. To jego
słowa, nie moje.
Hill znów wzruszył ramionami.
- Nie wiem, co ci powiedzieć, Jim. Jeśli władze Guam i
wojskowi nie chcą pomóc, to co może Departament Stanu?
Palmer pochylił się do przodu.
- Mógłbyś zasugerować prezydentowi, że odnalezienie tych
dziewczynek byłoby ważnym gestem dobrej woli wobec rządu
japońskiego.
Zwłaszcza teraz, kiedy Tanaka i jego ludzie zdobyli w
wyborach takie poparcie.
- Mówiłeś, że nie jest groźny.
- Jeszcze nie. Ale ma teraz dostęp do premiera, a w
gabinecie będzie kilka zmian.
Hill opadł na oparcie fotela. Poczuł się wymanewrowany.
Wezwał Palmera, bo uważał, że Tanaka jest groźny. Jeśli
zlekceważy radę ambasadora, a Tanaka zdobędzie wpływy, jego
sprawy będą kiepsko wyglądały. Ale Warden Hill nie wierzył w
potęgę Tanaki tak samo, jak James Palmer. Nie da się w nic
wrobić.
- Nie - odparł. - Prezydenta niepokoi Iguchi Tanaka, nie
obecny rząd.
Kiedy podpiszemy umowę handlową, Tanaka przestanie być
ważny. Niech Japończycy sami rozwiążą problem na Guam. My mamy
dość własnych.
Ambasador sztywno skinął głową. Wstał i uścisnął dłoń Hilla.
- W porządku. Ale zawiadom mnie, gdybyś zmienił zdanie.
Zadzwonię do mojego biura, żeby jak najszybciej skompletowali i
przysłali ci akta Tanaki.
- Dobra. Będę czekał.
Palmer odwrócił się do wyjścia.
- Jim?
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin