rozdz. 6 - Konfrontacja.docx

(35 KB) Pobierz

  6. Konfrontacja

 

              Edward był wyjątkowo dzielny i cierpliwy przy obiadowych rewolucjach w mojej kuchni. Dzielny, ponieważ co chwila prosiłam go, żeby coś spróbował zapominając, że on nie je, a jeśli już jest sytuacja, że musi jeść to smaki dla niego nie istnieją. Cierpliwy, bo średnio co 15 minut okazywało się, że jednak czegoś mi brakuje i trzeba skoczyć do sklepu. Niestety, była też przykra chwila, nie wiem dla kogo bardziej.

              - Wiesz, że nie uda mi się wywinąć z tego obiadu? – Zaczęłam pierwsza, bo ktoś musiał.

              - Wiem, i jest mi bardzo przykro z tego powodu.

              - Zawsze możesz na nim zostać i mi towarzyszyć. – Zaproponowałam.

              - Jesteś kochana, ale obydwoje wiemy, że to zły pomysł.

              - Jak ja wytrzymam te parę godzin bez ciebie?

              - Przez ostatnie siedemnaście lat jakoś sobie radziłaś. – Uśmiechnął się.

              - Ale wtedy nie znałam ciebie.

Edward podszedł do mnie, chwycił mnie w talii, przyciągnął do siebie i przytulił gładząc ręką moje plecy.

              - Jestem ciekaw jak jutro w szkole wytłumaczysz się znajomym, że siedzisz ze mną i moim rodzeństwem w stołówce a nie z nimi? – Zaczął się śmiać.

              - A jak myślisz? Co powinnam powiedzieć? – Drażniłam się z nim.

              - Nie wiem, może coś w stylu „mojego chłopaka drażni Mike, więc od dziś już z wami nie siedzę.” – Zaproponował.

Zamurowało mnie. Czy ja usłyszałam to co powiedział, czy to co chciałam usłyszeć? Musiałam się upewnić, mimo iż ryzykowałam salwę śmiechu.

              - Czy ty użyłeś właśnie zwrotu „chłopak”?

              - Jeśli ci on nie odpowiada możesz powiedzieć „przyjaciel”.

              - Zdecydowanie bardziej podoba mi się ten pierwszy.

Czułam, że jestem purpurowa. Serce waliło mi z prędkością galopującego mustanga. Uświadomiłam sobie właśnie, że w jednej chwili, w jednym słowie, postanowiłam być dziewczyną wampira. Drapieżnika, który w ułamku sekundy mógłby mnie zabić. Spuściłam wzrok, nie chcąc, by Edward zobaczył moje zakłopotanie. Jednak on długo nie czekając chwycił mnie pod brodę i zmusił do spojrzenia mu w oczy.

              - Jesteś tego pewna? Wiesz, że nie jestem taki jak ty. Grozi ci przy mnie niebezpieczeństwo.

              - Bez ciebie też byłam w niebezpieczeństwie. – Upewniłam go.

              - Ale będąc ze mną stracisz wiele człowieczych rzeczy. – Zaczynałam odnosić wrażenie, że on jednak nie spodziewał się takiej deklaracji z mojej strony.

              - Jeśli nie chcesz tego to powiedz, zrozumiem. Jeśli natomiast chodzi o mnie, to uwierz mi nie tracę wiele. Moje życie legło w gruzach w momencie poznania Feliksa. Wtedy zmieniło się wszystko, wtedy… - Przerwałam bo bałam się, że powiem za dużo.

Edward i tak wiedział za dużo. To co się wtedy stało miało pozostać w tajemnicy. Przede wszystkim dlatego, że się wstydziłam. Nie tego co się stało, lecz tego, że w ogóle do takiej sytuacji dopuściłam, że tam poszłam, że w momencie gdy się zorientowałam, iż Feliks serwuje darmowe narkotyki w napojach nie wyszłam z imprezy i tego, że pozwoliłam Paulowi zaprowadzić się do tamtego zasranego pokoju. Przez tamtą jedną chwilę, przez chwilę mojego braku zaufania do szóstego zmysłu, już nigdy nie będę jak inne kobiety. Zostałam pozbawiona prawa do idealnego „pierwszego” razu. Obawiam się, również, że zostałam pozbawiona idealnego „drugiego” razu. Do tej pory nie myślałam o tym „drugim” razie, bo nie dopuszczałam myśli, że w ogóle jakiś facet zagości w moim życiu. Jednak pojawił się, ale czy z wampirem można… Czy seks w takim „związku” jest w ogóle możliwy? Przypomniało mi się, że szukając w Internecie czegoś o wampirach, trafiłam chyba na jakąś wzmiankę o związkach między wampirem a człowiekiem. Hmm, chyba później będę musiała odwiedzić jeszcze raz te strony… 

              - Co chciałaś jeszcze powiedzieć? – Edward wyrwał mnie z zamyślenia.

              - Nic. Nie wiem. Wyleciało mi z głowy. – Zaczęłam kręcić.

              - Kłamczuch, ale jeśli nie chcesz nie mów. Może kiedyś będziesz na to gotowa. A teraz moja „dziewczyno”! Wstawiaj już to mięso bo będziesz miała niedługo kilku głodnych ludzi na karku.

Po raz pierwszy, Edward mnie pocałował! W czoło, ale czy to miało jakieś znaczenie? Ważne, że mnie pocałował. Czyli coś do mnie czuł. Chciałam w to wierzyć. Chciałam, żeby choć w maleńkiej części czuł do mnie to, co ja do niego.

              Szczęście nie trwało długo, po chwili Edward usłyszał nadjeżdżającego Charliego.

              - Zobaczymy się później? – Zapytał.

              - Oczywiście, jeśli będziesz tylko chciał. Okno będzie otwarte. – Dobrze, że ktoś wymyślił oprócz drzwi i okna.

Edward obdarował mnie jeszcze jednym całusem w czoło i zniknął za drzwiami prowadzącymi na ogródek. W tym samym momencie wszedł Charlie.

              - Harry’ego jeszcze nie ma?- Zapytał.

              - Nie, jesteś pierwszy.

              - Powinien być lada chwila. Rozmawiałem z nim gdy wyjeżdżałem z posterunku i twierdził, że są już w drodze.

Charlie poszedł do łazienki się odświeżyć, a ja tymczasem w saloniku nakryłam do stołu. Usłyszałam pukanie do drzwi.

              - Ja otworzę kochanie! – Usłyszałam Charliego.

Zaczęłam szybko układać sztućce, żeby nie przynieść Charliemu wstydu. Z drugiej strony, gdybym zajęła się obiadem a nie Edwardem, to na pewno miałabym już wszystko skończone. Usłyszałam głosy dochodzące z korytarzyka, a po chwili kroki kierujące się w moją stronę. Pierwszy do saloniku wszedł Harry i jego żona Sue. Jak nakazują dobre maniery, podeszłam do nich i się przywitałam. Następny był Seth, gdy go ostatni raz widziałam „biegał jeszcze w pieluchach”, a teraz? Jeszcze pół głowy i wzrostem będzie taki jak ja! Choć jedno się nie zmieniło. Jego twarz nadal była niewinna i dziecięca.

              - Cześć Bell. – Zawołał radośnie.

              - Cześć Seth, ale wyrosłeś. – Przywitałam się i spojrzałam na dziewczynę stojącą za nim.

              - A ty pewnie jesteś Leah? – Wyciągnęłam rękę w stronę dziewczyny. Niepewnym ruchem uczyniła to samo.

              - Miło cię poznać Bello.

Brakowało mi tylko jeszcze jednej osoby. Czyżby Harry nie zabrał ze sobą siostrzeńca? Już chciałam zaproponować Harry’emu i jego rodzinie, żeby się rozgościli, gdy usłyszałam jak Charlie rozmawia z kimś w korytarzyku. Postanowiłam, nie czekać aż gość przyjdzie do nas, tylko ruszyłam w ich stronę. Gdy ujrzałam jego twarz serce na chwilę przestało mi bić. Czułam, że robię się purpurowa ze złości na Charliego. „Jak on mógł mi to zrobić” – krzyczałam w myślach. „Co on sobie w ogóle myślał” – moje nieme słowa skierowały się w stronę gościa. „Gdzie jest Charliego strzelba? Zabije skurwy…”

Stał w progu. Stał i patrzył się na mnie jak sroka w gnat. W rękach trzymał ogromny bukiet. Co za tupet! Po tym wszystkim, ośmiela się tu przyjść, w dodatku z kwiatami? Zaczynam mieć wątpliwości, czy to ja się kwalifikuję do domu wariatów. Moje miejsce tam powinien zająć ktoś bardziej porąbany ode mnie!

              - Kochanie, to jest Paul, siostrzeniec Harry’ego o którym ci opowiadałem. – Charlie był wyraźnie zauroczony Paulem. – Dopiero przed chwilą Paul mi powiedział, że chodziliście to tej samej szkoły w Phoenix. Nawet nie wiedziałem, że właśnie stamtąd do nas przyjechał. Czyż to nie wspaniały zbieg okoliczności. – Jeszcze chwilę Charlie opowiadałby o nim z takim entuzjazmem a dałabym mu w twarz.

              - Tak, rewelacyjnie. - Mój sarkazm był tak idealny, że nie dało się go nie dostrzec.

              - To wy dzieciaki sobie porozmawiajcie, a ja pójdę do reszty gości. – powiedział Charlie i nas zostawił.

              - Ty to masz kurwa tupet! – Zarzuciłam Paulowi. – To, że nie powiedziałam Charliemu, co zrobiłeś, a właściwie czego nie zrobiłeś tamtego wieczora, nie oznacza, że sobie możesz tu bezkarnie przychodzić!

              - Bello! Błagam daj mi pięć minut, żebym mógł ci coś wytłumaczyć!

              - Nie mamy sobie nic do powiedzenia! Rozumiesz? Nic! – Obróciłam się i chciałam iść do saloniku, ale Paul chwycił mnie za rękę i uniemożliwił tym samym ruszenie się.

Spojrzałam na niego z największą pogardą na jaką było mnie stać, ale nic to nie dało. Nadal mnie trzymał, tym razem już obiema rękoma za moje ramiona.

              - Puść mnie bo zacznę krzyczeć! – Oznajmiłam.

              - Zrozum ja nie mogłem wtedy nic zrobić!

              - Mogłeś! – Łzy napłynęły mi do oczu. – Wystarczyło chociaż coś powiedzieć, coś w stylu „zostaw ją”! – Próbowałam się wyrwać, ale na próżno.

              - Gdybym to zrobił twoje miejsce zajęłaby moja siostra! – Co on bredził? Co z tym wszystkim miała wspólnego jego młodsza siostra? To nie miało najmniejszego sensu. Jego siostra miała wtedy trzynaście lat i sporadycznie zdarzało się, że zabierał ją ze sobą.

              - Zasłaniasz się teraz młodszą siostrą?

              - Gdybyś tylko dała mi chwilę, wyjaśniłbym ci to! Błagam.

              - Dla ciebie moja chwila jest zbyt cenna, żeby ją marnować! – Udało mi się wreszcie wyswobodzić z jego uścisku i ruszyłam w stronę saloniku.

              - Ja cię kochałem! – Zamarłam.

Teraz to już naprawdę nie miało dla mnie sensu. Bo przecież gdyby ktoś kogoś kochał, to czy nie starałby się mu pomóc z całych sił? Ja bym zrobiła wszystko.

              - Kochałem cię. – Powtórzył, ale już ciszej, prawie szeptem. – Dlatego zmieniłem szkołę, nie umiałem ci spojrzeć w oczy.

- Ja na twoim miejscu nawet na siebie w lustrze nie mogłabym patrzeć, a co dopiero komuś w oczy. – Postanowiłam, że muszę nadal być twarda.

Nie czekając na dalsze jego bezsensowne tłumaczenia weszłam do kuchni, a z niej do saloniku. Słyszałam kroki Paula podążające tuż za mną.

- No, jesteście nareszcie. – Powiedział Charlie. – Myśleliśmy już, że wasza pogawędka będzie trwała cały wieczór i kolacji się nie doczekamy. – Pewnie chciał być zabawny, ale mi do śmiechu nie było.

- Przepraszam, już podaję. – Obróciłam się i weszłam na powrót do kuchni.

Szybko podeszłam do szafki, wyciągnęłam szklankę i nalałam sobie zimnej wody. Całość wypiłam jednym duszkiem, w nadziei, że się trochę uspokoję i nie dam Charliemu po sobie poznać, że coś jest nie tak. Odkładając szklankę do zlewu, zauważyłam, że ręce trzęsą mi się jak galaretka. Żołądek też zaczął o swoim istnieniu przypominać. Czułam się tak jakby mi go ktoś przepuszczał przez maszynkę do mielenia mięsa. Nie zważając na męki jakie właśnie przechodziłam, wyciągnęłam mięso z piekarnika, przełożyłam na najładniejszy i największy półmisek jaki znalazłam na wyposażeniu kuchni i zaniosłam do saloniku. Starałam się nie patrzeć na Paula, ale kątem oka zauważyłam, że ten za to oka ze mnie nie spuszcza. „Idiota” – pomyślałam i udałam się do kuchni. Pozanosiłam kolejne półmiski i zwątpiłam. Stanęłam wryta, jakby mi ktoś wmurował stopy w podłogę. Jedyne wolne miejsce, na którym mogłam usiąść było pomiędzy Sethem a Paulem! Rewolucje żołądkowe, dały o sobie znać jeszcze intensywniej.

              - Siadaj kochanie, Paul zrobił ci miejsce koło siebie. – Kurwa, czy mi się wydaje, czy Charlie zaczyna mieć hopla na punkcie Paula? Jeszcze tego by mi brakowało!

Powoli usiadłam, uważając przy tym, żeby nie zwymiotować, bo niewiele mi brakowało. Jedząc, złapałam się na tym, że odkąd pojawił się Paul ja cały czas przeklinam! Na szczęście był Seth, wspaniały dzieciak. Zagadywał mnie przez cały obiad, co ułatwiło mi skoncentrować się na nim a nie na osobniku, którego zdecydowanie nie powinno tu być. Dobrze, że był chociaż na tyle wspaniałomyślny, żeby się do mnie przy wszystkich nie odzywać, bo musiałabym być wtedy miła. Sue również ułatwiała mi zadanie koncentrowania się na innych rzeczach, zadając banalne pytania typu „jak mi się tu podoba”, „co w szkole”, „czy poznałam już wielu nowych znajomych” i takie tam. Leah była tylko jakaś dziwna. Nie odezwała się ani razu przez cały obiad. Wiedziałam już, że przyjaciółkami to my na pewno nie będziemy. Zresztą nie planowałam się z nikim teraz zaprzyjaźniać. Mój nowy świat znajdował się kilka kilometrów stąd, a dokładniej w pięknej willi w środku lasu. Szkoda, że Edwarda tu nie ma, a może lepiej. Kto wie co by się stało, gdyby zaczął czytać w myślach, zwłaszcza jednego osobnika. Nagle Charlie, Sue i Harry wstali. „Co jest grane?” – pomyślałam.

              - Dzieciaki, my idziemy posiedzieć w ogrodzie, a wy tu sobie pogadajcie. – Powiedział Charlie.

Czy on oszalał? O czym my mieliśmy rozmawiać? I z kim ja niby miałam rozmawiać? Z niemową Leah, czy z imbecylem Paulem? Seth! To była moja jedyna nadzieja. Nagle Leah wstała i poszła za innymi.

              - Córeczka mamusi. – Powiedział Seth.

Spojrzałam na niego pytająco.

              - Ona tak zawsze. Bez mamy się nie rusza. – Wyjaśnił. – Ale ja z tobą zostanę maleńka.

Zaczęliśmy się oboje śmiać. Ten chłopak z minuty na minutę podobał mi się bardziej. Potrafił mnie rozbawić nawet w tak beznadziejnej sytuacji.

              - Chociaż nie. Muszę cię na chwilę zostawić. – „Oszalał?” pomyślałam, ale po chwili dodał: - Skoczę tylko tam, gdzie nie wypada, żebyśmy byli sami. – Puścił mi oczko i wyszedł.

Ja tymczasem zaczęłam zbierać talerze ze stołu, żeby się czymś zająć podczas nieobecności mojego czternastoletniego wybawiciela.

              - Pomogę ci. – Odezwał się ten, który nie miał prawa zabierać w tym domu głosu.

              - Daruj sobie, przebywanie z dala od ciebie sprawia mi ogromną przyjemność.

              - Nie bądź taka.

              - A jaka mam być? Może mam ci się rzucić na szyję? Nie bądź śmieszny.

              - Gdybyś jednak zmieniła zdanie, i chciała zrozumieć… - Nie pozwoliłam mu dokończyć, bo nie zamierzałam tego dłużej słuchać.

              - Nie zmienię zdania, i nie zamierzam cię zrozumieć. Tego się nie da zrozumieć.

              - Nie poddam się! – Krzyknął, zbliżając się do mnie. – Każdego zasranego dnia, modliłem się, żeby znaleźć w sobie odwagę, spojrzeć ci w oczy i wszystko wytłumaczyć.

Podszedł do mnie tak blisko, że skutecznie zablokował mnie między sobą a szafką. Swoją prawą dłoń położył na moim policzku, a mnie strach na tak sparaliżował, że nie mogłam się ruszyć.

              - Byłem w tobie zakochany. Chyba nadal jestem. Ale musiał pojawić się Feliks. Tak przyznaję się, że większość robiłem, żeby mu zaimponować. Był od nas starszy, silniejszy i wtedy wydawało mi się to super. – Chciałam mu przerwać, ale słowa ugrzęzły mi ze strachu w gardle. – Pomyślałem sobie wtedy, że może jak będę taki jak on, to i ja zaimponuję tobie. Niestety stało się odwrotnie. Feliks znalazł mój słaby punkt, żebym mu nie przeszkodził i w ten sposób cię straciłem. Mam tylko nadzieję, że nie na zawsze…

              - Na zawsze! – W końcu udało mi się odezwać i wyswobodzić z jego uścisku.

Nie zważając na to co powie Charlie, pobiegłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na swoje łóżko i jak dziecko zaczęłam płakać. Jak topielec próbowałam złapać odrobinę powietrza. Obiema rękoma objęłam swój brzuch i skuliłam się w pozycji embrionalnej. Ból był niesamowity. Czułam się jakby ktoś próbował mi wyrwać resztkę tego co mi z kobiecości zostało. Nie mogłam uwierzyć w to wszystko co usłyszałam. Jaki związek z tym wszystkim miała jego wtedy trzynastoletnia siostra i o jakim słabym punkcie mówił? Czy to możliwe, że Feliks miał na Paula coś tak okrutnego, że ten postanowił mi nie pomagać, mimo, że jak twierdzi mnie kochał? Kochał… „Byłem w tobie zakochany. Chyba nadal jestem”. Boże, to niemożliwe! Czy on mówi prawdę? Czy moja uraza do niego była bezpodstawna? Spojrzałam na komórkę leżąca na łóżku. Wzięłam ją do ręki. Szok. Ktoś próbował się ze mną połączyć dwadzieścia siedem razy! Skoro ktoś tak wytrwale dzwonił, to musiało być coś ważnego. Numer mi się wyświetlał, więc postanowiłam zadzwonić. Uspokoiłam się i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Zdążyłam przyłożyć telefon do ucha i usłyszałam:

              - Bello, kochanie… On tam jeszcze jest? Nic ci nie jest? Mam przyjechać?...

              - Edward!? – Znowu się rozpłakałam. – Skąd… Skąd wiesz, że… - Szloch przeszkadzał mi skutecznie w mówieniu.

              - Alice to zobaczyła. Odchodziłem od zmysłów gdy nie odbierałaś. Nie przyjechałem go zabić, tylko dlatego, że wiem iż w obecności Charliego nic ci nie zrobi.

Uspokoiłam się trochę, gdy usłyszałam jego głos, więc łatwiej mi było udawać przed nim.

              - Wszystko jest ok. – Próbowałam przekonać jego i chyba samą siebie. – Skąd miałeś mój numer?

              - Nie próbuj zmienić tematu kłamczuchu. Słyszę, że nie jest ok.

              - Przepraszam cię, ale jeśli nie zejdę za chwilę do gości, Charlie będzie na mnie zły. Zadzwonię jak już wyjdą. – Nie chciałam go kłamać więc stwierdziłam, że lepiej będzie szybko zakończyć tą rozmowę.

              - Dobrze, ale nie gniewaj się, bo zamierzam poprosić Alice, żeby miała cię na oku. Tak na wszelki wypadek. – Uprzedził.

Nawet się nie żegnając nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Gdy odłożyłam telefon, uświadomiłam sobie, że właśnie oszukałam jedyną „osobę” na której mi zależy! Stop! Tak być nie może, żeby moje życie znowu się pochrzaniło. Muszę być silna dla Charliego, dla Edwarda i przede wszystkim dla samej siebie. Poszłam do łazienki, szybko się ogarnęłam i zeszłam na dół. Schodząc na komodzie zauważyłam kwiaty, które przyniósł Paul. „Niech sobie je wsadzi tam, gdzie słońce nie dochodzi” – pomyślałam. Weszłam do saloniku, gdzie siedzieli wszyscy. Dopiero teraz zauważyłam, że na dworze lało.

              - Przepraszam wszystkich, ale nagle źle się poczułam. – Starałam się jakoś wytłumaczyć.

              - Najważniejsze, że już jesteś. – Odpowiedziała Sue. – Chodź siadaj. – Wskazała ręką na wolne miejsce koło siebie.

Było nawet sympatycznie, no prawie sympatycznie, bo Paul cały czas się na mnie patrzył, co nie uszło uwadze Charliego. Sue, Harry i tata, wspominali jak byli młodzi, jak przyjeżdżałam do Forks na wakacje i jak czteroletni Seth biegał za mną, żebym się z nim bawiła a ja odpowiadałam, że z dziećmi się nie bawię. Oczywiście oboje z Sethem przybraliśmy wtedy na twarzach odcienie purpury, co „starszyznę” tylko rozbawiło.

              - No kochani, jest bardzo miło, ale chyba już czas na nas. – Zakomunikował Harry.  – Teraz wy musicie przyjechać do La Push.

              - Wiesz stary, że teraz to już się z zaproszenia nie wycofasz. – Oznajmił Charlie.

Gdy już pożegnań dobiegł koniec, udałam się do kuchni pozmywać i posprzątać.

              - Daj pomogę ci. – Powiedział Charlie.

              - Poradzę sobie. Idź oglądać mecz. I tak jestem z ciebie dumna, że tak długo wytrzymałeś bez rozgrywek. – Puściłam mu oczko, na co odwdzięczył mi się szerokim uśmiechem.

Sprzątanie poszło mi sprawnie i szybko, brakowało mi tylko zmywarki do której tak się przyzwyczaiłam. Gdy skończyłam poszłam poinformować Charliego, że idę się położyć i ruszyłam w stronę schodów na piętro. Na korytarzyku zauważyłam ponownie bukiet od Paula. Podeszłam do komody ze złością i zabrałam kwiaty w celu wyrzucenia ich do kosza. Już miałam to zrobić, gdy z bukietu wypadła koperta zaadresowana do mnie. Podejrzewałam co może być w środku, a ponieważ nie interesowały mnie żadne jego tłumaczenia kwiaty położyłam na szafce, z braku miejsca w koszu a list wyrzuciłam.

              Gdy doszłam do pokoju, zabrałam swoją pidżamę i udałam się do łazienki. Uszykowałam sobie gorącą kąpiel, związałam włosy w kok i weszłam do wanny. Uwielbiałam się w ten sposób relaksować. Już niedługo zobaczę się z Edwardem, tylko to się liczyło. Edward, Edward, Edward… powtarzałam to cudowne imię jak mantrę. Jednak nie wiem jak to się stało do mojej mantry zaczęły wkradać się inne słowa: „Kochałem cię”, „Nie poddam się!”, „znalazł mój słaby punkt”. Jasna cholera! Wyskoczyłam szybko z wanny, założyłam porannik i zbiegłam do kuchni. „Oby Charlie nie wyniósł śmieci” pomyślałam. Wchodząc do kuchni zwątpiłam. Robię dobrze? Chce to przeczytać? Skąd będę wiedziała, że to nie są kłamstwa? Chciałam się wycofać i wrócić do pokoju, ale coś mi kazało go zabrać. Coś mnie przyciągało jak magnez. W końcu otworzyłam kosz. Był tam. Leżał i czekał na mój ruch. Sięgnęłam po list i niepewnym krokiem wróciłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i z drżeniem rąk otworzyłam kopertę.

 

                                                                                    Bello,

Mój pierwszy list do Ciebie, miał prawie cztery strony, doszedłem jednak do wniosku, że to nie ma sensu. Dla mnie najważniejsze jest byś zrozumiała dlaczego tak postą...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin