W.E.B. Griffin - Korpus 03 - Kontratak.pdf

(2306 KB) Pobierz
Griffin W. E. B. - Korpus 03 -
Cykl KORPUS dedykuję:
podporucznikowi Drewowi Jamesowi Barretowi III
z kompanii K 3. batalionu 26. pułku piechoty
morskiej USA,
urodzonemu 3,stycznia 1945 roku w Denver,
Kolorado,
poległemu w południowowietnamskiej prowincji
Quang Nam, 27 lutego 1969 roku;
majorowi Alfredowi Lee Butlerowi III
ze sztabu Samodzielnego Zespołu Desantowego
22. pułku piechoty morskiej,
urodzonemu w Waszyngtonie 4 września 1950 roku,
poległemu w Bejrucie, 8 lutego 1984 roku
oraz
Donaldowi L. Schompowi, pilotowi myśliwskiemu
piechoty morskiej, który stał się legendarną postacią
lotnictwa Armii, zmarłemu 9 kwietnia 1989 roku.
SEMPERFI!*
* Zamerykanizowana forma dewizy Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych od łacińskiego semper fidelis - zawsze wierni [przyp.
red.].
Griffin W.E.B
KONTRATAK
312175312.001.png
KORPUS III
312175312.002.png
I
Pearl Harbor, wyspa Oahu, Terytorium
Hawajów*, 7 grudnia 1941 r. 1
Samoloty Zespołu Uderzeniowego Lotniskowców Cesarskiej Marynarki
Wojennej, któremu powierzono zadanie zniszczenia amerykańskiej Floty
Pacyfiku, zaczęły startować z punktu odległego o 305 mil morskich na
północ od Pearl Harbor.
Pierwsza fala samolotów leciała razem, by 125 mil przed celem
podzielić się na dwie kolumny. 50 mil przed Oahu lewa kolumna
312175312.003.png
podzieliła się ponownie, tym razem na trzy grupy. Dwie z nich wykonały
zwrot w prawo i skierowały się ku Pearl Harbor, leżącemu na
przeciwległym wybrzeżu wyspy Oahu, a trzecia podążała pierwotnym
kursem, by po osiągnięciu jej zachodniego krańca, przylądka Kaena,
skierować się ku Pearl od strony oceanu. Pierwsze samoloty japońskie
dotarły nad bazę o godzinie 7.55.
Prawa kolumna także podzieliła się na dwie grupy, z których jedna
zaatakowała cel od strony lądu, a druga od oceanu, docierając nad
zasnutą gęstym, tłustym dymem bazę o godzinie 9.00.
Wszystko poszło gładko i zgodnie z planem. O godzinie 10.30 Zespół
Uderzeniowy wysłał do dowództwa Cesarskiej Marynarki Wojennej w
Tokio zakodowany meldunek, oznajmiający pełny sukces operacji.
Na szczęście dla Amerykanów japoński sukces nie był jednak pełny.
Atak zaskoczył wprawdzie wszystkie pancerniki Floty Pacyfiku na
kotwicowisku, co pozwoliło je w większości zatopić lub uszkodzić, ale
głównego celu ataku - lotniskowców - nie było w porcie.
Kiedy na Pearl Harbor spadły pierwsze bomby, sierżant piechoty
morskiej Joseph L Howard z kompanii sztabowej 1. batalionu ochrony
wybrzeża odsypiał właśnie służbę. Pokój w koszarach dzielił z
sierżantem z kantyny, który przejął od niego obowiązki podoficera
dyżurnego. Dan był wprawdzie zrzędliwy, ale przynajmniej można było
liczyć na to, że jak skończą wydawać śniadanie, to podrzuci do pokoju
dzbanek kawy i parę pączków.
24 lata Howarda był to stosunkowo młody wiek, jak na stopień
sierżanta w czasie pokoju. Howard był młodzieńcem barczystym i
smukłym zarazem; ważył 80 kilogramów przy wzroście 182 cm.
* Hawaje stały się 50. stanem USA dopiero w 1959 roku [przyp. red.].
10
Rysy twarzy miał wyraziste, spojrzenie inteligentne, a jego ciemno-blond włosy odrastały od czaszki
akurat na tyle, by nie można było o nim powiedzieć, że jest łysy. Swego czasu zupełnie poważnie roz-
ważano użycie Howarda jako modela do zdjęć w „Podręczniku szeregowego". „Podręcznik" był
książką, którą dostawał każdy szeregowy, a i większość oficerów w kompaniach miało ją na półce.
Wśród rozlicznych ilustracji zamieszczano w nim zdjęcia żołnierzy prezentujących wzorowy sposób
noszenia różnych rodzajów mundurów. Były tam także zdjęcia ukazujące prawidłowy sposób
oddawania honorów, figury musztry i chwyty bronią.
Joe Howard, wyprężony, barczysty, odziany w jeden ze swoich doskonale dopasowanych
mundurów, wyglądał jak wcielenie Wzorowego Żołnierza amerykańskiej piechoty morskiej. I był nim
już od siedmiu i pół roku. Zaciągnął się od razu po skończeniu zawodówki. Dla takich jak on Korpus
proponował specjalny kontrakt, zawierany z młodocianym żołnierzem do chwili ukończenia przez
niego 21 lat. Potem mógł się zaciągnąć na kolejny kontrakt, tym razem już normalny, czteroletni. 14
sierpnia 1937 roku, w dniu jego dwudziestych pierwszych urodzin, przedstawiono mu dwie
możliwości: mógł zostać przeniesiony do rezerwy, a więc zwolniony do cywila, albo podpisać
kontrakt na kolejne cztery lata.
Przez większość okresu swojego pierwszego kontraktu Howard służył w oddziale piechoty
morskiej zaokrętowanym na pokładzie okrętu liniowego USS „Arizona", gdzie na wniosek dowódcy
okrętu zadowolonego z jego wzorowej służby jako ordynansa, został po trzech latach awansowany do
stopnia starszego szeregowego. Po zejściu z „Arizony" został przeniesiony do służby w bazie Mary-
narki w Filadelfii.
Tam wziął go pod swoje skrzydła starszy sierżant sztabowy o nazwisku MacFarland, który załatwił
mu przydział do zbrojowni i nauczył go strzelać. Do tej pory Joe uważał, że skoro wystrzelał
zaliczenie, to strzelać potrafi, tu dopiero przekonał się, co to znaczy porządnie nauczyć się strzelać -
tak, by można było na poważnie zacząć brać udział w zawodach. Okazało się, że ma do tego smykałkę
i już po roku otarł się o kwalifikację do reprezentacji Wschodniego Wybrzeża, skąd już tylko krok do
reprezentacji strzeleckiej Korpusu. Zabrakło mu zaledwie kilku punktów na kilkaset wymaganych -
wszyscy byli pewni, że w następnym roku uda mu się na pewno.
Gunny* MacFarland załatwił mu też posadę barmana w klubie oficerskim, gdzie Joe pracował w
piątkowe i sobotnie wieczory. 30
* Gunny - popularne zdrobnienie od nazwy stopnia Gunnery Sergeant, patrz załącznik na końcu książki [przyp. tłum.].
centów za godzinę, które tam zarabiał, wraz z żołdem starszego szeregowego, wynoszącym 30
dolarów miesięcznie, powiększonym dodatkowo o pięciodolarowy dodatek za zawodniczą odznakę
 
strzelecką, pozwoliły mu na zakup używanego Forda Model A.
W sierpniu 1937 roku miał wybrać między odejściem od tego wszystkiego na niepewny los cywila,
dla którego brakowało pracy, a pozostaniem w Korpusie, który płacił mu dolara i dziesięć centów za
dzień służby, ubierał go i obuwał, karmił trzy razy dziennie i dawał suche miejsce do spania, gdy na
dworze padał deszcz. Tym tłumaczył matce swoją decyzję, ale to nie była cała prawda. Nawet nie
chodziło o to, że płacono mu za to, co lubił robić, czyli za strzelanie, ani nawet nie o to, że wraz z
wynikami przyszła możliwość podróżowania na zawody i zobaczenia wielu zakątków kraju, których
normalnie by nie miał czasu i możliwości zwiedzać. Joe zrozumiał, że właśnie tu ma szansę zostać
kimś, wybić się z anonimowej masy.
Gunny MacFarland powiedział mu, że z takim przebiegiem służby, jeżeli będzie na siebie uważał i
nie wpakuje się w jakieś gówno, to kaprala przed końcem drugiej tury ma jak w banku. A może nawet
wcześniej, już za dwa lata. Joe wiedział, że stary wiarus przesadza, chcąc go nakłonić do przedłużenia
kontraktu, jakby sam Howard nie chciał tak zrobić. Za dwa lata będzie miał 23 lata, a dwudziestotrzy-
letnich kaprali w Korpusie było tylu, co kot napłakał. Piechota morska liczyła wówczas dwadzieścia
pięć tysięcy oficerów, podoficerów i szeregowych - niewielu więcej niż policja nowojorska.
Ograniczona liczebność powodowała, że awanse były powolne i mało kto awansował w czasie trwania
kolejnego kontraktu, awanse nadawano zwykle na ich zakończenie. Logicznie więc rzecz biorąc,
szanse na szewrony kaprala szybciej niż za cztery lata były znikome.
To, że sierżant posunął się aż do takiego podstępu, żeby go nakłonić do pozostania w Korpusie,
bardzo Howardowi pochlebiało. MacFarland był weteranem, człowiekiem, z którego opinią się
liczono. Skoro on chciał, by Joe podpisał kolejny kontrakt, to znaczyło, że zobaczył w nim materiał na
dobrego marinę. Gunny nic na tym nie zyskiwał, nie płacili mu za rekrutowanie. Nikt mu także nie
kazał zapraszać byle starszego szeregowego do swojego domu na niedzielne obiady. Razem z panią
MacFarland traktowali go jak członka rodziny, a pani sierżantowa upiekła nawet dla niego tort na
dwudzieste pierwsze urodziny.
Howard i tak by został w Korpusie, nawet gdyby Gunny darował sobie te bajeczki o kapralskich
szewronach w połowie kontraktu. Służba w piechocie morskiej i tak była lepsza alternatywą, niż
powrót do Birmingham w stanie Alabama i walka z kumplami z dzieciństwa o pracę w hucie.
12
W.E.B. GRIFFIN
W tym samym miesiącu, w którym podpisał drugi kontrakt, los sprawił, że starszy szeregowy
Howard miał okazję osobiście poznać generała dywizji Thomasa Holcomba, dowódcę Korpusu Pie-
choty Morskiej Stanów Zjednoczonych.
Pewnego niedzielnego przedpołudnia Joe przebrał się w cywilne ubranie i pojechał swoim Fordem
na strzelnicę Gwardii Narodowej stanu New Jersey, by wziąć udział w zawodach Narodowego Związ-
ku Strzeleckiego. Pojechał tam właściwie tak sobie, z nudów, żeby potrenować.
Na miejscu okazało się, że wstęp kosztuje trzy i pół dolara, a żeby startować w zawodach trzeba
jeszcze wykupić legitymację związku za kolejne pięć. W ten sposób, zanim jeszcze cokolwiek
zdziałał, był już osiem i pół dolara stratny, nie licząc benzyny w obie strony, zużycia samochodu, no i
półtora dolca, które zarobiłby za kontuarem w bazie.
Po pierwszej kolejce był bliski stwierdzenia, że przyjazd tutaj był jednym z najgłupszych
pomysłów, które ostatnio wpadły mu do głowy. Szło mu jak po grudzie, dawno już tak słabo nie
strzelał i to w dodatku na głupie 100 metrów. Na szczęście okazało się, że cywile byli jeszcze
gorszymi patałachami i jego wynik zaliczono do ścisłej czołówki. Po drugiej kolejce, na 300 metrów,
był już pierwszy. Teraz wystarczyło już tylko wygrać konkurencję 20 strzałów na 500 metrów na czas
i puchar byłby jego. Srebrny to on pewnie nie był, ale jeżeli nawet był tylko posrebrzany, to na pewno
w lombardzie dadzą mu za niego z pięć dolarów. Gdyby natomiast okazał się naprawdę srebrny, to kto
wie, może nawet trochę by na tej wycieczce zarobił.
Tak więc w ostatniej konkurencji Joe bardzo się postarał. Tak bardzo, że to był jeden z lepszych
wyników w jego zawodniczej karierze. Poza tym los mu sprzyjał. Wiatr był słaby, w dodatku z tyłu,
wzdłuż osi strzelnicy. Wygrał z zapasem 15 punktów -samych centralnych dziesiątek miał 11 na 20
strzałów.
Generała Holcomba Joe widywał codziennie na portretach wiszących w niemal każdym
pomieszczeniu koszar. Na tych portretach Holcomb występował w galowym mundurze, przy szabli i
orderach. Twarzy nigdy się nie przyglądał, bo i po co. To, co ważne, miał przypięte na ramionach.
Z tego też powodu nie rozpoznał przysadzistego jegomościa, który wręczał mu puchar, ubranego w
przepoconą marynarkę i słomkowy kapelusz. Prawdę mówiąc, pewnie w ogóle by na niego nie zwrócił
uwagi, gdyby wręczający puchar się do niego nie odezwał.
- To było piękne strzelanie, synu, gratuluję. Gdybyś nie miał innych planów na życie, to Korpus
Piechoty Morskiej zawsze będzie czekał z otwartymi ramionami na kogoś, kto tak strzela.
KONTRATAK
Świta dekorującego zaniosła się śmiechem.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin