duchowość5.doc

(119 KB) Pobierz
s

s. Jana Pawła Kuczma KDzJ

 

 

 

DUCHOWOŚĆ KARMELITANKI DZIECIĄTKA JEZUS

 

ROZDZIAŁ II

 

TEOLOGIA DROGI DZIECIĘCTWA DUCHOWEGO

 

Cechy charakterystyczne dziecięctwa duchowego.

Cechami charakterystycznymi dziecka w jego naturalnych przejawach są: małość, słabość, niewystarczalność, ubóstwo, prostota i szczerość. Z tych cech wynika dziecięce zaufanie, miłość, całkowite oddanie i zależność od rodziców. Natomiast cechy te przeniesione na płaszczyznę nadprzyrodzoną pod wpływem łaski stają się cechami dziecięctwa duchowego. Najistotniejsze wśród nich to: pokora, ubóstwo, ufność i miłość.

 

Pokora

Pokora obok wiary jest fundamentem życia duchowego. Jej zadaniem jest niedopuszczalność do głosu pychy, która oddala człowieka od Boga. W komunię z Bogiem możemy wejść dzięki wierze, nadziei i miłości, a dzięki pokorze możemy w niej wzrastać. Pokora usuwa wszystko, co przeszkadza w tym, by Bóg mógł przeprowadzać w człowieku swoje zbawcze dzieło. Pokora nie jest nam potrzebna do umartwienia ale do stania się zdolnymi przyjąć skarby, jakie nam przynosi Jezus. Dlatego św. Teresa od Dzieciątka Jezus stwierdzi, że jej «mała droga» do świętości „polega na usposobieniu serca, które sprawia, że jesteśmy małymi i pokornymi w objęciach Boga, uznającymi swą słabość i ufającymi do zuchwalstwa jego dobroci ojcowskiej”[1]. Wynika z tego, że pokora nie jest tylko etapem w odkryciu małej drogi, ale jest jego istotnym elementem. O. Anzelm w swoim Traktacie stwierdzi, że jest to pierwszy warunek drogi dziecięctwa. Jednocześnie stać się małym w rozumieniu duchowego dziecięctwa, to właśnie stać się pokornym. Warto zauważyć, że samo poznanie swej słabości i niewystarczalności, nie jest jeszcze pokorą. Być pokornym znaczy żyć w prawdzie wobec Boga, bliźnich i w prawdzie wobec siebie. Dla Teresy pokora to prawda[2]. Dlatego postanawia znosić siebie taką jaka jest, akceptować swoją bezsilność ze wszystkimi swoimi niedoskonałościami. Nie oznacza to postawy zniechęcenia lub rezygnacji, ale oznacza zmianę metody działania. Teresa wyraziła to w słowach: „Być małym, to jeszcze nie przypisywać sobie cnót, które się pełni lecz uważając się za niezdolnego do czegokolwiek uznać, że Bóg składa w ręce swego dziecka ten skarb cnoty, aby się ono nim posługiwało według potrzeby, ale skarb pozostaje zawsze własnością Boga. Wreszcie nie zniechęcać się swymi błędami bo dzieci często upadają, lecz są za małe, aby sobie mogły za wiele złego zrobić”[3]. Pokora jest konkretną formą realizacji małej drogi, przejawiającą się w uznaniu zależności od Stwórcy w osobistym życiu i wypełnianiu zleconych sobie zadań; uznaniu w sobie Bożych darów i wdzięczności za nie; uznaniu własnego nic, własnego ubóstwa, a nawet radości z niego; przyjmowaniu upokorzeń od innych i radości z nich.

Każdy człowiek może powiedzieć o sobie, że posiada w sobie dobro i jednocześnie zło. O. Anzelm stwierdza, że „dobre jest od Boga, za które trzeba składać dzięki, zło jest z nas i to zło należy nienawidzić, a siebie wyniszczać. Nie trzeba zamykać oczu na wielki w nas zbiornik wszelkiej nędz, a z drugiej strony nie trzeba się zniechęcać na jej widok, ale z jej pokornym uznaniem i wyznaniem, wyciągać ręce do dobroci Bożej. Moja słabość - mówi św. Teresa jest moją mocą. Potwierdza to św. Paweł, kiedy pisze, że cnota doskonali się w niemocy. Stąd święta uważała za największą łaskę, że Bóg okazał jej niskość i nicość i niemoc do jakiegokolwiek dobrego, przez to bowiem poznawała, jak nic nie może uczynić, gdy jej Bóg nie poda swego ramienia”[4]. Nie będzie błędem twierdzić, że nie sposób przecenić prawdziwej pokory i jej fundamentalnego znaczenia w rozwoju życia wewnętrznego, a jednak „mało jest dusz, które rozumieją wartość pokory, czyli słabość swoją, kiedy czynią coś dobrego. Często bowiem zachowują świadomość, że przecież coś mogą”[5]. Z tej racji wydaje się pożyteczne uświadomienie sobie trzech różnych postaw w relacji do tej fundamentalnej cnoty w kształtowaniu prawdziwego oblicza duchowego dziecięctwa. Trzy różne postawy: pokory, fałszywej pokory i całkowitego braku pokory. Prawdziwa pokora prowadzi człowieka do odpowiedzi na wszystkie zagadnienia życia wewnętrznego. Łączy się z wiarą, od której rozpoczyna się życie duchowe. Wiara i pokora są nierozdzielne. W doskonałej pokorze człowiek zatraca egoizm, przestaje żyć dla siebie i w sobie, żyje już dla Boga. Prawdziwa pokora daje człowiekowi przekonanie, że sam z siebie nic nie może. Dlatego pozwala Bogu działać w sobie i przez siebie[6]. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus postawiła pokorę jako zasadniczy fundament życia duchowym dziecięctwem. „Nie pisała o niej traktatów naukowych czy teologicznych, ale nakreśliła ją praktycznie od fundamentu pokory, aż do najwyższego piętra miłości przeistaczającej w całkowitym zjednoczeniu z najwyższą miłością”[7].

Istnieje jednak fałszywa pokora, która uważa za pychę dążenie do najwyższej wielkości, jaką stanowi doskonałość kontemplacji, szczyt mistycznego zjednoczenia z Bogiem. Jest to „jedna z największych pomyłek w życiu wewnętrznym, albowiem tylko w tej wielkości, tylko w tym najwznioślejszym zjednoczeniu możemy osiągnąć doskonałą pokorę”[8]. Przyczyną takiej pomyłki jest abstrakcyjne pojmowanie stanu zjednoczenia z Bogiem, rozumiane jako coś, co udoskonala ludzkie istnienie, daje możliwie największą radość i zadowolenie, jako zaspokojenie egoistycznego i pełnego pychy pragnienia. Ta orientacja zdradza zasadniczą ignorancję tego, że chrześcijańska mistyka nie jest możliwa bez uczestnictwa w zbawczym Krzyżu Chrystusa. Istotą mistycznego zjednoczenia z Bogiem jest czysta miłość, która ogałaca duszę z wszelkiej pychy i unicestwia ją wobec Boga tak, że nie pozostaje w niej nic poza samą zdolnością całkowitego oddania się Bogu i posiadania Go w sobie[9].

Nauka św. Teresy od Dzieciątka Jezus o «maleńkości» jej drogi nie jest niczym innym, jak praktyką pokory, która przenika każdy akt myśli i woli. Dlatego O. Anzelm w swoim Traktacie stwierdza: „W naturalnym rozwoju dziecka, nie można być zawsze małym. Rośnie się. W nadprzyrodzonym zaś rozwoju im więcej się starzeje, tym więcej trzeba stawać się małym, - tu kroki świętości mierzy się umiłowaniem swojej nicości”[10]. Z tego też względu Teresa u schyłku swojego ziemskiego życia mogła wyznać: „Jestem zbyt małą, by być dzisiaj próżną, zbyt małą również, by pięknymi słowami zaprzeczać i przez to przekonywać (...), że jestem bardzo pokorna, wolę raczej przyznać z prostotą, że Wszechmocny uczynił wielkie rzeczy w duszy dziecka (...), największą z nich jest to, że dał mu poznać jego maleńkość, jego bezsilność”[11]. Doskonałość pokory osiąga się w przetwarzającym nas zjednoczeniu z Bogiem. I tylko sam Bóg może doprowadzić do tego stanu czystości przez ogień doświadczeń wewnętrznych. Żadna pochwała nie potrafi zamącić spokoju duszy człowieka pokornego. Nie będąc już zajęty sobą i wiedząc skąd pochodzi dobro, jakie się w nim znajduje, nie broni się przed pochwałami, których sobie nie przywłaszcza, ponieważ wie, że należą się one Bogu i do Niego je odnosi[12]. Kochając Boga, a nie swoją cnotę, odbiera pochwały nawet z radością, oddając je natychmiast Bogu w sposób, w jaki to czyniła Maryja: „Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny, święte jest Jego Imię” (Łk 1,49), a za Jej przykładem św. Teresa: „Wszechmocny uczynił wielkie rzeczy w duszy dziecka swojej boskiej Matki”.

Natomiast człowiek pozbawiony pokory nie potrafi przyjmować pochwał w sposób naturalny, z miłą prostotą. Nie potrafi oddać ich Bogu. Narusza prawdę o całkowitej swojej zależności od Niego. Taka postawa prowadzi w konsekwencji do własnego wywyższenia przy jednoczesnym, bardziej lub mniej świadomym lekceważeniu Boga. Tam, gdzie brak pokory człowiek stawia się w pewien sposób na miejscu Boga. Brak pokory uniemożliwia również realizowanie wielkiej przyjaźni z Bogiem i całkowite powierzenie się Jego Boskiego działaniu. Ponieważ miejsce pokory zajmuje pycha, która jest przyczyną błędnych i zafałszowanych relacji z Bogiem, z bliźnim i samym sobą. Brak pokory prowadzi do utraty prawdy[13]. Jak dalece rozumiała to św. Teresa świadczą jej słowa, warto dodać, że jedne z ostatnich jakie wypowiedziała: „Tak, wydaje mi się, że zawsze szukałam jedynie prawdy: tak rozumiałam pokorę serca ... Wydaje mi się, że jestem pokorna”[14].

Nauka św. Teresy od Dzieciątka Jezus i praktyka jej życia na drodze dziecięctwa duchowego była wiernie realizowana przez Matkę Teresę Kierocińską. Ona również była głęboko przekonana o ważności cnoty pokory w rozwoju życia duchowego. Sama ćwiczyła się w niej od dziecka oraz zachęcała do jej praktykowania siostry. Twierdziła, że: „Jeśli dusza nie szuka siebie, we wszystkim będzie szukała Boga. Pokora bowiem jest fundamentalną cnotą w życiu wewnętrznym. Im więcej dusza pokorniejsza, tym więcej Bóg się do niej zbliża i udziela”[15]. Dla Matki Teresy pokora też jest przede wszystkim źródłem prawdy o sobie w relacji do Boga. Jej podstawą jest umiłowaniem Boga i zapatrzeniem się w Jego świętość i doskonałość. Dzięki niej potrafimy przyjmować wszystko, cokolwiek nas spotka jako wyraz woli Boga. Dzięki pokorze pragniemy i potrafimy naszym życiem i czynami dawać dowody naszej miłości względem Pana Jezusa[16]. Według Matki Teresy prawdziwa pokora polega na stałej i ochotnej gotowości czynienia tego, czego Pan od nas zażąda. Zachowania nawet w przeciwnościach pokoju, cierpliwości, tak jakby nas nic nie spotkało, wtedy damy dowód prawdziwej miłości do Pana Jezusa[17]. Pomimo dostrzeganego w sobie zła, nie pogardzała sobą, nie przekreślała otrzymanych od Boga darów, godności bycia dzieckiem Bożym i oblubienicą Chrystusa. Mówiła: „Jezus i ja to wszystko”[18]. Wiedziała, że bez Boga nic uczynić nie może, tylko dzięki Jego pomocy znajdzie to, czym zwycięży wszystko i osiągnie świętość. Nie przypisywała sobie zasług i nie pragnęła uznania ze strony ludzi.

Pokora odwraca uwagę człowieka od egoistycznego zapatrzenia się w siebie, by przeobrazić ją w pełne troski szukanie dobra innych. Z tego powodu Matka Teresa od św. Józefa chciała dać wszystko wszystkim.

 

Ubóstwo

Logiczną konsekwencją i wynikiem pokory jest następna cecha dziecięctwa duchowego - ubóstwo. Dlatego pokora i ubóstwo stanowią dwa choć odmienne, ale bardzo zbliżone aspekty tej samej duchowej rzeczywistość, którą św. Teresa nazwała «małą drogą». Twierdziła, że ten, kto chce iść tą drogą, musi stać się pokorny, ubogi i prosty. W jej rozumieniu być małym czyli pokornym, to znaczy przyjąć prawdę, że sam z siebie nic nie mogę i nie potrafię, jeśli nie wspomoże mnie moc Boża. Jednocześnie być małym, to znaczy nie opierać się na tym co posiadam, a najlepiej nic nie posiadać. Wszystko, co się ma, a nawet pragnie mieć oddać, by przez to ubóstwo - «nic», dążyć do Tego, który jest Wszystkim. Dlatego jej ideałem będzie pielęgnowanie małości i ubóstwa. W odniesieniu do tego, O. Anzelm w Traktacie napisał: „pierwsza cecha dziecięctwa wskazywała na pokorę: Niczym jestem, Druga wskazuje na ubóstwo. Nic nie mam. Wszystko czym jestem i co mam, od Boga mam. (...) Jestem niczym - tak mówi dusza do Boga, do Ojca swego w niebiesiech. Tyś jest mocą moją i wszechmocą.

Nic nie mam, Tyś jest moim bogactwem. Dusza nie liczy na siebie, na swoją pracę, na swoje zyski, nie czyni oszczędności na jutro (...), ale żyje z dnia na dzień tym, co otrzymuje od Ojca. Stąd też nie mając nic, nic nie traci a z Opatrzności Ojca we wszystko obfituje”[19].

Zauważa on również, że może istnieć ubóstwo, z którym łączy się łakomstwo dóbr materialnych. Nic nie mam albo mało mam, ale ciągle żyję powodowany tym pragnieniem, by zdobyć, by się wzbogacić. Z drugiej strony istnieje też bogactwo dóbr materialnych, które może posiadać równocześnie ducha ubóstwa[20]. Bogactwo na płaszczyźnie materialnej może podbić w niewolę ludzkie serce i uczynić je ślepym na drogę Pana i na wartości czysto ludzkie. Gromadzone bogactwa zabierają nawet w sercu miejsce dla Boga i coraz mniej jest go dla drugich. Jest to niebezpieczne z tego względu, że człowiek o sercu przykutym siłą bogactwa może nie być w stanie zrozumieć możliwości pójścia inną drogą. Niemniej poważne zagrożenie stanowi bogactwo na płaszczyźnie duchowej. Można być zniewolonym pragnieniem posiadania satysfakcji z tego, że dużo zrobiło się dla Boga, dla Kościoła, że ma się dużo zasług i dużo dobrych czynów spełnionych z miłości ku Bogu. Należy zwrócić uwagę na fakt, że bogactwo duchowe to również posiadanie czegoś. Na drodze dziecięctwa ubóstwo ducha jest konieczne zarówno w odniesieniu do dóbr materialnych i stworzeń, jak również w dziedzinie duchowej. O. Anzelm twierdzi, że tak rozumiane ubóstwo „nie wyklucza pracy ani współpracy z łaską, nie wyklucza zastosowania w pracy sił naturalnych, materialnych czy duchowych, ale nie opiera się na nich jako własnych, tylko jako pomocy Bożych, przede wszystkim zaś na tej niemocy własnej, która bez łaski nic uczynić nie może i stąd w każdym momencie opiera się na tzw. łasce aktualnej, potrzebnej do każdego aktu nadprzyrodzonego. Stąd to w całej działalności duchowej dusza odczuwa tę konieczność Boga, Jego pomocy, Jego siły i na tej pomocy się opierając pracuje, buduje, tworzy (...). Jest przeto ten duch ubóstwa wyzuciem się siebie, oddzieleniem się od miłości własnej, od swojego «ja» zrozumieniem i wykonaniem tej zasadniczej prawdy, że się jest wobec Boga niczym i nic się nie ma co jest moim, lecz Bóg sam jest wszystko moje - dusza bogaci się Bogiem”[21]. Wynika z tego, że istnieje niebezpieczeństwo pewnego przywłaszczania sobie Bożych darów i duchowego łakomstwa. Wiedziała o tym św. Teresa od Dzieciątka Jezus, dlatego nie tylko oddała wszystkie swoje bogactwa, ale zrezygnowała z własnego działania, a przede wszystkim odkryła i przyjęła siebie jako «nic» przed Bogiem. Była przed Nim jak dziecko nie mogące liczyć na własne siły i działanie, i to czyniło ją gotową przyjąć zbawcze i uświęcające działanie Boga. Dla niej sprawa duchowego ubóstwa nie koncentruje się na problemie posiadania, ale na problemie bycia przed Bogiem. Zrozumiała, że przed Bogiem ma być jak dziecko, które potrafi zachwycić Jego serce jedynie miłowaniem Go. Pouczając swoją siostrę Marię o małej drodze, porusza również ten problem pisząc: „zrozum, że aby kochać Jezusa, aby stać się ofiarą Jego miłości, to im jesteśmy słabsi, bez pragnień, bez cnót, tym bardziej jesteśmy gotowi na działanie tej Miłości, co pochłania i przemienia ...Wystarczy pragnąć i stać się Jego ofiarą, lecz trzeba przy tym zgodzić się pozostać ubogim i bez sił, i to właśnie jest trudne, gdyż «prawdziwie ubogiego duchem gdzie znajdziesz? Trzeba by go daleko szukać» (...), nisko w niskości... Trzymajmy się więc z dala od tego co błyszczy, kochajmy naszą małość, pozbawioną odczuć, wówczas będziemy ubogie w duchu i Jezus sam po nas przyjdzie”[22]. Dlatego czyni pewnego rodzaju ślub ubóstwa duchowego, polegający na tym, by stawać przed Bogiem z rękami pustymi. Nie oznaczało to duchowej bezczynności, przeciwnie korzystała z każdej okazji, by czynić dobrze, ale starała się «cały zarobek» zostawić bez rachunku Ojcu dla Jego jedynie przyjemności lub jak mówiła «na zakup dusz». Ogałacając się w ten sposób ze wszystkiego była pewna, że Bóg pod wieczór życia zobaczy ją z pustymi rękami i wtedy sam ją odzieje jako dziecko swoimi zasługami[23]. On sam stanie się świętością swojego dziecka tak, że ani dziecko nie będzie się wstydzić przed Ojcem, ani Ojciec nie będzie się wstydzić swego dziecka, które okryje po królewsku, bo «błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie» (Mt 5,3)[24].

W takim nastawieniu Teresy O. Anzelm widział wszechmoc ubóstwa duchowego wyrażającą się w pewności, że wszystko co jest Ojca, należy również do Jego dziecka. Zalecał siostrom, by ćwiczyły tego rodzaju ducha ubóstwa nie tylko przy każdym akcie nadprzyrodzonym, ale przez całe życie, by tym duchem potrafiły ożywiać swój dziecięcy stosunek do Boga. Był przekonany, że poprzez ubóstwo duchowe „dusza oddziela się od wszystkiego, od stworzeń i od siebie i zachowuje jedną myśl i jedno pragnienie: mieć i kochać jedynie Boga. Dziecko idąc w drogę nie może się obciążać bagażami, musi biegnąć swobodnie. Pokora i ubóstwo to najpewniejsza droga za Boskim Dzieciątkiem, które w drodze na Kalwarię opuściło wszystko i wyniszczyło siebie”[25].

Wierna tym zaleceniom była współzałożycielka Matka Teresa Kierocińska, dla której ubóstwo było umiłowaną cnotą. Już w młodości wspaniałomyślnie zrezygnowała z bogactw na korzyść wyższych, nadprzyrodzonych wartości. Idąc za głosem powołania zakonnego świadomie godziła się na życie w warunkach skrajnego ubóstwa. W ten sposób wyrażała miłość do Pana Jezusa, który będąc bogatym stał się ubogim: „Widocznie miłe jest Panu Jezusowi nasze ubóstwo, kiedy nam je daje”[26]. Matka Teresa była bardzo szczęśliwa z klasztornego ubóstwa, świadczą o tym jej słowa: „Klejnotem życia zakonnego, to ubóstwo. Najbezpieczniejszymi murami klasztoru, to zachowanie ubóstwa. Z chwilą, gdy ubóstwo nie zachowane, chyli się ku upadkowi całe życie zakonne”[27]. Dlatego największe bogactwo zgromadzenia widziała w świętości sióstr, pisała: „Co nam pomoże chociaż byśmy cały świat swoją zdolnością, pracą zachwyciły, może nas tylko jeszcze więcej potępić, jeśli siebie nie urobimy, jeśli siebie nie przezwyciężymy - wszystko to marne i marne - jeżeli się nie uświęcimy, co nam po tym wszystkim”[28]. Matka Teresa wraz z siostrami tak, jak prawdziwie ludzie ubodzy, zarabiała na utrzymanie własną pracą. Podejmowała każdy rodzaj pracy, dając w ten sposób dobry przykład siostrom. Była świadoma tego, że praca nie jest naszym celem, tylko środkiem do uświęcania się, do zjednoczenia z Bogiem. Ukazywała więc siostrom ideał pracy: „pracować i być prawdziwie zjednoczoną z Bogiem, to powołanie Karmelitanki Dzieciątka Jezus. Co prawda to jest trudne, ale jeżeli Pan Jezus widzi nasz wysiłek, to nie skąpi łask swoich. Nie odmówi nam niczego. Bądźmy pokorne i wierne”[29].

Ubóstwo Matki Teresy było całkowite i obejmowało również sferę ducha. Swymi korzeniami tkwiło w Jezusie Chrystusie, który „istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci i to śmierci krzyżowej” (Flp 2,6-8). Matka Założycielka wpatrzona w Chrystusa dążyła do wewnętrznego urobienia, wyzbycia się wszystkiego, co nie jest Bogiem oraz nie powracania do raz złożonej ofiary z siebie. Mówiła, że serce musi stać się puste, niczym nie zajęte, niczego nie pragnące, wtedy dopiero doświadczymy prawdziwego szczęścia i radości[30]. Prowadząc życie wewnętrzne, skupione, oderwane od wszystkich i wszystkiego, będziemy mogli oddać się Bogu i ludziom. Ubóstwo nie jest tylko wyłącznie sprawą naszej osobistej ascezy, lecz wymaga realizowania przykazania miłości bliźniego.

 

Ufność

Pokorne przyjęcie swych ograniczeń jest niekwestionowanym fundamentem małości, która wyraża się poprzez ufność. Ponieważ bezsilność spowodowana pokorną ufnością w obliczu Boga, staje się w pewnym sensie obietnicą interwencji Bożej. O. Anzelm w swoim Traktacie zauważa, że nadzieja wypływa z uznania darmowości wszelkiego dobra od Boga i ubogiej postawy naszego ducha. Jest „pełnym pewności oczekiwaniem, że z łaską Boga  wyjdziemy z naszej nicości i osiągniemy nasze największe dobro i naszą największą szczęśliwość, Boga samego”[31]. Doświadczała tego św. Teresa i w liście do siostry Marii dzieliła się swoim przekonaniem: „Jezus z upodobaniem pokazuje mi jedyną drogę, która prowadzi do Boskiego ogniska, a tą drogą jest ufność małego dziecka, co bez obawy zasypia w ramionach Ojca.... «Maluczki niech do Mnie przyjdzie» (...)«najmniejszy dozna miłosierdzia» (...) Ach, gdyby wszystkie słabe i niedoskonałe dusze czuły to, co czuje najmniejsza z nich wszystkich, dusza Twojej małej Teresy, ani jedna nie wątpiłaby, że dotrze na szczyt góry miłości”[32]. Miłosne zaufanie i zdanie się na wolę Bożą staną się podstawową predyspozycją duchowości dziecięctwa.  Zapytana kiedyś jakiej drogi pragnie nauczać dusze, odpowiedziała: „To droga dziecięctwa duchowego, droga ufności i całkowitego zdania się na Boga. Chcę im wskazywać małe środki, które mi się tak udały”[33]. Ufność jako cnota teologalna może wzrastać w nieskończoność. Dlatego Teresa mogła powiedzieć: „To właśnie ufność i tylko ufność winna prowadzić nas do miłości”[34].

Pisze jeszcze odważniej: „Jezus nie domaga się wielkich czynów, lecz jedynie tego, by zdać się na Niego i być wdzięcznym[35]. (...) Jakżeby moja ufność mogła mieć jakieś granice?...”[36]. Chcąc otrzymać od Boga tyle, na ile ma się nadzieję, zaufanie musi być doskonałe, to znaczy, że treścią naszej nadziei może być jedynie sam Bóg i Jego miłosierdzie. Takie oczyszczenie przedmiotu i motywu nadziei dokonuje się poprzez oderwanie od wszystkiego, co nie jest Bogiem. Teresa sygnalizuje współzależność pomiędzy ufnością i ubóstwem, i nie przestaje podkreślać wagi tych dwóch postaw: „Jemu podoba się to, że kocham moją małość i ubóstwo, że pokładam ślepą nadzieję w Jego miłosierdziu ... Oto mój jedyny skarb (...) Aby kochać Jezusa, aby stać się ofiarą Jego miłości, to im jesteśmy słabsi, bez pragnień, bez cnót, tym bardziej jesteśmy gotowi na działanie tej Miłości, co pochłania i przemienia”[37]. Dlatego też O. Anzelm w Traktacie stwierdza, że życie Teresy nastawione było na ufność w miłosierdzie Boże. Pisze: „Ufność ta, to klucz do miłosierdzia Bożego, odnosi się nie tylko do przeszłości, do upadków których wspomnienie dręczy duszę, nie tylko do upadków chronicznych, powtarzających się w codziennej ułomności, bez widzenia jakiegoś namacalnego postępu, nie tylko do trwogi o swoje wytrwanie do końca, gdy w miarę większego poznania się, tym większe wymagania stają przed duszą - lecz dla dusz, które szczerze dążą do doskonałości, ufność łączy się nawet z wyrzutem i bólem, że po latach życia zakonnego jest się jeszcze przy ABC i postępu nie widać”[38].Wspomnienie przewinień, które upokarzają i doświadczanie obecnych upadków może być również wykorzystane do tego, by nie opierać się na własnych siłach, gdyż one są tyko słabością. Teresa uczy wykorzystywać takie sytuacje do tego, by jeszcze bardziej zwrócić się do Miłosierdzia i Miłości w postawie zawierzenia. Pyta się: „Jakże byłoby możliwe, gdy się rzuca swoje winy z ufnością  w gorejące ognisko miłości, żeby nie spłonęły w nim bezpowrotnie?”[39] W tym pytaniu ukazuje istotę zaufania, a jest nim liczenie tylko na Miłość miłosierną. Uczy nas stać jak synowie i córki przed ojcem i matką; i przypomina, że Bóg sprawia, iż wszystko współdziała dla naszego dobra nawet nasze ułomności i błędy. Dlatego potrzeba ufności i zawierzenia na drodze dziecięctwa wynika z prostego faktu: jesteśmy dziećmi w ramionach Ojca. Na drodze dziecięctwa duchowego odnajdzie się tylko ten, kto zawierzy Bogu na wzór śpiącego bez lęku dziecka w ramionach ojca. Tam już nie musi czegokolwiek obawiać się i lękać, może spokojnie zdać się na tego, który go niesie z miłością. Należy pamiętać o tym, że „to właśnie brak ufności obraża Go (Jezusa) i rani Jego serce”[40]. Dlatego też Teresa zachwycała się postawą Magdaleny, jej miłosną odwagą, która podbiła serce Jezusa i sama wyznała: „Tak, czuję, że choćbym na sumieniu miała wszystkie możliwe grzechy, to i tak bym poszła , ze skruszonym z żalu sercem, rzucić się w ramiona Jezusa, gdyż wiem, jak drogi jest Mu syn marnotrawny, który do Niego powraca. To prawda, że w swym uprzedzającym miłosierdziu  dobry Bóg uchronił mnie od grzechu śmiertelnego, lecz nie dlatego, wcale nie dlatego, idę ku Niemu z ufności i miłości”[41].

Ufność i zawierzenie były najbardziej charakterystycznymi cechami postawy Matki Teresy Kierocińskiej wobec Boga. Całe dzieło istnienia nowego zgromadzenia i wprowadzenia go na drogi rozwoju jest bez wątpienia owocem jej bezgranicznego zawierzenia Bogu. Każdy list, który Matka Teresa pisała do sióstr był świadectwem jej osobistej ufności Bogu oraz zachętą dla jej duchowych córek, aby w każdej nawet najmniejszej sytuacji życiowej kierowały się duchem żywej wiary. Gdy jej serce przepełniała troska o niepewne losy zgromadzenia w jednym z listów zwierzyła się: „Pan Bóg dał mi wielką ufność, że słysząc różne rzeczy jeszcze więcej utwierdzam się w ufności i nigdy ufać nie przestanę, i już tylko czekam tej chwili, aż  Pan Jezus podniesie nasze Zgromadzenie na swoją  większą chwałę”[42]. Wierzyła we wszechmocną pomoc Boga, ale tłumaczyła siostrom, że Jego działanie  również jest uzależnione od ich postawy. Głębokie zawierzenie Bogu dawało jej nadzieję na przetrwanie nawet w najtrudniejszych chwilach żucia. W sytuacji naznaczonej trudnościami, polecając ze spokojem wszystkie sprawy Panu Jezusowi, do jednej z sióstr pisała: „On twórcą tego Zgromadzenia, do którego ze swego Miłosierdzia raczył nas powołać, Jezus jest powiększy, Jezus zaradzi wszystkiemu”[43]. Wszystko potrafiła przyjmować jako wyraz woli Bożej względem siebie i zgromadzenia, pisała: „(...) ciężko, ale tak Pan Jezus chce”[44], On nas nie opuści, ufajmy i bardzo ufajmy[45].

Matka Teresa od św. Józefa miała głębokie wyczucie znikomości dóbr tego świata, dlatego często swoją duszę i myśli kierowała ku wieczności. Mówiła, że nie potrzeba się niczym martwić, gdyż wszystko przeminie, Bóg sam zostanie. Wystarczy tylko „siebie mieć za to czym się jest, to jest za największą nieskończoną nicość”[46], że nie jesteśmy zdolni zrobić ani jednego kroku, jeżeli Bóg sam nas nie nauczy.

Nadzieja Matki Teresy wypływała z umiłowania krzyża. Opierała się na nieskończonych zasługach Zbawiciela, na cenie Krwi, którą przelał za nas. Twierdziła, że w cierpieniach najlepiej wziąć krzyż w rękę i śledzić każdy ruch Pana Jezusa podczas Jego męki, a wtedy zobaczymy, że nasze cierpienia mają tylko podobiznę do cierpień Chrystusowych[47]. Pisała również: „Powinniśmy starać się o to, by z każdej przyjemności, z każdego cierpienia złożyć Panu Jezusowi w darze różę cierpienia, zaparcia siebie”[48].

Niezachwiana ufność Matki Teresy wypływała z głębokiej znajomości Boga nabytej poprzez osobiste doświadczenie wiary. W Nim widziała Stworzyciela, Oblubieńca kochającego dusze do szaleństwa krzyża[49], Lekarza, który współczuje i odpuszcza grzechy, troskliwego Ojca i Przyjaciela. Nieustannie przypominała siostrom: „Jest Ktoś, kto dobrze Cię rozumie, co współcierpi z Tobą - to Jezus, to Pan i Bóg Twój. Jemu zaufaj, a przyjdzie Ci z pomocą”[50]. Przez częste doświadczanie miłości ze strony Boga, ufność Matki Założycielki nieustannie wzrastała, stając się w pewnym sensie jej drugą naturą. Dominowało w niej niezachwiane przekonanie o tym, że dla Boga nie ma nic niemożliwego. To owocowało w niej postawą wdzięczności do Stwórcy za wszystko, co przynosił każdy dzień. Czując się jak gdyby w ramionach Ojca, zdołała przezwyciężyć wszystkie trudności z pogodą ducha, z zachowaniem pełnej równowagi, rozsiewając dokoła pokój, zwłaszcza we wspólnocie, która od niej uczyła się takiego zawierzenia i ufności.

 

Miłość

Konstytucja dogmatyczna o Kościele w piątym rozdziale mówi o powszechnym powołaniu do świętości: „Wszyscy chrześcijanie jakiegokolwiek stanu i zawodu

powołani są do pełni życia chrześcijańskiego i do doskonałości miłości” (KK 41). Ta wypowiedź Soboru Watykańskiego II wskazuje, że świętość nie jest niczym innym, jak pełnią życia chrześcijańskiego i doskonałą miłością. Zwrócimy naszą uwagę głównie na miłość, ponieważ jest ona podstawą drogi dziecięctwa duchowego, gdyż rodzi dziecko pełne miłości i ufności. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus stwierdziła: „Nie znam innego sposobu osiągnięcia doskonałości niż miłość”[51]. Również O. Anzelm uważał miłość za najważniejszą w drodze dziecięctwa duchowego. Nazywał ją cnotą, która przysposabia człowieka do czynienia dobra i ożywia wszystkie jego czynności. Stwierdza w swoim Traktacie, że „w drodze dziecięctwa duchowego wszystko poczyna się przez miłość, wszystko doskonali się przez miłość i wszystko kończy się w miłości. (...) Podnosząc dziecięctwo naturalne do obcowania z Bogiem pod wpływem łaski, widzieliśmy, że pokora jest wejrzeniem, ubóstwo jest wyciągnięciem rąk, ufność jest objęciem, a miłość jest zanurzeniem całej istoty dziecka w osobę Ojca. Dziecko nic nie ma co by mogło dać, ma tylko siebie i siebie daje bez zastrzeżeń (...), kocha sercem i więcej nadto nie może jak w tej miłości powierzyć siebie”[52]. Miłość także uzdalnia do sięgania po najwłaściwsze środki osiągnięcia doskonałości i świętości, polegającej w swej istocie na miłości, a wcielanej w życie  w zależności od stanu życia i pełnionych zawodów (por. KK 42). Podobnie O. Anzelm zalecał siostrom, by wszystko czyniły przez miłość i w miłości, bo ona stanowi najkrótszą drogę do doskonałego zjednoczenia z Bogiem. Chcąc wszystko czynić w duchu miłości należy odpowiednio praktykować miłość w codziennym życiu. Dlatego O. Anzelm w Traktacie ukazuje, na czym polega praktyka miłości. Na małej drodze dziecięctwa duchowego. Najpierw mówi o sprawianiu radości Bogu: „jest w tym delikatna uwaga i wyczucie, by nie sprawić przykrości, bo radość jest wykluczeniem smutku, dusza wpatruje się w oblicze Boże i wyczytuje w nim, czy to, co czyni jest mile przyjęte, stąd w najmniejszej nawet czynności, kieruje się myślą nadprzyrodzoną i wyklucza z czynności swoich wszelki interes egoistyczny, albo szukanie nawet w dobrem, własnej jakiejś pociechy”[53]. Jego słowa są jakby odbiciem programu św. Teresy od Dzieciątka Jezus, który można wyrazić w słowach «sprawiać przyjemność» Bogu i innym, nie oczekując w zamian żadnej zapłaty i nie szukając własnej korzyści, oprócz radości kochania i bycia kochanym.

O. Anzelm akcentował, że najlepszym sposobem sprawiania radości Bogu jest przyjmowanie i przeżywanie różnych sytuacji w codzienności w duchu ofiary z siebie, co często związane jest też z wyniszczaniem własnego «ja». Pisał: „Wszystko, co kosztuje, choćby pozornie najmniejsze spojrzenie, słowo, wszystko co boli, smuci, wszystko co męczy i wydaje się ciężkim dawać Bogu (...) Właśnie w tych maleńkich codziennych, dla oka drugich nieuchwytnych ofiarkach, leży siła umartwienia i wielki heroizm w małych rzeczach. Ten sposób kochania Boga jest bardzo prosty i każdy pojąć go może, a najwięcej dziecko, bo miłość jest jego oddychaniem”[54]. Powołuje się na przykład życia św. Teresy, która potrafiła przeżywać miłość z wielkim zapałem. Chcąc kochać nie czekała na zmianę środowiska i lepsze czasy. Kocha w monotonnej rzeczywistości codziennych małych spraw, tu i teraz. Nawet najpospolitsze nasze czyny mogą być heroizmem urzeczywistniającym nasze tęsknoty za wielkością, za doskonałością, za świętością i szczęściem, jeśli zostaną zamienione w funkcję miłowania Boga i człowieka. Jeśli staną się jakby to wyraziła św. Teresa «małymi kwiatami», składanymi u stóp tronu Boga i u stóp człowieka w potrzebie, czyli każdego napotkanego człowieka zgodnie z nowym przykazaniem miłości. „Zasługa nie polega na tym, aby wiele czynić i dawać, lecz raczej na tym, by przyjmować i wiele kochać”[55].

O. Założyciel w Traktacie przestrzega również przed niebezpieczeństwem spłycania praktyki miłości przez powierzchowność i połowiczność. Ukazuje, że nawet najmniejsze sprawy codzienności, które pociągają za sobą wyrzeczenie, zaparcie i ofiarę z siebie nabierają nieocenionej wartości, kiedy są podejmowane z miłości do Jezusa, która często łączy się z przyjęciem Jego krzyża. Twierdził, że „gdyby na małej drodze nie było zaparcia, krzyża, byłaby to droga zwodnicza. Dla człowieka zrośniętego z miłością własną nic nie ma trudniejszego, a zarazem boleśniejszego, jak z tej się miłości własnej odzierać i to przy każdej sposobności. Nie opuścić żadnej okazji (...), która się nadarzy jest to cierpienie, obumieranie (...) Na tej bowiem drodze (...) trzeba żyć i być całkowitą ofiarą”[56]. Należy jeszcze przeżywać swoje ofiarowanie w miłości wyrażającej się poprzez radość, w taki sposób, by nikt, nawet sam Bóg nie wiedział ile to kosztuje. Wszystko należy czynić z miłością i dawać w radości, gdyż jak mówił: „tego rodzaju usposobienie osładza samo cierpienie, a Pan Jezus, który nas kocha miałby zmartwienie, widząc nas tylko w cierpieniu. Stąd delikatność miłości wymaga (...) raczej ukrywać cierpienia, nie tylko przed ludźmi, ale i przed Bogiem. Cierpienie wtedy ma wyższą cenę, bo wyższą i delikatniejszą jest okupione miłością. Bóg jest Ojcem - dusza dzieckiem - widząc się kochaną nie chce okazać cierpienia ale niesie radosne oblicze, uśmiecha się by nie zasmucić Ojca”[57]. Możemy zauważyć, ze praktyka miłości na małej drodze według nauki O. Anzelma zamieszczonej w Traktacie o dziecięctwie duchowym sprowadza się do czterech zasadniczych etapów: sprawiania radości Bogu, przyjęcia ofiarnego wyniszczenia siebie, przyjęcia krzyża i ukrywania cierpienia przed Bogiem i bliźnimi przez wyrażanie zewnętrznej radości.

O. Anzelm uczył, że: „w miłości jest  ustawiczny głos Boga, który woła do świętości i stawia przed oczyma wielki ideał doskonałości chrześcijańskiej. Chrześcijanin jest doskonały, kiedy osiągnął doskonałość wszystkich cnót w (...) miłości. Doskonałość nabywa się w podwójny sposób: albo przez nasze wysiłki pod wpływem łaski, z pomocą cnót wlanych, którymi kieruje miłość - albo z hojności Boga i bezpośrednio przez Jego działanie w duszy za pomocą darów Ducha Świętego[58]...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin