43. Mervin_Lucy_Dziewczyna_z_wyspy.pdf

(486 KB) Pobierz
Mervin Lucy - Dziewczyna z wyspy
LUCY MERVIN
DZIEWCZYNA Z WYSPY
176293863.109.png 176293863.120.png 176293863.131.png 176293863.142.png 176293863.001.png 176293863.012.png 176293863.023.png 176293863.034.png 176293863.045.png 176293863.056.png 176293863.065.png 176293863.066.png 176293863.067.png 176293863.068.png 176293863.069.png 176293863.070.png 176293863.071.png 176293863.072.png 176293863.073.png 176293863.074.png 176293863.075.png 176293863.076.png 176293863.077.png 176293863.078.png 176293863.079.png 176293863.080.png 176293863.081.png 176293863.082.png 176293863.083.png 176293863.084.png 176293863.085.png 176293863.086.png 176293863.087.png 176293863.088.png 176293863.089.png 176293863.090.png 176293863.091.png 176293863.092.png 176293863.093.png 176293863.094.png 176293863.095.png 176293863.096.png 176293863.097.png 176293863.098.png 176293863.099.png 176293863.100.png 176293863.101.png 176293863.102.png 176293863.103.png 176293863.104.png 176293863.105.png 176293863.106.png 176293863.107.png 176293863.108.png 176293863.110.png 176293863.111.png 176293863.112.png 176293863.113.png 176293863.114.png 176293863.115.png 176293863.116.png 176293863.117.png 176293863.118.png 176293863.119.png 176293863.121.png 176293863.122.png 176293863.123.png 176293863.124.png 176293863.125.png 176293863.126.png 176293863.127.png 176293863.128.png 176293863.129.png 176293863.130.png 176293863.132.png 176293863.133.png 176293863.134.png 176293863.135.png 176293863.136.png 176293863.137.png 176293863.138.png 176293863.139.png 176293863.140.png 176293863.141.png 176293863.143.png 176293863.144.png 176293863.145.png 176293863.146.png 176293863.147.png 176293863.148.png 176293863.149.png 176293863.150.png 176293863.151.png 176293863.152.png 176293863.002.png 176293863.003.png 176293863.004.png 176293863.005.png 176293863.006.png 176293863.007.png 176293863.008.png 176293863.009.png 176293863.010.png 176293863.011.png 176293863.013.png 176293863.014.png 176293863.015.png 176293863.016.png 176293863.017.png 176293863.018.png 176293863.019.png 176293863.020.png 176293863.021.png 176293863.022.png 176293863.024.png 176293863.025.png 176293863.026.png 176293863.027.png 176293863.028.png 176293863.029.png 176293863.030.png 176293863.031.png 176293863.032.png 176293863.033.png 176293863.035.png 176293863.036.png 176293863.037.png 176293863.038.png 176293863.039.png 176293863.040.png 176293863.041.png 176293863.042.png 176293863.043.png 176293863.044.png 176293863.046.png 176293863.047.png 176293863.048.png 176293863.049.png 176293863.050.png 176293863.051.png 176293863.052.png 176293863.053.png 176293863.054.png 176293863.055.png 176293863.057.png 176293863.058.png 176293863.059.png 176293863.060.png 176293863.061.png 176293863.062.png 176293863.063.png 176293863.064.png
1
Rozdział 1
Nadine siedziała po turecku na podłodze strychu. Na jej kolanach leżała
kupka starych, pożółkłych fotografii. Łzy spływały jej po policzkach, a
zdjęcia rozmazywały się przed oczami.
Na pierwszym zdjęciu widoczny był przystojny młody mężczyzna w
marynarskim mundurze. Czapkę miał zawadiacko przekrzywioną na bakier i
obejmował kobietę, która, uśmiechając się, spoglądała na niego zakochanym
wzrokiem.
Fotografia była czarno-biała, ale Nadine wiedziała, że kobieta miała
kasztanowe włosy.
Tych dwoje na zdjęciu to byli rodzice Nadine. Oboje już nie żyli. Matka
zmarła na zapalenie płuc, które wywiązało się z niewinnej grypy.
Nadine była wówczas jeszcze dzieckiem i zachowała jedynie niewyraźne
wspomnienie matki. Obrazy w jej pamięci były tak samo rozmazane jak to
zdjęcie, które teraz oglądała przez łzy.
Pamiętała jeszcze miękki, melodyjny głos matki, która śpiewała jej
francuskie piosenki dla dzieci, i towarzyszący jej zawsze delikatny zapach
jaśminu. Nawet teraz, choć już od dawna była dorosła, zapach jaśminu
wprawiał
Nadine w smutek i budził w niej nieokreślone uczucie osamotnienia.
Ojciec umarł w ubiegłym tygodniu. To jego opłakiwała. Wciąż jeszcze
żywa była w jej pamięci chwila, gdy nadeszła ta straszna wiadomość...
Korzystając z bladego styczniowego słońca szczotkowała sierść swojego
psa Buddy'ego. W ogrodzie leżał jeszcze śnieg, a z dachu pomalowanego na
biało domu zwisały sople lodu, które w słońcu powoli zaczynały topnieć.
Spadające krople żłobiły wgłębienia w śniegu.
Nadine usłyszała dzwonek telefonu, ale nie ruszyła się z miejsca. Przecież
babcia była w domu. Potem w drzwiach pojawiła się nagle babcia i zawołała
ją bardzo dziwnie brzmiącym, jakby zdławionym głosem:
- Nadine, chodź tu na chwilę.
Nadine odłożyła szczotkę i wypuściła psa.
Wszedłszy do domu, zobaczyła babkę siedzącą przy kuchennym stole z
głową wspartą na dłoniach. W jej postawie było coś dziwnie niepokojącego. -
Dzwonił pułkownik Jones - powiedziała.
- Czego chciał? - spytała Nadine.
Czyżby ojciec miał wrócić wcześniej z manewrów na Alasce?
- Dziś rano twój ojciec zginął w katastrofie samolotowej, Nadine.
2
- Nie - szepnęła Nadine. - Nie, to musi być pomyłka! To nie może być
prawda! - krzyknęła załamującym się głosem.
- Nie ma żadnej pomyłki. Pułkownik Jones zadzwonił dopiero po powrocie
samolotu wysłanego na ratunek. On nie żyje, moje dziecko, twój ojciec i mój
syn nie żyje.
Babka położyła głowę na stole i wybuchnęła niepohamowanym płaczem.
Nadine stała jak sparaliżowana wpatrując się w deseń linoleum pod swoimi
stopami. W końcu przemowa się i uklękła obok babki.
- Wszystko będzie dobrze, babciu. Damy sobie radę. Przecież mamy
jeszcze siebie.
Babka otoczyła ramionami jej szyję i długo tak trwały w uścisku, aż w
końcu Nadine uwolniła się z objęć starszej pani. Zadzwoniła do dziadka, który
pracował w mieście.
Następne dni Nadine pamiętała jak przez mgłę. Pocieszała dziadków i
przyjmowała znajomych i przyjaciół, którzy składali jej kondolencje i
przynosili jedzenie. Pewnego dnia przyleciał samolot z ziemskimi szczątkami
jej ojca. Potem czuwali przy trumnie, aż nadeszła pora i trzeba było pojechać
na cmentarz.
W czasie pogrzebu padał śnieg. Kiedy spuszczano trumnę obok miejsca
ostatniego spoczynku jej matki, niebo było zasnute ciężkimi, szarymi
chmurami.
Nadine nie płakała. Ojciec z pewnością by sobie tego nie życzył. Obok niej
stał Kirk Roberts, jej przyjaciel od czasów dzieciństwa. Prosił, żeby przyjęła
jego pomoc i pozwoliła mu załatwić wszelkie formalności. Nadine wyraziła
mu swą wdzięczność, ale sama chciała dać sobie radę w tych ciężkich dniach.
Po pogrzebie ciągle zwodziła Kirka. Potrzebowała teraz czasu dla siebie.
Wiedziała, że ta powściągliwość może go urazić, ale nie potrafiła postępować
inaczej.
W końcu jednak musiała ustąpić i umówiła się na dzisiejszy wieczór. Ale
nawet nie potrafiła się tym cieszyć.
Jednakże teraz, gdy po raz pierwszy od czasu śmierci ojca nie
wstrzymywała się od łez, Nadine nie myślała o Kirku. Przyszła na strych,
żeby przejrzeć papiery ojca.
Płacz przyniósł jej ulgę. Wyjęła chusteczkę z kieszeni spódnicy i otarła łzy.
Potem schowała fotografie do pudełka.
W pękatym segregatorze znalazła kopię testamentu i polisę
ubezpieczeniową. W końcu natknęła się na teczkę z napisem „Kervarech".
3
Jaka dziwna nazwa, pomyślała, przyglądając się teczce przez dłuższą
chwilę, zanim ją otworzyła. Na samym wierzchu leżał najwidoczniej bardzo
stary, bo spisany na pożółkłym pergaminie dokument, którego nie potrafiła
odczytać. Nie mogła się nawet zorientować, jaki to język.
Ostrożnie odłożyła pergamin na podłogę. W teczce było jeszcze kilka
listów, większość z nich po francusku.
Nadine w miarę płynnie posługiwała się francuskim. Kiedy była jeszcze
mała, matka rozmawiała z nią tylko w swoim języku ojczystym. Ale nie
umiała dobrze czytać po francusku, choć później uczyła się tego języka w
szkole.
W tej chwila i tak nie miała ochoty tracić czasu na tłumaczenie
dokumentów i starych listów. To mogło jeszcze poczekać.
Nagle natknęła się na list w języku angielskim. Został on napisany przed
piętnastu laty, w tym samym roku, w którym umarła jej matka!
Nadine zaczęła czytać:
Wielce szanowny Panie Raleigh!
Chętnie wesprzemy Pańskie starania o zmianę tytułu własności do
gospodarstwa ,,Kervarech" na Isle de Bas przy Półwyspie Bretońshim.
Ponieważ posiadłość przypadłaby w udziale Pańskiej zmarłej małżonce,
Emilii Laurent Raleigh, która nie pozostawiła testamentu, spadek
automatycznie przeszedł na Pana.
Wyraził Pan zamiar przeniesienia prawa własności na swoją córkę, Nadine
Raleigh.
Chętnie wykonam również drugą Pańską prośbę, by pozostawić na
dotychczasowym stanowisku zarządców majątku monsieur i madame
Carnous.
Cieszę się, że podczas najbliższego Pańskiego pobytu w Paryżu będę mógł
Pana powitać w naszej kancelarii.
Serdeczne pozdrowienia Georges de la Róux
Nadine przeczytała list jeszcze raz.
O ile nie cierpiała na jakieś urojenia, była właścicielką majątku na
francuskiej wyspie! Dlaczego ojciec nigdy nawet o tym nie wspomniał?
Nadine odłożyła papiery, które nie były jej teraz potrzebne, resztę
natomiast wzięła z sobą na dół.
- Babciu? - zawołała. - Gdzie jesteś?
Nadine zostawiła pudełko z papierami w sieni i wzięła do kuchni tylko
teczkę. Babka siedziała przy stole i obierała jabłka. Okulary zsunęły się jej na
nos.
- Babciu, widziałaś to już kiedyś? - spytała Nadine.
- Co to jest? - Pani Raleigh odłożyła nóż na stół i wytarła ręce fartuchem.
- Tu jest list, w którym wyczytałam, że podobno mam jakieś gospodarstwo
w Bretanii. Wiesz coś o tym?
- Ach, o to chodzi - odparła starsza pani. - Tak, wiem.
- A dlaczego nikt mi o tym nie powiedział?
- Twój ojciec był przewrażliwiony na tym punkcie. Przecież wiesz, jak
bardzo rodzina twojej matki sprzeciwiała się temu małżeństwu.
- Nie, nic o tym nie wiedziałam. Dlaczego?
- Twoja matka pochodziła z rodziny bardzo przywiązanej do tradycji,
Nadine. Jej rodzice żyli na małej wyspie u wybrzeża Francji i nawet do głowy
im nie przyszło, że Emilia mogłaby wyjść za mężczyznę, który nie pochodził
z tej samej wyspy, nie mówiąc już o obcokrajowcu. Ale twoi rodzice mimo to
się pobrali. Potem twoją matka została wydziedziczona.
- Wydziedziczona? Dlatego że wyszła za tatę? Przecież to
nieprawdopodobne!
- Niestety, tak było. Rodzice Emilii umarli w niewiele miesięcy po śmierci
córki pozostawiając kawałek ziemi na wyspie. Nie było innych
spadkobierców. Twoja matka nigdy nie mogła przeboleć, że rodzice nie
wybaczyli jej tego małżeństwa. Była jedynaczką, tak jak ty.
- Czy po ślubie z tatą nigdy więcej nie była we Francji?
- Nie. Bała się, że rodzice mogliby ją wyrzucić za drzwi. Nie odpowiedzieli
na żaden jej list, co było dla niej bardzo bolesne. Ale miała ciebie i twojego
ojca. Traktowaliśmy ją jak córkę i robiliśmy wszystko, żeby czuła się tutaj jak
u siebie w domu. Musieliśmy się bardzo starać, bo twój ojciec tak często
przebywał poza domem.
- Czy teraz majątek naprawdę należy do mnie?
- Tak, kochanie. Jesteś ostatnia z rodu. Twój ojciec przez wszystkie te lata
płacił podatki i zatrudniał kogoś, kto dbał o gospodarstwo. Miałaś się o
wszystkim dowiedzieć w swoje dwudzieste drugie urodziny. Twój ojciec
uważał, że będziesz wówczas dostatecznie dorosła, by samodzielnie
zdecydować, co zrobisz z majątkiem. - Starsza pani otarła łzę. - A teraz, już
go wśród nas nie ma.
Nadine ponownie przerzuciła papiery poszukując mapki, która pomogłaby
jej się zorientować, gdzie znajdowało się to dziwne „Kervarech". Ale nie
znalazła niczego, co mogłoby jej pomóc.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin