26 CS.odt

(15 KB) Pobierz

 

Rozdział 26

 

 

Następnego dnia obudziłam się w okropnym humorze. Głowa bolała mnie strasznie, a najchętniej nie wychodziłabym z łóżka. Jednak ociągając się, podniosłam się i podeszłam do balkonu. Wyszłam na balkon i oparłam się o barierkę. Wzięłam głęboki oddech, aby to wszystko ogarnąć. Otworzyłam oczy i spojrzałam na widok. Gdy spojrzałam na dół, dostrzegałam nasz piękny ogród o który moja mama przez lata dbała. I przeze mnie miałaby to wszystko stracić? Kurczę, to nie fair. Potrząsnęłam głową, aby pozbyć się zbędnych myśli. Tyły naszego ogrodu ogrodzone były białym ogrodzeniem, a tuż za nim rozciągał się las. Nie chciałam tego wszystkiego opuszczać, przecież to tu mieszkałam cały życie, tu spędziłam najlepsze lata mojego życia. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Pokręciłam głową i weszłam do środka, gdyż zmarzłam. Usiadłam na łóżku, pocierając dłońmi odsłonięte uda. W końcu wzięłam się w garść i powędrowałam do łazienki. Wzięłam odświeżający prysznic, ubrałam się w spodnie do joggingu i granatową koszulkę, a wilgotne włosy zostawiłam rozpuszczone. W takim stanie zeszłam do jadalni na śniadanie.
- Boże, Bell, piorun Cię strzelił? - Zapytała Alice, a humor jej dopisywał. Skąd taka zmiana w niej? - Zastanawiałam się.
- Aż tak źle wyglądam? - Zapytałam zdziwiona. All machnęła ręką.
- Bywało gorzej, jednak przed wyjazdem trzeba Cię doprowadzić do porządku. - Gdy posłałam jej pytające spojrzenie, wyjaśniła: - Przecież jak te głupie paparazzie dopadną cię w takim stanie, to nie zostawią na Tobie suchej nitki. - Po chwili namysłu, zgodziłam się z nią. Po zjedzeniu śniadania, wraz z Alice wróciłam do swojego pokoju. Chłopcy akurat wynosili moje walizki z pokoju.
- Słuchaj All, przy okazji chciałam z Tobą porozmawiać.. - Powiedziałam obserwując każdy ruch czarnowłosej w mojej garderobie.
- Pewnie, możemy pogadać. - Powiedziała, grzebiąc w szufladzie.
- Więc, wyjaśnisz mi o co Ci chodziło z tymi ostatnimi fochami i wgl? - Dziewczyna podniosła głowę.
- Nie przejmuj się, gorszy dzień. - Wiedziałam, że nie o to jej wtedy chodziło, ale postanowiłam nie ciągnąc tematu. Przyjaciółka, cóż jeśli dalej mogę ją tak nazywać, zrobiła mi delikatny makijaż i wybrała ciuchy. Szybko przebrałam się w przygotowany strój, spakowałam kilka ostatnich drobiazgów do torebki i zeszłam na dół. Tam znajdował się cały zespół i moi rodzice. Pożegnania były krótkie, pewnie dlatego, że niedługo znów miałam zobaczyć się z rodzicami. Pewnie też dlatego, że nienawidziłam pożegnań. Drogę z Forks do Seattle pokonaliśmy dwoma samochodami, które Carlisle wynajął w Seattle. Gdy dojechaliśmy, doktor oddał samochody, po czym ruszyliśmy na odprawę. Po krótkiej odprawie, usadowiliśmy się w pierwszej klasie. Nie miałam humoru, aby z kimkolwiek rozmawiać, więc wsunęłam słuchawki do uszu, włączyłam pierwszą lepszą piosenkę i przymknęłam powieki. Kiedy się obudziłam, właśnie lądowaliśmy. W głośnikach zabrzmiał komunikat pilota z prośbą o zapięcie pasów, gdyż podchodziliśmy do lądowania. I tak właśnie, już godzinę później byliśmy w domu. Po rozpakowaniu oraz wzięciu prysznica zeszłam na dół, na naradę z Carlislem. Do salonu wkroczyłam pewnym krokiem, następnie zajęłam miejsce na skórzanym fotelu. W pomieszczeniu znajdował się cały zespół.
- Dobrze, możemy zaczynać. - Zaczął nasz menadżer. - Więc od poniedziałku wracacie do szkoły, a od jutra zaczynamy próby. Bello – Tu zwrócił się do mnie. - Dasz radę? - Pokiwałam głową i odparłam, że oczywiście.
- Świetnie. Wytwórnia chce się z wami jutro wieczorem spotkać, a w planach na przyszły tydzień macie sesję do ''Cosmo'', chcą was na marcowej okładce i nie przyjmują odmowy. Chcą tez napisać o was artykuł, jednak nic im nie obiecywałem, bo macie także propozycję z takich pism jak; ''Vogue'', ''Elle'' i ''People''. Ale te ostatnie możemy sobie na razie darować.. - Ciągnął dalej. Byłam ostro oszołomiona, no bo.. Artykuł. O naszym zespole w takich gazetach to, to naprawdę będzie coś.
- Wow, to niesamowite. - Powiedział Jasper, drapiąc się po głowie.
- Taa. - Przytaknęła mu Rosalie. Dziewczyna jednak się uśmiechnęła. - Sławo, nadchodzimy! - Po czym każde z nas się roześmiało. Carlisle odchrząknął:
- To same dobre wiadomości.. Poza tym, chcą was w programach takich jak; Elle, Oprah i ''The View''. - Zakończył z szerokim uśmiechem, sprawdzając nasze reakcje.
- Uhm, to świetnie. - Powiedziałam, nadal nie dowierzając. Wow, wow. Nasza kariera naprawdę ruszy do przodu.
- A dziś.. - Zaczęła Esme, a Emmet przerwał jej wpół słowa:
- Mamy wolne! - Esme razem z Carlislem śmiejąc się, pokiwali głową. Wspólnie zdecydowaliśmy, że wybierzemy się do Centrum Handlowego, a potem do kina. Umawiając się, że spotkamy się o 17 na dole, każdy powędrował do swoich pokoi. Będąc w swoim, zerknęłam na zegarek: miałam dokładnie godzinę. Z kieszeni wyjęłam mojego Iphona, wybrałam numer do Chrisa. Po drugim sygnale odebrał.
- Cześć piękna. - Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Witaj głuptasie. - Odpowiedziałam, siadając na krańcu łóżka. - Nie uwierzysz. - Ciągnęłam; - Mamy mnóstwo propozycji na artykuły o zespole oraz sesje, a nawet udział w różnych programach!
- O kurde, to zajebiście. - Powiedział. - Kiedy mogę się spodziewać pierwszej gazety w której zobaczę Twoje zdjęcie? - Wyszczerzyłam się sama do siebie.
- Cóż.. Na marcowej okładce ''Cosmo'' – Powiedziałam z ogromnym podekscytowaniem.
- Żartujesz. - Stwierdził mój przyjaciel.
- Nie wierzysz mi? - Zapytałam. Zmarszczyłam brwi.
- Wkręcasz mnie? - Odpowiedział pytaniem.
- Nie, Christopher. Mówię poważnie. - Usłyszałam radosny okrzyk przyjaciela.
- O kurde pieczone, w takim razie będę miał oczy dookoła głowy. A każdy wycinek o Tobie będę zbierał. - Moment, to groźba czy obietnica? Wstałam z łóżka i podeszłam do lustra, mieszczącego się nad komodą. Spojrzałam na odbicie: miałam zaróżowione policzki, oczy lśniły, a na twarzy znajdował się szeroki uśmiech.
- To groźba czy obietnica? - Zapytałam, nadal patrząc w lustro.
- I to, i to.
- Dobra, dobra, głuptasie. Ja kończę, chcemy się nacieszyć resztkami normalnego życia i idziemy do centrum handlowego. Cóż, a potem do kina.
- Okej, baw się dobrze. - Jaka ja jestem głupia, nie zapytałam nawet co u niego. Ale cóż, jeśli zamierzałam zdążyć na siedemnastą, to muszę się wziąć za przygotowania.
- Dzięki, ty też. - Rozłączyłam się, telefon położyłam na komodzie i weszłam do łazienki. W łazience nic się nie zmieniło, wyglądała tak, jak ją zostawiłam. Westchnęłam, zrzuciłam z siebie ciuchy i weszłam do kabiny prysznicowej. Odkręciłam zimną wodę i wzięłam odświeżający prysznic. Już po chwili wyskoczyłam spod prysznica, bo zrobiło się strasznie zimno. Rozczesałam włosy, ubrałam się w dżinsowe rurki, bladoróżowy sweterek, na niego zarzuciłam czarną, skórzaną kurtkę, którą zostawiłam rozpiętą, a rękawy podwinęłam do łokci. Do kompletu dobrałam czarne dziesięciocentymetrowe szpilki, a na szyi zapięłam długi wisiorek z serduszkiem. Zrobiłam delikatny makijaż i wyszłam z łazienki w celu sprawdzenia godziny. Było za pięć, więc spojrzałam jak całość się prezentuje, złapałam torebkę i wyszłam z pokoju. Kiedy zeszłam, Edward zlustrował mnie spojrzeniem z góry na dół.
- Skończyłeś? - Zapytałam, gdy spojrzeniem wrócił do mojej twarzy.
- Nie, jeszcze nie. Możesz się odwrócić? - Zapytał z błyskiem w oku, a ja uderzyłam go żartobliwie w ramię.
- Świntuch. - Ed wzruszył na to ramionami i posłał mi swój najlepszy uśmiech.
- Dobra, zbierajcie dupy. Ruszamy w miasto! - Krzyknęła Alice. Jechaliśmy dwoma autami, dziewczyny w jednym, chłopcy w drugim. Pół godziny później, szliśmy szóstką przez główny korytarz pasażu. Tłum, gdy nas widział rozstępował się na boki i obserwował każdy nasz ruch. Czułam się jak w jakimś durnym filmie. Wiecie, moment w którym idzie jakaś grupka najpopularniejszych osób na świecie. Wszystkie rozmowy cichą, a ludzie schodzą im z drogi.. Tak się właśnie czułam. Jak ktoś znany i rozpoznawany. Kiedy wszyscy wwiercali w nas swój wzrok, Emmet powiedział po cichu kilka uwag, dotyczących ich gapienia się na nas. Każdy z nas skomentował to śmiechem, a scena co prawda wyglądała jak w filmie. I właśnie wtedy to zauważyliśmy: Ogromny plakat na całej ścianie, a na nim zdjęcie zespołu z napisem pod spodem: ''Crazy Six''. Młoda grupka nastolatek podeszła do nas.
- To wy, Crazy Six? - Zapytała mała blondynka. Zlustrowałam ją spojrzeniem. Miała na sobie krótką spódniczkę w kratkę oraz białą koszulę z kołnierzykiem, co wyglądało jak mundurek. Reszta dziewczyn miała podobne stroje.
- Tak, to my. - Odpowiedziałam z pewnością w głosie.
- Och, dostaniemy autografy? - Zapytała, ta sama dziewczyna. Wtedy się do niej uśmiechnęłam, a blondynka posłała mi szczęśliwe spojrzenie. Odwróciłam głowę i spojrzeniem zapytałam reszty co o tym sądzą. Tak właśnie, 27 autografów później weszliśmy do sali kinowej. Wspomniałam o tym, że wstęp mieliśmy za darmo? Nie? To teraz to mówię, kiedy kasjerka nas zobaczyła, zaczęła piszczeć i wgl, a gdy właściciel się pokazał, uznał że robimy mu rozgłos. Tak o to siedzieliśmy w ostatnim rzędzie na najlepszych miejscach. Wybraliśmy się na jakąś nową komedie, która była nawet niezła. Po kinie, pojechaliśmy na plażę. Ale na nieco inną część plaży – na dość wyludnioną plaże, gdzie nie znaleźliśmy ani jednej żywej duszy. Taka zabawa nam odpowiada, uśmiechnęłam się do siebie. Zdjęliśmy buty i zostawiliśmy je w samochodzie. Urządziliśmy wyścig na plażę, jednak skończyło się na tym, że wbiegliśmy się do wody i zaczęliśmy się chlapać. Czas spędzaliśmy naprawdę wspaniale. Emm, Jazz i Ed wyskoczyli z ciuchów i w samych bokserkach wskoczyli do wody. A woda była naprawdę zimna. Wybierając cieplutką plażę, usiadłyśmy z Alice i Rosalie przy pniu, obalonego drzewa. Rozciągnęłam przed sobą nogi i oparłam się plecami o wcześniej wspomniany pień. Uhh, słońce lekko grzało, mimo że kalendarzowa wiosna jeszcze nie nadeszła.
- Bell, więc jak Ci się układa z Edem? - Spojrzałam na Rosalie. Westchnęłam przeciągle, obróciłam głowę w stronę słońca i uniosłam ją do góry. W Forks bardzo rzadko zdarzały się dnie w których było ciepło. Cieszyłam się słońcem.
- A czemu pytasz? - Rzuciłam szybkie spojrzenie na twarz Rosalie, na której kompletnie nic się nie malowało. Kontem oka spostrzegłam, jak wzrusza ramionami.
- W sumie pytam, bo Ed to mój przyjaciel a on Cię kocha. A tak poza tym, to pewnie miałabym to w dupie. - Wyznała. Zaśmiałam się, obserwując trójkę naszych chłopaków, którzy się chlapali.
- Miło, że masz mnie w dupie. - Powiedziałam, gdy dotarł do mnie sens jej słów.
- Bella, kotku wiesz, że nie o to mi chodziło. - Rose przesunęła się w moją stronę. - Chodzi mi o to, że Edward nigdy nie potrafił być sam. Zawsze musiał mieć co najmniej jedną dziewczynę. To taki.. Hm, typ chłopaka. - No proszę. Wcześnie się dowiaduje, jaki to bywa mój były chłopak.
- Jak to? - Zapytałam zdziwiona. Alice się dołączyła do naszej interesującej konwersacji.
- Uhm, kiedyś miał taktykę: Rozkochać, przelizać i zostawić. Potem zmienił się. Zaczął być bardziej w porządku, jednak nie potrafił być bez dziewczyny. Rano z jedną zrywał, wieczorem z następną już był. - Allie wzruszyła ramionami. - Taki jest Edward, nie zmienisz go. - Spojrzałam na chłopaków. Ed akurat próbował utopić Jaspera, ten jednak odwdzięczał mu się tym samym. Towarzyszyło im dużo śmiechów przy tym. W końcu zorientowałam się jaki jest Edward Cullen. Kolejny szok jednego dnia.
- Jednym słowem: Edward to casanowa. - Podsumowała All. - Uwierz Bell, taki jest Edward. Znam go jak nikogo innego, to mój brat. - Pokiwałam głową, wpatrując się w piasek.
- Bella, misiaczku. Ed się przy Tobie zmienił. Nie jest taki jak kiedyś. Naprawdę, wszyscy życzymy wam jak najlepiej.. - Przerwałam jej.
- Nie, Rose. Ludzie się ot, tak nie zmieniają. - Powiedziałam patrząc jej prosto w oczy. Alice spuściła wzrok.
- Przepraszam, nie powinnam była.. - Kolejny raz, kiedy komuś weszłam w słowo.
- Nie. Powinnaś, powinnaś już dawno. - Powiedziałam. Mój dobry humor prysł, jak bańka mydlana. A ja kretynowi chciałam dać jeszcze jedną szanse! Teraz może o mnie totalnie zapomnieć. Byłam tak głupia, uwierzyłam w to, że mnie kocha. I te wszystkie jego obiecanki cacanki. W moich oczach stanęły łzy, więc zaczęłam szybko mrugać, aby się ich pozbyć.
- Możemy już wracać? - Zapytałam. Rosalie poszła powiedzieć chłopcom, że my spadamy, a oni jeśli chcą to mogą zostać dłużej. I zostali, a my nie narzekałyśmy. Każda z nas robiła sobie wyrzuty w drodze do domu. W momencie zaparkowania samochodu przez Rose, wysiadłam z kabrioletu i weszłam do domu, a będąc tam od razu skierowałam się do swojego pokoju. W zamku drzwi przekręciłam klucz, rzuciłam się na łóżko i wybuchłam szaleńczym płaczem. Zakopałam się w pościeli jak w czasach, gdy byłam małą dziewczynką. Przybrałam pozycję embrionalną, zatracając się w swoim świecie. Nie, nie, nie. To się nie dzieje naprawdę. Niemożliwe. Chciałabym się obudzić, żeby okazało się to tylko złym snem. Chętnie obudziłabym się w momencie w którym poznałam Edwarda. Z pewnością nie popełniłabym tylu błędów, a przede wszystkim: bliżej bym poznała Eda. Nie żałuję żadnej chwili spędzonej z nim. Żałuję, że nie poznałam go od tej strony, od której powinnam. W pewnym momencie łzy przestały lecieć, a przyszło odrętwienie. Później usłyszałam pukanie, a następnie głos Emmeta.
- Bella? - Podniosłam się z łóżka, otworzyłam drzwi i nie patrząc na to czy wejdzie czy nie, znów położyłam się do łóżka. Zwinęłam się w kłębek jak wcześniej, a już chwilę później poczułam jak kogoś silne ramiona mnie obejmują. Wiedziałam, że to Emm. Był dla mnie jak starszy, misiowaty brat. Miałam Chrisa, ale.. Ale Chris to ktoś inny. Całkiem inaczej o nim myślałam. Paniczny szloch wyrwał się z mojej piersi,a Misiek zacisnął swoje ramiona szczelnie wokół mnie, szepcząc uspakajające słowa. Chłopak przez cały wieczór siedział ze mną, głaskał moje włosy uspokajająco i szeptał słowa, które dodawały mi otuchy. Kiedy już się opanowałam, podniosłam głowę, spojrzałam na niego i powiedziałam:
- Przepraszam, Emm. - Chłopak posłał mi uśmiech.
- Nie przejmuj się Bell, od tego jestem. - Wyjaśnił, szczerząc się od ucha do ucha. - A teraz mi wyjaśnij, komu mam obić gębę. - Popatrzyłam na niego.
- Nikomu. - Powiedziałam powoli. - Alice opowiedziała mi co nieco o Edwardzie, tyle. - Chociaż propozycja była kusząca, co do obicia mu gęby.. Chociaż nie, bo do przyszłego tygodnia będą ślady, a wtedy Carlisle zabiłby Emmeta.
- Uhm.. On się zmienił przy Tobie. Ale jednak coś do tej tępej głowy mu odbiło, gdy wyjechałaś. Zachowywał się totalnie nie tak. - Pokiwałam smętnie głową.
- Emmet.
- Tak? - Zapytał, posyłając mi czuły uśmiech ukazujący jego słodkie dołeczki.
- Nie chcę o tym rozmawiać. Było, minęło. - Powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Dzielna dziewczynka. - Zmierzwił mi włosy, na co ja się uśmiechnęłam. Siedzieliśmy razem na łóżku, słuchając muzyki i rozmawiając o tym, co nam się na język napatoczyło. Potrzebowałam tego, potrzebowałam porozmawiać z kimś szczerze o tym wszystkim co się aktualnie działo. Kiedy skończyliśmy rozmowę było grubo po 12. Emm poszedł do siebie, a ja zostałam sama. Złapałam notatnik w którym znajdowały się moje teksty i zaczęłam pisać. Po naskrobaniu refrenu, ugh a tak przynajmniej myślę, że będzie to refren, notatnik odłożyłam. Nie mając już na nic siły, rozebrałam się i w samej bieliźnie się położyłam. Był to dla mnie baaardzo długi dzień.
              Następnego dnia obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno. Otworzyłam oczy, lecz nadal leżałam. Jejku, dziś spotkanie z Billym Blackiem, szefem wytwórni z którą mamy podpisany kontrakt. To też ojciec Jacoba.. Uhm. Pięknie. W takim razie będzie to naprawdę wyśmienite spotkanie. Sięgnęłam laptopa z komody, włączyłam komputer i sprawdziłam pocztę. Było tak kilka maili od przyjaciół z Forks, które szybko ogarnęłam wzrokiem, ale nie odpisałam na nie. Weszłam na skype i sprawdziłam czy jest Chris. A jako, że był no to zadzwoniłam do niego. Już po chwili uśmiechnięta twarz mojego przyjaciela patrzyła na mnie z ekranu.
- Co się stało? - Zapytał na wstępie. A ja powiedziałam mu tylko:
- Chris, ja chce do Ciebie. Wszystko się tak skomplikowało. - A potem słuchał mojego potoku słów, mojego żalenia się oraz przekleństw. A potem po prostu powiedział kilka prostych słów:
- Mała, już niedługo. W najbliższy weekand wsiadam w samolot i jestem u Ciebie. - A na moją twarz z powrotem powrócił uśmiech. Później pogadaliśmy trochę jak tam u niego i wgl, następnie ja się rozłączyłam i poszłam ubrać. Narzuciłam dres i zeszłam na dół.
- Dzień Dobry. - Powiedziałam i zaszczyciłam uśmiechem całą rodzinę.
- Masz dziś dobry humor. - Stwierdził podejrzliwie Jazz.
- A no mam, coś Ci nie pasuje? - Zapytałam Jaspera, zajmując swoje miejsce.
- No nie, to dobrze. - Powiedział zdziwiony chłopak. Esme krzątała się po jadalni, przystanęła w pewnym momencie i zapytała:
- Na co masz ochotę Bello? - Posłałam jej uśmiech ukazujący moje śnieżnobiałe zęby.
- Wystarczą płatki Esme, dziękuję. - Zwróciłam się do niej, zalewając płatki mlekiem. - Poza tym, to siadaj i jedz, a nie tylko latasz i usługujesz reszcie. - Kobieta się uśmiechnęła i obiecała, że zaraz usiądzie z nami do stołu. Śniadanie minęło na miłych pogawędkach w sumie to o wszystkim i o niczym konkretnym. W końcu dziewczyny uznały, że muszą przejrzeć swoje i moją (ratuunku!) garderobę, aby na spotkanie wybrać coś odpowiedniego i ładnego. Tak więc najpierw powędrowałyśmy do pokoju Allie. We trzy zaczęłyśmy przeszukiwać jej szafę, słuchając piosenek lecących w radiu. Ja dla Alice znalazłam szarą koszulę z kołnierzykiem, która od razu mi się spodobała. Ściągnęłam ją z wieszaka i pokazałam dziewczynie, na co ona wyrwała mi ją z ręki i podeszła bliżej lustra.
- Dzięki Bells – Podbiegła do mnie, pocałowała w policzek i z powrotem wróciła do lustra.  Rosalie znalazła krótkie spodenki podkreślające jej długie nogi, a dla mnie wspólnie wynalazły granatowe leginsy, które wyglądały jak dżinsy. Potem ruszyłyśmy do pokoju Rosalie, w którym panował totalny chaos i no, po prostu syf.
- Rose, kiedy ty tu ostatnio sprzątałaś? - Zapytała ze śmiechem Alice.
- Bardzo smieszne, skrzacie. - Odgryzła się złotowłosa, wskazując zapraszającym gestem swoją garderobę. Jako pierwsza wkroczyłam ja, za mną Allie a ostatnia właścicielka owego pomieszczenia. Każda zaczęła poszukiwania w innym koncie. Mi akurat przytrafiły się wieszaki z bluzkami. Najpierw znalazłam najzwyklejszą białą bokserkę, a następnie czarną marynarkę. Rzuciłam tym w Rose. Dziewczyna pokiwała głową i ruszyła na poszukiwania butów. Alice znalazła sobie świetną spódniczkę, a ja wybrałam prześwitującą zieloną koszulkę z wizerunkiem sowy, a jako ze była prześwitująca to postanowiłam założyć pod nią zwykłą, białą bokserkę. Będąc w moim pokoju, wybrałyśmy dodatki i ubrałyśmy się. Dziewczyny poszły do siebie się pomalować, co sama również uczyniłam. Włosy zaplotłam w kłosa, popsikałam się ostatni raz perfumami i wyszłam z pokoju. Jako jedna z ostatnich zeszłam na dół, a potem już wsiedliśmy do samochodów i ruszyliśmy w stronę studia. Z każdym metrem bliżej celu naszej wizyty, czułam się coraz niepewniej. No, martwiłam się że przez głupiego Jacoba zaprzepaszczę całą swoją karierę.
              Kilka minut później znajdowaliśmy się w recepcji wytwórni. Sekretarka wskazała nam numer sali,  do której mieliśmy się udać. Wjechaliśmy windą na 5 piętro, następnie odnależliśmy drzwi z numerkiem 601. Carlisle spojrzał na mnie i zapytał po cichu:
- Wszystko w porządku? - Rzuciłam mu szybkie spojrzenie i kiwnęłam głową, biorąc ostatni, głęboki oddech. Opiekun grupy zapukał i tuż po sygnale, że możemy wejść otworzył drzwi. Po wejściu do przytulnie urządzonego pokoju, w którym mieśliły się trzy skórzane kanapy podszedł do nas Billy. Od naszego ostatniego spotkania; zmarniał. Wyglądał jakby przybyło mu z 10 lat, a sam jakby schudł. No, tak - nerwy. Mężczyzna przywitał się z Carlislem, a następnie spojrzał na mnie.
- Dzień Dobry Isabello. - Podniosłam konciki ust, aby wyglądały na uśmiech. Tak naprawdę, byłam tak zdenerwowana, jak nigdy w życiu.
- Dzień Dobry. - Powiedziałam cicho. Usadowiliśmy się na wcześniej wspomnianych kanapach. Strzelałam sobie palcami, chcąc ukryć to, jak bardzo jestem zdenerwowana. Z rozmowy ojca mojego kata z naszym managerem wyłapywałam tylko pojedyńcze słowa takie jak; zespół, reklama itd.
- Naprawdę, mam nadzieję, że to co zrobił mój syn nie ma wpływu na naszą dalszą współpracę. - Podniosłam głowę, słysząc słowa kierowane w moją stronę. Momentalnie atmosfera się zagęściła, mogłabym ją ciąć nożem.
- Nie, nie ma. Nie ma, dopóki nie będę musiała mieć z nim styczności. - Podkreśliłam ostatnie słowa. Billy pokiwał głową, zgadzając się ze mną. Westchnęłam głęboko i przemówiłam;
- Billy, nawet jeśli twój syn, pójdzie siedzieć przeze mnie, nie mieszajmy tego w sprawy zawodowe, dobrze? - Siwowłosy mężczyzna ponownie wyraził zgodę. Po kilku kolejnych minutach rozmowa zbliżyła się ku końcowi. Wstaliśmy, aby pożegnać sięz naszym szefem. Billy uściskał chłopcom rękę, po czym podszedł do mnie, Alice i Rosalie.
- Bello, mam nadzieję, że jużwkrótce rozpoczniesz pracęnad solową płytą. - Zamarłam słysząc te słowa. Wiedziałam, że wytwórnia chce, abym nagrała płytę sama. Ale nie miałam pojęcia, że ktokolwiek wspomni o tym przy kimś z zespołu.
- Słu-Słucham? - Zapytała Rosalie.
- Przecież wspominaliśmy już i Isabelli i Carleasowi, że chcemy aby Bella nagrała solową płytę. Byłaby  z niej świetna solistka, z resztą od początku Bella lubiła śpiewać sama. - Billy uśmiechnął się i puścił mi oczko. Poczułam sobie na raz wzrok pięciu osób. Pogawędziłam jeszcze chwilę z Billym na każdy inny temat niż ten. W końcu po kolejnych 15 minutach już wracaliśmy. Każdy siedział cicho, pogrążony we własnych myślach. Cisza. A wiecie co jest najgarsze? Ha, że to cisza przed burzą!

Zgłoś jeśli naruszono regulamin