Znak Czarnej Róży [rozdział XVII].pdf

(127 KB) Pobierz
272136421 UNPDF
Rozdział XVII
Obróciła się na prawy bok, pod palcami poczuła jakąś rzecz. Otworzyła oczy. Na poduszce
obok jej głowy, leżała biała róża, a pod nią kopertę z jej imieniem. Ujęła w palce delikatny pąk
kwiatu, przyłożyła do nosa. Wdychała słodki zapach. Usiadła na łożu. Rozejrzała się po pokoju,
była w nim sama. Światło prześwitujące spod ciężkich kotar, wskazywało iż jest już dzień.
Odłożyła kwiat na stolik razem z listem. Czując się znacznie lepiej niż poprzedniego dnia, poszła
wziąć gorącą kąpiel.
Wyszła z łazienki w grubym męskim szlafroku. Zajrzała do szafek z nadzieją, że goszcząc
ostatnim razem u rodziny Blacków, zostawiła swoje rzeczy. Nie znalazła nic, prócz nowych
czarnych męskich bokserek i długiej białej koszuli przewieszonej przez poręcz krzesła.
Zrezygnowana założyła przygotowane dla niej ubranie. Cieszyła się z możliwości naciągnięcia
grubych skarpet na chłodne stopy. Mokre włosy przetarła ręcznikiem, rozczesała i zaplotła w
warkocz. Przyjrzała się w lustrze. Przeraził ją widok bladej twarzy, podkrążonych oczu. Przyłożyła
dłonie do swoich policzków, wówczas widząc zabandażowane nadgarstki, zdarzenia ostatnich dni
powrócił, jak najgorszy z możliwych koszmarów. Łzy popłynęły po policzkach. Boże... muszę być
silna – szepnęła. Odetchnęła głęboko.
Biała róża leżąca na pobliskim stoliku przypomniała jej o liście. Sięgnęła po niego.
Caroline,
Czuj się, jak u siebie. Tutaj jesteś bezpieczna. Niestety nie będzie mnie do wieczora, mam
pilne sprawy do załatwienia. W razie gdybyś czegoś potrzebowała moja gosposia służy pomocą.
Zostawiłem świeżą koszulę, abyś mogła się ubrać. Wieczorem zostaną dostarczone twoje rzeczy.
Proszę zostań w domu, pod żadnym pozorem nie wychodź.
D.B.
p.s. Twoja torba z telefonem jest w moim gabinecie.
W gabinecie Damiana na niewielkim kawowym stoliku stała taca, a na niej kubek gorącej
kawy oraz przygotowane śniadanie. Roznoszący się zapach przygotowanego posiłku uświadomił
jej, jak bardzo jest głodna. Sięgnęła po ciepłą bułeczkę, ugryzła. Jedząc posiłek, rozejrzała się po
wytwornym gabinecie. Na ogromnym biurku leżała torba z aparatem fotograficznym, obok druga.
Sięgnęła do jednej z nich, sprawdziła czy nic nie brakuje. Nie zauważyła niczego niepokojącego.
Wyjęła telefon, sprawdziła zasięg. Mruknęła zadowolona, komórka wykrywała sieć. Ekran
kolorowego wyświetlacza pokazywał kilka wiadomości oraz nieodebranych połączeń. Większa
część z nich była od Ann, co Carol niemiło zaskoczyło. Na początek wybrała numer komórki swojej
babci. Po kilku sygnałach usłyszała ciepły głos opiekunki.
- Cześć babciu – powiedziała Carol.
- Och, skarbeńku – usłyszała głos ucieszonej kobiety. - Nie odzywałaś się. Tak się o ciebie
martwiłam. - dodała z wyrzutem.
- Przepraszam – szepnęła pokornie.
- Już dobrze skarbie – pocieszyła. - Kiedy się nie odzywałaś... Nie wiedziałam, co się z tobą stało,
nie odbierałaś telefonu. O mało nie odchodziłam od zmysłów. Dodzwoniłam się natomiast do
Damiana, aby pomógł mi z tobą się skontaktować. Wówczas wyjaśnił mi, że wyjechałaś w pilnym
zleceniu, które ci przekazał.
- Hm... cóż – zamilkła. - Coś w tym rodzaju babciu. Przykro mi, iż się o mnie tak martwiłaś. Lepiej
powiedz, jak się czujesz.
- Ah, lepiej. Damian rozmawiał z lekarzem, przewieźli mnie do sanatorium. - dodała. - Żałuję, iż
przed wyjazdem z tobą się nie zobaczyłam Carol. Tęsknię za moją ukochaną wnuczką.
- Przepraszam babciu, naprawdę nie mogłam – powiedziała smutnym głosem. - Odwiedzę cię.
- Carol nie musisz się o mnie martwić, ani przepraszać, u mnie wszystko w porządku. Mam tutaj
bardzo dobrą opiekę. - po chwili kontynuowała. - Rozumiem doskonale twoją pracę, poza tym
Damian wszystko wyjaśnił. Obiecał również zaopiekować się tobą pod czas mojej nieobecności.
Carol, uważam go za bardzo miłego, uczynnego człowieka. Myślę, że się pomyliłaś co do niego,
gdyż widać... Cóż bardzo mu na tobie zależy, powinnaś dać mu szansę, a przynajmniej to
przemyśleć. Skarbie muszę już kończyć. Czeka mnie tu coś w rodzaju spa, więc do usłyszenia.
Koniecznie dzwoń – powiedziała kobieta.
- Kocham Cię.
- Też cię kocham Caroline – po czym rozłączyła się.
Zasmuciła ją krótka rozmowa z babcią. Sądziła, iż porozmawiają dłużej, a czuła się, jakby
została spławiona. Dziwna rozmowa z krewną zasiała w jej sercu pewne wątpliwości. Nie
rozumiała nastawienia babci do Damiana. Ciekawiło ją zaś, dlaczego Maria, tak bardzo jest za nim.
Odkąd zaczęła współpracę z Blackiem, jej życie stało się pasmem dziwnych wydarzeń. Na
początku musiała udawać jego narzeczoną przed rodziną oraz znajomymi. Następnie napaś na
Emmę, choć nic poważnego jej się nie stało. Przyjaciółka dowiedziała się o swojej ciąży, a dziecku
na szczęście nic nie zagrażało. Później wskutek jej prośby, Damian odpuścił, pozwolił żyć swoim
życiem. Niby miała być obserwowana i chroniona, ale poszło coś nie tak. W dniu zasłabnięcia
Marii, została zaatakowana przed szpitalem. Niepokoiła ją pewna sprawa, zainteresowanie Rovera
Streigh'a jej przyjaciółką. Kobieca intuicja podpowiadała, iż jego zachowanie nie jest
bezinteresowne. Coś mówiło, że chce on wmieszać Ann w jakieś niebezpieczne sprawy. Najgorsze,
w tym wszystkim jest niewiedza oraz brak odzewu ze strony Michaela.
Dokończyła śniadanie, wzięła do ręki kubek z kawą. Stanęła przy oknie, spoglądała w
kierunku parku. Po kilku dniowym deszczu, zieleń na drzewach była jeszcze bardziej soczystsza.
Westchnęła. Wybrała numer do Ann. Odebrała po po drugim sygnale.
- Cześć Ann, tu Carol – powiedziała na wydechu.
- Do cholery Carol, próbuję się do ciebie dodzwonić od dwóch dni! - powiedziała gniewnym tonem
kobieta. Nie zaszczyciła przywitać koleżankę.- Jestem na ciebie wściekła!
- Dlaczego? - zapytała zaskoczona zachowaniem Ann.
- Śmiesz pytać dlaczego? Powiem ci. Wystawiłaś Rover do wiatru, a mnie ośmieszyłaś przed nim –
odparła.
- Co? - zaskoczył ją zarzut.
- Nie co! - powiedziała unosząc nieco głos. - Rover przyjechała pod szpital, czekał na ciebie
godzinę, a ty się nie zjawiłaś.
- Bo... - próbowała się bronić.
- Nie Carol – przerwała jej przyjaciółka. - Rover poszedł do szpitala, zapytać się czy ciebie ktoś
widział. Pielęgniarka odparła, że wsiadłaś do samochodu i odjechałaś z jakiś elegancki mężczyzną.
Jak mogłaś?! Zrobiłaś ze mnie kretynkę przed Roverem!
- Ann to nie prawda. Pozwól, iż wszystko ci wyjaśnię. - mówiła powoli. - Rover się myli.
- Śmiesz nazywać go kłamcą? - zapytała rozgniewana Anna.
- Rover nie przyjechał po mnie... - nie dokończyła, gdyż weszła w jej słowo przyjaciółka.
- Co?! - zapytała. - Twoje tłumaczenie, to szczyt wszystkiego! Powiem ci coś... Widziałam, jak na
niego patrzyłaś na przyjęciu Marii. Potem mnie i jego wystawiłaś do wiatru zabierając się z jakimś
facetem. Rover nie chce ciebie znać. Uważa, iż nie jesteś dobrą przyjaciółką. Przyjaciółki, tak nie
postępują Carol – dodała.
- Przesadzasz.- powiedziała Carol.
- Przeginasz! - krzyknęła Ann – Carol, tylko winny się tłumaczy! Rover ma racje, przyjaciele nie
wystawiają do wiatru innych, a jak zmieniają plany to uprzedzają grzecznie. Zawiodłaś mnie.- po
czym się rozłączyła.
Carol westchnęła, nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Wolała, by jej przyjaciółka
wykazała o nią większa troskę, o mało nie zginęła. Po części ta myśl ją przerażała, bo gdyby Ann
zaczęła wnikać, mogła być w śmiertelnym nie bezpieczeństwie. Zdarzenie z ostatnich minionych
dni uświadomiło jej, jak bliska była śmierci. Natomiast z drugiej strony, zawiedzenie przyjaciółki
wzbudzało poczucie winy. Marzyła zwierzyć się Ann, powiedzieć prawdę, ale nie mogła narażać jej
na niebezpieczeństwo. W tej chwili pragnęła, nigdy nie poznać Blacka,a co za tym idzie, reszty
osób. Jednego była świadoma, na pewno nie cofnie czasu, ale postara się zapobiec większemu
nieszczęściu.
♠♠♠
Carol spędziła resztę dnia w gabinecie Damiana. Dzięki odzyskanemu sprzętu mogła
sprawdzić pocztę. Prawie zawsze miała ze sobą swój laptop oraz aparat, nigdy nie była pewna czy
nadarzy się jakaś okazja do uwiecznienia pięknych chwil. Od zawsze fascynowała się fotografią, a
kiedy miała czas i sposobność robiła zdjęcia dla samej przyjemności. Z okazji przyjęcia, wzięła
sprzęt, aby trochę po fotografować. Jednak zdarzyło się coś nie oczekiwanego. Babcia została
przewieziona do szpitala, a ona została uprowadzona. Nie chcąc powracać myślami do ostatniego
wydarzenie, skupiła się na zapoznaniu z przyszłymi możliwymi zleceniami.
W przerwie przejrzała najświeższe wiadomości, na portalu regionalnej gazety. Zaciekawił ją
nagłówek „ Seryjny morderca znowu wymknął się policji ”:
„W minioną sobotę policja zapobiegła napaści. Anonimowy informator powiadomił odpowiednie
służby o planowanym przestępstwie. Jak wynika z oficjalnego stanowiska rzecznika miejskiej
policji,w próbie złapania przestępcy nikt nie został ranny...”
Carol odetchnęła z ulgą, iż nikt nie został ranny. Jednak nie wiedziała, co z Michaelem. Miała
całkowitą pewność, że to jego widziała nieprzytomnego na noszach. Po rozmowie z lekarzem,
chciała spytać się Natha o stan Michaela, ale ich już nie było. Niespodziewane zniknięcie oraz
zapewnienia recepcjonistki, wzbudziły podejrzenia, coś zostało zatajone. Tajemnice te budziły w
niej niepokój, a w szczególności brak wiadomości. Martwiło ją milczenie Michaela. W telefonie nie
miała żadnego od niego połączenia.
Z zadumy wyrwało ją ciche pukanie do drzwi. Podniosła z nad komputera wzrok. W
drzwiach stał ubrany w czarny garnitur Damian. Przyglądał się jej z rozbawieniem. Wędrował
intensywnie, niebieskimi oczami od jej stóp leżących na dużym, ciemnym biurku, ku udom, po
lekko rozchylonej koszuli, aż po piersi i szyję. Na końcu spojrzał jej w oczy, co trochę onieśmieliło
Carol. Zdjęła nogi z blatu próbując zakryć odsłonięte uda. Usiadła prosto w fotelu. Ledwie sięgała
stopami podłogi.
- Gdybym wiedział, że zastanę cię w tak kuszącej pozycji nie omieszkałbym...– dodał rozbawiony
jej zawstydzeniem.
- Gdybym wiedziała, że zaczniesz gadać brednie nie dopuściłabym byś pożerał mnie wzrokiem –
odparła złośliwie.
- Mówisz pożerał... Kusząca propozycja - mruknął.
- Jasne... Jedynie w twoich snach – rzekła. – Zmieniając temat, chcę podziękować za troskę, jaką
okazałeś mojej babci.
- Podziękowania przyjęte, Caroline – odparł zbliżając się do biurka. Nie spuszczał z niej wzroku. -
Do twarzy ci w mojej koszuli, wyglądasz w niej pięknie.
- Damian nie przeginaj – upomniała. - Znasz warunki.
- Oczywiście, szczególnie że jeden z najważniejszych złamałaś – odparł oschle.
- Słucham?- zapytała zdziwiona.
- Cóż... jak się okazuje nie bez powodu ktoś cię skrzywdził. - powiedział nie zmieniając tonu.
Oparł się biodrami o brzeg biurka tuż przy fotelu, w którym siedziała Carol.- Byłaś bezpieczna do
momentu, kiedy przekonywająco grałaś moją narzeczona. Gdy zobaczono cię w towarzystwie
detektywa, niektórzy doszli do słusznych wniosków. Widzisz droga Caroline, twoja lekkomyślność
podważyła mój autorytet jako przywódcy Rady, a zarazem prawie skompromitowała.
- Mów jaśniej – zażądała.
- Zgadzając się na twoje warunki, wiedziałem że popełniam poważny błąd. Twoje pragnienie
niezależności oraz swobody doprowadziła cię niemal do śmierci. Ktoś doskonale wiedziała, gdzie
jesteś. Prawdopodobnie Azael został poinformowany przez Rovera Streigh. A bycie samej, bez
mojej protekcji ułatwiło im sprawę.
- Znaczy to... - nie dokończyła czekając na odpowiedź.
- Oboje mają ochotę przejąć kontrolę nad Radą oraz wpływami w Zakonie. Władza, którą
posiadam jest bardzo potężna oraz niebezpieczna. Osoba chcąca ją przejąć, wpierw musi odebrać
mi coś bardzo ważnego. - dziewczyna patrzyła z niepokojem na swojego rozmówcę. Próbowała
ogarnąć ogrom informacji. - Zaś ty... jesteś jedynie drogą do zgładzenia mnie. Zabicie ciebie
mogłoby ułatwić im sprawę teraz, ale potem sprawić wielki problem.
- Nie jestem nikim ważnym – odparła. Przypomniała sobie, pożądliwy wzrok Azaela, kiedy
zakładała jego koszulę, a potem gdy dotykał jej ciała.
- Historia z przeszłości. - odparł wymijająco. - Mylisz się, jesteś wyjątkowa i zabicie ciebie może
być wielkim kłopotem. Sądzę, że dzięki swojej wyjątkowości przeżyłaś. Ujmując jaśniej, jesteś dla
wszystkich bardzo cennym diamentem, uwierz mi. Azael cię pożąda, a Rover nienawidzi.
- Dlaczego?
- Tak jak mówiłem, historia przeszłości.
- Zatem, co robimy? - zapytała zaciekawiona.
- My... - zamyślił się. - Na początek przestaniesz widywać się z detektywem Brownem, a potem
będziesz grała moją narzeczoną.
- Damian nie będziesz mi mówił, co mam robić, a co nie – odparła zezłoszczona. Nie podobał się
jej pomysł mężczyzny. Podejrzewała, iż ma to głębsze znaczenie.
- Caroline nie podlega to dyskusji. Złożyłem obietnicę, więc ją dotrzymam. - odparł pochylając się
ku jej twarzy. Z lekkością podniósł ją z fotela, stali naprzeciw siebie stykając ciałami. - Zrobisz to,
co powiem, chyba że... - szepnął jej do ucha nie kończąc.
Carol domyśliła się, dlaczego nie dokończył zdania. Kiedy miesiąc temu była w jego domu,
wyjaśnił jej, iż mimo bycia bardzo ważną może umrzeć, jeśli nie będzie współpracować.
Zesztywniała w jego ramionach, przypominając wcześniejszą rozmowę. W końcu uświadomiła
sobie, w jak niebezpiecznej znalazła się sytuacji. Zadrżała.
- Słusznie, powinnaś się bać Caroline – szepnął zachrypniętym głosem do jej ucha. Chciała
wyswobodzić się z jego objęć, nie rozluźnił uścisku. - Posłuchaj uważnie.
- Czego ode mnie chcesz? - spytała z przerażeniem w głosie.
- Wrócisz do swojego normalnego życia, jakby nic się nie stało. Będziesz pod pilną obserwacją
Sariela oraz Gabriela. - skinęła głową na znak zrozumienia. - Któryś z moich braci będzie cię
powoził do pracy i z powrotem. W domu natomiast będziesz zdana na siebie. Pod żadnym pozorem
nikogo nie zapraszaj, nawet przyjaciółek. Zaproszenia czasem są bardzo niebezpieczne. W miarę
możliwości będę się pojawiać u twego boku.
- A co z Azaelem? Wiesz, że Rover spotyka się z Ann, on może ją skrzywdzić.
- Nie powinien do ciebie się zbliżać, a Ann póki nic nie wie, jest bezpieczna. Wątpię, aby Streigh
był, aż tak nierozsądny. Jedynie może nastawić ją przeciwko tobie, abyś poczuła się odtrącona i
opuszczona. – odparł. - Dlatego też, chcę byś zawsze miała przy sobie pewną rzecz – wyjął z
pierwszej szuflady biurka niewielkie pudełko.
- Co to takiego? - zapytała z zaciekawieniem w oczach. Nie podobał się jej jego pomysł, ale nie
miała innego wyboru.
- Broń, właściwie nazywa się Znakiem Czarnej Róży – rzekł wyjmując niewielki srebrny pistolet.
Carol wzięła drżącymi dłońmi niewielką broń. Przejechała palcem po lufie, pod nią poczuła
wygrawerowany symbol. Przyjrzała się mu uważnie. Miał kształt róży z krzyżem w środku. Gdy
jeszcze raz przejechała się kciukiem po tym znaku, poczuła mała iskierkę przechodzącą po jej ciele.
Wzdrygnęła się. Wówczas pomyślała, iż zna ten symbol. Widziała identyczny na szyi brata
Damiana oraz ramieniu swojego narzeczonego. Domyśliła się, Znak Czarnej Róży musiał należeć
do któregoś z nich, stawiała na Sariela.
– Ta broń jest bardzo niebezpieczna. Ujrzy, jeżeli wystąpi konieczności. Pamiętaj, jedynie w
obronie własnej.- dodał wyjmując pistolet z jej rąk. Podniósł podbródek w swoją stronę. Złożył
delikatny pocałunek na jej ustach, szepcząc – Zaufaj mi.
By animk4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin