Informator 211 (październik 2006).pdf

(1732 KB) Pobierz
FANTASTYCZNA UKRAINA (2)
nr 211
październik 2006
284194551.004.png 284194551.005.png
2 INFORMATOR
NA MARGINESIE TRUDNEJ SZTUKI INTERPRETACJI
Niedawno w jednym ze wstępniaków nawiązałem do kategorii odbiorcy (czyli: jak
czytelnik lub widz odbiera dany utwór). Teraz będzie mowa o interpretacji dokonanej
przez filmowców na powieści (nb. częściowo zainspirował mnie tekst z rubryki
muzycznej).
Latem nadrobiłem filmową zaległość: obejrzałem w TV tę nową ekranizację
„Wehikułu czasu”. I mam swoje uwagi. Zbyt mało ich na recenzję – ale do wstępniaka
wystarczą… Jeżeli chodzi o oryginalną powieść – jest to niewątpliwie jedno z naj-
większych dzieł Wellsa i jedno największych arcydzieł literatury science fiction. Co o tym
decyduje? Kilka elementów: literacka jakość tego utworu i jego przejmujący wręcz
pesymizm; pomysł potraktowania czasu jako czwartego wymiaru, poprzez który można
podróżować; ukazanie gatunku ludzkiego jako czegoś przejściowego, co kiedyś się
wynaturzy i przeminie. Dziś nic w tym niezwykłego: mamy całe podgatunki SF
przewrotnie bawiące się meandrami czasowymi, a obraz upadłej cywilizacji uczyniliśmy
jedną z ikon pop-kultury. A przecież – wtedy musiało to autentycznie szokować... Co nie
znaczy, by powieść nie miała pewnych wad – jak chociażby nazbyt „marksistowskie” (nie
chodzi mi o ideologię, ale o łopatologię!) uzasadnienie podziału rasy ludzkiej na dwa
odrębne gatunki. Klasyczna ekranizacja, ta sprzed lat, starała się zachować wierność
oryginałowi. Dołączono kilka pomysłów – czy to bardziej „filmowych” (coraz krótsze
suknie na manekinie vis à vis), czy to bardziej „uaktualniających” (trzy wojny światowe) –
jednak fabularnie czuło się tu szacunek dla oryginału. Gorzej – treściowo. Eloje okazali
się w finale nieco mniej zdegenerowani od powieściowych, a sam finał – powiał jakąś
nutką optymizmu. No, i był to tylko porządny hollywoodzki film SF – na pewno żadne
tam arcydzieło kinematografii (a przecież był on ekranizacją wybitnej powieści!).
Znacznie mniej szacunku dla Wellsa okazał jednak twórca wersji współczesnej (notabene
ponoć jakiś „późny wnuk” pisarza). Kilka jego pomysłów było nawet akceptowalnych:
korespondencja Podróżnika w Czasie z młodym Einsteinem, wątek zapętlenia czasu
i niemożności zmiany Nieodwracalnego, zastąpienie katastrofy zimnowojennej nie-
fortunnym eksperymentem inżynierii kosmicznej. Ale u celu – było już tylko fatalnie:
kanwa fantastycznonaukowej klasyki posłużyła za… opowiastkę w stylu i na poziomie
„Gwiezdnych Wrót”. Wellsowski pesymizm też diabli wzięli, gdyż „naziemni”
przedstawiciele gatunku ludzkiego okazali się nie ograniczonymi umysłowo „dużymi
dziećmi”, ale normalnymi ludźmi; tyle że pozbawionymi cywilizacji technicznej
i prześladowanymi przez Morloków (tylko oni zostali potraktowani jako mutanci).
Komputerowe efekty specjalne oczywiście biły na głowę archaiczne nakładki starej wersji
– ale w kinie amerykańskim to przecież dzisiaj norma. Czy więc nie mogę napisać o tym
filmie ani jednego dobrego słowa? Mogę, nawet dwa: Jeremi Irons!
Skoro już o klasyce na ekranie mowa… Nie wiem, czy zwróciliście uwagę, iż
w większości hollywoodzkich ekranizacji „Doktora Jekylla i pana Hyde’a” – ten drugi
ukazany jest jako skrzyżowanie małpoluda z upiorem. A przecież Stevenson opisał go
znacznie subtelniej, jako odpychającego człowieczka emanującego nieokreślonym złem.
Preparat doktora Jekylla nie przemieniał bowiem człowieka w potwora na tej zasadzie,
iż opanowywały go jakieś „zewnętrzne”, obce mu, skłonności. On jedynie – blokował
w człowieku dobro i uwarunkowania kulturowe; pozostawały, niekontrolowane, samo
zło i sama dzikość – jak najbardziej „wewnętrzne”, będące naturalną częścią każdego
z nas. To było szokującym „odkryciem” tej powieści (żona pisarza wrzuciła ponoć rękopis
do kominka!) – i to umyka całkowicie w przerysowanych niepotrzebnie adaptacjach
amerykańskich.
Inna forma interpretacji „pośredniej”, stojącej między oryginałem a odbiorcą – to
tłumaczenie. Wszak na naszym rynku funkcjonuje kilka przekładów trylogii Tolkiena, zaś
anglojęzyczne tłumaczenie „Solaris” całkowicie pozbawione jest barokowych
neologizmów Lema. Ale o tym może więcej napisałby ktoś władający swobodnie mową
Albionu?
PPJ
GKF # 211 3
Drodzy grudniowi Urodzeńcy,
nic to, że jest Was tak mało!
Za to każdy z pewnością potrafi:
– obsługiwać sprzęt audiowizualny jak Bartek;
– handlować bursztynem jak Lance;
– dogłębnie studiować jak Tomek;
– po mistrzowsku obsługiwać automatyczny zmywak
jak Mariusz;
– rysować jak Piotrek;
– pisać jak Ewa;
– posługiwać się bejsbolem jak Adaś
i tańczyć jak Agata...
czegoisobieżyczy
redakcja „Informatora GKF”
3 Bartosz Pietrzak
4 Lance Oszko
5 Tomasz Świderski
8 Mariusz Czach
13 Piotr Terszel
14 Ewa Białołęcka
25 Adam Lewandowski
30 Agata Słomińska
284194551.006.png
4 INFORMATOR
Odbyło się 29 października 2006 r. Ważniejsze z poruszanych spraw:
1. Sprawy organizacyjne
1.1. Przeprowadzono wstępną dyskusję o składkach na 2007 r.
1.2. Przedstawiono informację o windykacji niezwróconych do biblioteki książek.
1.3. Omówiono możliwość wykonania druków wpłat na konto klubu w ramach
odliczania 1 % dla organizacji porządku publicznego.
2. Sprawy personalne
2.1. Przyjęcie członków do GKF
Urszula Płóciennik i Marcin Wiktor (Angmar), Lech Ugriczicz (Ordo), Ryszard Żal (KCzK)
2.2. Skreślenie z listy członków GKF
Angmar – Dominik Chojnacki, Piotr Wyszomirski, Piotr Adamski, Iwona Volkmann
First Generation – Andrzej Kuran, Maja Szmigiel
Brethren – Radosław Krantz
2.3. Przeniesienie
Artur Płóciennik z KF „Angmar“ do KFP „Ordo“.
3. Sprawy finansowe
Omówiono stan subkont KLów i składkopłatność.
4. Praca Komisji Rewizyjnej
Komisja Rewizyjna ustaliła, że możliwe jest zakończenie w tym roku kontroli pozostałych
sekcji biblioteki.
5. Imprezy
5.1. Omówiono stan przygotowań do Nordconu 2006.
5.2. Omówiono stan przygotowań do seminarium nt. „Wszystkie drogi fantastyki”,
organizowanego z okazji obchodów dwudziestolecia GKF.
5.3. ORDO zapowiedziało organizację Voyagera 2007 (we współpracy z Trójmiejską
Inicjatywą Mangową).
284194551.007.png 284194551.001.png
GKF # 211 5
KOMIKSOWA ŁÓDŹ
Po raz pierwszy w siedemnastoletniej historii łódzkiego Międzynarodowego
Festiwalu Komiksów impreza przekroczyła zarówno ramy czasowe (dotychczas był to
pierwszy październikowy weekend), jak i progi gościnnego Łódzkiego Domu Kultury.
Miłośnicy obrazkowych historyjek już od środy mogli oglądać w kinie Cinema City
komiksowy maraton filmowy. W jego ramach pokazano: Fantastic Four, Batman – The
Begining, Constantine (w środę) oraz Incredibles, Catwoman, X-men 3, Superman
Returns, V for Vendetta, Elektra (w czwartek). Niezależnie od oceny artystycznej
zaprezentowanych filmów, warto zwrócić uwagę na
fakt, iż nigdy dotąd w dziejach łódzkich spotkań
komiksowych nie pokuszono się o podobne
przedsięwzięcie. Szkoda jedynie, że zabrakło
Hellboy`a – opowieść o obrońcy dobra z piekła
rodem byłaby świetnym uzupełnieniem projekcji.
Poza tym specyficzny, autoironiczny dystans tego
filmu doskonale równoważyłby pompatyczność
innych (tytułów nie wskażę, bo to rzecz gustu).
Szkoda też, że nie pokuszono się o przypomnienie
starszych filmów, zrealizowanych na podstawie
komiksów, choćby Flasha Gordona lub Supermana.
Wszystko jednak przed nami i, miejmy nadzieję, że w przyszłym roku organizatorzy
nadrobią zaległości.
Oprócz uczty dla kinomanów (kinomaniaków?) zaplanowano weekendowe
spotkania z osobami znanymi chyba każdemu miłośnikowi fantastyki: Pauliną Braitner,
poświęcone tłumaczeniom prozy i komiksów Neila Gaimana oraz Maciejem Parowskim.
Tego ostatniego prowadzący spotkanie, Krzysztof Skrzypczyk, zapowiedział jako
Legendarnego Bojownika o Sprawę Komiksu w Polsce.
Mimo iż festiwal był poświęcony komiksowi, nie zabrakło turnieju gier bitewnych
Warhammer Fantasy Battle (sobota) oraz projekcji filmów animowanych ze studia
„Platine Image” (niedziela, wstęp – co godne pochwały – wolny). Na wielkim ekranie
pokazano nie tylko filmy Tomasza Bagińskiego ( Katedrę i Sztukę spadania ), lecz również
teaster Wiedźmina, Molocha i Wielką ucieczkę . Na deser zaś pozostawiono spotkanie
z twórcami Funky Kovala.
Niejaką tradycją już się stało, że w ramach
Festiwalu zorganizowano spotkanie naukowe.
Wątkiem przewodnim tegorocznego spotkania
komiksologicznego była kategoria bohatera w ko-
miksie. Wśród referatów nie zabrakło rozważań na
temat groteskowości i sakralizacji Szninkla (Maciej
Barański: Szninkiel – bohater rozpięty między
sakralizacją a groteskowością ) oraz o Thorgalu (Wit
Pietrzak, Synkretyczna tożsamość Thorgala
Aegirssoa, czyli bohater komiksu między mitologią
i science fiction ). Gość Honorowy spotkania, Maciej
Parowski, mówił o przemianach bohatera w ostatnim ćwierćwieczu ( Bohater elektryczny
– magnetyczny bohater ).
Spotkanie należy uznać za udane – i to nie tylko z perspektywy miłośników
opowieści rysunkowych. Wprawdzie trudno było zdążyć na wszystkie atrakcje, zwłaszcza
że niektóre z nich odbywały się w tym samym czasie, jednak ów nadmiar jest godny
pochwały. Miejmy zatem nadzieję, że i w przyszłym roku łódzki Międzynarodowy
Festiwal Komiksu zorganizowany będzie z podobnym do tegorocznego rozmachem.
AdaM
284194551.002.png 284194551.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin