Robin Cook - Toksyna.pdf
(
1150 KB
)
Pobierz
(1882 \227 Notatnik)
1882
ROBIN COOK
Toksyna
KsiąŜkę tę dedykuję rodzinom, które ucierpiały od chorób wywołanych przez Escherichia coli 0157:H7 i od
innych zatruć pokarmowych.
Chciałbym wyrazić wdzięczność następującym osobom:
Bruce'owi Bermanowi za jego cenne sugestie na początku niniejszego przedsięwzięcia oraz wnikliwą krytykę
szkicu Toksyny;
Nikki Fox za podzielenie się ze mną swoją fachową wiedzą o chorobach na tle pokarmowym;
Ronowi Savenorowi za pomoc w pokonaniu pewnej przeszkody na etapie zbierania informacji;
oraz Jean Reeds za jej nieocenione uwagi i sugestie w trakcie pisania tej ksiąŜki.
Prolog
9 stycznia
Niebo było ogromną, odwróconą misą pełną szarych chmur rozciągających się od jednego kresu horyzontu po
drugi. Takie niebo widuje się nad amerykańskim Środkowym Zachodem. Latem te ziemie zalewałoby morze
kukurydzy i soi, ale teraz, w środku zimy, było to zamarznięte ściernisko z plamami brudnego śniegu i
paroma samotnymi, ogołoconymi z liści drzewami.
Przez cały dzień z ponurych ołowianych chmur sączyła się mŜawka raczej mgła niŜ deszcz. Około drugiej po
południu opady ustały i jedyna sprawna wycieraczka na przedniej szybie starej cięŜarówki, naleŜącej kiedyś
do United Parcel Service, nie była juŜ dłuŜej potrzebna, kiedy pojazd brnął przez koleiny polnej drogi.
Co powiedział stary Oakly? zapytał Bart Winslow.
Bart był kierowcą cięŜarówki. On i jego partner, Willy Brown, siedzący na miejscu dla pasaŜera, byli juŜ po
pięćdziesiątce i mogliby uchodzić za braci. Zmarszczki na ich twarzach świadczyły, Ŝe przez całe Ŝycie
pracowali na farmie. Obaj ubrani byli w wytarte, poplamione ziemią drelichy i kilka warstw przepoconych
koszul, obaj teŜ Ŝuli tytoń.
Benton Oakly nie mówił zbyt wiele odparł Willy, starłszy wierzchem dłoni nieco śliny z brody. Po prostu
powiedział, Ŝe jedna z jego krów obudziła się chora.
Jak bardzo chora? zapytał Bart.
Tak bardzo, Ŝe nie mogła wstać powiedział Willy. Ma silną biegunkę.
Z upływem lat Bart i Willy ze zwykłych pomocników na farmie stali się zespołem, który miejscowi farmerzy
nazywali 3U: obaj jeździli po okolicy i zbierali umarłe, umierające i upośledzone zwierzęta, szczególnie
krowy, które odwozili do rzeźni. Nie była to praca godna pozazdroszczenia, ale Bartowi i Willy'emu całkiem
odpowiadała.
CięŜarówka skręciła w prawo przy zardzewiałej skrzynce pocztowej i pojechała błotnistą drogą biegnącą
między płotami z drutu kolczastego. Milę dalej droga wychodziła na małą farmę. Bart podjechał cięŜarówką
do stodoły, zawrócił na trzy razy i cofnął pod otwarte drzwi. Kiedy Bart i Willy wysiadali z cięŜarówki,
pojawił się Benton Oakly.
Dobry rzucił na powitanie.
Był równie zwięzły i lakoniczny jak Bart i Willy. Tutejszy krajobraz miał w sobie coś takiego, Ŝe ludziom nie
chciało się za duŜo gadać. Benton był wysokim, chudym męŜczyzną o popsutych zębach. Wobec Barta i
Willy'ego zachowywał dystans, podobnie jak jego pies, Shep, który ujadał głośno, zanim Bart i Willy wysiedli
z cięŜarówki. Teraz świdrująca nozdrza woń śmierci sprawiła, Ŝe pies schował się za swojego pana.
W stodole rzekł Benton. Wskazał ją ręką i poprowadził swoich gości do ciemnego wnętrza. Zatrzymawszy
się przy zagrodzie, jeszcze raz pokazał ręką za ogrodzenie.
Bart i Willy podeszli nieśmiało i zajrzeli do środka. Pomieszczenie cuchnęło świeŜym nawozem.
Strona 1
1882
Chora krowa leŜała w zagrodzie we własnych odchodach. Uniosła chwiejnie głowę i spojrzała na Barta i
Willy'ego. Jedna z jej źrenic była koloru szarego marmuru.
Co jest z jej okiem? spytał Willy.
Miała takie juŜ jako cielak odparł Benton. Odbiła je sobie albo co.
Choruje dopiero od rana? zapytał Bart.
Tak powiedział Benton. Ale juŜ od miesiąca dawała mniej mleka. Chcę się jej pozbyć, zanim inne krowy
dostaną biegunki.
Jasne, weźmiemy ją stwierdził Bart.
Dwadzieścia pięć dolców za odstawienie jej do rzeźni? upewnił się Benton.
Tak potwierdził Willy. Czy moŜemy ją opłukać, zanim załadujemy ją na cięŜarówkę?
Proszę bardzo powiedział Benton. WąŜ jest przy ścianie.
Willy poszedł po wąŜ, a Bart otworzył wejście do zagrody. OstroŜnie postawił jedną nogę, drugą dał krowie
kilka kopniaków w zad. Zwierzę niechętnie podniosło się i powlokło przed siebie.
Willy wrócił z węŜem i polewał krowę wodą, dopóki nie nabrała względnie czystego wyglądu. Potem stanęli
za nią i razem wywabili ją z zagrody. Z pomocą Bentona wyprowadzili zwierzę na zewnątrz i umieścili je w
cięŜarówce. Willy zamknął tylne drzwi wozu.
Co tam macie? Jeszcze cztery sztuki? spytał Benton.
Owszem odparł Willy. Wszystkie padły dziś rano. Gdzieś przy farmie Silverton jest jakaś zaraza.
Koszmar rzekł zaniepokojony Benton. Wcisnął Bartowi w rękę kilka zmiętych zielonych banknotów.
Zabierzcie mi to stąd.
Bart i Willy splunęli, wsiadając na swoje miejsca. Zmęczony silnik prychnął czarnym dymem i cięŜarówka
wytoczyła się z farmy.
Tak jak to mieli w zwyczaju, Bart i Willy nie odezwali się do siebie słowem, póki auto nie znalazło się na
utwardzonej drodze naleŜącej do hrabstwa. Bart przyspieszył i wreszcie wrzucił czwarty bieg.
Myślisz o tym samym co ja? zapytał.
Zapewne powiedział Willy. Ta krowa nie wyglądała tak źle, kiedy ją umyliśmy. Do diabła, wyglądała o
wiele lepiej niŜ ta, którą sprzedaliśmy do rzeźni w zeszłym tygodniu.
Stała o własnych siłach, a nawet chodziła zgodził się Bart.
Willy spojrzał na zegarek.
W samą porę stwierdził.
Ekipa 3U zamilkła. Willy i Bart zjechali z szosy na drogę biegnącą wokół rozległych, niskich budynków
niemal pozbawionych okien. Na szyldzie wielkości tablicy ogłoszeniowej widniał napis: Higgins i Hancock.
Na tyłach budynku znajdowała się pusta zagroda dla bydła istne morze zdeptanego błota.
Zaczekaj tutaj polecił Bart, zatrzymując cięŜarówkę w pobliŜu tunelu łączącego zagrodę z fabryką.
Wysiadł z cięŜarówki i zniknął w tunelu. Chwilę później Willy teŜ wysiadł i oparł się o tylne drzwi cięŜarówki.
Po pięciu minutach nadszedł Bart z dwoma przysadzistymi męŜczyznami w poplamionych krwią białych
kitlach, Ŝółtych kaskach budowlanych i Ŝółtych gumiakach do połowy łydki. Obaj mieli plakietki
identyfikacyjne. Plakietka tęŜszego głosiła: JED STREET, KIEROWNIK, plakietka drugiego: SALVATORE
MORANO, KONTROLER JAKOŚCI. Jed trzymał w ręku podręczny notes.
Bart dał znak Willy'emu, a ten odbezpieczył tylne drzwi cięŜarówki i otworzył je. Salvatore i Jed zajrzeli do
środka, zatykając nosy. Chora krowa uniosła głowę.
To zwierzę moŜe stać? Jed zwrócił się do Barta.
Pewnie. Nawet trochę chodzi.
Jed spojrzał na Salvatora.
No, co o tym myślisz, Sal?
Gdzie jest kontroler weterynaryjny? zapytał Salvatore.
A gdzie ma być? odpowiedział Jed. Jest w świetlicy, zawsze tam łazi, kiedy myśli, Ŝe ostatnie zwierzę
zostało odprawione.
Salvatore odchylił połę kitla, Ŝeby wyciągnąć zawieszoną u pasa krótkofalówkę. Włączył ją i podniósł do ust.
Słuchaj, Gary, czy ta ostatnia skrzynia dla Mercer Meats jest juŜ pełna?
Prawie. Szum zagłuszył nieco odpowiedź.
Okay powiedział Salvatore. Wysyłamy wam jeszcze jedno zwierzę. To powinno wystarczyć.
Salvatore wyłączył krótkofalówkę i popatrzył na Jeda.
Do dzieła rzekł.
Strona 2
1882
Jed kiwnął głową i zwrócił się do Barta:
Wygląda na to, Ŝe dobiliście targu, ale, jak mówię, płacimy tylko pięćdziesiąt dolców.
Pięćdziesiąt dolców skinął Bart. Zgoda.
Podczas gdy Bart i Willy wchodzili na tył cięŜarówki, Salvatore oddalił się w kierunku tunelu. Z kieszeni wyjął
zatyczki do uszu. Kiedy wchodził do rzeźni, nie zaprzątał juŜ sobie głowy chorą krową. Myślał o milionach
formularzy, które będzie musiał wypełnić, zanim pójdzie do domu.
Zatkał uszy, aby nie słyszeć hałasu, który panował w tej części rzeźni, gdzie dokonywano uboju zwierząt.
Podszedł do Marka Watsona, kierownika linii, i zwrócił na siebie jego uwagę:
Mamy jeszcze jedno zwierzę! wrzasnął, usiłując przekrzyczeć harmider. Ale tylko na wołowinę bez kości.
Kadłuba nie bierzemy. Kapujesz?
Marle przytknął palec wskazujący do kciuka na znak, Ŝe rozumie.
Następnie Salvatore przeszedł przez dźwiękoszczelne drzwi, które wiodły do administracyjnej części
budynku. Wszedłszy do swego biura, ściągnął z siebie zakrwawiony kitel i kask. Usiadł za biurkiem i zajął się
swymi formularzami.
Tak bardzo skupił się na pracy, Ŝe nie miał pojęcia, ile czasu upłynęło, gdy w drzwiach nagle zjawił się Jed.
Mamy mały problem powiedział.
Co znowu? spytał Salvatore.
Głowa tej krowy, która padła, zsunęła się z szyny.
Czy widział to któryś z inspektorów? zapytał Salvatore.
Nie odpowiedział Jed. Wszyscy siedzą w świetlicy i jak zwykle gadają z tymi z weterynarii.
No to powieś tę głowę z powrotem na szynie i opłucz ją.
Okay powiedział Jed. Pomyślałem tylko, Ŝe powinieneś o tym wiedzieć.
Bezwzględnie przyznał Salvatore. śeby chronić nasze tyłki, wypełnię nawet raport o niedostatecznej
jakości. Jaki jest numer porządkowy tego zwierzęcia i jego głowy?
Jed zajrzał do kartki wpiętej w notes.
Numer trzydzieści sześć, głowa pięćdziesiąt siedem.
W porządku powiedział Salvatore.
Jed opuścił biuro Salwatora i wrócił do rzeźni. Klepnął w ramię Jose. Jose był sprzątaczem, którego zadanie
polegało na wymiataniu wszystkich nieczystości z podłogi i wyrzucaniu ich do okratowanych studzienek. Jose
nie pracował tu zbyt długo. Charakter pracy powodował, Ŝe trudno było utrzymać sprzątaczy.
Jose kiepsko mówił po angielsku, a Jed niewiele lepiej po hiszpańsku, toteŜ porozumiewali się prostymi
gestami. Jed pokazał mu na migi, Ŝe tamten ma pomóc Manuelowi, jednemu z pracowników oprawiających
zwierzęta, powiesić głowę obdartej ze skóry krowy na jednym z haków sunących po szynie.
W końcu Jose zrozumiał. Całe szczęście, Ŝe on i Manuel mogli się porozumieć, poniewaŜ praca wymagała
niewiele wprawy, ale znacznego wysiłku. Najpierw musieli połoŜyć pięćdziesięciokilogramową głowę na
metalowym podeście. Potem, gdy sami się tam wdrapali, musieli podnieść ją dostatecznie wysoko, by
umocować ją na jednym z ruchomych haków.
Jed podniósł kciuk, wyraŜając tym gestem aprobatę obu zdyszanym męŜczyznom, którzy w ostatniej
sekundzie omal nie wypuścili śliskiej głowy z rąk. Później, kiedy pobrudzony łeb krowy przejeŜdŜał na
ruchomych hakach, Jed skierował na niego strumień wody. Nawet dla takiego twardziela jak Jed widok oka z
kataraktą nadawał odartej ze skóry głowie upiorny wygląd. Jed był jednak zadowolony, widząc, ile brudu
wydobyło się z niej pod strumieniem wody puszczonym pod wysokim ciśnieniem. Kiedy głowa w swej
drodze do pomieszczenia z głowizną przeszła przez otwór w ścianie rzeźni, wyglądała na względnie czystą.
Rozdział 1
Piątek, 16 stycznia
Centrum Handlowe Sterling skrzyło się od marmurów, błyszczącego mosiądzu i politurowanego drewna
witryn sklepowych. Tifi'any konkurował z Cartierem, NeimanMarcus z Saksem. Z ukrytych głośników
płynęły dźwięki koncertu fortepianowego numer 23 Mozarta. Wokół przechadzali się piękni ludzie w butach
od Gucciego i płaszczach od Armaniego, by w to późne piątkowe popołudnie zapoznać się z ofertami
wyprzedaŜy po świętach BoŜego Narodzenia.
Zazwyczaj Kelly Anderson nie przejmowałaby się tym, Ŝe spędza część popołudnia w centrum handlowym.
Strona 3
1882
Dla dziennikarki telewizyjnej, była to zupełna odmiana od szybkich wypadów na miasto, Ŝeby poskładać
materiał do wiadomości na szóstą lub jedenastą. Lecz w ten szczególny piątek centrum handlowe zawiodło
oczekiwania Kelly.
To kpiny powiedziała z irytacją. Rozejrzała się po ekskluzywnym holu za kandydatem do wywiadu, ale
nikt nie wyglądał zbyt obiecująco.
Myślę, Ŝe na razie starczy odezwał się Brian.
Brian Washington, wysmukły, flegmatyczny Murzyn, był wybranym przez Kelly operatorem kamery. Według
niej był najlepszy w stacji i Kelly uŜyła wszelkich gróźb, próśb i pochlebstw, Ŝeby stacja przydzieliła go jej.
Kelly wydęła policzki i westchnęła głośno, dając wyraz swemu rozdraŜnieniu.
Diabła tam wystarczy! odparła. Mamy wielkie zero, a nie materiał.
Trzydziestoczteroletnia Kelly Anderson była inteligentną, agresywną i ambitną kobietą, która zamierzała
dostać się do wiadomości ogólnokrajowych. Większość ludzi uwaŜała, Ŝe Kelly ma szansę tego dokonać, jeśli
znajdzie temat, który zwróci na nią światła fleszy. Wyraziste rysy twarzy i Ŝywe oczy, okolone czupryną
gęstych blond włosów, z pewnością czyniły ją idealną kandydatką do tej roli. Aby wzmocnić swój
profesjonalny wizerunek, ubierała się modnie i ze smakiem, zawsze była elegancka i zadbana.
PrzełoŜyła mikrofon do prawej ręki, Ŝeby spojrzeć na zegarek.
A najgorsze jest to powiedziała Ŝe jesteśmy spóźnieni. Muszę jeszcze odebrać córkę. Jej lekcja jazdy na
łyŜwach juŜ się skończyła.
Świetnie się składa rzekł Brian. Ściągnął kamerę z ramienia i wyłączył źródło zasilania. Ja teŜ muszę zabrać
córkę z przedszkola.
Kelly pochyliła się i schowała mikrofon do swojej pojemnej torby, po czym pomogła Brianowi złoŜyć sprzęt.
Jak para doświadczonych komandosów pouwieszali sobie wszystko na barkach i ruszyli w stronę centrum
kompleksu.
To oczywiste odezwała się Kelly Ŝe ludzie mają gdzieś, czy AmeriCare wchłonęła szpital Dobrego
Samarytanina i Uniwersyteckie Centrum Medyczne czy nie, jeśli sami od pół roku nie byli w szpitalu.
To nie jest temat, który by podkręcał ludzi przyznał Brian. Bez zbrodni, seksu i skandali, no i Ŝadnej
gwiazdy.
Ale ludzi powinno to obchodzić odrzekła z niesmakiem Kelly.
To, co ludzie powinni robić, i to, co naprawdę robią, nigdy nie idzie ze sobą w parze stwierdził Brian.
Dobrze o tym wiesz.
Wiem tylko to, Ŝe muszę wstawić ten materiał do dzisiejszych wiadomości o jedenastej wieczorem
odpowiedziała Kelly. Jestem zrozpaczona. Powiedz, jak zrobić z tego seksowny kawałek?
Gdybym wiedział, byłbym reporterem, a nie operatorem kamery roześmiał się Brian.
Wynurzywszy się z jednego z promieniście rozchodzących się korytarzy, Kelly i Brian dotarli do
przestronnego centrum kompleksu. Na środku pustej przestrzeni, pod szklanym dachem zawieszonym na
wysokości drugiego piętra, znajdowało się owalne lodowisko. Jego oszroniona powierzchnia jarzyła się w
blasku reflektorów.
Po lodowisku uwijało się około tuzina dzieci i kilkoro dorosłych. Wszyscy pędzili na łeb na szyję w róŜnych
kierunkach. Ten chaos najwyraźniej wynikał z faktu, Ŝe właśnie skończyła się lekcja dla średnio
zaawansowanych i niebawem miała zacząć się lekcja dla zaawansowanych.
Dostrzegłszy jasnoczerwony kostium swojej córki, Kelly pomachała i zawołała dziewczynkę. Caroline
Anderson pomachała jej równieŜ, ale nie spieszyła się z podjazdem do bandy. Caroline była bardzo podobna
do matki zdolna, wysportowana i uparta.
Pospiesz się, kurczaczku powiedziała Kelly. Zabieram cię do domu. Mama jest spóźniona i ma kłopoty.
Caroline zeszła z lodowiska, podeszła na czubkach łyŜew do ławki i usiadła.
Chcę iść do Onion Ring na hamburgera. Padam z głodu.
To juŜ zaleŜy od twojego ojca, kochanie stwierdziła Kelly. Szybciutko, zaraz idziemy.
Kelly uklękła i wyjęła z torby buty Caroline. PołoŜyła je na siedzeniu obok córki.
Rany, to ci dopiero łyŜwiarka rzekł z podziwem Brian.
Kelly wyprostowała się i osłoniła ręką oczy przed blaskiem lamp.
Gdzie?
Tam, na środku. Brian pokazał ręką. W róŜowym kostiumie.
Kelly powiodła za nim wzrokiem i natychmiast stało się jasne, kogo Brian ma na myśli. Jakaś dziewczynka,
mniej więcej w tym samym wieku co Caroline, rozgrzewała się tak, Ŝe niektórzy kupujący zatrzymali się, aby
Strona 4
1882
na nią popatrzeć.
Ho, ho! Jest dobra. Prawie jak zawodowiec powiedziała Kelly.
Wcale nie jest taka dobra odezwała się Caroline, zaciskając zęby i próbując zzuć jedną z łyŜew.
Mnie wydaje się dobra odparła Kelly. Kto to?
Nazywa się Becky Reggis. Nie poradziwszy sobie z łyŜwą, Caroline znowu poluzowała sznurówki. W
zeszłym roku była mistrzynią stanu juniorów.
Jakby wyczuwając, Ŝe jest obserwowana, dziewczynka wykonała dwa podwójne aksle i łukiem przemknęła
wzdłuŜ krańca lodowiska. Wielu kupujących zaczęło spontanicznie bić brawo.
Jest fantastyczna powiedziała Kelly.
No dobrze. W tym roku pojedzie na mistrzostwa krajowe niechętnie dodała Caroline.
Hmm mruknęła Kelly i spojrzała na Briana. MoŜna by z tego zrobić reportaŜ.
Brian wzruszył ramionami.
MoŜe do wiadomości o szóstej, ale na pewno nie do wydania o jedenastej.
Kelly znowu popatrzyła na łyŜwiarkę.
Nazywa się Reggis, tak?
Tak odpowiedziała Caroline. Zdjęła juŜ obie łyŜwy i szukała w torbie swoich butów.
A nie jest to przypadkiem córka doktora Kima Reggisa? zapytała Kelly.
Wiem, Ŝe jej tata jest lekarzem powiedziała Caroline.
Skąd wiesz?
Chodzi ze mną do szkoły poinformowała Caroline. Jest o rok starsza ode mnie.
Bingo! krzyknęła Kelly. Okazja sama spada nam z nieba.
Poznaję ten błysk w twoim oku rzekł Brian. Jesteś jak kot, który czai się do skoku. Widzę, Ŝe coś knujesz.
Nie mogę znaleźć moich butów poskarŜyła się Caroline.
Doznałam olśnienia powiedziała Kelly. Podniosła z siedzenia buty Caroline i połoŜyła je na jej kolanach.
Doktor Kim Reggis doskonale nadałby się do tej historii o fuzji AmeriCare. Był szefem kardiochirurgii w
szpitalu Samarytanina, zanim doszło do przejęcia, a potem nagle bum! stał się jednym z pariasów. ZałoŜę
się, Ŝe miałby do powiedzenia coś pikantnego i seksownego.
Bez wątpienia zgodził się Brian. Ale czy powiedziałby to tobie? Nie wypadł zbyt dobrze w twoim
programie Biedne dzieci bogatych Ludzi.
Och, to była burza w szklance wody powiedziała Kelly z nutą goryczy.
MoŜe ty tak uwaŜasz stwierdził Brian. Ale ja wątpię, czy doktor podziela twoje zdanie.
Sam jest sobie winien odparła Kelly. Zresztą jestem pewna, Ŝe się z tym liczył. Za nic nie pojmuję, dlaczego
kardiochirurdzy tacy jak on nie zdają sobie sprawy, Ŝe ich lamenty nad zwrotami kosztów leczenia nie zrobią
wraŜenia na opinii publicznej, skoro sami pobierają wynagrodzenie w sześciocyfrowych liczbach. MoŜna by
pomyśleć, Ŝe mają więcej rozumu w głowie.
ZasłuŜenie czy nie, musiał być cholernie wściekły orzekł Brian. Wątpię, czy będzie chciał z tobą mówić.
Zapominasz, Ŝe tacy chirurdzy jak Kim Reggis uwielbiają media odparła Kelly. Myślę, Ŝe warto
zaryzykować. Co mamy do stracenia?
Czas odpowiedział Brian.
I tak go nam nie zbywa stwierdziła Kelly. Schyliła się obok Caroline i dodała: Kochanie, nie wiesz, czy
mama Becky jest tutaj?
Pewnie powiedziała Caroline i wskazała ręką. Jest tam, w czerwonym swetrze.
Znakomicie rzekła Kelly i podniosła się, Ŝeby spojrzeć na drugą stronę lodowiska. Niebiosa naprawdę nam
sprzyjają. Słuchaj, kurczaczku, włóŜ sama buty, ja zaraz wrócę. Kelly odwróciła się do Briana. Pilnuj jej.
Ruszaj, dziewczyno odrzekł z uśmiechem Brian.
Kelly obeszła lodowisko i zbliŜyła się do matki Becky. Wydawało się, Ŝe tamta jest mniej więcej w jej wieku.
Choć atrakcyjna i zadbana, ubrana była dość konserwatywnie. Odkąd Kelly ukończyła college, nie widziała
kobiety noszącej sweter po szyję włoŜony na koszulę z białym kołnierzykiem. Mama Becky była pogrąŜona w
lekturze ksiąŜki, która nie wyglądała na powieść z list bestsellerów: Starannie podkreślała ustępy Ŝółtym
flamastrem.
Przepraszam odezwała się Kelly. Mam nadzieję, Ŝe nie przeszkadzam pani za bardzo.
Matka Becky uniosła głowę. Miała ciemne włosy o kasztanowym odcieniu. Mimo surowych rysów miała miłe
usposobienie i Ŝyczliwy stosunek do świata.
Nic się nie stało odpowiedziała. Czym mogę słuŜyć?
Strona 5
Plik z chomika:
romano5809
Inne pliki z tego folderu:
Robin Cook - Mózg.pdf
(955 KB)
Robin Cook - Mutant.pdf
(990 KB)
Robin Cook - Napad.pdf
(1535 KB)
Robin Cook - Nosiciel.pdf
(1470 KB)
Robin Cook - Rok interny.pdf
(870 KB)
Inne foldery tego chomika:
Dokumenty
Galeria
Programy
Prywatne
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin