Zevaco Michel - Buridan 01 - Buridan.pdf

(1034 KB) Pobierz
1057685059.003.png 1057685059.004.png
1057685059.005.png
Michel Zevaco
Cykl Buridan
Buridan
Eliksir miłości
Krwawa królowa
Tajemnica wieży
Francja. Okres panowania Ludwika X i Małgorzaty Burgundzkiej. Wszyscy
wokół wiedzą, że kaprysy miłosne królowej niosą jej kochankom śmierć od sztyletu
lub trucizny. Podobny los czeka również Buridana, głównego bohatera tego cyklu
powieściowego, który wierny ukochanej dziewczynie nie ulega zachciankom
„krwawej królowej” - jak powszechnie mówi się o Małgorzacie. Uwikłany w
dworskie intrygi podejmuje walkę w obronie swojej miłości i życia.
Tekst oparto na edycji Wydawnictwa Księgarni J. Przeworskiego,
Warszawa 1932
Tytuł oryginału
Buridan
Przekład z francuskiego
Jan Mściwój
Opracowanie graficzne serii
Andrzej Tomczak
Ilustracje na okładce
Maciej Woltman
Redaktor
Janusz Sudoł
Redaktor techniczny
Lidia Wójcik
Korekta
Zespół
© Copyright by „Przygoda, Szczecin 1991
ISBN 83-7037-128-0
Wydawnictwo „Przygoda Spółka z o.o., Szczecin 1991.
Wydanie I, nakład 30.000 egz.
Objętość ark. wyd. 11, ark. druk. 6,75.
Skład i druk: Szczecińskie Zakłady Graficzne, Al. Wojska Polskiego 128.
Zam. nr 1794/11.10/90/1
1057685059.006.png
I
RÓŻANA ZAGRODA
W pobliżu Tempie, w cieniu olbrzymiego więziennego gmachu, gdzie nie każdy
miał odwagę zaglądać, znajdował się ogródek pełen przeróżnych kwiatów. Zakątek ten
nazywał się Różana Zagroda. Gdy przychodził sezon na róże, to przecudne odmiany
tego królewskiego kwiatu tworzyły tam niemal bajkowy świat. W środku ogrodu stał
mały domek z ostrym daszkiem i miniaturowymi wieżyczkami. Łukowe okna nęciły
wzrok swymi kolorowymi szybkami. A całe to miejsce tchnęło spokojem i szczęściem.
W sali, przystrojonej pięknie tkanymi materiałami, dywanami i rzeźbionymi
meblami, siedziała zakochana para. Ona subtelna, wiotka, pełna wdzięku, on zaś
smukły, dumny i wytworny.
W głębi pokoju siedziała kobieta w podeszłym wieku z przymilnym uśmiechem na
bladej twarzy, ale o nieżyczliwym spojrzeniu.
— Żegnaj, Myrtillo, do jutra — szepnął młodzieniec.
— Do jutra! — powtórzyła dziewczyna. — Czy mogę być jednak pewna, że w ogóle
ujrzę cię jeszcze, jeśli narażony jesteś na takie niebezpieczeństwa! Jeśli mnie kochasz,
Janie, wyrzeknij się tego szalonego zamiaru!
Zarzuciła ramiona na szyję ukochanego. Złote włosy rozsypały się na jej plecach.
Jasne, niebieskie oczy napełniły się łzami. Wyszeptała błagalnie:
— Pomyśl tylko o tym, że mój ojciec będzie tu dziś wieczorem. Już dzisiaj wyznam
mu naszą miłość.
— Twór ojciec, Myrtillo? — powtórzył młodzieniec z drżeniem.
— Tak, Janie, tak mój drogi narzeczony. Dzisiaj wieczorem mój ojciec dowie się o
wszystkim!
— Czy on będzie chciał o mnie słyszeć? Któż to wie? Kim on jest? Ach, Myrtillo,
od sześciu miesięcy, od czasu kiedy po raz pierwszy ukazałaś mi się w tym cudownym
ogródku, od owego wieczoru, kiedy obdarzyłaś mnie po raz pierwszy swym słodkim
spojrzeniem, ile już razy próbowałem odgadnąć, kim jest twój ojciec. Zawsze
nadaremnie. Zawsze!
Stara kobieta podeszła i spojrzała na nich uważnie.
— Pan Klaudiusz Lescot — rzekła — wiecznie podróżuje po dalekiej Flandrii,
handlując dywanami. Dziś wieczorem jednak na pewno powróci do nas, tak mnie
przynajmniej zawiadomił...
— Powiem mu wtedy wszystko! — powtórzyła Myrtilla. — Mój ojciec bardzo mnie
kocha. Jestem pewna, że gdy dowie się, iż. pragnę zostać twoją żoną, z radością
połączy nasze ręce!
— Do jutra więc! — powiedział wesoło młodzieniec. — Jeśli czcigodny Klaudiusz
Lescot zechce mnie przyjąć, będę się uważał za człowieka, który żywcem trafił do raju.
— Najdroższy! W przededniu tak ważnej chwili w naszym życiu przysięgnij mi, że
tam nie pójdziesz... Gillonno, moja poczciwa Gillonno, pomóż mi go przekonać!
Stara kobieta zbliżyła się do młodzieńca i położyła rękę na jego ramieniu.
— A więc jesteś zdecydowany na rozmowę z wielmożnym panem Enguerrandem
de Marignym?
— Jutro rano. Ponieważ udało ci się poznać moją tajemnicę i wypaplałaś wszystko
swej pani, musisz naprawić ten błąd i wyznać jej całą prawdę. Wyznać, że nie narażam
się na żadne niebezpieczeństwo;
— Na żadne niebezpieczeństwo! — mruknęła Gillonna. — Głupi! Trzeba być
opętanym przez diabła, żeby występować przeciw panu Enguerrandowi de Marigny’e-
mu! Posłuchaj, Janie! Pierwszy minister jest potężniejszy od samego króla! Kto
1057685059.001.png
zawadzi o taką skałę, będzie zmiażdżony! Człowiek ten wie wszystko i widzi wszystko.
Wrogowie jego padają jeden po drugim od sztyletu lub trucizny. A jest przecież
jeszcze topór i stryczek. Jego orli wzrok wyczyta w twym sercu każdy zamiar. Jego
twarda ręka wywlecze cię z ukrycia i rzuci na pastwę kata.
— Mówiąc to Gilionna uczyniła na czole znak krzyża.
— Czy słyszysz? — zapytała Myrtilla.
Czoło młodzieńca zachmurzyło się. Potrząsnął jednak głową:
— Niechby Enguerrand de Marigny był jeszcze potężniejszy, niechby towarzyszyły
mu hordy rogatych szatanów, nic nie przeszkodzi mi udać się na spotkanie
wyznaczone przez moich dwóch dzielnych przyjaciół — Filipa i Gautiera d’Aulnayów.
A nawet, gdybym nie dał słowa tym dwóm uczciwym szlachcicom, to i tak moja
nienawiść do Marigny’ego każe mi stanąć przed nim oko w oko. Nadszedł czas
ostatecznej rozprawy!
— Słuchajcie! — zawołała Gilionna.
Rozległo się bicie dzwonów. Myrtilla znowu zarzuciła ukochanemu ręce na szyję.
— Janie — zaczęła błagać drżącym głosem — ulituj się nade mną, nie idź.
Dzwony biły coraz głośniej. Całe miasto rozbrzmiewało teraz ich głosem.
— Król wyjeżdża z Luwru! — zawołał Buridan. — Już czas na mnie! Żegnaj,
Myrtillo!
Wspaniały orszak królewski wynurzył się z bramy Luwru i wolno posuwał ulicami
zapełnionymi tłumami paryżan. Szczególnie jeden z powozów przykuwał uwagę
gawiedzi. Jechały w nim trzy uśmiechnięte i podniecone damy. Były to królowa i jej
dwie siostry: Joanna, żona hrabiego de Poitiera i Blanche, żona hrabiego de La
Marche’a.
Wszystkie trzy były piękne! Niezwykle piękne. „Mogły z powodzeniem tworzyć
grupę trzech bogiń z góry Idy. Ileż namiętności było w ich uśmiechach. Zwłaszcza w
uśmiechu królowej. Z kibicią jakby wyrzeźbioną z marmuru, z ciężkimi splotami
blond włosów wyglądała jak Afrodyta wychodząca z morskiej piany. Oczy jej rzucały
spod długich rzęs płomienne spojrzenia. Pierś falowała namiętnie, jak w chwili
miłosnego uniesienia.
Na niej to, na Małgorzacie Burgundzkiej, spoczął oszalały namiętnością wzrok
Filipa d’Aulnaya, podczas gdy Gautier i Buridan wpatrywali się w ministra
Enguerranda de Marigny’ego.
Na rogu ulicy św. Dionizego pochód zatrzymał się. Królowa pochyliła się, aby
pozdrowić tłum skinieniem ręki. Wtedy wzrok jej przyciągnął młodzieniec stojący
przy Filipie d’Aulnayu. Młodzieńcem tym był Jan Buridan, narzeczony Myrtilli
Lescot. Małgorzata drgnęła i zbladła, zupełnie tak, jak zbladł przed chwilą na jej
widok Filip. Westchnęła głęboko namiętną miłością. Orszak ruszył dalej.
— Małgorzato! — wyjąkał Filip d’Aulnay i złożył ręce w modlitewnym geście.
— Buridan! — szepnęła królowa Francji.
W tej samej chwili Buridan porwał Filipa d’Aulnaya i jego brata za ręce i
krzyknął:
— Na Montfaucon!
Istotnie, orszak królewski zmierzał na Montfaucon. Prowadził go prefekt, jadący
na ogromnym koniu, okrytym błękitnym, szytym złotem czaprakiem.
— Miejsce dla króla! Miejsce dla królowej! Miejsce dla potężnego hrabiego de
Valois! Miejsce dla jaśnie wielmożnego pana de Marigny’ego — wołał prefekt
gromkim głosem.
Otoczony konnym rycerstwem, w glorii powiewających proporców, mając przy
boku orszak biskupów, których bogate szaty jarzyły się od drogich kamieni, a konie
1057685059.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin