Gardner Darlene - Zapomnij o mnie(2).pdf

(588 KB) Pobierz
Dokument1
DARLENE GARDNER
Zapomnij o mnie
80333249.001.png 80333249.002.png 80333249.003.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Zrywasz zaręczyny na sześć tygodni przed ślubem?
Pełne niedowierzania pytanie kobiety dotarło do stolika, przy którym
siedział Zach Castelli, poprzez wysokie oparcie dzielące jego wnękę od
sąsiedniej. Zach wypił łyk wody, rozejrzał się po restauracji i rzucił okiem na
zegarek. Jego siostra Marlee spóźniła się już o pół godziny. Nie byłaby sobą,
gdyby nagle zaczęła dotrzymywać umów i terminów. Westchnął. Marlee nie
przyszła, a to niemal automatycznie zmuszało go do współuczestniczenia w
gwałtownej śmierci narzeczeństwa, która miała miejsce przy sąsiednim stoliku.
- Sześć i pół, a nie sześć - odpowiedział wystudiowanie spokojny męski
głos. - Sądziłem, że lepiej powiedzieć ci to teraz, a nie w momencie, gdy
wyślesz już zaproszenia ślubne.
- Wysłałam je dwa dni temu - kobieta zniżyła głos, ale nie na tyle, by
Zach jej nie słyszał.
Akustyka tego lokalu znacznie przewyższała możliwości Miami Arena.
Był tam wczoraj na koncercie rockowym, a słyszalność na pewno była znacznie
gorsza niż dziś. I chociaż czuł się paskudnie, podsłuchując, jednak nie mógł się
oprzeć ciekawości, jaki to typ facetów czeka aż tak długo, by zerwać ciążące mu
narzeczeństwo.
- Mimo wszystko uważam, że lepiej, iż mówię ci to teraz, a nie później.
Jest jeszcze dość czasu i na pewno uda ci się odzyskać wpłacone zaliczki.
Springs Country Club ma na pewno całą listę chętnych, którzy tylko czekają, aż
ktoś odwoła rezerwację sali. To samo z suknią ślubną, jest nie używana i z
pewnością odzyskasz pieniądze...
- Reid, proszę, przestań mówić o pieniądzach.
Zach doceniał fakt, że dziewczyna starała się zachować spokój. Miała
niski, głęboki głos, znacznie niższy niż inne kobiety. Jak ciężki, ciemny aksamit,
- 1 -
 
pomyślał Zach. Ciekawe, skąd mi przyszło do głowy takie porównanie?
Dziewczyna tymczasem mówiła dalej.
- Poinformowałeś mnie właśnie, że nie zamierzasz się ze mną żenić.
Sądzę, że należy mi się jakieś wyjaśnienie.
Zach zdecydowanie kiwnął głową. Ścianka działowa uniemożliwiała
obserwację, a on odczuwał już nieprzepartą potrzebę obejrzenia sobie
dziewczyny i jej bubka. Dyskretne wychylenie pozwoliło mu jednak rzucić
okiem tylko na bubka, który jak najbardziej odpowiadał jego wyobrażeniom o
tego typu facetach. Bubek miał na sobie nieskazitelnie skrojony garnitur, na
pewno od drogiego krawca, białą koszulę i krawat o eleganckim wzorze.
Ciemne, krótko ostrzyżone włosy i przystojna twarz menedżera z filmów
hollywoodzkich. Wyglądał na faceta, który przedkłada pieniądze nad
romantyczne wizje.
- Oczywiście, Amando - powiedział Reid.
Ma na imię Amanda. Sądząc z brzmienia głosu i imienia, osoba równie
nieskazitelnie nowoczesna jak jej partner. Zach napił się wody.
- Nikt lepiej od ciebie nie wie, ile czasu wymaga ode mnie moja nowa
praca w kancelarii adwokackiej. Już pierwsze wrażenie szefów co do mojej
osoby musi wykazać, że jestem im absolutnie niezbędny. To oczywiście oznacza
również pracę po godzinach i nie jest to odpowiednia pora na dyskusje co do
czasu i liczby zlecanych mi zadań, a już na pewno nie mogę sobie pozwolić na
zwiększanie obowiązków z pracą nie związanych, jak na przykład małżeństwo.
- Mówisz tak, jakby nasz związek był... - Amanda nie umiała znaleźć
odpowiednich słów.
„Niezbyt romantyczny", podpowiedział w duchu Zach. Amanda jednak
znalazła inne określenie:
- ...dla ciebie ciężarem.
- No, nie przesadzaj. To już trochę za ostro, nie uważasz? Próbuję ci
uzmysłowić, że związek pomiędzy nami wymaga czasu, którego w chwili
- 2 -
obecnej po prostu nie mam. Ty zresztą też nie, jeśli chodzi o ścisłość. Jesteś
kobietą w pełni emancypowaną i twoja praca też pochłania wiele czasu, a twoja
matka żąda dla siebie tej niewielkiej reszty, która ci jeszcze pozostaje. Wydaje
mi się, że i tobie nasze małżeństwo wcale nie jest na rękę.
- Reid Carrigan jak zwykle odwraca kota ogonem - powiedziała spokojnie
Amanda, a jej spokój wzbudził w Zachu najwyższe uznanie. Reid chciał
przerzucić na Amandę winę za zerwanie, ale dziewczyna zręcznie potrafiła się
obronić przed ciosem.
- Nic podobnego - powiedział Reid zduszonym głosem, któremu nie
podobała się wygrana Amandy w tej potyczce słownej. - Usiłowałem ci
wytłumaczyć, że dla nas obojga nie jest to właściwy czas na zawieranie
małżeństwa.
- A kiedy będzie właściwy czas? Na wypadek, gdyby ci to uleciało z
pamięci, pozwalam sobie przypomnieć, że jesteśmy razem od dziesięciu lat.
„Dziesięć lat!" Zach wychylił się ze swojej niszy, by ponownie rzucić
okiem na Reida Carrigana. Facet mógł mieć dwadzieścia pięć lat. Amanda była
pewnie w tym samym wieku, czyli oboje chodzą ze sobą od szkoły średniej.
Zach pokręcił głową w zadumie. Sam właśnie przekroczył trzydziestkę i z
ledwością przypominał sobie imiona dziewczyn, z którymi umawiał się na
randki po szkole. Jedno było pewne. Amanda nie była dziewczyną, którą Reid
poznał niedawno, postanowił poślubić i potem się rozmyślił. Oboje znali się już
od dawna.
- Te dziesięć lat nic dla ciebie nie znaczą? - zapytała, a jej głos wciąż
jeszcze był zdumiewająco spokojny.
- Oczywiście, że znaczą. Byliśmy razem przez większość naszego życia.
Rozstanie z tobą jest najtrudniejszą decyzją, jaką kiedykolwiek musiałem
podjąć, ale jestem głęboko przekonany, że naprawdę tak będzie lepiej dla nas
obojga.
- 3 -
Przy sąsiednim stoliku zapanowała cisza, a Zach zapytał sam siebie, po co
Amanda zmarnowała dziesięć lat na takiego samolubnego karierowicza jak
Reid. On sam nie poświęciłby mu nawet dziesięciu minut. Ale okazało się, że
Reid ma jeszcze w zanadrzu kolejną niespodziankę.
- Czy mógłbym dostać pierścionek?
- Co proszę? - zapytała zaskoczona Amanda.
- Pierścionek babci Carrigan. To część cennej spuścizny rodzinnej, a
ponieważ nie jesteś częścią rodziny, więc naturalnie...
- Masz tu swój cenny pierścionek - odpowiedziała dziewczyna, a Zach,
chociaż mógł przypuszczać, że Amanda z najwyższym spokojem ściągnęła z
palca rodowe złoto Carriganów i wyniośle podała pierścionek Reidowi, trochę
jednak liczył na to, że w końcu się zezłości i rzuci mu go w twarz. Nie znosił
tego bubka, z każdą wycedzoną przez zęby sylabą bardziej go nie znosił.
- Doceniam twoją wielkoduszność, Amando, bo jak wiesz, moim
najwyższym pragnieniem jest, by pierścionek ten ozdobił kiedyś rękę mojej
przyszłej żony.
Cokolwiek jednak Amanda mogłaby mieć do powiedzenia na ten temat,
zważywszy na fakt, że jeszcze dwadzieścia minut temu to ona właśnie była
przyszłą żoną Reida, nie mogła tego powiedzieć, bo przy ich stoliku pojawiła się
kelnerka w obcisłej minispódniczce. Podała im ogromne jadłospisy i nie
wyczuwając napięcia panującego pomiędzy obojgiem, zaczęła recytować listę
specjalności zakładu.
Zach oparł się wygodniej o wysokie, obite skórą oparcie ławki. Był
oczywiście z lekka zażenowany faktem, że bezwstydnie podsłuchiwał,
zwłaszcza że nie należało to do jego zwyczajów, ale z drugiej strony, tu, gdzie
siedział, nie można było nie słyszeć. Oczywiście, mógł wstać i wyjść z
restauracji. Ponownie spojrzał na zegarek. Marlee już na pewno nie przyjdzie.
- Co weźmiesz? - zapytał tymczasem Reid.
- 4 -
Zgłoś jeśli naruszono regulamin