Urocza i nieznośna Long Julie Anne.pdf

(1008 KB) Pobierz
132503387 UNPDF
Julie Anne Long
UROCZA I
NIEZNOŚNA
Przekład Katarzyna Przybyś
Tytuł oryginału: Ways to be Wicked
Ta jest dla Ciebie, Melis
1
Co za ironia, pomyślała Sylvie. Wstrętny statek kolebał
się i huśtał, a jej żołądek robił salta w rytm przechyłów. A
przecież właśnie ruch był jej żywiołem. Codziennie skakała i
wykonywała piruety, nieomalże fruwając w powietrzu. Ból
mięśni był niczym w porównaniu z perwersyjną radością,
którą odczuwała, widząc zazdrość innych tancerek eorps de
battet monsieur Favre’a. Sylvie Lamoreux była prawdziwą
perłą paryskiej Opery, obiektem pożądania i zawiści,
uosobieniem piękna i wdzięku. Nie była przyzwyczajona do
pozbywania się zawartości żołądka przez burtę statku.
Potrafiła kontrolować swoje ciało. Podczas tańca to ona
wydawała mu polecenia. Chociaż monsieur Favre też miał
coś niecoś do powiedzenia:
- Sylvie, już ci mówiłem: jak motyl, a nie jak krowa.
Spójrz na siebie! Aż mi się chce zaryczeć!
Albo:
- Sylvie, masz drewniane ręce. Podnieś je o, tak... aha,
właśnie tak, aniołku... Bajecznie. A więc nie myliłem się,
potrafisz tańczyć.
Oczywiście trochę przesadzał; była przecież najlepszą
tancerką w zespole. To Favre pomógł jej zrobić wielką
karierę. Pewność siebie uznała za najlepszą broń przeciwko
sarkazmowi maestra.
Wolałaby jednak mimo wszystko znosić kaprysy
baletmistrza, niż podskoki tego przeklętego statku, który
przebijał się jak taran przez zwaliste fale kanału La Manche.
Monsieur Favre nie będzie zachwycony, gdy się dowie,
że zniknęła.
List, który miała w torebce, wyjaśniał bardzo niewiele.
Mimo to jego treść sprawiła, że Sylvie podjęła decyzję
błyskawicznie: popłynie do Anglii. Przez dwa tygodnie
snuła w tajemnicy plany podróży, zraniona, wściekła, pełna
nadziei i podniecającej ciekawości. Nikomu się nie
zwierzała. Nic dziwnego, zważywszy na powagę sprawy.
Aż dziw, że kilka zdań po angielsku mogło wywołać aż
taki zamęt w jej życiu. Nadawca zaczął list od przeprosin;
sumitował się, ze po raz kolejny niepokoi Claude. „Po raz
kolejny!" Gniew ogarniał Sylvie, ilekroć przypominała sobie
te słowa. A zatem nie był to pierwszy list. Prośbę o
informacje na temat młodej kobiety imieniem Sylvie
uzasadniało wyznanie: „prawdopodobnie jest ona moją
siostrą".
Podpisała się pod tym Susannah Whitelaw, lady
Grantham. „Moja siostra..." Sylvie nie sądziła, że
kiedykolwiek postawi te dwa słowa jedno obok drugiego.
Ten list oznaczał dla niej przeszłość, o której nic nie
wiedziała, przyszłość, o jakiej nie marzyła, tajemnice, jakie
tylko podejrzewała. Claude powiedziała, że rodzice Sylvie
nie żyją, niech Bóg ma ich w swojej wiecznej opiece.
Traktowała ją jak własną córkę. Gdyby nie to, że pojechała
na wakacje, jak co roku o tej porze, żegnając Sylvie
pocałunkiem w oba policzki i prosząc o opiekę nad papugą
imieniem Guillaume, dziewczyna być może nigdy nie
zobaczyłaby tego listu.
Guillaume został pod opieką gospodyni i nic groziło
mu nic poza nudą- ptak znał o dwa języki więcej niż ta
życzliwa kobiecina. I o dwa języki mniej niż Etienne.
Etienne. Myśli Sylvie natychmiast oddaliły się od tego
mężczyzny, jak sparzone żywym ogniem. A potem
powróciły, pełne winy.
Etienne był szczodry, zarówno w uczuciach, jak i w
podarkach. Potrafił flirtować tak, jak potrafią tylko
spadkobiercy wielu pokoleń arystokratów, mężczyzna
pewny siebie i wspaniałomyślny, konsekwentny w
działaniu, zawsze osiągał zamierzony cci. Składał obietnice,
które uderzały do głowy jak wino, obietnice, w które ledwie
Śmiała wierzyć, bo upajały wizją życia, o jakim marzyła i na
jakie chciała zapracować w balecie.
Ale usposobienie miał zagadkowe... Nigdy, przenigdy
go nic zrozumie. Siła ekspresji jej burzliwej natury
przypominała ognie sztuczne: zapłon, efektowny wybuch i
cisza. On był zimny, cierpliwy i bezlitosny. Czekał.
Planował. A jego wyrafinowana zemsta spadała
nieuchronnie, jak zasłużona kara.
Ostatni raz widziała Etienne'a w miękkim świetle
przedświtu. Spał odwrócony do niej plecami, osłoniwszy
głowę ramieniem. Położyła mu na poduszce list, w którym
przepraszała za odejście i obiecywała rychłe spotkanie.
Kochał ją, to prawda. Ale miłosne wyznania
przychodziły mu z taką łatwością...
Dobrze wiedziała że próbowałby nie dopuścić do
wyjazdu z Paryża, wiedziała też, że na pewno będzie jej
szukał i nie da się ponieść emocjom - z wyrachowaniem
wybierze moment, żeby się odegrać.
Teraz musiała zrobić wszystko, by Etienne odnalazł ją
dopiero wtedy, gdy ona dowie się już tego, czego powinna
się dowiedzieć.
Pasażerowie zaczęli schodzić ze statku i Sylvie wreszcie
mogła postawić stopę na angielskiej ziemi. Była z siebie
dumna. Udało jej się dotrzeć aż tak daleko bez niczyjej
pomocy. Ciągle jeszcze odczuwała skutki morskiej podróży.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin