Marta Orzeszkowej jako proza tendencyjna.doc

(103 KB) Pobierz

8. Proza tendencyjna - jej cechy strukturalne na przykładzie Marty

Powieść tendencyjna to główna, obok noweli oraz tzw. sztuki z tezą, forma literacka, charakterystyczna dla wczesnego okresu pozytywizmu, obejmującego w Polsce lata 60. i 70. XIX wieku. Powieść tendencyjna miała przede wszystkim pełnić funkcje wychowawcze, dostarczając czytelnikom słusznych i właściwych, w przekonaniu autora, wzorców postaw i zachowań.

Elementami konstytutywnymi wzorcowej powieści tendencyjnej były:

§     schematyczne przedstawianie postaci kontrastowych, dobrych i złych, przy czym – co stanowi drugi podstawowy element gatunku – narrator w sposób jednoznaczny i subiektywny opowiadał się za linią postępowania bohatera "pozytywnego", który całym swoim życiem realizował poprawny scenariusz działania według przyjętego z góry modelu, przenikniętego nade wszystko filantropią i etycznym nastawieniem wobec społeczeństwa.

§     Powieść tendencyjna zmierzała do jednoznacznego wykorzystania wszystkich środków ekspresji dla wykazania słuszności propagowanej tezy. Rezygnowano więc z pogłębionych portretów psychologicznych bohaterów na rzecz idealizowania postaci pozytywnych skontrastowanych z negatywnymi pod każdym względem przeciwnikami ich poglądów.

§     Bohaterowie powieści tendencyjnych byli nieskomplikowani, sprowadzani do właściwie jednej cechy (tzw. "papierowi bohaterowie").

·        NARRATOR najczęściej 3 osobowy, zna przeszłość, umieszczony poza światem przedstawionym - tak jest w Marcie, nie zna mysli bohaterów, ale zna ich przeszłość, zwraca się do czytelników

·        narrator zwraca się do wirtualnego czytelnika, obok zwykłych informacji mówi o prawidłowościach jakim podlegają bohaterowie

·        n. ukazuje obecne zdarzenia jako skutki zdarzeń przeszłych np. brak wykształcenia Marty przyczyną jej późniejszych problemów

·        n. odwołuje się do wiedzy ogólnej - na początku prezentuje sytuacje kobiet, które uczą się tylko jak się podobać, narrator ma ten sam system wartości co większość ludzi np. prostytucja Karoliny nie jest pochwalana

·        przedstawiony świat wydaje się logiczny, ma związek z rzeczywistością więc jest prawdopodobny

·        ważne jest umotywowanie działań bohatera: Marta po śmierci męża musi znaleźć pracę, znajduje się w nowej dla siebie sytuacji. Każde działanie Marty, każda próba podjęcia pracy motywowana jest też jej troską o dziecko. Karolina po tym jak została sama musiała utrzymywać się z prostytucji.

·        powieść jest ilustracją dla tezy:

W Marcie Orzeszkowa na początku pisze o tym, jak są postrzegane kobiety. Przypisuje się im różne role, ale każdy zgadza się z tym, że cnota kobiety to ślepa wiara. Ubolewa nad tym, że od dziecka wpaja się kobietom, że są służącymi mężczyzn, że dla nich żyją. Uczą się tylko tego jak się podobać. Wychodzą za mąż z miłości, rzadko dla pieniędzy. Potem kochają znowu, są nieszczęśliwe bo usychaja z tęsknoty. Przez taki kształt rzeczy kobiety, które są w związku mogą jakoś przetrwać życie. Inne, których plany się pokrzyżują, muszą radzić sobie same. (w domyśle jak Marta) Grzeszą, aby zapewnić sobie byt, bo nie umieją nic. Okazuje się więc że recepta pr. kochajcie nie pomaga na wszystko. Może by więc do tej recepty dołożyć jeszcze jakiś składnik, żeby była skuteczna? O tym powie już powieść.

·        odrzucenie fantastyki, nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności

·        typowość zdarzeń i osób: Martą może być każda kobieta jeśli straci męża. Nie umie nic albo zna się pobieżnie na kilku rzeczach i nie przetrwa sama. Jak każda kobieta wpada na dobrych ludzi i podstępnych mężczyzn. Nie jest nikim wyjątkowym podobnie jak jej córka Jancia, a także dobra i wierna służąca, która chętnie pomagałaby Marcie ale sama miała na utrzymaniu chorą matkę. Oleś jest typowym facetem, który wykorzystuje kobiety.

·        ukazuje błędy bohatera, które od razu są nieznacznie (chodzi o technikę narracji) ale wyraźnie oceniane negatywnie np. brak wykształcenia Marty, jej początkowa rozrzutność (gdy płaciła aby ktoś poszedł do sklepu, a za parę miesięcy za te pieniądze kupiłaby jedzenie)

·        bohater najczęściej wywodzi się z klasy mieszczańskiej: Marta Świcka to szlachcianka, średniozamozna, o sielankowej przeszłości, piękna, jedynaczka, rodzice zmarli ale zakochała się w urzędniku Janie, nie miała nic, on ją utrzymywał, nie oszczędzała i nie myślała o przyszłości, ma ponad 20 lat, pieniądze poszły na leczenie męża

·        odrzucenie hasła „sztuka dla sztuki” i wprowadzenie utylitaryzmu, czyli użyteczności. Powieść jest bliska nauce. Użyteczność dla społeczeństwa jest miarą wartości człowieka - chodzi o tezę, nauczanie czytelników

·        rzadko akcja rozgrywa się w miastach na wschodzie z uwagi na cenzurę

·        ukrywanie nazwisk - to błąd skoro powieść ma być wiarygodna - w Marcie podane są nazwiska

·        dokładne opisy- powieść ma wpływać na wyobraźnię - w Marcie opis ciemnej izby w której musiała zamieszkać, ulic, opis pięknego salonu Karoliny

·        czas akcji niezbyt oddalony od czasu opowiadania

·        często stosuje się mowę zależną

·        narrator powtarza opinie bohatera. Skoro bohater uzna kogoś za dobrego, narrator tak będzie o tej osobie mówił

·        bohater ukazany jest w jakiejś sytuacji, ważna droga postepowania, istotne są te informacje z biografii bohatera, które mają związek z przedstawionymi wydarzeniami. Narrator już w 1 rozdziale opowiada historię Marty. Gdy żyli rodzice jej życie wyglądało jak sielanka. Wzrastała wśród dostatku. Skończyło się gdy ojciec wskutek jakichś zmian ekonomicznych w kraju stracił posiadłość, matka umarła. Ojciec zmarł spokojnie gdy widział za kogo wyszła. Narrator wyjawia prawdę ogólną: że nie ma nic stałego na świecie, jak coś zyskamy to oczywiście stracimy, jak Marta męża. Nie cierpi ten, kto ma jakieś umiejętności bo one nie mijają. Podkreśla że los Marty nie jest wyjątkowy, śmierć męża jest częstym zjawiskiem.

często charakteryzuje się bohatera na podstawie wyglądu Marta staje się coraz bardziej wyczerpana, chuda, co też odbija się na jej psychice. Ludwikę Żmińską narrator charakteryzuje tak:  Była to postać od stóp do głowy obleczona w wyraz urzędowości;

kobieta ta umiała może w innych porach i w innym miejscu uśmiechać się

swobodnie, patrzeć z czułością, serdecznym ruchem wyciągnąć dłoń do uścisku,

ale tu, w saloniku tym, w którym przyjmowała osoby wzywające jej porady

i pomocy, występowała w charakterze urzędowej pośredniczki pomiędzy osobami tymi a społeczeństwem

·        bohater przewidywalny

·        bohater to przedstawiciel jakichś poglądów, wartości, których słuszność weryfikuje się w toku powieści. Marta jest przedstawicielką pewnego typu kobiet. Jest też niezaradna, zbyt ufna. Kiedy kradnie pieniądze woli rzucić się pod wóz niż gnić w pierdlu i palić się ze wstydu. Marta nie jest raczej skrytykowana, bo rzadko łamała swoje zasady - ukradła i brała w końcu jałmużnę ale w intencji chorego dziecka. Skrytykowany jest raczej świat w którym przyszło jej żyć, bardziej przyjazny dla mężczyzn.

·        jednoznaczne zhierarchizowanie wartości

·        gdy narrator 1 osobowy, posiada dużą wiedzę ale rzadko się tę metodę stosuje w pow. tend. W MARCIE NIE

·        wyrażona w powiesci tendencja w przeciwieństwie do idei ma charakter postulatywny

·        świat maksymalnie zbliżony do rzeczywistego, czas wydarzeń i miejsce aktualne, istniejące Warszawa XIX w

·        narrator ma autorytet, wypowiada bezapelacyjne oceny

·        werystyczne ukształtowanie świata czyli żeby był prawdopodobny

·        taka proza miała kształtować przekonania odbiorców i trafić do wielu ludzi, to nośnik prawd uniwersalnych

·        wnioski płynące z Marty:

1.     refleksja o miłości - gdy kobieta ją straci nie umie sama sobie poradzić

2.     Marta traci majątek i służącą która za nia wczystko robiła. Okazuje się wtedy jak jest niesamodzielna - nie umie wyjść na zakupy, oburzają ją zaczepki na ulicy, nie wie jak zrobić herbatę

3.     bezradność dziecka i brak perspektyw na życie

4.     Okrutność mężczyzn. Poza zmarłym mężem Marty w powieści nie ma dobrego mężczyzny. Niby jest znajomy księgarz, ale daje Marcie tylko 1 szansę a przy drugiej wizycie nie dał jej już pieniędzy. Oleś to macho, literat spotkany chyba w księgarni śmieje się z nieudanych prób znalezienia pracy, na ulicy ją ktoś zaczepiał


Marta Świcka urodziła się w średnio zamożnej rodzinie szlacheckiej, mającej majątek niedaleko Warszawy. Była jedynaczką. W wieku szesnastu lat osierociła ją matka, później zaczęły się kłopoty finansowe ojca, spowodowane zmianami ekonomicznymi w kraju. Marta wyszła za mąż kiedy ojciec był już dosyć biedny, ale wyszła za mąż z miłości, kochała się bowiem z wzajemnością w Janie Świckim, urzędniku warszawskim, człowieku pracowitym, posiadającym pewne pieniądze. Niedługo po ślubie zmarł ojciec Marty nie zostawiając jej żadnego majątku. Jan zarabiał bardzo dobrze, zapewniał żonie i dziecku (Jancia) dosyć duże luksusu, ale nie robi żadnych oszczędności. Niestety Jan nagle zachorował i dosyć szybko umarł w związku z czym Marta straciła nie tylko męża, ale i także jedyne źródło utrzymania. Spieniężenie wszystkich sprzętów domowych i rzeczy cennych pokryło jedynie wydatki na lekarzy, nieskuteczne leki, potem na pogrzeb i drobne długi. Macie zostało paręset złotych. Wynajęła więc bardzo skromne mieszanie na poddaszu, odprawiła wierną służącą Zosię, poczym przeprowadziła się z córeczką (l. 4) do nowego „lokum”. Następnego dnia Marta zgłasza się do biura pośredniczącego pracą nauczycielek. Chce pracować jako nauczycielka francuskiego lub muzyki. Jej znajomość języka jest dobra, ale nie zachwycająca, z kolei gra na fortepianie wychodzi jej dość nieudolnie, do tego Marta nie może otrzymać posady przy rodzinie ponieważ ma ze sobą dziecko, którego nie chce nigdzie oddać na wychowanie. Pyta więc, czy nie mogłaby uczyć geografii, historii powszechnej, historii literatury polskiej bądź rysunku. Znowu spotyka się z odpowiedzią odmowną ze strony Ludwiki Żmińskiej (kobiety w biurze), która mówi jej, że taka pracą trudnią się wyłącznie mężczyźni.  Właścicielka biura każe wdowie zgłosić się za tydzień, a może będzie dla nie jakaś praca. Tymczasem Marta z przerażeniem zauważa, że pieniędzy starczy jej zaledwie na tydzień, może dwa tygodnie życia.

              Marcie udało się przebiedować miesiąc, kiedy już goniła resztką drobnych otrzymała posadę nauczycielki francuskiego za pół rubla dziennie. Marta udaje się na pierwszą lekcję do domu państwa Rudzińskich (żona Maria, córka-uczennica Jadwiga). Podczas pierwszej lekcji do domu Rudzińskich przychodzi kuzyn (cioteczny brat) pani domu młody Aleksander Łącki, który jest człowiekiem najwyraźniej zamożnym, eleganckim, a na pewno wesołym, który kocha się często, nagle, skutecznie i oczywiście równie szybko się odkochuje lub zakochuje w innej. Marta wpada mu w oko. Prosi Marię, aby poznała go z Martą (spotyka się z odmową). Tymczasem Marcie lekcja nie idzie najlepiej. Jadwiga dużo już umie, wcześniej miała dobrą nauczycielkę, cudzoziemkę, zadaje trudne pytania, na które odpowiedzi Marta musi szukać w książkach. Kuzyn Aleksander wybiega z salonu, bo zauważa przez okno pannę Malwinę (czyżby kochanka) i biegnie towarzyszyć jej w sprawunkach. Marta po powrocie do domu decyduje się sprzedać jakiś cenny przedmiot (nie wiemy jaki) aby móc kupić książki. Chce się douczyć francuskiego, bo boi się, że starci pracę. Kupuje gramatykę francuską, Chrestomatię i historię francuskiego piśmiennictwa Marta uczyła się przez całe dnie, praktycznie zawsze kiedy nie miała zajęć, ale prawie nic jej to nie dawało, bo miała do tego nieprzyzwyczajony umysł (tyle lat nic nie robiła). W końcu jej niewiedzę zaczęła zauważać i Jadwiga i pani Maria. Po miesiącu pracy pani Maria postanawia dać wypowiedzenie Marcie, robi to bardzo niechętnie ponieważ lubi młodą wdowę i rozumie jej trudne położenie finansowe. Jednak Marta wcześnie składa wypowiedzenie, sama zauważyła swoją nieudolność i nie chce oszukiwać swojej chlebodawczyni. Maria jest wzruszona postępowaniem Marty, chce za wszelką cenę pomóc młodej wdowie w znalezieniu pracy. Ponieważ Marta nie może być nauczycielką Oleś (obecny przy rozmowie) wpada na pomysł, aby wyjednać Marcie posadę rysownika w czasopiśmie ilustrowanym gdzie pracuje mąż Marii. Maria jest zachwycona pomysłem, wysyła Olesia do męża, który jest właśnie na sesji redakcyjnej w gazecie.

 

Marta>>>

Po raz to pierwszy w życiu swym była przedmiotem litości ludzkiej, wywołała ją niemal sama, uchylić się od niej, odrzucić ją, naglona gwałtowną potrzebą, nie mogła, a jednak uczucie to okazywane jej, dobre samo przez się, przytłaczającym ciężarem spadło na głowę jej i w dół ją chyliło... Nie była zadowoloną z siebie, ze swej rozmowy z Marią, która u ludzi całkiem jej obcych wywołała oznaki litości nad nią... Przebiegała jej przez głowę myśl, iż powinna była być silniejszą, skrytszą, powściągliwszą, doświadczała takiego poczucia, jakby w tej chwili ubyła cząstka godności jej osobistej, człowieczej, jakby po raz pierwszy wyciągała dłoń po jałmużnę.

 

 

Marta obiecała zgłosić się za kilka dni w sprawie pracy. Nie przyjęła także wynagrodzenia za naukę, bo „niczego nie nauczyła Jadwigi”. Wieczorem w zimnym, ciemnym pokoju bardzo tego żałowała, chociaż wiedziała, że przyjęcie koperty było by niegodziwością. W czasie oczekiwania na wiadomość o pracy Marta ponownie udaje się do biura pośredniczącego pracą jednak i tym razem nie udaje jej się dostać pracy. Po odmowie Marta myśli:

 

Jakże nierozsądną byłam, jak nie znałam świata i siebie samej wtedy, gdym owego pierwszego wieczoru po zamieszkaniu w nędznej izbie myślała, że trzeba mi tylko pójść oświadczyć się z chęcią pracowania. aby zostać przyjętą w szeregi pracujących. Oto idę teraz z ulicy w ulicę, od jednego domu do innego i szukam.... A jednak... gdybym umiała!...

 

Po kilku dniach Marta dostaje do skopiowania rysunek, jest to zadanie, które ma zadecydować, o tym, czy dostanie pracę w gazecie. Niestety pan Adam ma dla niej niepomyślne wieści – krytycy w gazecie orzekli, że Marta na nawet dość duży talent, ale bardzo brakuje jej techniki, po prostu za mało się uczyła w tym kierunku:

 

Zrozumiałaś pani pomysł artysty, wniknęłaś weń i polubiłaś go; jest to widocznym, niemniej przecież widocznie przy każdym szczególe, przy każdym pociągnięciu ołówka łamałaś się pani z techniką sztuki i nie przełamałaś trudności, jakie ci ona stawiała; nie przemknęłaś jej zagadnień, ponieważ w ręku swym nie posiadałaś dostatecznych środków umiejętności, wprawy... Oto jest cała prawda, którą wypowiadam z podwójnym smutkiem. Jako znajomy pani, żałuję, żeś pani nie otrzymała pożądanej ci pracy; jako człowiekowi, smutno mi, żeś pani nie kształciła dostatecznie swego talentu. Posiadasz pani niezaprzeczony talent;

szkoda, że nie uczyłaś się więcej,

 

Marta trochę się podłamała, ale nie płakała, była dzielną.

 

Znać pora jęków głośnych i płaczu nie wstydzącego się oczów ludzkich nie przyszła jeszcze dla niej, duma jej człowiecza nie była jeszcze złamaną ani siły starganymi. Wszak stała ona

u początku dopiero kalwaryjskiej swej drogi, dwie stacje jej tylko przebyła, dwa razy tylko płonęła wewnętrznym wstydem, zadrżała do głębi w poczuciu własnej nieudolności.

Posiadała jeszcze dość sił, aby dumą i wolą powściągać wybuchy własnych uczuć;

nie posiadała dość znajomości samej siebie, aby przestać spodziewać się...

 

Okazało się, że Maria miała jeszcze jeden pomysł na posadę dla Marty – ekspedientki w sklepie bławatnym swojej koleżanki Eweliny D. Obie kobiety natychmiast udały się do składu. Niestety Ewelina D. odmówiła posady Marcie, gdyż w jej sklepie kobiety nie zajmują się nigdy sprzedażą, tylko mężczyźni.

 

publiczność nasza nie lubi kobiet sprzedających w sklepie... przekłada nad nie mężczyzn.

 

Ewelina mówi też , że mężczyźni bardzije potrzebują pracy ponieważ są ojcami rodzin.

Głównym powodem był zwyczaj, ale Ewelina podaje także konieczność szybkiego liczenia, znania się na modzie, znania miejskich „stosunków”, itp.

 

Na koniec i przede wszystkim sklepowi powinni znać świat, ludzi, wiedzieć w jaki sposób

z kim się obejść, jak komu dogodzić, komu wierzyć na słowo, komu odmówić kredytu itd. Wszystkich przymiotów tych najczęściej pozbawione są kobiety. Nie przyzwyczajone do porządku, nieakuratne, dla przerachowania najdrobniejszej sumy nosić muszą w kieszeni tabliczkę mnożenia, niewinne trusiątka, tylko co odczepione od spódniczki mamy, zaledwie śmieją podnieść oczy na twarze kupujących, nie wiedząc, jak do nich przemawiać,

co o każdym z nich myśleć, albo też, puszczone samopas, rozhukane, roztrzepane, pozują na lwice, wdzięczą się, mówią i postępują bez taktu narażając siebie na niesławę, zakład,

w którym pracują niby, na kompromitację. Mężczyźni jakkolwiek śmiesznymi wydają się z powodu układu swego i zajęć niezupełnie męskich, dla właścicieli sklepów są bardzo dogodnymi i użytecznymi. Dlatego może każdy sklep na większą skalę do usług swych używa mężczyzn, kto tylko zaś próbował zastąpić ich kobietami, źle na tym wyszedł. Kobiety, moja droga, nie są dziś jeszcze wychowane tak, aby pogodzić się mogły z surowością obowiązku, despotycznością cyfry i wymaganiami tak różnolitej społeczności, jaką jest społeczność kupujących.

 

Maria oznajmiła Marcie decyzję Eweliny oraz powiedziała:

 

Bóg widzi, jak mocno boli mię niemożność dopomożenia ci na twej trudnej drodze. Z jednej strony zapiera ci ją własne twe niedostateczne przygotowanie, z drugiej obyczaj, brak inicjatywy, zła sława, której używają kobiety pracownice...

 

Maria nic już nie mogła dla Marty zrobić, pożegnała się z „protegowaną” i wsunęła w jej rękę kopertę z pieniędzmi (tą samą , której Marta nie przyjęła za nauczanie Jadwigi), poczym szybko odeszła. Marta początkowo chciała oddać kopertę, biegła nawet za ofiarodawczynią, ale kiedy nie mogła jej dogonić zatrzymała się, pomyślała chwilę i wróciła do domu. Podczas posiłku, który udało się Marcie przygotować kobieta zastanawia się nad sobą:

 

O niedołężna istoto! – zawołała w myśli Marta – jesteśże godną nosić nazwę człowieka, skoro głowa twa tak bezmyślna, że nie wie dobrze, co sądzić o sobie samej, ręce tak słabe, że nie zdołają osłonić opieką jednej drobnej, biednej główki dziecięcej! Za cóż więc ludzie szanowali cię kiedyś? Możeszże teraz szanować samą siebie?

 

              Następnego dnia Marta zgłosiła się do sklepu z damskimi dodatkami, w którym kupowała, kiedy była bogata, poprosiła o posadę szwaczki – Marta potrafiła dobrze szyć ręcznie, ale nie umiała na maszynie i z tego powodu właścicielka sklepu nie chce jej przyjąć na naukę (Marta proponuje nawet, że podczas nauki będzie pracować darmo). Jedna ze szwaczek powiedziała Marcie o zakładzie pani Szwejcowej – ostatnim zakładzie szwalniczym w mieście gdzie pracowano ręcznie, a nie na maszynach. Marta udała się do Szwjecowej, gdzie została przyjęta do pracy w strasznych warunkach za 40 groszy dziennie za 10 godzin pracy. Szwejcowa wykorzystywała swoje robotnice strasznie, ale Marta i inne dziewczyny nie miały wyboru i musiały u niej pracować – wszystkie one tak jak Marta nie potrafiły robić nic innego, ale głód zmuszał je do katorżniczej pracy.

 

Opis pracownic:

 

Jedne z nich siedziały na stołkach milczące i nieruchome z wyjątkiem rąk, które poruszały się nieustannie. Głowy ich, godzinami spuszczone nad robotą, w chwili opuszczania jej podnosiły się z widoczną ciężkością; przy wyjściu z sali nogi ich wlokły się powoli, a zagasłe źrenice, wciąż prawie okryte zaczerwienionymi powiekami, ani jedną iskrą, ani jednym promieniem nie rozpalały się nawet na widok południowego Słońca ozłacającego pełne ruchu

ulice miasta, nawet na widok tego ruchu, ani na odgłos swobodnych głosów ludzkich, otaczających je pełnym życia gwarem, wtedy gdy one, nieme i onieczulone, wychodziły na świat boży z posępnej swej pracowni. Suknie ich były podarte, błotem ulic poplamione; włosy ich zaledwie przyczesane, w bezkształtny kłąb z tyłu głowy zwinięte, rozsypywały się

w nieładzie po chudych szyjach i tylko kiedy niekiedy jeszcze jakiś płócienny, lecz nieskażonej białości kołnierz, jakaś obrączka ślubna na palcu połyskująca i złotymi połyskami całe znędzniałej postaci urągać się zdająca przypominały jakieś przyzwyczajenia dawne, jakieś uczucia i związki serdeczne, które upłynęły w dal niedościgłą na zbyt wartkiej fali niepowrotnej przeszłości. Były to istoty, które, już zmęczone krótką przebytą drogą, omdlałe na sercu i umyśle, z chorym ciałem, a w nim z konającym duchem, wlokły ciemne, ciężkie, beznadziejne swe istnienia, milczeniem, niby ostatnią przez los im zostawioną szatą, osłaniając upornie poranione swe wnętrza.

 

              Marta pracuje u Szwejkowej już od miesiąca, ale płaca jest iście głodowa. Marta z obliczeń wie, że nie będzie w stanie utrzymać się z zarobku wraz z córką. Dlatego w okolicy nowego roku sprzedała futro (pieniądze poszły na długi i zapłatę za mieszkanie), a także wybrała się do znajomego księgarza (znała go z dawnych, bogatych lat) i poprosiła go o jakąś pracę. Wzruszony księgarz daje jej do tłumaczenia z francuskiego książkę, a jeżeli tłumaczenie będzie „akuratne” otrzyma honorarium wysokości 600 złotych i następną pracę.

 

O niemieckim języku mówiłaś mi pani, że posiadasz go w bardzo słabym stopniu. To szkoda. Przekłady z tego języka byłyby pożądańsze i popłatniejsze. Ale jeżeli jedna i druga praca uda się pani pomyślnie, będziesz może w stanie wziąć kilkadziesiąt lekcji... dzień przekładać pani będziesz dzieła francuskie, nocami doskonalić się w mowie Germanów...124 taką

być musi praca kobiety. Krok za krokiem i self help (self help- liczenie na własne siły)

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin