(P.C.Cast, Kirstin Cast - Dom nocy 03 - Wybrana -rozdział 1 -9.pdf

(466 KB) Pobierz
(P.C.Cast, Kirstin Cast - Dom nocy 03 - Wybrana _rozdzia³ 1 -9_)
Dom nocy
Wybrana!
Rozdziaþ 1
-Tak, mam naprawdħ okropne urodziny,- powiedziaþam
mojej kotce Nali.
(Dobra, szczerze to nie tyle moja kotka, co ja jestem jej
osobĢ. Wiesz jak to jest z kotami: One naprawdħ nie majĢ
wþaĻcicieli, one majĢ sþuŇĢcych. Jest to fakt, ktry zwykle
prbuje ignorowaę.)
W kaŇdym razie, mwiþam do kota, jakby zgadzaþa siħ ona z
kaŇdym moim sþowem, co jest taaak nieprzypadkowe.
-To byþo siedemnaĻcie lat okropnych dwudziestoczwarto-
grudniowych urodzin. ZdĢŇyþam do tego przywyknĢę. Nic
wielkiego. -Wiedziaþam, Ňe wypowiadam te sþowa tylko po to by
przekonaę samĢ siebie. Nala nafuczaþa na mnie swoim kocim
gþosem brzmiĢcym jak zrzħdliwa starucha, a nastħpnie
usadowiþa siħ na kanapie liŇĢc þapki, wyraŅnie pokazujĢc, Ňe
rozumie, Ňe gadam gþupoty.
-Zawrzyjmy ukþad - kontynuowaþam, gdy skoıczyþam trochħ
rozcieraę kredkħ na moich powiekach. (I to oznaczaþo
podkreĻlanie-oczu-dopki-nie-wyglĢdasz-jak-przestraszony-
szop jest zdecydowanie nie dla mnie. WþaĻciwie, nie jest to
wyglĢd odpowiedni dla nikogo). -Idħ dostaę garĻę Ňyczliwych
prezentw, ktre nie sĢ naprawdħ prezentami urodzinowymi Î
sĢ to rzeczy mwiĢce o tym, Ňe jest BoŇe Narodzenie, poniewaŇ
ludzie zawsze starajĢ siħ mieszaę moje urodziny z BoŇym
Narodzeniem, a to nie dziaþa.- Napotkaþam duŇe zielone oczy
Nali w lustrze.
-Ale bħdziemy siħ uĻmiechaę i udawaę, Ňe jesteĻmy
zadowolone z dziwacznych gwiazdkorodzinowych prezentw (w
oryginale birthmas- zlepek sþw urodziny i BoŇe Narodzenie ),
poniewaŇ ludzie nie dostrzegajĢ, Ňe nie mogĢ wmieszaę urodzin
z BoŇym Narodzeniem. Przynajmniej nie z powodzeniem.
Nala kichnħþa.
-Dokþadnie tak, siħ czujħ w zwiĢzku z tym, ale bħdziemy
miþe, bo inaczej bħdzie jeszcze gorzej, kiedy coĻ powiem. Wtedy
dostanħ gwniane prezenty i wszyscy bħdĢ zdenerwowani i
stanie siħ niezrħcznie. - Nala nie wyglĢdaþa na przekonanĢ, wiħc
skupiþam uwagħ na swoim odbiciu. Przez chwilħ myĻlaþam, Ňe
uŇyþam zbyt wiele eyelinera, lecz przyjrzaþam siħ bliŇej i zdaþam
sobie sprawħ, Ňe to co sprawiaþo iŇ moje oczy wydajĢ siħ tak
duŇe i ciemnie nie byþo czymĻ tak zwyczajnym jak eyeliner.
Pomimo, Ňe minħþy dwa miesiĢce od kiedy zostaþam
naznaczona jako wampir, szafirowy sierpowawaty tatuaŇ w
ksztaþcie pþksiħŇyca miħdzy moimi oczami i filigranowy
koronkowy zawiþy zazħbiajĢcy siħ tatuaŇ, ktry obramowywaþ
mojĢ twarz, wciĢŇ mnie zaskakiwaþ. PrzeĻledziþam jednĢ ze
spiralnych szafirowych linii koniuszka palca. Potem niemal
nieĻwiadomie pociĢgnħþam szeroki koþnierz mojego czarnego
swetra w dþ, tak aby odsþonię moje lewe ramiħ. Ruchem gþowy
odrzuciþam moje dþugie ciemne wþosy tak, by byþ widoczny
niezwykþy wzr tatuaŇy, ktre zaczynaþy siħ u podstawy mojej
szyi, rozprzestrzeniaþy siħ na moje ramie i dþ po obu stronach
krħgosþupa na moich plecach. Jak zawsze, na widok moich
tatuaŇy przeszedþ przeze mnie elektryzujĢcy dreszcz, ktry byþ
po czħĻci zdziwieniem a po czħĻci strachem.
-Nie jesteĻ jak kaŇdy inny- szeptaþam do mojego odbicia.
Potem odchrzĢknħþam i kontynuowaþam gþosem zbyt radosnym.
-I to w porzĢdku, Ňe nie jesteĻ jak kaŇdy inny. Î Skierowaþ
wzrok na siebie .
-NiewaŇne. - Spojrzaþam do gry na gþowħ, na wpþ
zaskoczona, Ňe to nie byþo widoczne. Mam na myĻli, Ňe z caþĢ
pewnoĻciĢ wyczuwaþam gigantycznĢ ciemnĢ chmurħ, ktra
podĢŇaþa za mnĢ w ostatnich miesiĢcach.
-Cholera, jestem zaskoczona, Ňe tutaj nie pada. Ale czy nie
byþoby to Ļwietne dla moich wþosw?- Ironicznie powiedziaþam
mojemu odbiciu. Potem westchnħþam i podniosþam kopertħ,
ktrĢ poþoŇyþam na biurku, na zþoto wytþoczono na niej
RODZINA Heffer, powyŇej bþyszczĢcego adresu zwrotnego.
-MwiĢc o przygnħbiajĢcej... - mruknħþam.
Nala kichnħþa ponownie.
-Masz racjħ, muszħ byę ponad to. - Niechħtnie otworzyþam
kopertħ i wyciĢgnħþam kartħ.
-Ach, do diabþa. Jest gorzej niŇ myĻlaþam. Î Byþ tam
ogromny, drewniany krzyŇ na przodzie karty. Na Ļrodku krzyŇa
przybita (zakrwawionym gwoŅdziem) byþa pozwijana ze staroĻci
karta. Byþy tam napisane (krwiĢ, oczywiĻcie) sþowa:
. W Ļrodku karty zostaþo wydrukowane
(czerwonymi literami):
PoniŇej, rħczne pismo mojej mamy gþosiþo:
-To takie typowe. Î powiedziaþam Nali. Rozbolaþ mnie
brzuch.
-A on nie jest moim TatĢ. Î Porwaþam kartkħ na dwie czħĻci
i wrzuciþam do kosza, potem staþam wpatrujĢc siħ w podarte
kawaþki.
- JeĻli rodzice nie ignorujĢ mnie, to mnie obraŇajĢ.
Wolaþabym byę ignorowana.
Pukanie do drzwi sprawiþo, Ňe podskoczyþam.
- Zoey, kaŇdy chce wiedzieę, gdzie jesteĻ, - Gþos Damiena
gþadko przeszedþ przez drzwi.
- Poczekaj, jestem prawie gotowa. Î Krzyknħþam,
potrzĢsnħþam sobĢ mentalnie i jeszcze raz spojrzaþam na swoje
odbicie, zdecydowaþam siħ pozostawię swoje ramiħ nagie.
-Moje znaki nie sĢ jak u innych. Mogħ rwnie dobrze daę
masom coĻ na co bħdĢ siħ gapię, podczas mwienia.-
mruknħþam.
Potem westchnħþam. Zwykle nie jestem tak zrzħdliwa. Ale
moje okropne urodziny, moi okropni rodzice...
Nie. Nie mogħ stale siħ okþamywaę.
-ņaþuje, Ňe nie ma tu Stevie Rae. Î szepnħþam.
I to byþo to, co odciĢgaþo mnie od moich znajomych (w tym
, obydwu) w ciĢgu ostatnich miesiħcy i przedstawiaþo
siħ jako duŇe, rozmokþe, obrzydliwe, chmury deszczowe.
Tħskniþam za mojĢ najlepszĢ przyjaciþkĢ, byþĢ wspþlokatorkĢ,
na ktrej Ļmierę w zeszþym miesiĢcu wszyscy patrzyli, ale ktra
obecnie zostaþa zmieniona w nieumarþe stworzenie nocy. Nie
waŇne, Ňe brzmiaþo to melodramatycznie, prosto jak z filmu
klasy B. Prawda byþa taka, Ňe teraz, kiedy Stevie Rea powinna
byę na dole miotajĢc siħ wokþ szczegþw moich kiepskich
urodzin, czaiþa siħ gdzieĻ w starych tunelach pod TulsĢ i
spiskowaþa z innymi obrzydliwymi nieumarþymi istotami, ktre
byþy naprawdħ zþe, jak rwnieŇ zdecydowanie brzydko
pachniaþy.
-Uh, Z? Wszystko w porzĢdku? Î Damien zawoþaþ ponownie,
przerywajĢc moje mentalne glħdzenie.
Zgarnħþam skarŇĢca siħ Nale, odwrciþam siħ plecami do
okropnej kartki gwiazdkorodzinowej i pospieszyþam przez
drzwi, prawie biegiem mijajĢc zaniepokojonego Damiena.
-Sorry... sorry... -zamruczaþam. Zeskoczyþ ze stopnia,
obdarzajĢc mnie szybkim spojrzeniem.
-WczeĻniej nigdy nie poznaþem osoby, ktra byþaby tak
podekscytowana jak ty, w dniu swoich urodzin, - powiedziaþ
Damien.
UpuĻciþam skarŇĢca siħ Nalħ i wzruszyþam ramionami,
prbujĢc uĻmiechnĢę siħ nonszalancko.
- Tylko ęwiczħ na czas, gdy bħdħ stara jak kurz- okoþo
trzydziestki- i bħdħ musiaþa kþamaę co do mojego wieku.
Damien zatrzymaþ siħ i odwrciþ by spojrzeę na mnie.
-Okeyyyy. - PrzeciĢgnĢþ sþowo. -Wszyscy wiemy, Ňe w wieku
trzydziestu lat wampir nadal wyglĢda na gorĢce dwadzieĻcia.
WþaĻciwie stotrzydziestoletni wampir nadal wyglĢda na
dwadzieĻcia i zdecydowanie pociĢgajĢco. Wiħc te wszystkie
kþamstwa na temat kwestii wieku sĢ nieistotne. Co siħ naprawdħ
dzieje?
Zawahaþam siħ, usiþujĢc dowiedzieę siħ, co powinnam lub
moŇe raczej co mogħ powiedzieę Damienowi. Unisþ starannie
wyskubane brwi, i powiedziaþ swoim najlepszym nauczycielskim
tonem: Wiesz, jak moi ludzie sĢ wraŇliwi na emocje, wiħc
moŇesz po prostu zrezygnowaę i powiedzieę prawdħ.
Znw westchnħþam.
-Wy geje macie ĻwietnĢ intuicjħ.
-To my: homo- mniejszoĻę, duma i super-wraŇliwoĻę.
- Czy homo nie jest poniŇajĢcym okreĻleniem?
-Nie, jeĻli jest uŇywane przez homo. Nawiasem mwiĢc,
grasz na zwþokħ i to nie dziaþa. Î PoþoŇyþ rħkħ na biodrze i zaczĢþ
tupaę.
UĻmiechnħþam siħ do niego, ale widziaþam, Ňe nie dosiħgþo
to moich oczu. Z intensywnoĻciĢ, ktra mnie zaskoczyþa,
desperacko zapragnħþam powiedzieę Damienowi prawdħ.
-Tħskniħ za Stevie Rea, - wygadaþam siħ, zanim byþam w
stanie zamknĢę usta.
Nie zawahaþ siħ. - Wiem. - Odparþ, a jego oczy wyglĢdaþy
podejrzanie wilgotnie.
I to byþo to. Jakby puĻciþa jakaĻ zapora wewnĢtrz mnie,
sþowa zaczħþy wypþywaę z moich ust.
-Ona powinna tu byę! Biegaþaby w koþo jak szalona kobieta
wkþadajĢc dekoracje urodzinowe i prawdopodobnie
samodzielnie upiekþaby ciasto.
-Ohydne ciasto, - powiedziaþ Damien odrobinħ pociĢgajĢc
nosem.
-Tak, ale byþby to jeden z Î
wydaþam z najlepszĢ przesadzonĢ wersjħ nosowej wymowy z
Oklahomy, naĻladujĢc prowincjonalny gþos Stevie Rea, ktry
spowodowaþ u mnie Ļmiech przez þzy, i pomyĻlaþam jak dziwnie
byþo to, Ňe pozwalam Damienowi widzieę jak rozstrojona siħ
czuþam- i dlatego siħ tak czuþam- mj uĻmiech dosiħgnĢ w koıcu
moich oczu.
-A bliŅniaczki i ja bylibyĻmy wkurzeni, poniewaŇ nalegaþaby
byĻmy wszyscy wþoŇyli te szpiczaste urodzinowe czapeczki z
gumkĢ, ktra uciska podbrdek. Î WzdrygnĢþ siħ z wcale
nieudawanym przeraŇeniem. -BoŇe, one sĢ tak nieatrakcyjne.
ZaĻmiaþam siħ i poczuþam jak napiħcie w mojej klatce
piersiowej zaczyna siħ rozluŅniaę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin