Rozdział 19.doc

(64 KB) Pobierz

Rozdział 19

 

 

Zmusił ją, by zaakceptowała mnóstwo rzeczy – nie wszystkie, ale i tak było tego więcej, niż mogła to znieść.

              Musiał to przyznać, choć wygłupiła się z czosnkiem i święconą wodą. Poza tym podczas całej rozmowy zachowywała niezwykle trzeźwy umysł. Prawda na pewno była trudna do zaakceptowania. Wampiry, starożytni przybysze z kosmosu, wojna ze Szkarłatnymi, którzy na dodatek polowali i na nią.

              Okazała wobec tych rewelacji więcej rozsądku niż większość mężczyzn na jej miejscu.

              Obserwował, jak próbuje ogarnąć to wszystko, siedząc przy stole z głową ukrytą w dłoniach. Po jej policzkach płynęły łzy. Żałował, że nie potrafi jej tego ułatwić. A będzie jeszcze gorzej, kiedy pozna całą prawdę o tym, co ją czeka.

              Dla własnego bezpieczeństwa i dla bezpieczeństwa Rasy musi opuścić to mieszkanie, porzucić przyjaciół i karierę, zostawić za sobą wszystko, co dotąd składało się na jej życie.

              I to jeszcze dzisiejszej nocy.

              - Jeśli zrobiłaś więcej takich zdjęć, muszę je zobaczyć.

              Skinęła głową.

              - Mam wszystko w komputerze – powiedziała, odgarniając włosy z twarzy.

              - A te odbitki w ciemni?

              - Też są na dysku, razem ze zdjęciami, które sprzedałam przez galerię.

              - Świetnie. – Gdy wspomniała o sprzedaży, poczuł dziwny niepokój. – Kiedy byłem tu kilka dni temu, wspomniałaś, że sprzedałaś komuś całą kolekcję. Komu?

              - Nie wiem. To był anonimowy zakup. Kupujący zorganizował prywatny pokaz w wynajętym apartamencie w centrum miasta. Obejrzał kilka zdjęć, a potem zapłacił gotówką za całą kolekcję.

              Zaklął, a na twarzy Gabrielle pojawiło się przerażenie,

              - O Boże. Sądzisz, że kupili je Szkarłatni?

              Pomyślał, że gdyby był na miejscu tajemniczego przywódcy Szkarłatnych, zainteresowałyby go zdjęcia, które wskazywały siedziby przeciwników. I starałby się również uniemożliwić wrogowi skorzystanie z tych fotografii.

              Gabrielle byłaby dla Szkarłatnych niezwykle pożyteczna. A gdyby dostali ją w swoje łapy, szybko odkryliby, ze nosi znamię Dawczyni Życia i wykorzystaliby ją jak klacz rozpłodową, zmuszając do oddawania krwi i rodzenia ich bękartów, póki nie umarłaby z wyczerpania. A to mogłoby potrwać lata, dziesiątki lat, a nawet wieki.

              - Mój najlepszy przyjaciel osobiście zabrał te zdjęcia na pokaz. Nie przeżyłabym, gdyby coś mu się stało! Jamie poszedł tam, nie mając pojęcia o niebezpieczeństwie.

              - To dobrze. Zapewne tylko dzięki temu wrócił żywy.

              Cofnęła się, jakby ją uderzył.             

              - Nie chcę, żeby przeze mnie coś się stało moim przyjaciołom.

              - Teraz to ty jesteś w największym niebezpieczeństwie. Musimy stąd zniknąć. Zgraj te zdjęcia z komputera. Muszę je zabrać do naszego laboratorium.

              Gabrielle podeszła do biurka w salonie. Włączyła komputer, wyciągnęła dwa pendrive’y z pudełka i podłączyła pierwszy do gniazda USB.

              - Wiesz? Mówili mi, że była szalona. Mówili, że miała omamy, że była schizofreniczką. Zamknęli ją w zakładzie psychiatrycznym, ponieważ twierdziła, że zaatakowały ją wampiry. – Gabrielle roześmiała się cicho, ale był to smutny śmiech. – Może wcale nie zwariowała?

              Lucan podszedł bliżej.

              - O kim mówisz?

              - O mojej matce. – Ustawiła kopiowanie zdjęć i obróciła się w obrotowym krześle, żeby na niego spojrzeć. – Znaleziono ją pewnej nocy na ulicy. Była ranna, zakrwawiona i zdezorientowana. Nie miała torebki ani dokumentów, nic, a w tych krótkich chwilach kiedy wracała jej jasność myśli, nie potrafiła powiedzieć, jak się nazywa. Policja zarejestrowała ją jako NN. Ni miała nawet dwudziestu lat.

              - Krwawiła?

              - Miała liczne rany na szyi, według raportu sama je sobie zadała. Sąd uznał ją za niepoczytalną i zamknął w zakładzie psychiatrycznym, kiedy wypuszczona ją ze szpitala.

              - Jezu.

              Gabrielle powoli pokręciła głową.

              - A jeśli to wszystko było prawdą? Jeśli wcale nie była szalona? O Boże, Lucan… przez te wszystkie lata obwiniałam ją, chyba nawet nienawidziłam. Nawet teraz nie mogę…

              - Wspomniałaś o policji i sądzie. Chodziło o jakieś przestępstwo?

              Komputer zapiszczał, wskazując, że pendrive jest pełny. Gabrielle zmieniła dysk. Kiedy nie odwróciła się, Lucan delikatnie położył ręce na jej ramionach i obrócił ją powoli do siebie.

              - Za co została oskarżona twoja matka?

              Przez chwilę Gabrielle nic nie mówiła. Lucan widział, jak przełyka z trudem ślinę, W jej łagodnych brązowych oczach czaił się ból.

              - Oskarżono ją o porzucenie dziecka.

              - Ile miałaś lat?

              Wzruszyła ramionami, pokręciła głową.

              - Byłam niemowlęciem. Wsadziła mnie do śmietnika pod blokiem, jakąś przecznicę od miejsca, gdzie trafiła na nią policja. Na szczęście jeden z policjantów postanowił się rozejrzeć po okolicy i usłyszał mój płacz.

              Święty Boże.

              Przez głowę Lucana przemknęło nagłe wspomnienie. Zobaczył ciemną ulicę, wilgotny chodnik połyskujący w świetle księżyca, kobietę o oczach wytrzeszczonych z przerażenia, kiedy żerował na niej Szkarłatny. Słyszał przenikliwe wrzaski niemowlęcia, które trzymała w ramionach.

              - Kiedy to było?

              - Dawno. Dokładnie dwadzieścia siedem lat temu.

              Dla kogoś, kto żył tyle co Lucan, dwadzieścia siedem lat to było ledwie mgnienie oka. Pamiętał dokładnie, jak przerwał jakiemuś Szkarłatnemu ucztę na dworcu autobusowym. Pamiętał, że nakazał kobiecie uciekać. Krwawiła mocno, krew kapała nawet na dziecko.

              Kiedy zabił Szkarłatnego i oczyścił miejsce zdarzenia, poszedł jej szukać, ale bezskutecznie. Często się zastanawiał, co się stało z nią i jej dzieckiem, przeklinał sam siebie, że nie zdołał przynajmniej usunąć z jej umysłu tych koszmarnych wspomnień,

              - Niedługo potem popełniła samobójstwo w zakładzie psychiatrycznym – dodała Gabrielle. – A mnie oddano do rodziny zastępczej.

              Nie mógł się powstrzymać, żeby jej nie dotknąć. Delikatnie odgarnął jej długie włosy, dotknął miękkiej linii podbródka, pogładził ją po policzku. Jej oczy były wilgotne, ale nie poddawała się. Była twarda i tak niewiarygodnie wyjątkowa.

              W owej chwili niczego nie pragnął bardziej jak porwać ją w ramiona i opowiedzieć jej wszystko.

              - Przykro mi – powiedział zupełnie szczerze. Czuł żal, uczucie, do którego nie przywykł. No, ale odkąd po raz pierwszy ujrzał Gabrielle, spotkało go wiele nowych rzeczy. – Przykro mi ze względu na was obie.

              Komputer znowu zapiszczał.

              - To już wszystkie zdjęcia – oznajmiła. Wyciągnęła rękę, jakby chciała pogłaskać jego dłoń, ale nie mogła się zmusić, żeby go dotknąć.

              Pozwolił jej się wycofać spod jego dotyku, choć poczuł żal, kiedy bez słowa odwróciła sie na krześle.

              Patrzył, jak wyjmuje pendrive’y. Odezwał się dopiero wtedy, kiedy wyłączyła komputer.

              - Zaczekaj. Musisz wyrzucić zdjęcia z dysku i skasować wszystkie backupy. Kopi, które zabierzemy muszą być jedyne.

              - A odbitki? Te na stole w kuchni, te na dole, w ciemni?

              - Ty się zajmij komputerem, a ja zbiorę zdjęcia.

              - Dobrze.

              Od razu zabrała się do pracy. Lucan pospiesznie przeszukał mieszkanie. Zebrał w jedno miejsce wszystkie odbitki i zdjął ze ścian oprawione fotografie. Nie chciał zostawiać niczego, co mogliby wykorzystać Szkarłatni. W szapie w sypialni Gabrielle znalazł dużą brezentowa torbę i zaniósł ją na dół, żeby zapakować zdjęcia.

              Kiedy skończył i zasunął suwak, usłyszał na zewnątrz warkot samochodu. ktoś zatrzymał się pod domem. Rozległ się trzask zamykanych drzwiczek, kierowcy i pasażera, a potem szybkie kroki na schodach prowadzących do wejścia,,

              - ktoś przyjechał – stwierdziła Gabrielle, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie i wyłączając komputer.

              Lucan włożył rękę pod płaszcz i sięgnął po zatkniętą za paskiem beret tę. Broń była załadowana specjalnymi, tytanowymi nabojami, wynalazkiem Niko. Każdy postrzał takim nabojem był dla Szkarłatnych śmiertelny. Cóż, jeśli za drzwiami stoi wampir, gorzko tego pożałuje.

              Ale zorientował się od razu, że to żaden z jego wrogów. To było dwoje ludzi, mężczyzna i kobieta.

              - Gabrielle? – Kilka razy odezwał się dzwonek do drzwi. – Halo? Gabby! Jesteś tam?

              - Och, nie. To moja przyjaciółka, Megan.

              - Ta u której nocowałaś?

              - Tak. Wydzwaniała tu przez cały dzień i nagrała mi się na sekretarce. Martwi się o mnie.

              - Co jej powiedziałaś?

              - Wie o napaści, ale nic nie powiedziałam o tobie… O tym, co zrobiłeś.

              - Dlaczego?             

              Gabrielle wzruszyła ramionami.

              - Nie chciałam, żeby była w to wmieszana. Nie chcę, żeby jej coś groziło z mojego powodu. Z powodu tego wszystkiego. – Westchnęła i pokręciła głową – Może zresztą nie chciałam mówić o tobie, póki sama nie zrozumiem, co się dzieje?

              Znów rozległ się dzwonek do drzwi.

              - Gabby, otwórz! Ray i ja musimy z Toba porozmawiać! Musimy wiedzieć, że nic ci nie jest!

              - Jej chłopak jest gliną – ostrzegła Gabrielle cicho. – Chcą, żebym zgłosiła wczorajszą napaść.

              - Jest stąd tylne wyjście?

              Najpierw kiwnęła głową, a potem nią pokręciła.

              - Schody pożarowe prowadzą na wspólne podwórko, ale tak jest wysoki pot i…

              - Nie ma na to czasu – mruknął Lucan, od razu odrzucając tę opcję. – Wpuść ich.

              - Co zamierzasz zrobić? – Zauważyła, że włożył rękę pod płaszcz, jakby poprawiał broń za paskiem spodni. Na jej twarzy odmalowała się panika. – Masz tam broń? Lucan, oni nic nie zrobią! Dopilnuję, żeby nic nikomu nie powiedzieli.

              - Nie będę im groził bronią.

              - Więc co zrobisz? – Choć do tej pory celowo unikała kontakty fizycznego, teraz wreszcie go dotknęła. Chwyciła go za ramię. – O Boże, proszę, obiecaj, że nie zrobisz im krzywdy

              - Otwórz drzwi, Gabrielle.

 

              Ruszyła powoli do drzwi. Kiedy przekręcała zamek, usłyszała na zewnątrz głos Megan:

              - Ona tam jest, Ray. Podeszła do drzwi. Gabby, otwórz na m kotku. Nic ci nie jest?

              Gabrielle bez słowa zdjęła łańcuch. Nie bardzo wiedziała, co powinna zrobić: zapewnić przyjaciółkę, że wszystko jest w porządku, czy wrzasnąć od niej, żeby uciekła.

              Twarz Lucana również nie pomagała jej podjąć decyzji. Była nieruchoma, pozbawiona emocji. Wbił w drzwi spojrzenie chłodnych srebrzystych oczu. Nawet nie mrugał. Choć ręce miał opuszczone wzdłuż boków, nie wątpiła, że w każdej chwili może zaatakować.

              Jeśli chciał zabić jej przyjaciół – a może ją również – stanie się to błyskawicznie, nim zdążą się zorientować, co się dzieje.

              - Wpuść ich – nakazał jej cicho.

              Powoli nacisnęła klamkę.

              Kiedy drzwi zaczęły się otwierać, Megan natychmiast wepchnęła się do środka, a za nią jej chłopak, nadal w mundurze.

              - Do diabła, Gabby! Masz pojęcie, jak się o ciebie martwiłam? Dlaczego nie oddzwoniłaś? – Chwyciła ją gwałtownie w objęcia, a potem puściła ją i zmarszczyła brwi, jak nadopiekuńcza matka. – Wyglądasz na zmęczoną. Płakałaś? Gdzie byłaś, kiedy…

              Urwała gwałtownie na widok Lucana, stojącego na środku pokoju za Gabrielle.

              - Och… nie sądziłam, że masz gościa…

              - Wszystko w porządku? – spytał Ray. Minął obie kobiety i położył rękę ostrzegawczo na kaburze.

              - Oczywiście. W najlepszym – zapewniła szybko Gabrielle. Wyciągnęła dłoń w stronę Lucana. – To jest… hm… mój przyjaciel.

              - Jedziecie gdzieś? – Chłopak Megan wskazał na wypchaną torbę, leżącą na podłodze.

              - A… tak – odparła. Obeszła Raya i stanęła pomiędzy nim a Lucanem. – byłam dziś trochę roztrzęsiona i uznałam, że zanocuję w hotelu, żeby ochłonąć. Lucan przyszedł, żeby mnie powieźć.

              - Aha. – Ray usiłował przyjrzeć się Lucanowi, który milczał arogancko. Jego spojrzenie wskazywało, ze już ocenił młodego policjanta i równocześnie zlekceważył.

              - Niepotrzebnie przyjeżdżaliście – powiedziała Gabrielle szczerze. – Naprawdę, nie musicie ze mną siedzieć.

              Megan podeszła i wzięła ją za rękę w obie swoje dłonie.

              - Ray i ja mieliśmy nadzieję, że się zastanowiłaś i pojedziesz na policję, kotku. To ważne. Jestem pewna, że twój przyjaciel też tak uważa, prawda? Jest pan detektywem. Zgadza się? A ja jestem Megan.

              Lucan nagle znalazł się tuż przed Megan i Rayem. Poruszał się tak szybko, że czas zdawał się zwalniać wokół niego. Gabrielle widziała, jak szedł w ich stronę, ale Megan i Ray zamrugali zaskoczeni, gdy wyrósł  nagle tuż przed ich nosami.

              Bez ostrzeżenia wampir uniósł prawą rękę i położył ją na czole Megan.

              - Lucan, nie!

              Meg krzyknęła, ale ten stłumiony dźwięk zamarł jej w gardle, kiedy spojrzała w oczy Lucana. A ten z niewiarygodną szybkością położył lewą rękę na czole Raya. Policjant usiłował się cofnąć, ale zaraz jego twarz znieruchomiała, jakby pogrążył się w transie. Gabrielle miała wrażenie, że tylko dłonie Lucana utrzymują tych dwoje w pionie.

              - Lucan, proszę! Błagam!

              - Zabierz te pendrive’y i torbę – nakazał cicho. To był tak naprawdę zimny rozkaz. – Mam na zewnątrz samochód. Wsiądź i zaczekaj na mnie. Zaraz przyjdę.

              - Nie pozwolę, żebyś wyssał z moich przyjaciół krew!

              - Gdybym miał takie zamiary, już byliby martwi.

              Miał rację. Boże, nie miała wątpliwości, ze ten człowiek – ta mroczna istota, którą wpuściła do swojego życia – potrafiłaby to zrobić.

              Ale tego nie zrobił. I nie zrobi. Musiała mu zaufać.

              - Zdjęcia, Gabrielle. Już.

              Ruszyła się wreszcie, zarzuciła na ramię wypchaną torbę i włożyła dwa pendrive’y do kieszeni dżinsów. Wychodząc zatrzymała się na moment, żeby spojrzeć w pustą twarz Megan. Przyjaciółka zamknęła oczy, podobnie jak Ray. Lucan szeptał coś do nich, tak cicho, że nie mogła rozróżnić słów.

              Ale w tonie jego głosu nie było groźby, brzmiał dziwnie kojąco. Niemal usypiająco.

              Gabrielle spojrzała ostatni raz na dziwaczną scenę rozgrywającą się w jej salonie, po czym wpadła na ulicę. Przy krawężniku stała lśniąca limuzyna, zaparkowana tuż przed czerwonym mustangiem Raya. Tylko ten luksusowy – i na pewno okropnie drogi – Maybach parkował pod jej domem.

              Kiedy podeszła bliżej, drzwi od strony pasażera otworzyły się przed nią, jakby ktoś nakazał im to zrobić.

              Nakazała im to siła umysłu Lucana. Była tego pewna, choć nie miała pojęcia, jaki jest zasięg jego niezwykłych mocy.

              Wślizgnęła Se na wygodne skórzane siedzenie z orzodu i zamknęła drzwi. Chwilę później jej domu wyszła Megan z Rayem. Spokojnie zeszli ze schodów i minęli ją obojętnie, nie mówiąc ani słowa.

              Lucan podążył zaraz za nimi. Zamknął drzwi jej mieszkania i obszedł samochód. Wsiadł, włożył kluczyk do stacyjki i uruchomił silnik.

              - Nie powinnaś się bez tego ruszać – powiedział rzucając jej na kolana torebkę i torbę fotograficzną.

              Gabrielle zajrzała mu w twarz, lekko oświetloną blaskiem tablicy rozdzielczej.

              - Sterowałeś ich umysłami, tak jak próbowałeś tego przedtem ze mną!

              - Zasugerowałem im, że wcale nie przyjechali do twojego mieszkania.

              - Wymazałeś im wspomnienia.

              Lekko skinął głową.

              - Nie będą nic pamiętać z tego wieczoru ani że nocowałaś u Megan. Przestali się o ciebie martwić.

              - Wiesz co? A może wymażesz pamięć i mnie? To bardzo kusząca perspektywa. Proponuję, żebyś zaczął od tej fatalnej decyzji, żeby iść do nocnego klubu!

              Wytrzymał jej spojrzenie. Nie czuła, żeby próbował ostać się do jej głowy.

              - Nie jesteś taka, jak ci ludzie, Gabrielle. Nawet gdybym chciał, nie mógłbym zmienić twoich wspomnień. Twój umysł jest silniejszy. Pod wieloma względami jesteś… inna niż oni.

              - Jasne, szczęściara ze mnie.

              - Najbezpieczniejsza będziesz u nas. Rasa cię ochroni, jakbyś była jedną z nas. Mamy w mieście strzeżoną kwaterę. Zawiozę cię tam.

              Zmarszczyła brwi.

              - Proponujesz mi wampirzą wersje programu ochrony świadków?

              - To coś lepszego. – Odwrócił głowę i popatrzył przez przednią szybę. – I obecnie jedyna możliwość.

              Nacisnął pedał gazu i błyszczący czarny samochód wystrzelił na ulicę z niskim warkotem silnika. Gabrielle złapała się skórzanego siedzenia i obróciła głowę, żeby popatrzeć, jak ciemność połyka jej kamienicę na Willow Street.

              Widziała w oddali, jak Megan i Ray wsiadają do mustanga, zamierzając pojechać do domu. Na ten widok poczuła nagłe szarpnięcie paniki, zapragnęła wyskoczyć z samochodu i pobiec do nich, wrócić do swojego starego życia.

              Za późno.

              Wiedziała o tym.

              Nowa rzeczywistość ją przytłaczała. Czuła, że nie ma już odwrotu, że może iść tylko przed siebie. Poprawiła się w fotelu, wyprostowała plecy i patrzyła prosto na drogę. Lucan skręcił gwałtownie za róg i ruszyli w noc.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin