DEMONICZNE OPOWIEŚCI.doc

(160 KB) Pobierz
DEMONICZNE OPOWIEŚCI

DEMONICZNE OPOWIEŚCI

 

Diana i diabły

 

W końcu XIX wieku hierarchia Kościoła francuskiego zaczęła okazywać osobliwą łatwowierność wobec kwestii czarnej magii. Tajemnicą pozostaje w jaki sposób zdrowi na umyśle duchowni mogli wierzyć w rzeczy tak nieprawdopodobne jak to, że królowa Wiktoria bierze udział w orgiach seksualnych o satanistycznym charakterze, że wolnomularstwo było opanowane przez czcicieli Lucyfera i że największe znaczenie dla ludzkości ma nawrócenie Diany Vaughan na katolicyzm. Wszystkie te opowieści powstały w kręgach małej grupy mistyfikatorów, których przywódcą był '' Leo Taxil '', którego prawdziwe nazwisko brzmiało Gabriel Jogand-Pages; pod różnymi imionami publikował on książki i pamflety, w których wysuwał te niezwykłe twierdzenia. Diana Vaughan stanowiła centralną postać wszystkich tych bredni. Miała być głową palladian , sekty kobiet - masonek i bezpośrednim potomkiem Thomasa Vaughana, alchemika z XVII wieku, który obcował z żeńskim demonem Asztarte. Tym i podobnym głupstwom nie tylko dano wiarę, ale przekonały one niektórych, że '' Leon Taxil '', jest w istocie nader świętobliwym człowiekiem - może nawet świętym, a jako taki potrafi czynić cuda. Pewnego razu - jak sam opowiadał - odwiedził go pewien ksiądz wiejski i błagał o zrobienie cudu. Kiedy Taxil wyjaśnił, że nie potrafi robić cudów, ksiądz pożegnał go, podziwiając pokorę świętego. Najważniejszą postacią, którą Taxilowi udało się oszukać, był papież Leon XIII, który udzielił mistyfikatorowi audiencji i oświadczył mu, że aprobuje jego antymasońskie pisma. Przypuszczalnie myślał o tym, że aprobuje ich ogólną treść, a nie że przyjmuje za prawdziwe każde z twierdzeń Taxila. Wydaje się bowiem nieprawdopodobne, żeby Jego Świątobliwość wierzył np. w to, że w USA Szatan pojawiał się każdego piątku po południu na masońskich zgromadzeniach w Charleston. 19 sierpnia 1897 roku Taxil zniszczył mit, który on sam i jego wspólnicy budowali tak starannie. Wygłosił publiczny odczyt, w którym ujawnił antyklerykalny żart, który określił jako '' komedyjkę '', i stwierdził, że byłoby mu przykro, '' gdyby skrzywdził on kogokolwiek ''. Była to, oczywiście, ironia : ten antyklerykał niemal od urodzenia chciał skrzywdzić Kościół i jego hierarchię, i rzeczywiście wyrządził im szkodę. O dziwo, za chmurą dymu mistyfikacji Taxila mógł kryć się rzeczywiście płomyk autentycznie czarnej magii, albowiem w 1895 roku pewna rozprawa przed francuskim sądem wykazała istnienie pseudomasońskiej sekty satanistycznej.
 

Głowa węża

 

W starożytnej Mezopotamii magia i religia nigdy nie były całkowicie rozdzielone. Jedno z czczonych bóstw, Ea, opisywano jako '' wielkiego maga bogów ''. Każdy praktykujący dzisiaj okultysta, który próbuje poznać sekrety tego boskiego maga, '' wywołując go tak, by pojawił się widzialnie '', powinien być gotów na nader przykry widok. Albowiem w jednej z mezopotamskich inkantacji Ea został opisany w następujących słowach :

(Jego) głowa jest głową węża

Z jego nozdrzy cieknie śluz. . .

(Jego) uszy to uszy bazyliszka,

Jego rogi skręcone są w trzy spirale. . .

(Jego) ciało to ryba samogłów pełna gwiazd,

Podstawą jego stóp są szpony. . .

Jego imię to Sassu-Wunnu,

Potwór morski, forma Ea.

Przypomina to wprawdzie niektóre opisy demonów, które znajdujemy w tzw. grimoires, ale Ea, Pan Glebin, był bogiem. W pewnym sensie wszyscy bogowie Babilonii byli demonami, przerażającymi istotami, które kapłani-magowie mogli skłonić do posłużenia się swoimi demonicznymi siłami w celu wypędzenia pomniejszych demonów przenoszących choroby i nieszczęścia ludziom. Kapłani-magowie dzielili się na dwie klasy : aszipu i maszmaszu. Pierwszych zatrudniano zasadniczo do leczenia chorób spowodowanych przez demony bądź z czystej złośliwości, bądź skłaniane do tego przez czarowników. Maszmaszu, czyli '' czyściciele '' , mniej interesowali się magią. Dla mieszkańców Mezopotamii coś takiego, jak śmierć naturalna, nie istniało - wszelkie choroby były skutkiem interwencji demonów w sprawy ludzkie, toteż istniały zaklęcia i rytuały, które miały je zwalczać. Jednym z nich jest następujący :

Jeśli pojawią się zmarli. . . Aby odpędzić zmarłego, zmieszaj ocet z rzeczną wodą, wodą studzienną, wodą mudu i wodą z kałuży. Przygotujesz róg wołu i podniesiesz go w prawym ręku, a pochodnie w lewym, i powiesz : '' Mój boże, zwróć się do mnie. Moja bogini, spójrz na mnie. Niech uspokoją się wasze gniewne serca; niech ułagodzi się wasz gniew; użyczcie mi pomyślności ''.

Żyli tam także, podobnie jak dzisiaj , czarni magowie i czarownice, którzy starali się pomagać demonom uciskającym ludzkość. Do ich ulubionych metod należała '' magia wizerunku '' i '' magia śliny ''. W magii wizerunku, praktykowanej także dzisiaj , czarownik lepi figurkę przedstawiającą wybraną ofiarę, identyfikuje ją z ofiarą za pomocą zaklęć, a następnie ją niszczy, zazwyczaj przez stopienie. Jak wierzy zarówno ofiara, jak i czarownik, gwarantuje to chorobę i w końcu śmierć człowieka będącego ofiarą czarnej magii. W magii śliny wystarczy napluć na ziemię, po której chodzi ofiara; kiedy tylko nieszczęśnik nastąpi na ślinę, czarny mag może nim owładnąć. Na szczęście przeciwko czarom można użyć przeciwzaklęć, jedno z nich rzekomo sprawia, że mag zielenieje i zaczyna kręcić się w kółko. Wśród potwornych demonów, które zsyłały nieszczęścia na mieszkańców Mezopotamii, był '' upiór'' Lamasztu i '' wampir '' Lilith. Lilith stała się tematem okultnych legend żydowskich.
 

Ścieżki '' lewej ręki ''

Poszukiwanie tajemnej i zakazanej wiedzy znajdujemy w całym świecie, toteż wszędzie od Benegalu po Baltimore, spotykamy ludzi, którzy tak bardzo pragną ją uzyskać, że wołając '' Niech twe zło będzie moim dobrem '', rozmyślnie postępują ścieżkami '' lewej ręki '', ścieżkami czarnej magii i czarów. Ale czym właściwie jest czarna magia i czym różni się od białej, jeśli jest coś takiego jak autentyczna biała magia? Oczywistą odpowiedź, którą na to pytanie daje wielu badaczy ukrytej strony istnienia, brzmi mniej więcej tak :

Magia obejmuje wykorzystanie procesów rytualnych, aby uzyskać określone cele, i jeżeli cele te są dobre, to jest biała magią, jeżeli zaś złe, to jest to magia czarna.

Zasadniczo podobną, choć nie identyczną, odpowiedź dał ponad 100 lat temu pisarz A. E. Waite. Czarni magowie, jak powiedział, do osiągnięcia swych celów wykorzystywali złe duchy, podczas gdy biali magowie sprzymierzali się z siłami dobra i światła. Później Waite zmienił swój pogląd, dochodząc do wniosku, że cała magia rytualna była bezskuteczna, albo niebezpieczna, a zatem biała magia nie istnieje. Ten punkt widzenia Kościół katolicki przyjmował od wczesnego średniowiecza. Wszelka magia - poza magią naturalną, czyli wykorzystywaniem ukrytych właściwości ziół, klejnotów i innych substancji naturalnych - jest czarną magią, jeśli nawet mag spełnia swe ryty po to, żeby uzyskać rezultaty moralnie pożądane. Ta katolicka postawa wywodzi się z teologicznego rozróżnienia między dwoma rodzajami kultu, zwanymi dulia i latria Pierwszy z nich oznacza coś w rodzaju '' należnego szacunku '' i stanowi formę kultu, który może się np. odnosić do któregokolwiek ze stworzeń Bożych, anioła lub ducha, przełożonego czy świętego. To w tym znaczeniu angielski adwokat zwraca się do sędziego per '' czcigodny panie '', okazując mu cześć przez dulia. Gdyby jednak ten sam adwokat oddal właśnie temu sędziemu cześć należna jedynie Bogu, zwaną latria, to z katolickiego punktu widzenia popełniłby najcięższy z grzechów, ustanawiając w świecie innego Boga i pomniejszając boską suwerenność. Kościół otrzymuje, że rdzeniem magii rytualnej, nawet tej, która rzekomo interesuje się tylko istotami anielskimi, jest niedozwolona latria, kult stworzeń Bożych, toteż wszelkie rytuały magiczne stanowią czarną magię bez względu na motywy i metody maga. To sztywne stanowisko przez całe lata nigdy nie odstraszało pewnych katolików, z należycie wyświęconymi kapłanami i biskupami włącznie, od parania się swego rodzaju magią. Faktycznie istnieje przynajmniej jeden podręcznik magii rytualnej, który - jak się zdaje - został opracowany wyłącznie na użytek takich kapłanów, gdyż zawiera instrukcję, których nikt, kto nie otrzymał ważnych święceń, nie mógł wykonywać. Trzeba również przyznać, że w pewnych krajach (Haiti i Brazylia) prości ludzie uważają swojego kapłana za posiadającego quasi magiczne moce, pozwalające mu przeklinać lub błogosławić. Ludzie tacy niekiedy nakłaniali skorumpowanych i nieświadomych kapłanów do odprawiania w istocie magicznych rytuałów nazywanych '' mszami płonnych obrzędów ''.
 

Msze płonnych obrzędów

 

Katolicy wierzą, że w chwili, w której kapłan odprawiający msze wypowiada słowa ustanowienia - zwroty, których Jezus użył podczas Ostatniej Wieczerzy, kiedy błogosławił chleb i wino - substancja obu tych składników (chleba i wina na ołtarzu) cudownie przemienia się w Ciało i Krew Chrystusa. Bardzo podobne wierzenia wyznają członkowie starożytnych Kościołów w Rosji i Grecji, chociaż sądzą oni, że przemiana ta dokonuje się w chwili wezwania Ducha Świętego, i że Chrystus jest prawdziwie obecny na ołtarzu. Z punktu widzenia teologa nie ma w tym nic magicznego - codzienny cud jest sakramentalnym darem Boga, w żaden sposób nie zależy od posiadania przez kapłana '' magicznych mocy ''. Ale przez stulecia wielu zwykłych katolików, nieprzywykłych do subtelnych rozumowań teologicznych, miało trudności z właściwym rozróżnieniem między kapłanem a magiem, między rytami Kościoła a ceremoniami sztuk magicznych. Nie dziwi fakt, że niektórzy z tych przesądnych ludzi próbowali wykorzystać rzekomo magiczne moce kapłana, rozmyślnie lub niechcący, dla swych własnych celów. Usiłowali oni np. skłonić kapłana, żeby odprawił '' msze miłosne '', mające pozyskać miłość lub seksualne względy innych ludzi lub też spowodować, żeby kapłan bezwiednie odprawił mszę na intencję, której nie znał. W tym kontekście opowiadają bardzo dziwną historię o pewnym wydarzeniu, które miało miejsce na Haiti, krótko przed I wojną światową za prezydentury Alexisa Norda. Jak się zdaje, prezydent ten skłonił jednego biskupa, żeby odprawił pogrzeb (łącznie z mszą żałobną) człowieka, który jakoby był wysokim urzędnikiem w odległym rejonie Republiki Haiti. Podczas tej uroczystości biskup uzmysłowił sobie, że z trumny, w której z wielkim ceremoniałem złożono czyjeś zwłoki, dobywa się niezwykła i całkowicie nieoczekiwana woń. Jak stwierdził biskup, z pewnością nie był to jeden z zapachów świętości, jak np. przemożny zapach fiołków. Nie była to również mdła, słodka woń gnijących lilii (woń rozkładu). Był to ostry i seksualny wyziew, przytłaczający i niezdrowy. Biskup, podejrzewając coś, rozkazał otworzyć trumnę. W jej wnętrzu znaleziono całkiem żywego kozła z kagańcem na pysku. Pytanie, dlaczego prezydent czy jego córka, która była kapłanką złowrogiego kultu bogów cmentarnych, chcieli poddać kozła obrzędom Kościoła katolickiego, pozostało tajemnicą do dziś. Jednakże nie ma powodu wątpić, że w tej '' mszy płonnych obrzędów '' miała swój udział czarna magia.
 

Ogień piekielny i szczęście

 

Zachodnioeuropejscy uczeni i pisarze '' postępowi '' drugiej połowy XVIII wieku mieli skłonność do pewnego zadowolenia z siebie. Widzieli się świadkami jutrzenki nowej, oświeconej epoki, w której rozum miał zatriumfować nad obskurantyzmem minionych stuleci. Newton, jak sądzili, wyjaśnił podstawowe, naukowe zasady wszelkich zjawisk fizycznych, od toru kuli armatniej po obroty księżyca i planet. Bóg - jak twierdzono - był w najlepszym razie niebieskim zegarmistrzem, istotą, która przede wszystkim puściła w ruch system słoneczny, a dokonawszy tego przestała się nim interesować. W astrologię, magię i czary nie wierzył już nikt poza ignorantami , ekscentrykami i entuzjastami, przy czym tego ostatniego określenie używano w sensie pejoratywnym. Wierzono, że ludzkość nie powinna już interesować się niepewnym życiem po śmierci, z nadzieją na niebo i lękiem przed ogniem piekielnym. Należało skoncentrować się na osiągnięciu szczęścia na ziemi przez zwiększenie pomyślności wszystkich : '' . . . każąc dwom źdźbłom trawy rosnąć tam gdzie uprzednio rosło tylko jedno ''. Jednakże '' epoka rozumu '' była także epoką irracjonalizmu czy para racjonalizmu. W dalszym ciągu istnieli ludzie szukający wiedzy zakazanej, tajemnej mądrości, która pozwoliłaby im zrozumieć '' rzecz samą w sobie '', nad rzeczywistość. O dziwo, jednym z poszukujących był Izaak Newton, intelektualny idol racjonalistów XVIII wieku. Albowiem ten wielki matematyk spędził więcej czasu, studiując literaturę alchemiczną i usiłując zgłębić prorocze znaczenie starotestamentowej księgi daniela, niż poświęcił do studiom nad mechaniką niebios. w pewnym więc sensie ci ludzie XVIII wieku, którzy w swych poszukiwaniach intelektualnych zboczyli na tajemnicze ścieżki, byli w większym stopniu duchowymi dziedzicami Izaaka Newtona niż tacy racjonaliści, jak Wolter, Diderot czy Tom Paine. Okultystyczna podkultura XVIII wieku wykazywała tendencję do koncentrowania się na tajemniczych aspektach wolnomularstwa. Miało to pewne precedensy historyczne. I tak, XVII wieczny antykwariusz, alchemik i astrolog Elias Ashmole zanotował, że przyjął inicjację masońską, ponieważ sądził, że wolnomularstwo mogło być reliktem '' misteriów starożytnych ''. Podobnie pewien szkocki poeta z tego samego okresu kojarzył masonerię z tajemniczymi różokrzyżowcami i zdolnością do przepowiadania przyszłości, kiedy pisał :

Jesteśmy bowiem braćmi Różokrzyża,

Mamy masońskie słowo i widzimy przyszłość.

W XVIII wieku powstała, rozwinęła się i w większości przypadków szybko zanikała pewna ilość masońskich lóż zajmujących się rzekomo okultnymi aspektami. Istniała np. egipska masoneria tajemniczego Cagliostra, człowieka, który - jak niektórzy wierzą jeszcze dziś - posiadał autentyczne zdolności okultne. Istnieli '' wybrani Koheni '', którzy z pewnością praktykowali magię, a alchemiczna loża istniała nawet w papieskim Avinionie.
 

Proszki projekcyjne

 

Alchemia laboratoryjna, fizyczna, w odróżnieniu od alchemii wewnętrznej, jaką uprawiał Israel Regardie, bada tajemne i subtelne właściwości substancji chemicznych. Można by ją nazwać "para chemią ", ponieważ zajmuje się tym, co wychodzi poza chemię, podobnie jak para fizyk, badacz parapsychologiczny interesuje się tym, co wykracza poza fizykę laboratoryjną. Alchemia fizyczna była przedmiotem wielu drwin, uważano ją za głupstwo, demaskowano jako czarną magię w przebraniu - jakby Szatan ubrał się w smoking. Nieliczni sławili ją jako wiedzę tajemną zdolną przemieniać ołów w złoto, leczyć chorych, jak również w niezwykłym stopniu przedłużać życie ludzkie. Nawet w tych wiekach, kiedy alchemia fizyczna była najbardziej rozpowszechniona w świecie zachodnim, z grubsza w latach 1350-1650, ogół ludzi patrzył na uprawiających ją z mieszaniną lęku i szyderstwa. Z jednej strony wystawiano ich na pośmiewisko, jak zrobił to Chaucer w Opowieściach kanterburyjskich, jako głupców lub łotrów . Z drugiej zaś podejrzewano ich o uprawianie czarnej magii, o próby wyprodukowania złota z pomocą diabłów, toteż niejednemu z alchemików okresu Renesansu rozwścieczony tłum zniszczył bibliotekę i laboratorium. Nawet miejsca, gdzie dawniej przebywali, uważano w wiele lat później za niesamowite. I tak, siedemnastowieczny antykwariusz, Elias Ashmole, który sam był praktykującym alchemikiem i astrologiem, pisał, że pewien wiejski dworek, w którym przed stuleciem mieszkał alchemik, miał reputację "domu nawiedzonego", miejsca, w którym straszą niespokojne i złośliwe duchy czy demony. Być może mieszanina drwiny i lęku przed fizyczną alchemią jest usprawiedliwiona u tych, którzy próbują zrozumieć ukryty język takich niejasnych tekstów, jak Otwarte wejście do zamkniętego pałacu Króla. Albowiem szarlatani i oszuści, z ich fałszywymi "proszkami projekcyjnymi", "eliksirami życia" i "ostatecznymi tajemnicami", zawsze byli plagą badacza wiedzy zakazanej, który zdecydował się kroczyć ścieżką alchemii. Wielu u jej kresu znalazło tylko rozczarowanie, toteż niektórzy alchemicy fizyczni, zwątpiwszy w możliwość osiągnięcia celu uczciwymi sposobami, sięgnęli po metody niedozwolone, babrząc się czarostwem i czarną magią. Niemniej nieliczni spośród praktykujących alchemię fizyczną, jeśli wierzyć tradycji, osiągnęli mistrzostwo i dotarli do celu swych pragnień. Tradycje mówiące o "doskonałych mistrzach" i "adeptach alchemii" znajdujemy w obfitości w literaturze okultystycznej, a niektóre z przytoczonych relacji są poświadczone zadziwiająco dobrze. Szczególnie ważną historię tego rodzaju znajdujemy u Helvetiusa, osobistego lekarza księcia Oranii, kulturalnego i prawdomównego człowieka, początkowo sceptycznie i nastawionego wobec wszystkich alchemicznych poczynań. Według Helvetiusa, który opowiadał tę historię wielu ludziom, a m.in. filozofowi Spinozie, odwiedził go we wrześniu 1666 roku tajemniczy nieznajomy i zademonstrował mu przemianę starego ołowiu w złoto. A może to tylko żart starego sceptyka?
 

Liturgia śmierci
 

 

W 1673 roku piękna i ambitna pani de Montespan, kochanka króla Francji Ludwika XIV, wiedziała już, że jej nadzieje zajęcia miejsca królowej w uczuciach monarchy okazały się bezpodstawne. Co gorzej, to jej miejsce jako przedmiot seksualnych pragnień króla było zagrożone przez młodsze kobiety. Jeśli - a jak się wydaje tak było - pani de Montespan przez wiele lat dawała królowi afrodyzjaki, to albo już nie skutkowały, albo swą niepohamowaną żądze Ludwik zaspokajał w łóżku innej kobiety. Cóż więc mogła zrobić? Catherine Monvoison i Le Sage zaproponowali pewne rozwiązanie. Ich przyjaciel, abbe Guibourg, odprawi czarną mszę na jej intencję. Będzie oczywiście skuteczna, ale także bardzo kosztowna. Nie można oczekiwać, by czarni magowie, a zwłaszcza kapłani, wyświadczali swe usługi bezpłatnie. Pierwszą czarną mszę odprawiono w 1673 roku. Na ołtarzu leżała, z szeroko rozchylonymi nogami, zamaskowana, ale poza tym naga kobieta, a na jej brzuchu znajdował się mszalny kielich wraz z pateną pełną opłatków, które miały być poświęcone. Przypuszcza się, że zamaskowaną kobietą była sama pani de Montespan. Jest to możliwe, ale mało prawdopodobne. Raczej wystąpiła w tej roli jej zaufana dama do towarzystwa. Mszę odprawiono całkowicie ortodoksyjnie do momentu konsekracji, kiedy to, jak wierzą katolicy, chleb i wino ulegają przemianie w Ciało i Krew Chrystusa. To, co nastąpiło potem, było czymś piekielnym w dosłownym znaczeniu. Przecięto gardło małemu dziecku i wytoczono jego krew do konsekrowanego wina, jednocześnie błagając demony Asztarota i Asmodeusza, aby król kochał panią de Montespan. W ciągu następnych 5 lat odprawiano dalsze msze obejmujące czynności jeszcze bardziej odrażające. Jak ktoś pisał o Guibourgu w kilka lat później : '' Niezwykły mężczyzna, który uważa za naturalne składanie w ofierze niemowląt przez przecinanie im gardeł. . . ''. Moglibyśmy tylko dodać, że nie zwykła kobieta płaciła mu za to. Krew zabitych dzieci okazała się nieskuteczna jako afrodyzjak i w 1673 roku było jasne, że jej ongiś namiętny kochanek spogląda na nią obojętnie. Ale pani markiza nie była obojętna. Teraz już nienawidziła króla i pragnęła jego śmierci. Znowu zażądano usług od Guibourga, tym razem odprawienia liturgii śmierci - '' mszy żałobnej ''. Do konsekrowanego wina dodawano krew miesięczną i nasienie, z zamiarem dolewania ohydnej mikstury do potraw spożywanych przez Ludwika. Zanim do tego doszło , dowódca policji Ludwika porucznik Nikolas de la Reynie, który od pewnego czasu prowadził śledztwo w sprawach związanych z czarną magią, aresztował Le Sage'a, Monvoison i wielu innych. Aż 110 mężczyzn i kobiet skazano na śmierć lub dożywocie, ale pani de Montespan nie było wśród nich. Ludwik zataił jej winę i kazał jej przenieść się na wieś. Żyła tam w spokoju, ale bała się ciemności i samotności, być może dlatego, że '' ukazywały '' się jej zamordowane dzieci.
 

Dzieci Bafometa
 

Aleister Crowley umarł w 1947 roku. Jego pogrzeb wywołał komentarze, w popularnej prasie przytaczano różne stare opowieści, w większości o charakterze skandalicznym. W Hastings pewien miejscowy radny na przypuszczenia, że w kaplicy lokalnego krematorium odprawiono czarną mszę, zareagował obietnicą, że ''nie pozwoli, żeby coś takiego się powtórzyło''. Nabożeństwo żałobne, które odprawiono, nie było czarną mszą. Jedynie powieściopisarz Louis Wilkinson przeczytał głośno kilka wierszy Crowleya i kolekty z ''mszy gnostyckiej'', którą Crowley napisał dla Ordb Templi Orientis - Zakon Wschodnich Templariuszy, zazwyczaj określanego jako O.T.O. Crowley wstąpił do niego w roku 1912, stając na czele jego brytyjskiej sekcji, Mysteria Mystica Maxima, i przybierając imię Bafometa. Bafomet to imię antychrześcijańskiego bóstwa, które pierwotni rycerze-templariusze (zniszczeni w XIV wieku za ich rzekomą herezję, sodomię, bluźnierstwa i kult diabła) mieli jakoby czcić na swych tajnych zebraniach. Wybierając to imię, Crowley utożsamił się z tradycją, która bez względu na to czy jej początków należy szukać u templariuszy, jest z pewnością antychrześcijańska i dotyczy aspektów wiedzy zakazanej, pozostających w związku z czarostwem i czarną magią. Na długo przed śmiercią Crowleya O.T.O. rozpadło się na zwalczające się wzajemnie grupy, przy czym proces ten pogłębia się nadal. Stworzyło to sytuację pogmatwaną i bałamutną, w której kilka grup uważa się za autentyczne O.T.O. Większość z nich to grupy crowleyowskie - uznają one Księgę Prawa za autentyczne objawienie i praktykują ''magiję'' Crowleya. Istnieją także grupy, które nie określają się w prawdzie ''prawdziwe O.T.O.'', ale są przywiązane do tzw. crowleyanizmu. Członków tych grup, podobnie jak inicjowanych grup rywalizujących z nimi, można uznać za ''dzieci Bafometa'' - duchowych dziedziców Crowleya. Są oni zdumiewająco liczni i można ich znaleźć na całym świecie, niekiedy w dość zaskakujących miejscach. I tak, istnieje nie tylko amerykański i brytyjski O.T.O., lecz także japoński, którego działalność wywołała dostateczne publiczne zainteresowanie Crowleyem, albowiem pewne duże japońskie wydawnictwo opublikowało przekłady kilku tomów jego okultystycznych pism. Trudno jest ująć ogólnie naturę działalności różnych grup, które nazwałem ''dziećmi Bafometa''. Czczą one nauki swego zmarłego mistrza i studiują nie tylko jego łatwo dostępne pisma okultystyczne, jak Magick i Confessions, lecz także zawiłe i niezrozumiałe traktaty poświęcone okultnym technikom, jak De Arte Magica i Liber Agape, które dotyczą magii seksualnej. Podobnie też wszystkie z nich podzielają przekonania religijne, które prawowierny chrześcijanin musi uważać za satanistyczne. Jednakże między tymi grupami istnieją poważne różnice praktyczne. Są wśród nich zarówno takie, które posługują się narkotykami i uprawiają perwersje seksualne, inne zaś kultywują niewinne obrzędy, które można celebrować publicznie.

 

Bogowie cmentarni

 

Zombich można rzekomo poznać po ich osobliwej właściwości - mówieniu przez nos. Należy przypuszczać, że ten sposób mówienia zwykli Haitańczycy kojarzą ze śmiercią, ponieważ mieszkańcy wsi zazwyczaj zatykają nosy trupów surową bawełną. Podobny sposób mówienia przez nos jest właściwością Guede, rodziny ok. 30 loa, czyli bogów wudu związanych z erosem i thanatosem - miłością płciową i śmiercią. Najwybitniejszym człowiekiem tej rodziny jest Baron Samedi, tj. '' Baron Sobota ''. (Bardzo stara tradycja łączy sobotę - '' dzień Saturna '' - ze śmiercią, grobami i, rzecz dziwna, także z intensywną i zazwyczaj obsceniczną seksualnością). Najważniejszymi krewnymi Barona są : Maman Brigitte, Baron Cmentarz, Baron Krzyż i Nibo, chrześniak Oguna, boga wojny i ślusarstwa. Większość z haitańskich wieśniaków widziała kiedyś jednego lub więcej Guede, czy też dokładniej, widziała jednego lub więcej ludzi, którzy uważali się za opętanych przez kogoś z tej złowrogiej rodziny. W autentyczność tych opętań wierzy ta część ludności Haiti - być może więcej niż połowa - która przyjmuje, że w naukach wudu tkwi przynajmniej trochę prawdy. Albowiem rzucającą się w oczy cechą wudu jest opętanie przez jakiegoś konkretnego loa. W stanie opętania wierzący przyjmują właściwości tradycyjnie kojarzone z tą istotą, np. człowiek opętany przez loa - boga roślinności zazwyczaj zachowuje się jak zamożny gospodarz, który ma obfite zbiory, rzadziej natomiast będzie przekonany, że został zmieniony w drzewo. Z punktu widzenia wielu chrześcijan człowiek, który zachowuje się w ten sposób, został opętany przez złego ducha - jest on ofiarą czarnej magii, i to zazwyczaj z własnej woli. Według ortodoksyjnego psychiatry uległ on czasowemu '' rozszczepieniu świadomości '', innymi słowy, jego zwykła świadomość została wyłączona a jego ciało znalazło się we władaniu umysłu nieświadomego. Opętania, których doświadczają inicjowani kultu zmarłych - wuduistyczni czciciele bogów cmentarza - mają charakter niezwykle spektakularny i mogą przebiegać w nieprawdopodobnych okolicznościach. I tak np. w Niedzielę Palmową, ważnym dniu w kalendarzu Kościoła katolickiego na Haiti, antropolog Melville Hertskovits zobaczył, jak pewien pozornie pobożny katolik został opętany przez Barona Samedi - był zatem inicjowanym kultu zmarłych. Opętania przez Guede są najczęstsze w Dzień Zaduszny - 2 listopada - kiedy inicjowani kultu zbierają się na zapomnianych cmentarzach, aby odprawić swe dziwne obrzędy. Niektórzy z nich noszą czarne i purpurowe szaty żałobne. Inni, w czarnych okularach, ubrani są jak XIX-sto wieczni właściciele zakładów pogrzebowych, noszą czarne cylindry i fraki. Nieliczni przyjmują pozór trupów, nosząc stroje pogrzebowe a w nozdrzach surową bawełnę. Wygląd tych upiornych czcicieli staje się jeszcze bardziej groteskowy przez to, że niektórzy z nich mają przytwierdzone do swych lędźwi wielkie sztuczne członki.
 

Ohydne piękno

 

We wcześniejszych wycieczkach Alistera Crowleya w dziedzinę wiedzy zakazanej, nie było niczego, co kojarzyłoby się z satanizmem czy czarną magią. Jednakże już w jego młodości pojawiły się zapowiedzi osobliwych przygód, które miały wypełnić jego życie i spowodowały, że w istocie był on czarnym magiem. Przekonania religijne rodziców Crowleya, można określić jako fanatycznie fundamentalistyczne, byli oni bowiem aktywnymi członkami skrajnie protestanckiej grupy znanej jako zamknięci Bracia lub Bracia z Plymouth. Bracia z Plymouth, których rodowodu trzeba szukać w Irlandii, byli i są chrześcijanami szczególnie surowymi i niezwykłymi. I tak np. Boże Narodzenie uważają oni za święto pogańskie, wierzą, że papież jest Antychrystem, jak również że rytuały Kościoła Anglikańskiego mają w istocie naturę piekielną. Bracia wychowują dzieci bardzo surowo, a swoje nauki, zwłaszcza doktrynę, że Pismo św. jest jedynym źródłem inspiracji, wszczepiają im od najwcześniejszych lat. Tylko nieliczni Bracia buntowali się przeciwko tej indoktrynacji okresu dziecięcego. Niektórzy ze zbuntowanych - włącznie z Haighem, znanym z historii brytyjskiej kryminalistyki jako '' morderca za pomocą kąpieli w kwasie '' - zdobyli pewien rozgłos. Crowley zbuntował się w okresie dojrzewania, kiedy odkrył przyjemność pokera, cygar, alkoholu, a przede wszystkim seksu. W końcu matka i wuj - ojciec umarł kilka lat wcześniej - odkryli charakter zajęć Crowleya. Niewątpliwie, pewien szok i przerażenie były czymś dość naturalnym, ale reakcja matki Crowleya była niezwykle przesadna, stwierdziła, że to sprawka diabła i uznała, że jej syn jest '' Bestią 666 '' z Apokalipsy św. Jana, ostatniej księgi Nowego Testamentu. Jako młodzieniec Crowley częściowo zaakceptował te identyfikację, a z czasem przyjął ją jako jedno z żeberek, które złożyły się na wiezłowaty sznur '' magiji ''. Uwierzył że jego nadejście zostało przepowiedziane w Apokalipsie, był Bestią 666, towarzyszem tej ohydnej piękności, zwanej Wszetecznicą '' Wielkim Babilonem ''. Zanim Crowley stworzył swą naukę, cieszył się życiem i doznawał wiele przygód - magicznych i innych. W 1898 roku inicjowano go do białego zakonu magicznego, Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku, i tam wiele nauczył się od jego prominentów. Crowley studiował jogę w Indiach, na Cejlonie i w Birmie. Eksperymentował z narkotykami psychodelicznymi, próbując znaleźć substancję, która '' otworzyłaby wiązary duszy '', aby w ten sposób, w duchu, zbadać światy znajdujące się poza światem materialnym. Spędził noc w Królewskiej Komnacie wielkiej piramidy w Egipcie. Krótko po tym otrzymał posłanie od, jak sam wierzył, bogów lub, jak skłonni byliby sądzić chrześcijanie, od diabła. Wysłannikiem który przyniósł mu to objawienie, był duch zwany Aiwass lub Aiwaz. W końcu Crowley uwierzył, że istota ta była jego '' świętym aniołem opiekuńczym i że należy ją utożsamiać z diabłem chrześcijan, Szatanem.
 

Kręte ścieżki

 

Jeśli tantryzm '' lewej ręki '' i podobne doktryny miały początek na Atlantydzie, to co powiedzieć o bardziej starożytnej Lemurii? Czy jej mądrość żyje jeszcze wśród nas? Tak - powiadają niektórzy - istnieje nawet lemuryjska społeczność, która zachowała tajemnice '' białych adeptów '' tego kontynentu. Istnieje ona, choć niezupełnie na płaszczyźnie materialnej, albowiem zdaje się pojawiać i znikać na wyższych stokach Mount Shasta w północnej Kalifornii. Opowieści o nadprzyrodzonych zjawiskach na Mount Shasta krążyły przynajmniej od 1894 roku, kiedy to Phylos Tybetańczyk, którego prawdziwe nazwisko brzmiało F. S. Oliver, twierdził jakoby został wtajemniczony i przyjęty do mistycznego bractwa mającego swą siedzibę na tej górze. Opowieść Olivera rozbudował E. L. Larkin (ur. 1924), okultysta, który kierował obserwatorium na Mount Love. Oglądał on Mount Shasta przez swój teleskop i zaobserwował wydarzenia, które miały miejsce w '' mistycznej wiosce '' zbudowanej wokół lemurskiej świątyni. Do wioski tej można było dotrzeć krętymi ścieżkami wiodącymi przez lasy pokrywające Mount Shasta. Mieszkańcy wsi oddawali się czynnością na pozór dość niewinnym - choć trudno powiedzieć, co działo się wewnątrz świątyni - po prostu przechadzali się z namaszczeniem, odziani w długie białe szaty. Lemuryjczycy ci, powiada Larkin, niekiedy odwiedzali miasta i wsie północnej Kalifornii. Ani ich długie białe szaty, ani ich małomówność nie wzbudzały ciekawości sklepikarzy, którzy brali od nich bryłki złota w zamian za duże ilości siarki, soli i słoniny. Nie jest pewne, w jakim celu dokonywano tych zakupów. Być może były one związane z tajemniczymi zielonymi i czerwonymi światłami, które towarzyszyły ceremoniom odprawianym przez Lemuryjczyków z Góry Shasta o północy dla uczczenia swej ucieczki z zaginionego kontynentu. Larkin nie był jedynym człowiekiem, który chciał Górę Shasta zalaną czerwonym i zielonym lumeryjskim światłem. W 1932 roku Los Angeles Sunday Times opublikował artykuł niejakiego Edwarda Lansera, który obserwował je z przejeżdżającego pociągu. Opowieść Lansera była prawdopodobnie żartem, jakkolwiek na weteranie-okultyście, Lewisie Spenserze, wywarła wrażenie na tyle duże, że poświęcił jej trochę uwagi w swym Problem of Lemuria (1932). Społeczność z Mount Shasta zachowała, jak wierzą niektórzy, fizyczną i super fizyczną wiedzę swej zatopionej ojczyzny. Posiada ona samoloty poruszające się z wielką szybkością dzięki pewnego rodzaju sile para psychicznej, której istnienia nawet najbardziej nowoczesna nauka nie podejrzewa. Dzisiejsi Lemuryjczycy mogą dowolnie opuszczać swe ciała i mają zdolności telepatyczne, skoncentrowane w organie tkwiącym w postaci guza pośrodku ich czół. Znamię to oraz ich dziwny zwyczaj mówienia z akcentem angielskim pozwala ludziom dostatecznie uważnym odróżnić ich od innych mieszkańców północnej Kalifornii. Te zdumiewające relacje można znaleźć w książce nieżyjącego już Wishara S. Cerve'go Lemuria, the Lost Continent of the Pacyfic (Rosicrucian Press 1931 - wydawnictwo kontrolowane przez H. Spencera Lewisa, okultystę, związanego z Alisterem Crowleyem).
 

Miłość i śmierć

 

Eros i Thanatos, '' miłość '' i '' śmierć '', to kluczowe słowa w systemie Alistera Crowleya - '' magiji '', która wypełniała jego życie od momentu domniemanego objawienia które otrzymał w Kario. Objawienie to, odebrane słowo po słowie przez Crowleya, jak twierdził, od Aiwassa, opublikował następnie jako Liber AL vel Legis. dosłownie znaczy to '' Księga AL, czyli (księga) prawa '', o której (w rzeczywistości jest ona poematem prozą obejmującym trzy krótkie rozdziały) mówi się zazwyczaj jako o Księdze prawa. Otóż być może, jak prawdopodobnie pomyśleliby niektórzy chrześcijanie, pochodzenie Księgi prawa jest piekielne, a jej prawdziwy autor to Książe Ciemności. Przypuszczalnie jednak Aiwass był autentycznym '' wysłannikiem bogów '', objawiającym naukę dla całej ludzkości, jak twierdzą zwolennicy Crowleya. Jeśli mają słuszność, to bogowie, którzy obejmą panowanie na najbliższe 2000 lat historii ludzkiej, są w istocie ciemnymi bogami - ich przesłanie bowiem to orędzie '' siły i ognia '', a ich wysłannika Aiwassa, Crowley identyfikował z '' Sajtanem '', to jest Szatanem. W naszych czasach wielu ludzi nie zaakceptowałoby żadnej z obu możliwości, uznając że Księga prawa jest całkowitym oszustwem, którą Crowley sfabrykował dla własnych celów, że należy w niej widzieć kwintesencję zakazanej wiedzy, którą zdobył dzięki lekturze obskurnych książek i rękopisów oraz swym okultnym badaniom i eksperymentom z lat 1898 - 1904. Ta druga ewentualność wydaje się bardziej prawdopodobna. Crowley, podobnie jak wielu czołowych okultystów jego epoki i czasów minionych, miał w sobie coś z szarlatana, ale nie ulega wątpliwości, że był szczerze przekonany o autentyczności objawienia zawartego w Księdze prawa. Poświęcił całe lata studiowaniu każdego zdania jej rękopisu. Był wprawdzie zdolny do szalbierskich działań, ale wierzył i realizował we własnym życiu nauki zawarte w objawieniu Aiwassa. Związane ze śmiercią aspekty ewangelii z Księgi prawa znajdujemy w następujących wersach jej ostatniego rozdziału :

9. Przyczaj się! Cofnij! Na nich! Oto jest Prawo Bitwy Podboju : taka ma być cześć mnie oddawana. . .

11. . . . Czcij mnie ogniem i krwią; czcij mnie mieczem i włóczniami. . .

12. Złóż w ofierze bydło - małe i duże; a potem - dziecko.

A propos ostatniego z cytowanych wersów trzeba powiedzieć, że sam Crowley nigdy się nie zdobył na złożenie w ofierze bydła ani też, w dosłownym znaczeniu tego słowa, '' dziecka ''. Erotyczne i orgiastyczne aspekty ewangelii Crowleya widać wyraźnie w drugim rozdziale tej Księgi :

22. . . . Aby uczcić mnie, weź wino i dziwne narkotyki. . . i upij się nimi! Nie wyrządzą ci żadnej szkody. . . Bądź silny, człowieku! Pożądaj, ciesz się wszelką zmysłowością i ekstazą; nie lękaj się, że jakiś Bóg odrzuci cię za to.

Satanizm, być może - ale z pewnością demoniczność.
 

Czarna świątynia

 

Według okultystycznych historyków Atlantydy każdą z serii geologicznych katastrof, które w końcu przyniosły całkowite jej zatopienie, poprzedzała - prowadzona przez jednego z mądrych wtajemniczonych kapłanów - migracja najbardziej wartościowych ludzi na zachód lub wschód. I tak np. około 200 tyś. lat temu grupa emigrantów dotarła do Egiptu, gdzie założyła '' boską dynastię '' i zbudowała piramidy w Gizeh; tak przynajmniej twierdzą zwolennicy rewelacji nie żyjącego już W. Scotta-Eliotta. Egiptologowie sądzą, że piramidy zbudowano w czasie nieco późniejszym. Nie wszyscy z pośród tych, którzy wyemigrowali z Atlantydy, byli wegatarjańskimi kapłanami, oddanymi uprawianiu czystości i spełnianiu dobrych uczynków - część z nich dała początek kultom, które można uznać za wątpliwe lub złowrogie. Większość dotyczących atlantydzkich kultów można znaleźć w pismach Kennetha Granta, praktykującego maga (białego, oczywiście), ucznia Alistera Crowleya, całkowicie wierzącego w rewelacje Liber AL...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin