Krentz Jayne Ann - Sezamie, otwórz się.doc

(1228 KB) Pobierz

Krentz Jayne Ann

Sezamie, otwórz się

 

 

 

Rozdział  pierwszy

- Obawiam się, że pani słoń niezbyt dobrze harmonizuje z tym otoczeniem - oznajmił w końcu Oliver Rain. W jego niskim, aksamitnym głosie pobrzmiewała nutka grzecznego ubolewania.

- Po prostu się panu nie podoba. – Annie Lyncroft markotnie spoglądała na figurkę zwierzęcia i zachodziła w głowę, jak skierować rozmowę z zagadkowym Oliverem Rainem na sprawy, które chciała z nim przedyskutować.

- Przyznaję, że jest wyjątkowo niepospolity - stwierdził Rain.

- Podobnie jak większość moich klientów, z pewnością zadaje pan sobie pytanie, czy to jest dzieło sztuki czy zwyczajny kicz?

- Interesujący problem - przyznał Rain.

- Niewątpliwie ten słoń spełnia rolę zarówno użytkową, jak i dekoracyjną - powiedziała Annie, rzucając ostatnie rezerwy do bitwy o uratowanie transakcji. - W jego podstawce znajduje się niewielka skrytka. Bardzo użyteczna dla małych przedmiotów.

- Mam wrażenie, że kłóci się nieco z charakterem tego pokoju - dyplomatycznie odpowiedział Rain.

Annie miała poważne wątpliwości, czy cokolwiek oprócz samego Olivera Raina pasuje do jego hebanowo-złoto-szarego gabinetu. Była niemal pewna, że Rain nie przepada za słoniami. Siedemdziesięciocentymetrowa figurka słonia z emaliowanej mozaiki, z pąsowymi pazurami i purpurową trąbą wyglądała przezabawnie, gdy tak sobie stała obok skalnego ogródka Zen zajmującego kąt gabinetu Raina.

W rzeczywistości nie był to ogródek, przynajmniej według poglądów Annie. Nie było w nim ani odrobiny zieleni, ani listeczka. Kwiaty o intensywnych barwach kontrastowały z pierwotną doskonałością perłowego, szarego piasku. Całość mieściła się w czarnej drewnianej skrzyni. Piasek był skrupulatnie wygrabiony wokół pięciu odłamków skalnych.

Annie podejrzewała, że Rain całymi godzinami medytuje, w którym miejscu ułożyć poszczególne kamienie. To arcynudne zagadnienie estetyczne pociągało go niewymownie.

Projektantka wnętrz, wynajęta przez Raina do urządzenia nowego, obszernego apartamentu na dwudziestym szóstym piętrze wieżowca, doskonale uchwyciła pedantyczną dokładność zleceniodawcy. Wszystkie pokoje oferowały bezkresne widoki na Seattle, zatokę Elliotta i obiekty olimpijskie w tych samych posępnych kolorach hebanowych, złotych i szarych, które przeważały wewnątrz pomieszczeń.

W rezultacie powstała elegancka i surowa jaskinia, doskonale dopasowana do charakteru gospodarza, którego wielu ludzi uważało za groźnego drapieżnika.

Owszem, słoń jest piękny, pomyślała Annie – lecz zupełnie nie pasuje do powściągliwego, niemal klasztornego otoczenia nowo urządzonego apartamentu Raina. Nie wyobrażała sobie, aby którykolwiek drobiazg z jej butiku dobrze tutaj wyglądał, ponieważ każdy z nich miał wyraźną domieszkę szalonej fantazji i był jedyny w swoim rodzaju.

A Oliver Rain był wyraźnie pozbawiony polotu.

- Przykro mi, ale ten słoń nie może tutaj stać - mruknął gospodarz.

- Nie ma sprawy, ja też byłam tego pewna. Prawdę mówiąc, nie udało mi się nim zainteresować żadnego z moich klientów - powiedziała Annie poważnym tonem.

- Jest w nim coś, co odstrasza ludzi. Być może te pąsowe pazury.

- Całkiem możliwe.

- No cóż, nie wyszło. - Najwyraźniej zrezygnowała z chęci namówienia Raina na słonia. - Prosił pan, żebym coś przyniosła, postanowiłam więc spróbować opchnąć tę figurkę.

- To bardzo uprzejmie z pani strony. Doceniam szczerość. Może jeszcze trochę herbaty? - Rain sięgnął po emaliowany hebanowo-złoty dzbanek, który stał na czarnej tacy z laki.

Annie obserwowała z zainteresowaniem, jak gospodarz napełnia jej filiżankę. Stożek białego światła ze stojącej na biurku lampy halogenowej podkreślał muskulaturę jego rąk. Nie były podobne do rąk typowych rekinów biznesu - szorstkie, w wielu miejscach stwardniałe, jakby ich właściciel dorabiał się fortuny raczej na żyznej roli niż na genialnych spekulacjach.

W prostej czynności nalewania herbaty potrafił uwidocznić swój niepowtarzalny styl. Każdy gest był pokazem siły i wdzięku. Nawet najmniejszy ruch Raina działał jej na zmysły. Może dlatego, że każdy silnie kontrastował z głębokim spokojem, emanującym z całej jego postaci.

Nie spotkała jeszcze mężczyzny, który tak doskonale panowałby nad sobą. Zerkała na niego, ostrożnie podnosząc napełnioną filiżankę.

- Jeśli mam być szczera, w moim butiku „Sezamie, otwórz się" nie mam nic, co by panu odpowiadało.

- To, że słoń mi nie odpowiada, nie oznacza, że żadna rzecz z pani sklepu nie wyda mi się ciekawa. - Oliver przyglądał się Annie z zainteresowaniem.

- Nie podobała się panu karuzela, którą przyniosłam w poniedziałek - przypomniała.

- No tak, karuzela. Przyznaję, że coś w niej było, ale te dziwaczne figurki w tym wnętrzu to kompletne nieporozumienie.

- Zależy od punktu widzenia - powiedziała cicho Annie. Była głęboko przekonana, że piękna złocona karuzela, z kolekcją niezwykłych mitologicznych stworów, stanowiłaby wspaniały akcent w pokoju, w którym przebywa tak niezwykły i niemal równie mityczny Oliver Rain.

Nikt o nim nie wiedział zbyt wiele, a to zawsze prowadzi do powstawania legend. Im mniej się o kimś wie, tym bardziej staje się on legendą w oczach świata.

Spotkała go po raz pierwszy przed sześcioma tygodniami na zaręczynach jej brata, Daniela. Oczywiście, już wcześniej wiedziała o jego istnieniu, gdyż Daniel kiedyś pracował dla Olivera Raina, ale nigdy nie przedstawił go siostrze.

Daniel Lyncroft był uznanym geniuszem elektroniki. Pięć lat temu Rain wynajął go do budowy kilku najnowocześniejszych systemów alarmowych swojego rozległego imperium. Gdy Daniel założył później własną firmę elektroniczną, Rain poważnie zainwestował w jej rozwój, stając się w ten sposób jego jedynym wielkim protektorem finansowym.

Daniel ostrzegał Annie, że Oliver prawdopodobnie nie skorzysta z zaproszenia na przyjęcie zaręczynowe. Niemal nigdy nie pokazywał się publicznie ani nie uczestniczył w spotkaniach towarzyskich. Jeżeli już gdzieś bywał, to tylko w kręgach o znacznie wyższej pozycji niż ta, którą zajmowali Lyncroftowie. Rodzinna fortuna, odbudowana od zera po tajemniczym zniknięciu jego ojca, była równie legendarna jak sam Rain.

Pojawienie się czarnej limuzyny z Oliverem na tylnym siedzeniu sprawiło Danielowi miłą niespodziankę. Idealnie czarno-biały strój wieczorowy podkreślał spokój właściciela.

Rain oczarował Annie od pierwszego spojrzenia. Nie był podobny do żadnego znanego jej mężczyzny. Otaczała go aura siły, namiętności i dumy, ujęta w żelazne karby samokontroli.

Gdy kroczył przez szykowną restaurację, którą Daniel wynajął z okazji zaręczyn, ludzie instynktownie ustępowali mu z drogi. Annie rozumiała ten odruch. Postać tego mężczyzny niewątpliwie emanowała aurą niebezpieczeństwa. Przechodził przez tłum gości zaręczynowych jak lampart przez stado owiec.

Z jednej strony Annie chciała natychmiast zrejterować, z drugiej zaś pragnęła się zbliżyć do Raina bez względu na ryzyko. Zorientowała się, że Oliver pociąga ją z takich samych powodów, z jakich pasjonują ją niezwykłe przedmioty w jej butiku „Sezamie, otwórz się". Nie był przystojny w dosłownym sensie, ale wydawał się jej niezmiernie pociągający. Coś w podświadomości Annie reagowało na jego osobę. Już samo spojrzenie Raina powodowało, że jeżyły się jej maleńkie włoski na karku.

Tej nocy na przyjęciu zaręczynowym starała się zapamiętać wszystko, co dotyczyło Olivera: od szarych, trudnych do opisania oczu, do kontrolowanych, kamiennych rysów twarzy. Miał czarne włosy, zbyt długie jak na rekina finansjery. Sięgałyby mu ramion, gdyby nie były nisko związane w kitkę. Jego ponura, surowa twarz, zdradzająca nieugiętą siłę woli, i wyrachowany, inteligentny wzrok pozwalały Annie oszacować jego wiek na okolice czterdziestki. Był mężczyzną, który nie musiał liczyć na swój wygląd czy wdzięk, aby osiągać wszystko, czego tylko zapragnął. Po prostu wyciągał rękę i brał.

Rain został na przyjęciu najwyżej pół godziny. Trzymał się z dala od tłumu, nie licząc krótkiej rozmowy z Danielem podczas prezentacji narzeczonej oraz wymiany kilku zdań z Annie. Stał samotnie w miejscu, którego inni nie ważyli się zajmować, i popijał szampana. Tłumy gości opływały go dookoła jak wody przypływu samotną wyspę. Tańcząc z kolegami Daniela, Annie wyraźnie czuła na sobie nieustępliwy wzrok Raina, nie poprosił jej jednak do tańca. W ogóle nie tańczył.

Kiedy Oliver Rain opuścił przyjęcie bez pożegnania, Annie opanowało uczucie zawodu. Po jego odejściu przygasł w niej płomień podniecenia, który w obecności tego mężczyzny rozjarzył się żywym blaskiem. Przyglądała się dyskretnie, jak Daniel odprowadza Raina do oczekującej limuzyny. Przez chwilę obaj cicho rozmawiali, po czym Oliver zerknął w okno, w którym stała Annie, jakby cały czas wiedział, że go obserwuje. Pożegnał ją nieznacznym, lecz wytwornym skinieniem głowy, wsiadł do limuzyny i odjechał w deszczową noc.

- Rain jest człowiekiem interesującym, ale niebezpiecznym - powiedział później Daniel. – Nigdy nie wiadomo, co myśli. Przypuszczam, że nikomu nie ufa. Pracując z nim zauważyłem, że ma obsesję na punkcie zbierania informacji o ważniejszych pracownikach oraz osobach, z którymi prowadzi interesy.

- Kartoteki?

- To bardziej przypomina dossier, jakie kompletują służby specjalne - sprostował Daniel krzywiąc się. - Zawsze twierdził, że poufne informacje o sprawach osobistych dają mu przewagę nad innymi.

- Myślę, że poczucie takiej dominacji jest niezwykle ważne dla ludzi jego pokroju - zauważyła Annie z zadumą.

- On chce niezależnie od okoliczności wszystkimi kierować. Powinnaś zapamiętać, że Oliver Rain zawsze realizuje swoje zamiary i nikomu nie zdradza, co właściwie chce osiągnąć, dopóki nie jest gotowy. To samotnik. Nie gra zespołowo.

- Czyżby był gangsterem? - Nagle zaniepokoiła się, że brat może mieć powiązania z kryminalistą.

Daniel roześmiał się w głos.

- Jeśli to prawda, to grzebie trupy tak głęboko, że nikt ich nigdy nie znajdzie.

- Dlaczego, do diabła, pozwalasz, by ci pomagał, jeżeli nie masz do niego zaufania?

Daniel spojrzał na siostrę nie ukrywając zaskoczenia.

- Nigdy ci nie mówiłem, że mu nie ufam. Powiedziałem tylko, że jest niebezpieczny.

- Jaka to różnica?

- Wielka.

- Co jeszcze o nim wiesz? - Annie objęła się rękami czując ciarki na plecach.

- Niewiele, chociaż z nim pracowałem. Ten człowiek jest żywą legendą.

- Dlaczego? - dopytywała się.

- Przed piętnastoma laty jego ojciec porzucił rodzinę. Nie znam wszystkich szczegółów, ale obiło mi się o uszy, że kilka miesięcy przed zniknięciem namówił niektórych przyjaciół do zainwestowania w pewne przedsięwzięcie.

- Domyślam się, że pieniądze tych inwestorów zniknęły razem z ojcem Olivera?

- Zgadza się. Co więcej, Edward Rain spieniężył cały swój majątek i gotówkę zabrał ze sobą. Rodzina pozostała z niczym, nie licząc góry długów.

- Coś słyszałam o tym wydarzeniu. Gazety rozpisywały się o znanym bankierze, który wsiadł do samolotu z kilkoma milionami dolarów, i tyle go widziano. Pozostawił za sobą całe dotychczasowe życie i rodzinę.

- Tak rzeczywiście postąpił Edward Rain - potwierdził.

- I co się później wydarzyło? - Annie spojrzała na brata szeroko otwartymi oczami.

- Oliver spłacił wszystkie długi ojca w ciągu dwóch lat - odparł Daniel. W jego głosie zabrzmiała wyraźna nuta podziwu. - Podniósł firmę ojca z gruzów i wielokrotnie ją powiększył. To wiele mówi o naszym znajomym.

- Biedny Oliver - szepnęła. - Po zniknięciu ojca musiał chyba przeżyć załamanie nerwowe.

- Annie, co ty...?

- Taki człowiek jak Oliver nie może wytrzymać wstydu i poniżenia! Z pewnością był śmiertelnie przerażony. Nic dziwnego, że teraz jest taki zamknięty.

- Wystarczy! Nie myśl o tym więcej!

- O czym?

- O próbie ratowania Olivera. Z całą pewnością nie jest zbłąkaną owieczką, którą mogłabyś dołączyć do swojej kolekcji. Wierz mi, on nie potrzebuje pomocy.

- Każdy czasami potrzebuje pomocy, Danielu.

- Ale nie Rain - zawyrokował. - Ten człowiek doskonale sobie radzi. Zaufaj mi.

Przez następne dwa tygodnie Annie nie widziała Raina ani o nim nie słyszała. Zadzwonił dopiero następnego dnia po katastrofie Daniela, gdy jego prywatny samolot runął do oceanu podczas lotu na Alaskę. Zdarzyło się to przed miesiącem, w październiku. Rain zapytał wtedy bardzo uprzejmie, czy nie potrzebuje pomocy.

Annie była oszołomiona powstałym chaosem. Z determinacją walczyła z reporterami i władzami kierującymi akcją ratunkową oraz próbowała pocieszyć Joannę. Żyła w ciągłym napięciu. Rainowi odpowiedziała szorstko, że nie potrzebuje jego pomocy.

Gdy tylko odłożyła słuchawkę, przypomniała sobie poniewczasie, że Oliver udzielił Danielowi największych kredytów. Teraz, gdy Daniel zniknął, Rain stanowił największe zagrożenie. Jeżeli zażąda zwrotu ogromnej pożyczki, powołując się na brak kierownictwa w początkującej firmie Daniela, Lyncroft Unlimited pójdzie na dno. Nie było możliwości natychmiastowej spłaty pożyczki.

Okazało się jednak, że bezpośrednie zagrożenie nie pochodziło od niego. Dostawcy i inwestorzy wpadli w panikę po otrzymaniu wiadomości, że Daniel już nie kieruje firmą, i zjednoczyli swe siły. Prawa ręka Daniela, Barry Cork, robił co w jego mocy zapewniając wszystkich, że firma pracuje bez zakłóceń, ale nikt mu nie wierzył.

Po upływie kilku dni Rain zadzwonił ponownie.

- Uważam, że powinniśmy porozmawiać – zaczął poważnie.

- O czym? - zapytała Annie. Chciała dokładnie wiedzieć, o co mu chodzi.

- O przyszłości Lyncroft Unlimited.

- Dziękuję bardzo, ale Lyncroft prosperuje świetnie. Wszystkim zarządza Barry Cork. Mój brat zostanie lada dzień odnaleziony i wtedy wszystko powróci do normy.

- Bardzo mi przykro, panno Lyncroft, ale musi pani stawić czoło faktom. Daniel najprawdopodobniej nie żyje.

- Nie wierzę w to. Nie wierzy też jego narzeczona. Utrzymamy wspólnie Lyncroft Unlimited do jego powrotu. - Annie kurczowo złapała kabel telefonu. Ze wszystkich sił starała się mówić spokojnie i zdecydowanie. - Doceniam pańską troskę, ale nic się w firmie nie zmieniło. Panujemy nad wszystkim.

- Dobrze. - Rain zamilkł na dłuższą chwilę. – Słyszałem pogłoski, że niektórzy wierzyciele zaczynają naciskać na sprzedaż lub fuzję.

- Nonsens. To tylko plotki. Wszystkim wyjaśniłam, że nie ma żadnych problemów, a Daniel niebawem powróci.

W słuchawce znowu zapanowała znacząca cisza.

- Jak pani sobie życzy. Proszę mnie powiadomić, gdyby któryś z wierzycieli stał się zbyt natarczywy. Może będę mógł pani pomóc.

Annie odłożyła słuchawkę; jeszcze nigdy nie czuła się tak nieswojo. Lyncroft Unlimited było firmą rodzinną. Nikt spoza najbliższej rodziny nie mógł posiadać jej udziałów. Daniel chciał utrzymać pełną kontrolę nad przedsiębiorstwem. Obecnie rodzina Lyncroftów liczyła tylko dwie osoby: Annie i jej brata. Była więc jedyną spadkobierczynią.

Dwa tygodnie temu Rain znowu się z nią skontaktował. Zamiast rozważań o losach Lyncroft Unlimited, wyjaśnił, że potrzebuje jej profesjonalnych usług, zamierza bowiem dokonać końcowych uzupełnień wystroju wnętrz swego nowego mieszkania.

Teraz nie mogła zrozumieć, dlaczego przyjęła tę pracę. W tych szalonych dniach miała przecież dosyć własnych spraw do załatwienia i nie musiała tracić czasu na osobiste konsultacje z klientem. Dzisiejsza wizyta na dwudziestym szóstym piętrze wieżowca usytuowanego na podmiejskich wzgórzach Seattle była już czwartą z kolei.

Do tej pory przebiegała według takiego schematu jak wszystkie poprzednie. Dotarcie do Olivera Raina nie było proste. Najpierw musiała przejść obok portiera w hallu budynku. Aby się dostać na dwudzieste szóste piętro, należało wystukać specjalny kod na pulpicie sterującym windą. Gdy doszła wreszcie do drzwi apartamentu Raina, została powitana przez człowieka-robota, nazywanego po prostu Bolt. Sprawiał wrażenie kombinacji lokaja z szoferem. Ciekawe, czy spełniał również rolę ochroniarza.

Na swój sposób Bolt był niemal tak interesujący jak jego pracodawca. Wyglądał na jakieś pięćdziesiąt lat. Zawsze, gdy Annie go widziała, miał na sobie uroczysty, ciemny garnitur. Jego ciemnoniebieskie oczy nie zdradzały żadnych uczuć. Resztki włosów miał przystrzyżone na kilkumilimetrowego jeża. Zachowywał się tak mechanicznie, że sprawiał wrażenie maszyny. Oczami duszy widziała, jak co noc podłącza się do gniazdka, aby naładować akumulatory.

Delikatnie dawał do zrozumienia, że jej nie aprobuje. Podczas pierwszej wizyty ulokował ją w gabinecie i podał na tacy herbatę zachowując całkowite milczenie. Annie nerwowo oczekiwała Raina. Zamierzała porozmawiać z nim o zaginięciu brata, ale gospodarza interesowało wyłącznie wykończenie wystroju apartamentu.

Po pierwszej konsultacji zaczęła tęsknić do tych spokojnych, pogodnych wizyt. Podczas bezpiecznego odosobnienia w gabinecie Raina, popijając egzotyczną, aromatyzowaną herbatę, rozmawiała o nieważnych sprawach, takich jak słonie z emaliowanej mozaiki czy złocone karuzele. Odkładała na bok swoje sprawy i problemy, które narastały lawinowo i przekształcały się w koszmary.

Nie zapominała o ostrzeżeniach Daniela, że Rain jest niebezpieczny, ale odczuwała coraz mniej obaw. Emanująca z niego siła w dziwny sposób zwiększała jej ufność. Tego dnia po prostu miała ochotę na to, by wchłonąć w siebie trochę tej siły.

- Dokończenie wystroju tego pomieszczenia z pewnością zajmie niemało czasu - powiedział Rain spoglądając ostatni raz na słonia. - Jestem cierpliwym człowiekiem i wiem, że wcześniej czy później znajdziemy coś odpowiedniego.

- Wątpię - odrzekła, przeczesując wzrokiem surowy, elegancki pokój. - Drobiazgi, które sprzedaję, nie są w pańskim guście. Uważam, że każde wnętrze wymaga czegoś w rodzaju fałszywej nuty. Piękne pomieszczenie potrzebuje kolorowego akcentu szkaradności. Pogodne wymaga agresywnych bibelotów. Przeładowane dobrze jest skontrastować z elementami regularnymi.

Rain nie uśmiechnął się, czego należało się spodziewać, lecz delikatna zmiana wyrazu przymglonych oczu świadczyła o rozbawieniu. Spędziła z nim jedynie kilka popołudniowych godzin, ale wykształciła w sobie całkiem niezłą zdolność odczytywania jego nastroju na podstawie drobnych odruchów. Zrozumiała, że Oliver nie jest człowiekiem bez uczuć. Nauczył się z zadziwiającą precyzją kontrolować emocje.

- Nie byłbym zbyt zmartwiony różnicami w naszych gustach, jeżeli chodzi o słonie i karuzele – odpowiedział łagodnie i umilkł, z zadumą popijając herbatę.

Był niewątpliwie typem milczka. Najwyraźniej się tym nie przejmował, ale Annie to przeszkadzało. Sama bardzo rzadko pozwalała sobie na niezręczne chwile ciszy w trakcie rozmowy. Kończąc herbatę zastanawiała się, czy już nadszedł odpowiedni moment, by poruszyć temat, który chciała przedyskutować. Być może powinna poczekać jeszcze tydzień lub dwa, ale obawiała się, że nie należy zbyt długo tego odwlekać. Czas upływa nieubłaganie.

Jeżeli nie uzyska zgody Raina na plan ratowania Lyncroft Unlimited, przegrupuje siły i spróbuje znaleźć nowe rozwiązanie. Niestety, była przekonana, że inne wyjście nie istnieje. Znalazła się w ślepej uliczce. Ogarnął ją niepokój, gdy się przygotowywała do decydującej rozmowy. Bardzo ostrożnie odstawiła filiżankę na czarno-złotą tacę i wreszcie się zdecydowała:

- Panie Rain...

- Proszę, mów mi Oliver! Chciałbym, żebyś mnie uważała za przyjaciela rodziny.

- Oliverze - Annie głęboko westchnęła – przed miesiącem, bezpośrednio po zniknięciu mojego brata, mówiłeś o podaniu nam ręki... to znaczy mnie i Joannie.

- Przypuszczam, że nie masz wieści o losach brata?

- Nie mam - potwierdziła. - Akcja ratunkowa została odwołana po trzech dniach od zniknięcia samolotu. Do tej pory nie znaleziono śladów wraku ani zwłok Daniela. Oficjalny komunikat głosi o zaginięciu Daniela na pełnym morzu.

- Teraz chyba zaczynasz rozumieć trudności, jakie napotykacie próbując utrzymać Lyncroft Unlimited własnymi siłami - powiedział chłodno. - To jest niemożliwe, prawda?

- Tak. Wiedziałeś o tym od samego początku?

- Poważne problemy były w tej sytuacji nieuniknione. - Oliver nieznacznie wzruszył ramionami. – Siłą napędową Lyncroft Unlimited był twój brat i wszyscy o tym wiedzieli. Gdy jego zabrakło, inwestorzy musieli się zaniepokoić.

- Pozostali inwestorzy i wierzyciele zaprosili mnie na spotkanie dwa dni temu. - Annie ścisnęła poręcz czarnego krzesła. - Postawili ultimatum. Jeżeli jak najszybciej nie zgodzę się na sprzedaż Lyncroft lub fuzję z dużą firmą, ogłoszą naszą upadłość.

- Wiem o tym spotkaniu.

Annie zmarszczyła nos.

- Nie jestem zaskoczona. - Zamilkła na chwilę, poczym dodała: - Ale nie byłeś obecny.

- Nie.

- Czy to znaczy, że nie domagasz się sprzedaży firmy lub fuzji? - Wstrzymała oddech w oczekiwaniu na odpowiedź.

- Tego nie powiedziałem. Sprzedaż mogłaby się okazać najlepsza. Utrzymałoby to firmę przy życiu, co z kolei dałoby szansę wprowadzenia na rynek bezprzewodowej technologii twojego brata. Jeżeli zostanie podjęta taka decyzja, wtedy każdy zaangażowany odzyska swoje wkłady, łącznie ze znacznym zyskiem.

Wynalazki Daniela dotyczyły najnowszej dziedziny elektroniki i rewolucjonizowały wszystko, od skomputeryzowanych systemów magazynowych do praktyki leczniczej. Daniel nieraz powtarzał Annie, że biuro przyszłości będzie „bezprzewodowe". Kable elektryczne, które obecnie uwiązują maszyny do ściennych kontaktów czy do systemów zasilania, w przyszłości zupełnie znikną.

- Nie mogę sprzedać firmy Daniela. - Zacisnęła pięści. - Bardzo ciężko pracował, żeby w ogóle wystartować. Zainwestował wszystko, co posiadał. Nie tylko pieniądze, ale również swój wysiłek i geniusz. Przyszłość elektroniki leży w tych bezprzewodowych bajerach i mój brat musi zaistnieć jako wynalazca tych przemian. Nie rozumiesz? Nie mogę tego wypuścić z rąk!

- Nie wypuścisz! - Przysłonił oczy czarnymi rzęsami. - Możesz zażądać bardzo dobrej ceny. W przemyśle istnieje niemało firm, które wiele by dały, żeby się dobrać do nowej technologii, której twój brat był prekursorem.

- Nie sprzedam firmy Daniela - powtórzyła. – Przynajmniej dopóki ja i Joanna wierzymy, że on może jeszcze być pomiędzy żywymi.

- Pewnego dnia dokonasz bardziej realistycznej oceny sytuacji - odparł rzeczowo. - Pole manewru jest ograniczone odejściem Daniela, i wiesz o tym równie dobrze jak ja.

- Wiedziałabym, gdyby Daniel nie żył. – Annie uniosła głowę obrzucając Olivera uważnym spojrzeniem.

- Naprawdę? - Skwitował jej słowa niedowierzaniem.

- Z całą pewnością. Daniel był i jest jedynym członkiem mojej rodziny od śmierci ciotki Madeline. Wiedziałabym, gdyby odszedł na zawsze. Czułabym to gdzieś głęboko w środku. - Mówiąc to wcisnęła palce w gęstwinę włosów o miedzianym odcieniu.

Analizując siebie doszła do przekonania, że wiedziałaby o śmierci brata. Ale wiedziała również, że kres nadziei jest bliski. Od czasu zniknięcia Daniela nie przespała dobrze ani jednej nocy. Początkowy szok nieco złagodniał, ale skryte obawy coraz częściej wypełzały z zakamarków duszy i bywało, że pogrążały ją z kretesem. Niewykluczone, że ukochany brat rzeczywiście spoczywa na dnie oceanu.

Annie była wyczerpana. W ostatnich tygodniach podjęła zbyt wiele decyzji, odpowiedziała na zbyt wiele pytań, przetrzymała zbyt wiele nacisków ze strony ludzi, którzy zainwestowali w firmę brata. Na domiar wszystkiego Joanna powiedziała jej teraz o dziecku, a to przysparzało mnóstwa dodatkowych zmartwień.

- Nie jestem jedyną osobą, która wiedziałaby o śmierci Daniela - kontynuowała cicho. - Joanna odczuwa to równie silnie jak ja. Obie jesteśmy pewne, że Daniel żyje.

- Nikt nie może przeżyć w wodach u wybrzeży Alaski dłużej niż trzydzieści czy czterdzieści minut - przypomniał jej delikatnie. - Przecież o tym wiesz.

- Wszyscy jakby zapominali, że mój brat jest genialny. Oprócz tego przed odlotem przedsięwziął takie środki ostrożności, którymi inni nie zawracają sobie głowy. Miał skafander ratunkowy i tratwę z całym wyposażeniem.

- Nawet skafander nie chroni przed hipotermią, gdy trwa ona zbyt długo.

- Pomiędzy nami a Alaską jest mnóstwo wysepek. Setki. Większość z nich to tylko maleńkie punkciki, Daniel mógł się dostać na jedną z nich. Tam może przetrwać do nadejścia pomocy.

- Poszukiwania były bardzo dokładne - dodał Oliver. - Sam tego dopilnowałem.

- Tak? - zdziwiła się.

- Oczywiście. Mówiłem ci, że Daniel był dla mnie kimś więcej niż tylko pracownikiem. Był przyjacielem.

- Miło mi to słyszeć - odpowiedziała ze smutkiem. - Tym bardziej że przybyłam z prośbą o pomoc. Mam nadzieję, że twoja przyjaźń z moim bratem znaczy dla ciebie tyle, że zgodzisz się na mój plan.

Oliver popatrzył na dziewczynę z satysfakcją. Wyraźnie było widać, że oczekiwał takiego obrotu sprawy.

- Chcesz, żebym złożył ofertę wykupu firmy?

- Nie. - Nagle wstała i z powagą podeszła do okna zajmującego całą ścianę, od podłogi do sufitu.

Spojrzała na ciemnoszare niebo i bezbarwne wody zatoki Elliotta.

- Nie. To ostateczne rozwiązanie. Mówiłam przecież, że nie sprzedam Lyncroft Unlimited, dopóki nie będę bezwzględnie do tego zmuszona.

- Zgodziłbym się zagwarantować odprzedaż firmy twojemu bratu, jeśli się tylko odnajdzie.

Annie odwróciła głowę i spojrzała przez ramię.

- Jesteś wspaniałomyślny, ale nie wydaje mi się, że to dobry pomysł.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin