H.Ś 3 opowiadanie fanmade.doc

(276 KB) Pobierz
Scenariusz rozpoczyna się w momencie, gdy Esther wyciaga medalion z koperty

Scenariusz rozpoczyna się w momencie, gdy Esther wyciaga medalion z koperty...

Rodział 1

-Antoine- wydusiła z siebie- dlaczego?
-Nie bój się. Ktoś chce nas przestraszyć, albo sobie kawały robi. Daj zaniosę to do analizy jeszcze przed odlotem.- przytulił ją i ucałował.
Jerome zauważył łzy w oczach siostry. Szybko podbiegł do nich, gdy zobaczył w reku Kellera medalion.
-Co to jest? - zapytał ze zdziwieniem.
-Ktoś chyba żarty sobie robi.-powiedział Antoine -Nie bierz tego do rąk. Trzeba sprawdzić jeszcze odciski.               
-Przecież oni nie zyją!- wtrącił Pierre-Jak to możliwe?
-Samochód spłonął razem z ciałami. Eskpertyza jednak nie wykazała ich szczątków.
-Nie rozumiem. Jeśli widzieliście ten wypadek...
-Często tak jest -przerwał Keller-Ale to jest nie możliwe żeby przeżyli. Zawiozę zdjęcie i medalion na komisariat, Spagnolo się tym zajmie.
-Esther jesteście już spakowani?
-Tak, pójdę po Quentine.

-Zwariowaliście?-spytał z gniewem komisarz- Wiecie, że ona będzie to przeżywać, a wy jakieś spekulacje wymyślacie.
-Masz rację. Nie można przy niej o tym rozmawiać. Jeśli się czegoś dowiesz to daj nam znać.
-Dobrze.

Antoine podczas obiadu był bardzo spięty. Esther nigdy nie widziała go w takim stanie. Ten sam komisarz Keller: stanowczy, otwarty, odważny. Teraz był jakiś wystraszony. Czuł się dziwinie w nowej sytuacji. Dopiero co stał się mężem, a już musi pełnić rolę ojca. Jego zadaniem jest być dla nich opoką. Im więcej myślał o tym co przeżyli, co przeszedł Quentine po stracie rodziców, podczas porwania, tym zadanie to wydawało się mu trudniejsze. Zabrano małemu kilka lat z dzieciństwa. Stracił to, co jest tylko w dziecku- zaufanie. Antoine wiedział, że Esther wierzyła w niego. Jednak odbudowanie zaufania dziecka jest o wiele trudniejsze, niż nie jedna sprawa z jaką miał do czynienia w pracy.

Mieli jeszcze kilka godzin do odlotu samolotu. Esther siedziała smutna i zamyślona w pokoju. Usiadł obok niej. Wtuliła się w jego ramiona.
-Nie martw się tym- w jego głosie było tyle spokoju i troski. Właśnie tego potrzebowała. Lekko się uśmiechnęła.
-Wtedy, gdy wybuchł samochód poczułam ból i jednocześnie ulgę...-załamał się jej głos- Antoine, tak bym chciała, żeby to się skończyło.
Jeszcze mocniej przytuliła się do niego, jakby chciała nigdy go nie puścić. Łzy spływały jej po policzku. Keller odsunął włosy z jej twarzy i otarł delikatnym ruchem dłoni.
-To jest już koniec, nikt już nie zakłóci tego spokoju.
-Chce żebyśmy byli szczęśliwą rodziną. Odzyskałam Quentine'a, mam Ciebie...-spojrzała mu w oczy- pragnę jeszcze
tylko spokoju. Czy to tak dużo? Tylko spokoju.
- Tak też będzie. Wyjedziemy. Mały zmieni otoczenie, znajdzie nowych kolegów, będzie żył od nowa. Tobie też się to przyda.
-Wiem, Atoine.

-Mamo, musimy chyba już iść!-wołał Quentine.
-Juz idziemy!-odpowiedział Keller.
-Jak my weźmiemy te walizki? -zapytała z uśmiechem, a jednoczesnie z przerażeniem na twarzy.
-Mamo, nie bój się. Przecież jestem silny. Poradzimy sobie, prawda Antoine?
-Oczywiście-zaczęli się śmiać.
Znosili bagaże. Chłopiec mniejsze, Antoine duże. Było przy tym wiele radości i zabawy. Esther patrzyła na nich, cały czas. Zrozumiała, że wtedy, ten wyjazd do Bostonu był największym błędem jej życia. Gdyby została z Kellerem, może całkiem inaczej by się to wszystko potoczyło. Żałowała, że tak późno pozwoliła mu wejść w swe życie. Zrozumiała. Kocha Antoine jak nikogo na świecie. Obydwaj są dla niej wszystkim ...

Rudział 2

Byli w samolocie, który leciał do Stanów, do ich nowego życia. We trójkę wyglądali jak prawdziwa, szczęśliwa, kochająca ssię rodzina i tak było.
Mały Quentine grał na game-boy'u, Antonine przeglądał gazetę, a Esther wpatrywała się w okno i rozmyślała. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu uwierzyła, że jeszcze może być dobrze. Opuszczali teraz Francję, cały koszmar ostatnich dwóch lat. Wierzyła, że teraz uda się jej stworzyć szczęśliwy związek z ukochanym mężczyzną. W końcu jak to mówią: do trzech razy sztuka. Wiedziała, że będą razem szczęśliwi. Rozpoczną razem nowe, wspólne życie.
Nagle jej rozmyślania przerwał tak dobrze znany jej głos:
-Esther, zaraz będziemy lądować.
-Dobrze- odparła jeszcze z nutką zadumy w głosie.
-O czym tak myślisz?- zapytał Antonine, a ona spojrzała na niego łagodnie i odpowiedziala:
-O tym, że w końcu będziemy szczęśliwi
-Na pewno tak będzie- ujął w swoją dłoń jej rękę i pocałował, a ona oparła swoją głowę na jego ramieniu.

Antonine zatrzymał auto przed budunkiem, który teraz będzie ich domem. Był to jedno piętrowy domek z ogródkiem. Wyglądał bardzo przutulnie. Na chodniku obok niego rosły szpalery drzew przez, których gałęzie przebijały się promienie słoneczne. Mały pobiegł przodem i od razu wparował do środka. Antonine objął ramieniem Esther i przeszli po ścieżce, która przecinała podwórko. Kobieta zatrzymała się przed progiem.
-Nie wchodzisz?- zapytał zdziwiony Antonine
-Nie- odpowiedziała z doabelskim uśmiechem- To ty mnie wniesiesz.
-Co?
-Jeszcze nie przenosiłeś mnie przez próg, a tu nadarza się wspaniała okazja- wyjaśniła z błyskiem w oku.
-Ja mam z tobą trzy światy- westchnął ciężko
-Sam mnie wybrałeś.
-Nie miałem wyjścia.
-Co powiedziałeś?
-Nic- uciął Antonine- No chodź tu- wziął ja na ręce i jak należy przeniósł przez próg- Ważysz niczym trzy worki cementu
-Jesteś okropny
-Tak, ale to tylko jedna z moich zalet- Obydwoje się roześmiali
-Wiesz, ze cię kocham?- zapytał
-Wiem. Ja też cię kocham- i na dowód swoich uczuć podarowali sobie nawzajem pocałunki.
-Mamo!- tę chwilę przerwał Quentine zbiegający po schodach- mogę mieć pokój na górze?
-Gdziekolwiek chcesz skarbie.

Był już wieczór gdy wnieśli bagarze do mieszkania i te najważniejsze wypakowali.
Po kolacji Esther położyła małego do spania.
-Jestem straznie zmęczona- powiedziała wchodząc do kuchni
-To przez tą różnicę czasu, idź się połóż
-A ty?
-Ja muszę jeszcze zadzwonić do Francji dowiedzieć się co z tym medalionem.
-Dobrze, to ja idę-ucałowała go w policzek i zrobiła jak powiedziała.

-Spagnolo, tu Keller, macie coś w sprawie medalionu?
-Właściwie to nic. Nie znaleźliśmy żadnych odciskow palców.
-Dobra. Jak będziesz coś wiedział to poinformuj mnie.

Gdy wszedł do sypialni Esther już spała. Po cichu wsunął się pod kołdrę i delikatnie ją objął. Ona mimowolnie przez sen odwrociła się w jego stronę i wtuliła się słodko w niego, niczym dziecko w swą przytulankę.

Już świtało. Poranne światło słońca wpadało do ich pokoju przez okna. Antonine wpatrywał się w śpiącą Esther. Jej jasne włosy lśniły w blasku świeżego światła, spała tak spokojnie. Jeszcze nie wierzył, że są małżeństwem, że ona jest tylko jego, że nikt jej już mu nie zabierze. Trzymał w swych ramionach skarb swego życia. Przysiągł sobie, że nie pozwoli na to by kiedykolwiek stała się jej krzywda i, że będą szczęśliwi już zawsze.

Rodział 3

Pochylił się nad nią i wtedy ona otworzyła oczy i przywitała go pocałunkiem. -dzień dobry kochanie jak ci się spało? – zapytała - z tobą jak zwykle cudownie – uśmiechną się do niej lekko - mamy jakieś plany na dzisiaj? - chciałem odwiedzić mojego kolegę też jest policjantem może rzuci okiem na tą sprawę i powie mi coś obiektywnie.- to powiedziawszy zauważył, że Ester posmutniała. - zaopiekuję się wami – przytulił ją do siebie – nie pozwolę, żeby stała się wam jakaś krzywda. Esther weszła na chwilę do pokoju Quentina, usiadła na łóżku i zatrzymała rękę na jego policzku, często to robiła, gdy było jej źle z chłopca biła jakaś siła. Esther siedziała w fotelu i czytała książkę, gdy nagle coś skrzypnęło i przez drzwi ktoś wsuną kartkę. Wzięła ją do ręki. - Esther- krzyknął Quentin. Natychmiast pobiegła do jego pokoju. - co się stało? - ktoś tu jest widziałem jakąś postać za szybą- chłopiec cały się trząsł. - spokojnie jestem przy tobie- mocno go przytuliła i od razu zadzwoniła do męża. Antonie przyjechał po krótkim czasie. Esther od razu pokazała mu kartkę, było na niej napisane „Zabiję” spojrzeli po sobie i poszli do małego. Quentina był nadal roztrzęsiony. Antoine wziął do ręki rysunki chłopca. Na jednym z nich był grób. - co to jest?- zapytał syna. Nie odpowiedział, miał oczy utkwione w dal powtarzał - zabije, zginie - kto zginie o czym ty mówisz?- pytała zdezorientowana Esther. Ale mały nic już nie powiedział osunął się nieprzytomny w jej ramionach. - co się stało?- zapytał mały słabym głosem. - straciłeś przytomność, jesteś w szpitalu już wszystko porządku- uspokajała Esther - Quentin musisz nam powiedzieć o kim mówiłeś? Kto zginie? - Daj mu spokój widzisz, że jest osłabiony. - To może mieć związek ze sprawą. - Przestań to tylko dziecko- krzyknęła- przepraszam- wtuliła się w jego ramię na jej policzkach wciąż jeszcze lśniły łzy- ja już nie mam siły co ja takiego zrobiłam, że ktoś nie daje nam spokoju?- Antoine nic nie powiedział tylko pocałował ją we włosy. Tak bardzo chciał żeby byli szczęśliwi…

Rodział 4

 

Antoine podał Esther kubek gorącej kawy. Stali tak na środku korytarza przez chwilę nic nie mówiąc. - Quentin zasnął - przerwała ciszę Esther - rozmawiałam z lekarzem, jutro go wypiszą. Powiedział, że to zwykłe omdlenie ale nie zaszkodzi zostawić go na obserwacji… Antoine - dodała po dłuższym milczeniu - czy nawet tutaj nie możemy zaznać spokoju? Myślałam, że ucieknę od tego wszystkiego, że w końcu zaznam szczęścia. Ale nie, to mnie zawsze znajdzie, nawet gdy chce uciec daleko, daleko od tego. Antoine, gdzie my mamy zamieszkać żeby w końcu nas nie odnaleźli?! Żeby w końcu dali nam spokój. - jej głos zadrżał a do oczu napłynęły łzy. - Esther – Keller podszedł do niej i przytulił ją. – Znajdę tego, który napisał tę wiadomość i przysięgam, zabiję. Nie widzę innego wyjścia z tej sytuacji. Zrobię wszystko by moja rodzina była szczęśliwa. Gdy Esther poszła do sali, w której leżał Quentin, Antoine zadzwonił do swojego starego znajomego. - Spangolo słucham? – odezwał się głos w słuchawce. - Witaj, Keller z tej strony. - Komisarz? Rozmawialiśmy dziś rano, czy coś się stało, że dzwoni pan teraz? - Owszem. Esther znowu dostała wiadomość. Quentin jest w szpitalu. Znowu coś przewidział. Widział w domu jakiegoś obcego człowieka. A poza tym mówił coś, że ktoś zabije, zginie. - Czyżby Eva i Mathias… - Też mam takie przypuszczenia. Ale nie wiem do diabła co mam o tym myśleć. – powiedział twardym tonem. - Co mam zrobić komisarzu? - Jeśli coś się stanie, jakieś porwanie, morderstwo, cokolwiek, daj mi znać, rozumiesz?! Keller wszedł do sali, gdzie leżał mały. Esther siedziała przy łóżku trzymając chłopca za rękę. - Jak się czujesz? – zapytał Antoine Quentina widząc, że ten się zbudził. - Już lepiej. – odparł chłopiec. Esther nadal trzymała go za rękę. - Jak się cieszę kochanie, że wszystko w porządku. Rozmawiałam z lekarzem i powiedział, że jutro będziesz już w domu. W pokoju zapadło milczenie. - To dziewczyna. – powiedział w końcu Quentin. Keller spojrzał się na niego zdziwiony nie wiedząc o co mu chodzi. - Kochanie o czym ty mówisz? – zapytała Esther. - Ta którą zabije. – odparł chłopiec. – to dziewczyna.

 

Rodział 5

 

Droga do domu wydawała się bardzo długa. W samochodzie panowała niezręczna cisza. Esther siedziała nieruchomo patrząc się przed siebie. Antoine spojrzał ukradkiem na siedzącą obok niego żonę. Zastanawiał się jaką dziewczynę ma na myśli Quentin. Nie chciał oto go pytać, ponieważ wiedział jaka może być reakcja Esther. Gdy weszli do domu Antoine od razu zauważył, że ktoś się nagrał na sekretarkę. Był pewny, iż to Spangolo dlatego nie chciał jej odsłuchać przy żonie. Ale dlaczego kapitan nie zadzwonił na komórkę? Esther nalała sobie gorącej kawy i ruszyła do salonu. Coś jednak zwróciło jej uwagę. Zauważyła małe czerwone migające światełko od telefonu. Podeszła do stolika by odsłuchać wiadomość. - Co robisz? – zapytał Antoine. - Ktoś się nagrał na sekretarkę. Keller nie zdąrzył i Esther nacisnęła przycisk. Usłyszeli głos w słuchawce: „ Witaj Antoine. Nie wiem czy poznajesz. To ja Olivier… - głos się uciął - Nie wiem jak zacząć. Dzwoniłem do ciebie ale nikt nie odbierał więc się nagrałem. Chciałbym zobaczyć teraz twój wyraz twarzy. Pewnie jesteś zdziwiony. Ale kiedyś musiała nastać ta chwila bym odpokutował za swoje czyny. Dzwonie by prosić cię o pomoc. Spotkajmy się jutro o dziesiątej w kafejce, która jest na twojej ulicy. Proszę, przyjdź. Jesteś w końcu moim bratem.” Kellera zamurowało. Nie słyszał tego głosu od lat. Esther spojrzała na Antoine’a pytająco. - Nigdy mi nie mówiłeś, że masz brata. – stwierdziła zaskoczona. - Bo nie mam brata. Nie jest moim bratem od kilkunastu lat – odparł chłodno i poszedł do kuchni. Widać było, że na tym chce zakończyć rozmowę ale Esther nie dała za wygraną. - Antoine, o co tutaj chodzi? Możesz mi to wytłumaczyć? – zapytała gniewnie. - O nic. Nie mam ochoty o tym rozmawiać. - Myślałam, że nie mamy przed sobą tajemnic ale chyba się myliłam. – rzekła i poszła na górę. Antoine oparł się o blat kuchenny i głęboko westchnął. Zastanawiał się czemu właśnie teraz jego brat chce się z nim zobaczyć. Esther leżała w łóżku rozmyślając o wiadomości, którą dostała dzisiaj. „Zabije” – te słowa chodziły jej po głowie odkąd ją przeczytała. Kogo zabije? Nagle usłyszała pukanie do drzwi, które po chwili się lekko uchyliły. Ujrzała twarz Antoine. - Śpisz? – spytał. - Nie. – odparła ostro. - Przepraszam cię – powiedział siadając na łóżku. Esther odwróciła twarz w jego stronę. - Antoine, dlaczego nie mówiłeś nic o tym, że masz brata? – spytała ponownie. - Esther, nie utrzymywałem z nim kontaktu od piętnastu lat. To tak jakbym już go nie miał. - Od piętnastu lat? A skąd on ma ten numer telefonu? - Nie wiem. Mieszka w stanach, pewno jakoś się dowiedział, że tu jestem. Nie wiem. – pogładził się po czole. - O jakich złych czynach mówił Olivier? Co on ci zrobił? – jej spojrzenie, którym go obdarzyła było pełne troski. Antoine wstał i zaczął chodzić po pokoju. - Myślałem, że już nigdy nie będę do tego wracał… To było piętnaście lat temu. Byłem w twoim wieku, no nie, rok starszy. Miałem wszystko. Pracę, mieszkanie, brata, miłość. Olivier jest ode mnie młodszy, sprytniejszy, przynajmniej taki był jak go ostatni raz widziałem. Planowałem ślub. Były zaręczyny… Miała na imię Ingrid. Bardzo ją kochałem… – spojrzał na Esther – Może niepowinienem… - Mów dalej. – odparła cicho. - Mieliśmy co do naszego związku wielkie plany. – ciągnął. – No ale widocznie nie było to nam pisane. Kilka dni po zaręczynach dowiedziałem się od niej, że ona woli nie mnie lecz mojego brata. Spotykali się od kilku miesięcy a ja nic nie wiedziałem, nawet nie podejrzewałem o tym, że coś ich łączy! Ingrid wyszła za Oliviera miesiąc później, była z nim w ciąży i z tego co wiem urodziła mu córkę. Wyjechali do stanów. I więcej ich nie widziałem. Esther podeszła do niego i przytuliła go. - To dlatego nie chcesz go widzieć? - Nie, to jeszcze mógłbym mu wybaczyć. Pięć lat później dostałem wiadomość o śmierci Ingrid. Zginęła w wypadku samochodowym. Kierował Olivier. Nie był pijany a jednak jechał za szybko. Na szczęście dziewczynka była u koleżanki Ingrid i nic się jej nie stało. Olivier był o włos od śmierci. Wyszedł z tego cudem. – Keller ponownie spojrzał na Esther – Nie mogę mu wybaczyć tego, że pozwolił aby kobieta którą niby kochał zginęła z jego winy. Oddałem mu ją bo myślałem, że się nią zaopiekuje jak najlepiej, a on nie potrafił… A teraz chce mojej pomocy. To jakiś bezsens. - To twój brat Antoine. I może czas by zagoić stare rany. Może powinieneś się z nim spotkać dla siebie i dla niego.

 

Rodział 6

 

O tej porze w kafejce nie było nikogo prócz jednej osoby. Młody mężczyzna pod czterdziestkę siedział przy stoliku i co chwilę wyglądał przez okno i spoglądał na zegarek. Wyglądał inaczej niż jego jego brat. Wysoki, dobrze zbudowany. Podobny do matki. Z Antoine miał wspólnego tyle, że nosili to samo nazwisko. - Streszczaj się bo mi śpieszno. Słysząc znajomy głos mężczyzna, odwrócił się i wstał z miejsca. - Wiedziałem, że przyjdziesz. – uśmiechnął się Olivier i wyciągnął rękę na przywitanie. Keller jednak nie zrobił tego ruchu. – No cóż. Kope lat. Napijesz się czegoś? - Nie dziękuję. – żachnął Antoine. – Mów czemu chciałeś się ze mną spotkać. - Antoine, myślałem, że chociaż trochę mi przebaczyłeś. - Nie ma takiego czegoś jak „trochę przebaczyłeś” mów o co ci chodzi. - A jednak przyszedłeś. Braterska miłość? – podał mu blady uśmieszek - Nie fandzol mi tutaj farmazonów tylko gadaj. Olivier wyjął z kieszeni zdjęcie i podał je Kellerowi. - Kto to? – zapytał patrząc na twarz uśmiechniętej dziewczyny o kręconych czarnych włosach. Jej widok sprawił,że przypomniał sobie o Ingrid. - To moja córka, Marine. Została porwana dwa dni temu.- podobna jest do Ingrid. Ale co to ma ze mną wspólnego? - no wiesz nawet tutaj doszły słuchy o twoim śledztwie w sprawie Zodiaque. - nie wiem czy słyszałeś że on uciekł. Więc tego śledztwa nie mogę zaliczyć do udanych. To znaczy chcesz żebym ją odnalazł tak? - Tak. - daj mi te zdjęcie Marine. Spróbuję ją odnależć ale niczego nie obiecuję. Powiedz mi gdzie zaginęła twoja córka? - Marine siedziała przed domem i czytała książkę, powiedziałem jej że zaraz przyjdę bo idę do sklepu. Gdy po pół godzinie wróciłem jej już nie było. Szukałem po całym domu ale bez skutku. Zawiadomiłem policje ale powiedzieli żebym poczekał bo nastolatki lubią uciekać ze swoimi chłopakami. Powiedziałem im że Marine nie ma chłopaka i nie jest taka żeby ode mnie uciekać na to oni pewnie niedługo się zjawi. Więc wyszedłem stamtąd. Amerykańskiej policji nie można ufać. Porwania nastolatek to dla nich ucieczka z chłopakiem z domu. Boje się bo ona może już nie żyć. Proszę Cię znajdziesz ją?. - postaram się ją znaleźć. Ale muszę porozmawiać z Esher może to znowu Zodiaque z siostrą? Daj mi swój numer telefonu i adres jak będę coś wiedział to zadzwonię. - wiedziałem że na ciebie można zawsze liczyć. A propos kto to jest Esher? - nieważne później się dowiesz. Antoine wracając do domu rozmyślał czy to znowu zaatakował Zodiaque. Bał się o Esher i o Quentina. Jeśli to znowu on to nie wadomo co mu chorego strzeli do głowy. - kochanie czego chciał twój brat? - nie wiem czy powinienem ci to mówić? - proszę cię powiedz, nie mamy przecież przed sobą tajemnic. - porwano córkę mojego brata. - nie tylko nie to czy nie mogą nam dać spokoju ile to będzie jeszcze trwało? Nigdzie nie jesteśmy bezpieczni. Co z Quentinem jeśli coś mu się stanie to ja nie wiem co zrobię... - proszę cię Esher nie płacz przy mnie jesteście bezpieczni. Przytulił ją mocno do siebie, po chwili przestała płakać tylko zapytała się: - może powinniśmy sprowadzić tutaj Spagnolo z całą dokumentacją ze śledztwa w sprawie zodiaque? - też o tym pomyślałem, bo z tego co tu słyszałem nie można za bardzo liczyć na pomoc tutejszej policji. - chodźmy już spać jest późno. - dobrze tylko weżmę prysznic. A Quentin już śpi? - Zaraz po twoim wyjściu zasnał. - idź już spać zaraz tam do ciebie przyjdę.

 

Rodział 7

 

Esther spała tak smacznie, nie chciał jej budzić. Było już południe. Keller gotował obiad. -Antoine, gdzie jest Quetine? -Już wstałaś? Poszedł do kolegi. -To ty mu pozwoliłeś samemu wyjść?-powiedziała z przerażenie Esther -Prosił, bo się umówił z nim wczoraj. -Zwariowałeś? Przecież wiesz,... -Esther....pzrestań!- nie mógł juz wytrzymać-przestań go tak wychowywać. On ma juz 12 lat, chłopcy w jego wieku jeżdżą na skuterach, a jak nie to na rowerach do szkoły. Przecież on nikogo nawet nie zaprasza. -Przecież ja mu nie bronię-przerwała Esther -Ale jak on ma kogoś zaprosić skoro on po lekcjach juz musi wracać ze mną do domu??-zapytał z oburzeniem Esther tak nie można... -Martwię się o niego!-zaczęła krzyczeć-Nie rozumiesz? -Myślisz, że ja się nie martwię?- podnióśł głos Antoine -Trzeba było ze mną porozmawiać. -To, ja już nie mogę o niczym decydować? -Nie jesteś jego...-przerwała, nie myślała tak nigdy. Był najlepszym ojcem i mężęm. -No, dokończ-spojrzał na nią Antoine-Nie jestem jego...Ojcem, tak? Masz racje! Bo nigdy nie pozwolisz bym nim był!- Krzyknął i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami...

 

Rodział 8

 

Nie wiedział, dokąd idzie. Zresztą to nie miało znaczenia. Wiedział, że przesadził, że oboje przesadzili, lecz nie potrafił tak po prostu wrócić teraz do domu i zacząć rozmowę. Musiał to wszystko dokładnie przemyśleć. Nagle zatrzymał się przed jakimś domem. Zorientował się, dokąd cały czas bezwiednie szedł: cały czas w mózgu świdrował go adres mieszkania brata. Nie czekając na nic podszedł i zadzwonił do drzwi. Po paru minutach w wizjerze pojawiło się oko, a potem w drzwiach stanął Olivier. Wpatrywał się w milczącą postać brata ze zdumieniem i nadzieją. -Co tu robisz? Stało się coś?- nagle rozbłysły mu oczy- wiadomo coś o mojej córce? -Nie….przechodziłem tędy i postanowiłem wstąpić…mogę wejść? -Co? Oh tak, oczywiście. Wszedł za Olivierem do ciemnego korytarza. Idąc zastanawiał się, czemu właściwie tu przyszedł. Nienawidził brata za to, co zrobił. Odebrał mu narzeczoną, a potem doprowadził do jej śmierci. Wciąż słyszał w uszach słowa policjanta informującego go o wypadku w Stanach. Wciąż pamiętał ból, który towarzyszył myślom o nich przez te wszystkie lata. A mimo to był tu teraz, tu, w domu człowieka przez którego jego życie diametralnie się zmieniło, który odebrał mu to, co kochał. Niczego już nie rozumiał. -Usiądź-głos Oliviera wyrwał go z zamyślenia.-napijesz się czegoś? -Tak, może wody. -Zaraz przyniosę. Kiedy tylko Olivier zniknął za drzwiami poczuł się pewniej. Towarzystwo brata wciąż go onieśmielało. Mimo, że on był straszy, to Olivier był wymarzonym synem. Zawsze przynosił lepsze oceny, lepiej grał w piłkę, był zabawniejszy, mądrzejszy, miał masę kolegów. On, Antoine, był „tym gorszym”. Kiedy poznał Ingrid myślał, że w końcu mu się udało, że będzie szczęśliwy, ale i tu Olivier okazał się być lepszy: kobieta jego marzeń kochała tamtego. Siedząc teraz w salonie brata usiłował wzbudzić w sobie niechęć do mężczyzny, który ośmielał się nazywać jego bratem, ale ku swojemu zdziwieniu nie potrafił. Olivier był mu zupełnie obojętny. -Przyniosłem wodę-usłyszał nagle za sobą znajomy głos. Z najwyższym wysiłkiem obrócił się i wziął do ręki szklankę. -Dziękuję-wypił całość za jednym zamachem. -Nic Ci nie jest? Źle wyglądasz- spytał Olivier z niepokojem patrząc na bladą twarz brata, lecz tamten tylko pokiwał głową podchodząc do szafki. Wziął do ręki jedno ze zdjęć. Była na nim Ingrid. -Wciąż masz mi za złe, że to mnie wybrała?- usłyszał za sobą ciche pytanie. Cisza. -Antoine, ja wiem, że to było nie w porządku, ale musisz zrozumieć, że my się kochaliśmy. Ingrid była dla mnie całym światem. Ona też mnie kochała. Chcieliśmy, żeby to było inaczej, chcieliśmy Ci to powiedzieć w odpowiednim momencie, ale ta ciąża…. Keller nagle stwierdził, że nie chce tego słuchać. Podniósł się z fotela. -Dziękuję za wodę. Muszę już iść. -Rozumiem…gdybyś dowiedział się czegoś nowego w sprawie mojej córki daj znać. Przyjadę o każdej porze. Już wychodził z mieszkania, kiedy usłyszał za sobą pytanie: -A tak w ogóle to kim jest Esther? Milczał chwilę. -Jest moją żoną. I jej nic się nie stanie. Odszedł, nieczekawszy na odpowiedź. Skierował się w kierunku domu. Widząc sylwetkę swojej żony na tle zachodzącego słońca zrozumiał, ile ona dla niego znaczyła. Obiecał sobie w duchu, że nie pozwoli, by ktokolwiek mu ją odebrał. Była sensem jego życia.

 

Rodział 9

 

Wszedł do domu bez słowa. Kochał Esther, jednak to co powiedziała bardzo zabolało. Chciał być sam. Nie wiedział, co o tym myśleć. -Antoine...-odezwała się Esther. -Przepraszam, ale jestem zmęczony-przerwał. -Antoine! -zawołał chłopiec, wskakując mu na ręce. -Cześć urwisie!- uśmiechnął się. -Max powiedział, że jeśli będę mógł to mnie zabierze na zjazd rowerowy. -powiedział zadowolony -Mogę? -Musisz zapytać mamę- powiedział, nie zwracając uwagi na Esther. -Mamo? -spojrzał błagalnym wzrokiem. -Możesz Quentine. Chłopiec cały czas siedział na kolanach Kellera. Rozmawiali o rowerach. Żartowali. Antoine nie chciał, żeby mały wiedział o nieporozumieniach między nim, a żoną. Esther przygotowywała kolacje. -Chodźcie jeść!- zawołała. -Idź. Ja nie jestem głodny.-powiedział do niego Antoine Keller poszedł do pokoju. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Wziął kluczyki do samochodu. -Wrócę później- powiedział zamykając za sobą drzwi...

Esther usiadła na kanapie przed kominkiem i wpatrywała się w iskierki unoszące się nad palące się drewno.
Myślała nad wszstkim co ostatnio miało miejsce. Wiadomość o tym, że jej mąż ma brata bardzo ją zdziwiła i sprawiła, że poczuła się niepewnie. Wiedziała jednak dlaczego. Kellerowi wróciły wspomnienia o dawnej miłości. Antoine'owi wcale nie chodzi oto, że Olivier nie był wstanie zadbać o rodzinę. Mu chodzi oto, że jego brat przyczynił się do śmierci kobiety, którą wówczas kochał - pomyślała Esther.

Blask lamp oświetlał wszystko dookoła. Zza drzew wyłaniały się cienie starych grobów, drewnianych krzyży. Keller szedł ciężkim krokiem wzdłuż ścieżki mijając pomniki. Zmieniło się tu trochę odkąd był tu ostatnio. Lecz jedno pozostało na swoim miejscu…
Grób Ingrid leżał w zachodniej ,odnowionej części cmentarza. Antoine zatrzymał się przed lekko oświetlonym przez księżyc pomnikiem. Przeczytał napis widniejący na tabliczce.
„ Ingrid Keller żyła 30 lat. Niech spoczywa w spokoju wiecznym AMEN”
Próbował skupić myśli, lecz wszystko w jego głowie wirowało. Zamknął na chwilę oczy chcąc przywrócić obraz dawnej ukochanej. Na nic mu się to nie zdało. Ona zniknęła z jego życia w chwili jej wyjazdu z rodzinnego kraju. Gdy otworzył oczy, jego uwagę przykuła karteczka leżąca za ziemi obok kwiatów. Wziął ją do rąk i przeczytał treść. Stanął jak wryty, poczym energicznie zwrócił wzrok na stojące sto metrów dalej drzewo, które nie było zbyt dobrze widoczne przy tym świetle. Podbiegł do niego. Na jednej z gałęzi wisiało ciało młodej dziewczyny.

Kiedy kilka minut wcześniej było tu cicho i spokojnie, tak teraz rozpętała się fala paniki, zadziwienia, odgłosów obrzydzenia.
Keller rozmawiał przez chwilę z jednym z policjantów, poczym zwrócił się do stojącego przy grobie Ingrid mężczyzny.
Olivier stał przybity widokiem, który przed chwilą ujrzał. Jego córka nie żyje. To co trzymało go dotychczas przy życiu zniknęło. Już nie ma siły na nic.
- Przykro mi Olivier. – powiedział po dłuższej chwili Antoine. – Zrobiłem wszystko co w mojej mocy. Rozmawiałem z tutejszą policją, szukałem wyjaśnienia czemu ona została porwana…
- Teraz już nic nie zmienisz. – odparł Olivier. – Wiem, że próbowałeś… - jego głos się załamał.
Keller nagle zaczął się obwiniać oto, że nie mógł nic zrobić by uratować Marine. Spojrzał ponownie na brata.
- Chodźmy stąd. – powiedział.

Rodział 10

 

Gdy oboje weszli do domu, Keller zaczął rozmyślać nad tym co powinien teraz zrobić. Wrócić do rodziny, czy może jednak próbować załatać stare rany i dać się wygadać swojemu bratu, który teraz jakby nie może być sam. Stali tak przez chwilę w milczeniu. - Zrobię coś do picia – wymamrotał Olivier i poszedł do kuchni. Antoine skorzystał z okazji i zadzwonił do Esther by powiedzieć, że jednak wróci trochę później niż się spodziewał, ponieważ jest u brata. Nie powiedział jednak co się stało, lecz słychać było w jej głosie, że jest zaniepokojona. Mężczyźni usiedli przy stole nadal się nie odzywając. Olivier powoli sączył gorącą kawę, a Antoine bawił się łyżeczką. - Była piękna, prawda? – zapytał retorycznie Olivier. – Podobna… co ja mówię, taka sama jak Ingrid. - Ten sam uśmiech – odparł Keller. - Tak… - Olivier, myślę że to sprawka Zodiaka. A raczej ich obu, bo zodiaka i jego siostry. – stwierdził Antoine. - To przez ten medalion, który miała na szyi Marine? – spytał. - To też, ale i przez wiadomości, które oni pozostawiają. – wyjął z kieszeni kartkę i podał ją bratu. - „ Spójrz jak pięknie wygląda teraz drzewo,gdy stroją je ludzie” – przeczytał na głos Olivier. Zaraz po tym zakrył oczy dłońmi. – Skąd wiedziałeś gdzie leży Ingrid? - Tak jakoś… - skłamał. – pisałeś mi przecież w liście, który dostałem od ciebie po jej śmierci. - Racja. – przyznał. Spojrzał na Kellera, odstawił filiżankę i wstał z miejsca. – Myślę, że powinienem ci wszystko wyjaśnić. Keller nieraz zastanawiał się kiedy przyjdzie ten dzień, w którym jego brat dojdzie do wniosku, że popełnił wiele błędów w swoim życiu i będzie chciał mu to wszystko powiedzieć. Teraz gdy ta chwila się zbliża, odniósł takie wrażenie, że wolałby tego nie słyszeć. - Daj spokój. – powiedział. – Może innym razem. - Nie Antoine… - zaczął. – Pamiętasz tatę? Co to za pytanie, każdy z nas go pamięta. Był z ciebie bardzo dumny. Wierzył w ciebie. Zawsze myślał o mnie jak o szukającym przygód chłopaku nie mającym przed sobą przyszłości. Tak jak ty nie wybaczył mi tego co zrobiłem. A gdy potrzebował naszej pomocy, ty oczywiście byłeś na miejscu, a ja nie potrafiłem być przy nim. Miałem rodzinę, mieszkałem w innym świecie. Nie miałem czasu by pomóc swojemu ojcu gdy ten skubaniec Gabriel Saint – Andre… - Skończ już – przerwał mu Antoine. – nie mam ochoty ciągnąć dalej tego tematu. – spojrzał się na zegarek. – Czas na mnie. Widać starych ran nie można zagoić tak łatwo – pomyślał Antoine. Gdy był przy drzwiach odwrócił się do stojącego obok brata. Podniósł rękę wahając się przez chwilę i położył ją na barku Oliviera. – Trzymaj się. Niespokojna Esther chodziła w tą i we w tą nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Zastanawiała się co mogło się takiego stać. Antoine jeszcze nie wrócił, nie zadzwonił. Nagle usłyszała otwierające się drzwi. Podbiegła do holu gdzie ujrzała męża. - Co się stało? – zapytała. - Quentin śpi? – odpowiedział pytaniem. - Tak, od jakiegoś czasu. Ale powiedz mi… czuję, że coś się stało. Byłeś u Oliviera tak? - Tak… Keller opowiedział wszystko Esther. - O Boże. Jak on się teraz czuje? – spytała przerażona. - Jakoś się trzyma… Jeszcze nigdy go takiego nie widziałem. Esther przez chwilę stała nieruchomo. - Coś się stało? – spytał Keller widząc jej minę. - Już wiem co oznaczały rysunki Quentin’a. Grób czyli cmentarz. Antoine – Esther podeszła do niego i przytuliła się do jego ciała. – Boję się Antoine. - Będzie dobrze kochanie. – objął ją rękoma i delikatnie musnął ustami jej włosy. Wiedział, że nie może się gniewać na Esther. To co powiedziała zraniło go, jednak on chce by jego rodzina była szczęśliwa, a kłótnie szczęścia nie dają. Zdał sobie sprawę, że są sobie nawzajem potrzebni. - Od jutra zaczynam śledztwo. – odparł.

 

Rodział 11

 

Poranne promienie słońca zbudziły Esther ze snu. W sypialni nie było nikogo. Dziewczyna powoli ruszyła w stronę pokoju synka. Otworzyła cicho drzwi. Mały jeszcze słodko spał. Zeszła po cichu do kuchni gdzie siedział Keller popijając kawę. - Dzień dobry! – powiedział widząc żonę w drzwiach. – Tak wcześnie wstałaś? - Gdy nie ma ciebie przy mnie, mój sen jest nic nie wart. – podeszła do siedzącego męża i nachylając się pocałowała go w policzek. – Jak się czujesz? - W porządku. – wyjrzał przez okno i zauważył gazetę na chodniku przed domem. – Przynieśli gazety. Może pisze coś ciekawego. – odparł. Schylił się i wziął do rąk prasę. Nie wiedzieć czemu był niespokojny. Przeglądał ją z każdej strony czy nie ma przypadkiem naznaczonych flamastrem literek. Nic nie było. Zobaczył jednak, że z gazety wyleciała jakaś kartka. Szybko ją podniósł i zmierzył wzrokiem napisane na niej zdanie. Widząc biegnącą Esther, schował ją do kieszeni. Ona nie może wiedzieć na razie o tej wiadomości – pomyślał. - Sprawdziłem, nic nie ma. – powiedział dając jej gazetę. - Ja zwariuję. - Dzień dobry! – usłyszeli głos od strony furtki. Wysoki mężczyzna o bujnych blond włosach wkroczył na ich podwórko. Jego niebieskie oczy zmierzyły dokładnie stojącą przed nim Esther. - To pani jest zapewne tą szczęściarą. Przepraszam, źle to ująłem, to ten facet jest szczęściarzem. – uśmiał się wskazując na Kellera, który również zachichotał. - Esther pozwól, że ci przedstawie. – odwrócił się do niej. – Otto Ferget. Mój dobry znajomy jeszcze z lat szkolnych. Będzie mi pomagał w śledztwie. – zwrócił się teraz do znajomego – A to moja żona Esther. - Miło mi panią poznać. – pocałował ją w rękę. - No dobra, może skończysz z tymi czułościami. – zaśmiał się Keller do Otta. - Oto wyniki sekcji zwłok dziewczyny – powiedział gość podając teczkę Antoine’owi. - Zmarła w wyniku uduszenia dwie godziny przed wezwaniem policji – stwierdził Keller przy przeglądaniu kartek. - Może wejdziemy do srodka? – zaproponowała Esther. Idąc w stronę domu Antoine powtarzał sobie w myślach zdanie zapisane na kartce. O co może chodzić mordercy? Sam musi się tego dowiedzieć. - Quentin, nie biegaj na bosaka bo się rozchorujesz. – powiedziała Eshter widząc małego grasującego po kuchni.

 

Rodział 12

 

W domu Dagguerrów panował spokój. Wszyscy spali. Lea siedziała na łóżku oglądając mały, delikatny pierścionek, który wczoraj znalazł się na jej palcu. Jerome nie mógł wybrać piękniejszego – pomyślała. Z zamyślenia wyrwał ją dzwoniący telefon. - Tak? – powiedziała do słuchawki. - Zdradziłaś – odezwał się chrapliwy głos. - Kto mówi!? – zapytała przerażona.

- Zdradziłaś - halo kto mówi? - pilnuj się bo mogę ci zrobić krzywdę! Głos się rozłączył. W domu państwa Keller: - ładnie się tu urządziliście Antoine. - ja wiem zwyczajnie. Nie gadajmy o moim domu tylko o śledztwie. Mordercta zostawił jakieś ślady?? - niestety nie pozostawił tylko medalion i tyle. - no cóż chyba wiem kto to zrobił. - kto? - słyszałeś o sprawie Zodiaque którą prowadziłem? - coś tam słyszałem ale nie znam szczegółów. - widzisz Zodiaque po zabiciu swoich ofiar zostawiał medalion ze znakami zodiaku i to było jego znakiem rozpoznawczym. - aha rozumiem ale dlaczego zabijał ? - jego siostra go zaprogramowała, w ten sposób się mszczą na swojej rodzinie. Wszyscy myśleli że oni zginęli w wypadku samochodowym ale w przedzień naszego wyjazdu do Stanów dostaliśmy kopertę z ich zdjęciem i z napisem "Do zobaczenia" oraz medalion. - no to niezły ten Zodiaque zabijać swoją rodzinę. Po wyjściu Otto zadzonił Spagnolo: - Witam komisarzu tu Spagnolo - Dzień dobry dlaczego dzwonisz? - Myślę że Zodiaque atakuje - Skąd wiesz? - wczoraj przyszła do nas Lea i powiedział że ktoś zadzwonił do niej i powtarzał ZDRADZIŁAŚ, ona nie wiedziała o co chodzi ale głos powiedział jej żeby się pilnowała bo ten ktoś może jej zrobić krzywdę. Nie mówiła o tym nikomu tylko mi. Daliśmy jej ochronę ale ona i tak się boi. Myśli że to Mathias ale przecież on nie żyje. - u nas też zaatakował Zodiaque. Porwał i zabił 15-letnią dziewczynę, przy niej był medalion Zodiaque. - co to może znaczyć porwanie i śmierć w Stanach i zastraszenie Lei we Francji? - myślę że Zodiaque i jego siostra się rozdzielili. - Spagnolo informuj mnie na bieżąco! - zadzwonię jak coś sie stanie.

Rodział 13

 

Widziała przed sobą piękny wschód słońca, jego jeszcze delikatne promienie głaskały ich po ciałach, delikatna morska bryza rozwiewała jej sukienkę i targała włosy. Było jeszcze chłodno, ale czuła w sobie ciepło, bo miała przy sobie mężczyznę swojego życia, czuła jego ciepło, które wypływało wprost z jego serca. Stali tak objęci w całkowitej ciszy, wpatrzeni w siebie, chcąc na wiecznie utrwalić w umysłach swe oblicza. Z tego zapatrzenie wyrwał ich łopot skrzydeł mew, które zerwawszy się pofrunęły całą gromadą w stronę słońca......była sama w domu. Zegarek ustawiony na telewizorze wskazywał godzinę 15 popołudniu. Czytała jakąś książkę. Miała dosyć tych zagadek i wątpliwości wokół siebie, więc nie mając nic lepszego do roboty zajęła swój umysł książką. Jednak nie okazała się ona zbyt ciekawą, bo kobieta nad nią zasnęła. Ze świata beztroskich snów wyrwał ją dzwonek u drzwi. Dochodząc do siebie z rozczarowaniem stwierdziła, że poranek na plaży to był tylko jej sen. Rozcierając zaspane oczy poszła zobaczyć kto odważył się przerwać ten cudny sen. -Dzień dobry, zastałem Antonine'a? -Nie, męża nie ma jeszcze w domu. -A więc to pani jest Esther- to było raczej stwierdzenie niż pytanie. -A pan kim jest? -Jestem Oliwier Keller. -Pan jest bratem Antonin'a? On powinien zaraz wrócić, proszę wejść i poczekać na niego. Gość nie odmówił. Esther inaczej go sobie wyobrażała. Zdziwiło ją podobieństwo do brata. -Napije się pan czegoś? -Proszę mi mówić po imieniu, jestem w końcu pani szwagrem. Oliwier. -Dobrze, jestem Esther. To ja zrobię nam po herbacie. Oliwier usiadł na kanapie i pomyślał, że tym razem jego bratu się udało- miał śliczną żonę. Niejeden mężczyzna mógłby stracić dla niej głowę. Musiał przyznać, że jemu też się spodobała. Esther przyniosła herbatę i usiadła naprzeciw szwagra. Teraz przypomniała sobie, że ten człowiek niedawno stracił córkę. Poczuła się niezręcznie. Nie wiedziała jak i o czym ma zacząć rozmowę. -Słyszałam co się stało i naprawdę współczuję panu.... tobie z całego serca. -Nikt tego już nie odmieni... Zobaczyła smutek w jego oczach i nagle jej serce zalał smutek. Pomyślała, że nie dałaby rady się podnieść po takim ciosie jak utrata Quantena, ale ona miała przynajmniej Antonina, a on był całkowicie sam... „To takie smutne” pomyślała. Tę niezręczną sytuację przerwał szczęk przekręcanego klucza w drzwiach. -To pewnie Antononine wrócił. Na potwierdzenie jej słów komisarz pojawił się w pokoju gdzie siedzieli. -Cześć... co ty tu robisz?- nie spodziewał się zastać brata w swym domu. -Tak wpadłem zobaczyć jak sobie żyjesz.... poznałem w końcu twoją żonę. Muszę przyznać, że lepiej nie mogłeś trafić. Jakoś dziwnie te kilka zdań wywołało w Kellerze uczucie wściekłości. Poczuł, że ktoś niepowołany wszedł na jego terytorium. -Aha- odpowiedział przeciągle, czujnie obserwując brata- i jak ci się podoba.... mój dom... -Piękny- odpowiedział Oliwier, przerzucając wzrok ze ścian na brata spojrzał na Esther. Trwało to sekundę, lecz ta sekunda została wychwycona przez czujne oko policjanta. On znał to spojrzenie, Oliwier patrzył tak sama na Ingrid gdy ją poznał. Antonine poczuł się zagrożony, gdyby zrobił tak jak podpowiadał mu instynkt to nieproszony gość wylądowałby na ulicy. Oliwier wyczuł, że jego obecność jest tu raczej niepożądana: -To ja już spadam, mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Antonine odprowadził go do drzwi. -Masz naprawdę piękną żonę. Nie odpowiedział tylko spojrzał tak, że gdyby wzrok mógł zabijać to Oliwier padł by martwy na miejscu. Keller wrócił do Esther. Gdy Oliwier opuścił ich dom poczuł się pewniejszy. Esther jednak nadal widziała, że Antonine nie jest zadowolony z wizyty brata, ale wolała nie poruszać tego tematu. Wolała uniknąć wstępu do kłótni. Postanowiła tym razem nie zamęczać męża nakłanianiem do zgody, wiedziała, że przyjdzie mu to trudno i zdążyła się też nauczyć, że Antonine ma uczulenie na swojego brata. Darowała sobie... -Dzwonił Spagnolo. -Stało się coś?- zapytała niepewnie -Ktoś dzwonił do Lei z groźbą... nie rozpoznała głosu. Ale coś zrozumiała? -No tak, że zdradziła i żeby się pilnowała.- powiedział. -"Zadradziłaś". To w stylu Mathiasa...albo Eva. Tylko to dziwne jest...Mathiasa musiała by poznać. To nie on, on by nie zadzwonił. - zaczęłą głośno myśleć Esther- chyba, że... -Eva ma plan ustalony razem z nim-dokończył Antoine, zakładając ręce. -To, by było bardzo prawdopodobne. Mathias musi być znowu zaprogramowany. Nie odważył by się grozić Lei, on jednak ją kochał. -Ale jeśli jest pod wpływem hipnozy, to tak jak mówisz on jest zdolny do wszystkiego. ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin