Estcarp 2 - Świat czarownic w pułapce.txt

(347 KB) Pobierz
ANDRE NORTON
�wiat czarownic w pu�apce
Prze�o�y�a: EWA WITECKA
Wydawnictwo AMBER

Tytu� orygina�u WEB OF THE WITCH WORLD
Ilustracja na ok�adce STEYE CRISP
Opracowanie graficzne DARIUSZ CHOJNACKI
Redaktor DANUTA BIEGA�SKA
Redaktor techniczny JANUSZ FESTUR
Copyright (c) 1964 by Ace Books Inc. Ali rights reserved
For a cover illustration Copyright (c) by Steve Crisp
For the Polish Edition
Copyright (c) by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. Pozna� 1990
ISBN 83-85079-45-9

WYZWANIE
W nocy szala�a burza, gwa�towne podmuchy wiatru bi�y z moc� w stare mury stanicy, a uko�ne strugi deszczu jak ostrze w��czni uderza�y w w�skie okna. Z czasem nat�enie nawa�nicy zmala�o i tylko pos�pne pomruki wichury dociera�y do komnaty w Po�udniowej Stanicy. Przyg�uszone odg�osy wiatru koi�y napi�te nerwy Simona Tregartha.
Simon obudzi� si� wcze�nie pe�en dziwnego niepokoju. Nie, nie by�a to obawa przed zak��ceniem spokoju w przyrodzie, tej surowej przyrodzie, z kt�r� cz�owiek, aby prze�y�, musi walczy� i zwyci�a�. Ca�kiem inne uczucie przepe�nia�o go, kiedy le�a� zupe�nie ju� rozbudzony i czujny jak stra�nik ws�uchuj�cy si� we wszelkie odg�osy dochodz�ce spoza wartowni.
Szare �wiat�o poranka rozproszy�o mrok w komnacie, na zewn�trz panowa�a zupe�na cisza, lecz Simon poczu�, �e oblewa go zimny pot...
Ulegaj�c pod�wiadomemu impulsowi wyci�gn�� przed siebie r�k�. Niezupe�nie te� zda� sobie spraw�, �e przebudzi�o go wci�� dla niego nowe i trudne do zrozumienia odczucie: do jego umys�u dotar�o czyje� wo�anie o pomoc i poparcie - ale przeciw czemu? Nie umia� znale�� przyczyny dr�cz�cego go niepokoju.
Wyci�gni�ta r�ka napotka�a ciep�e cia�o, palce zacisn�y si� na mi�kkiej sk�rze. Simon odwr�ci� g�ow�. Lampa si� nie pali�a, lecz by�o na tyle jasno, �e m�g� widzie� le��c�

obok niego kobiet�. W jej szeroko otwartych oczach dostrzeg� to samo rosn�ce zaniepokojenie.
Jaelithe, niegdy� czarownica z Estcarpu, a teraz �ona Simona, usiad�a nagle, przez co jej czarne, jedwabiste w�osy rozsypa�y si� okrywaj�c j� jak p�aszczem i skrzy�owa�a ramiona nad ma�ymi, wysokimi piersiami. Jaelithe nie patrzy�a ju� na m�a, lecz rozejrza�a si� badawczo po komnacie - podwi�zane z powodu �agodnej, letniej pogody zas�ony �o�a pozwala�y zajrze� w ka�dy zakamarek.
Obco�� tej komnaty wci�� na nowo zaskakiwa�a Simona. Czasem, gdy my�la� o przesz�o�ci, tera�niejszo�� wydawa�a mu si� snem, nietrwa�ym i iluzorycznym. Kiedy indziej za� to w�a�nie przesz�o�� nie mia�a z nim nic wsp�lnego. Kim w�a�ciwie by�?
Simon Tregarth - to zdegradowany oficer, przest�pca, kt�ry, aby uciec przed zemst� stoj�cych poza prawem drapie�c�w, zdecydowa� si� na ostateczny krok. Znany w tamtym z�ym �wiecie jako przej�cie przez "bram�", kt�r� otworzy� dla niego Jorge Petronius. Opowiadano, �e ta pradawna kamienna �awa mog�a przenie�� ka�dego cz�owieka, kt�ry odwa�y�by si� na niej usi���, do nowego �wiata, takiego, gdzie dzi�ki swym zdolno�ciom m�g�by odnale�� w�a�ciwe miejsce w �yciu. Taki by� jeden Simon Tregarth.
Drugi le�a� teraz w Po�udniowej Stanicy Estcarpu, by� Stra�nikiem Po�udniowej Granicy, s�u�y� Kobietom Obdarzonym Moc� Czarodziejsk� i poj�� za �on� jedn� z budz�cych l�k czarownic ze staro�ytnej krainy Estcarpu. Simon zrozumia�, �e prze�ywa jeden z tych prze�omowych moment�w w �yciu, kiedy to tera�niejszo�� unicestwia przesz�o��, �e w�a�nie teraz przekroczy� jak�� nie znan� mu granic� pomi�dzy dawnym i nowym �yciem, poczu�, jak mocno zwi�za� si� z tym nowym, niezwyk�ym �wiatem, w kt�rym znalaz� si� tak nieoczekiwanie.
Te chwilowe rozwa�ania nad sob� samym i w�asnym losem przerwa� mu nag�y dreszcz, ostry jak pchni�cie miecza. Simon poderwa� si� gwa�townie, musn�wszy w przelocie rami� Jaelithe i usiad�, trzymaj�c w r�ce

strza�kowy pistolet. Lecz zanim jeszcze wyci�gn�� bro� spod poduszki, zda� sobie spraw� z bezsensu tej czynno�ci. Impuls, kt�ry odebra�, nie by� zwyk�ym sygna�em alarmowym, lecz przenikliwym jak g�os rogu wezwaniem o wiele subtelniejszym i, na sw�j spos�b, bardziej przera�aj�cym.
- Simonie - odezwa�a si� Jaelithe lekko dr��cym i cie�szym ni� zazwyczaj g�osem.
- Wiem - odpar�, zsuwaj�c si� na pod�og� ze stoj�cego na podwy�szeniu szerokiego �o�a i si�gaj�c po pozostawione na krze�le szaty. ;
Gdzie� - albo w samym budynku Po�udniowej Stanicy lub w jej pobli�u - dzia�o si� co� niedobrego! Simon, ubieraj�c si� pospiesznie, rozwa�a� w my�lach wszelkie ewentualno�ci. Czy to napad z Karstenu od strony morza? By� pewny, �e �aden zbrojny oddzia� nie m�g� przedrze� si� przez oddzielaj�ce oba kraje g�ry, kiedy ca�y ten obszar patrolowali sokolnicy g�rscy i jego w�asne oddzia�y stra�y granicznej. A mo�e to jaki� wypad z �lizonu? Ju� od miesi�cy dochodzi�y wie�ci o panuj�cym w�r�d Alizo�czyk�w niezadowoleniu. Albo...
Nadal wci�ga� buty i przypina� pas i tylko lekko przyspieszony oddech zdradzi� zaniepokojenie Simona, gdy pomy�la� o trzeciej i najgorszej ewentualno�ci - �e Ko�der nie zosta� ostatecznie rozgromiony, �e to z�o - r�wnie obce temu �wiatu jak i on sam - przebudzi�o si�, o�ywi�o i potajemnie zbli�y�o do granic Estcarpu.
Nikt nie widzia� Kolderczyk�w, cho� up�yn�o ju� wiele miesi�cy od czasu, kiedy ci bezwzgl�dni wrogowie napadli na Estcarp i zostali pobici, ich warownia na wyspie Gorm - zdobyta i oczyszczona, a popierane przez nich powstanie w Karstenie upad�o. W ich ponurej twierdzy Yle nie dostrzegano oznak �ycia, cho� ani jeden z oddzia��w armii Estcarpu nie zdo�a� przedrze� si� przez pole si�owe, chroni�ce to skupisko wie� przed atakiem z l�du i morza.
Simon nie wierzy�, �e Kolderczycy przestali zagra�a� Estcarpowi po kl�sce, jak� ponie�li na Gormie. Zagro�enie z ich strony znikn�oby dopiero w�wczas, gdyby odnalezio

no zamorsk� twierdz� obcych i zniszczono to gniazdo �mij razem z jego mieszka�cami. Na razie jednak Estcarp nie m�g� tego uczyni� w sytuacji, gdy na po�udniu Karsten marzy� o zem�cie, a na p�nocy trwa� z trudem trzymany w ryzach Alizon niczym tresowany do walki pies go�czy. Simon w napi�ciu oczekiwa� sygna�u alarmowego z wie�y nad ich komnat�, ws�uchuj�c si� w nocn� cisz� nie tylko uszami, lecz tak�e za pomoc� owego nieznanego zmys�u, kt�ry wyrwa� go ze snu, ostrzegaj�c przed niebezpiecze�stwem. Stra�nicy graniczni, kt�rzy stanowili za�og� stanicy, musieli dostrzec zagro�enie. Ju� teraz powinien rozbrzmiewa� sygna� alarmowy, wprawiaj�c w drgania kamienne mury.
- Simonie! - g�os Jaelithe zabrzmia� tak przenikliwie i w�adczo, �e Simon b�yskawicznie odwr�ci� si� w jej kierunku, zn�w trzymaj�c w r�ku bro�.
W p�mroku twarz Jaelithe wygl�da�a blado, lecz jej wargi by�y nienaturalnie zaci�ni�te. Czy to strach, czy te� inne uczucie tak doda�o blasku jej oczom? Narzuci�a na siebie mi�kk� szkar�atn� szat�, przytrzymuj�c j� niedbale jedn� r�k�. Nie w�o�y�a r�k w szerokie r�kawy, szata wi�c ci�gn�a si� za ni� po pod�odze, gdy sz�a ku Simonowi powolnymi, sztywnymi krokami, jak we �nie. By�a jednak ca�kowicie przytomna i to nie strach kierowa� jej zachowaniem.
- Simonie, ja... ja zn�w jestem sob�!
To wyznanie wstrz�sn�o nim bardziej ni� tajemnicze wo�anie o pomoc i - jak przelotnie zda� sobie spraw� - zabola�o go mocno, a b�l ten z czasem mia� sta� si� znacznie dotkliwszy. A wi�c to tak wiele dla niej znaczy�o? Tak wiele, �e przez to wszystko, co istnia�o mi�dzy nimi, Jaelithe czu�a si� okaleczona, mia�a poczucie ni�szo�ci wobec dawnych towarzyszek. Lecz inna cz�� umys�u Simona, mniej ulegaj�ca emocjom, stan�a w jej obronie. Magia by�a ca�ym �yciem Jaelithe. Tak jak jej wszystkie siostry, Jaelithe szczyci�a si� swymi osi�gni�ciami, stosowanie magii sprawia�o jej rado��, a przecie� kiedy przysz�a do niego, s�dzi�a, �e w zespoleniu ich cia� utraci wszystko, co

nadawa�o sens jej istnieniu. I w�a�nie to drugie przypuszczenie by�o najtrafniejsze!
Simon wyci�gn�� r�k� do Jaelithe, cho� pragn�� wzi�� j� ca�� w ramiona. Rado�� Jaelithe, roz�wietlaj�ca ca�e jej cia�o, jak gdyby gdzie� g��boko w niej samej rozpali� si� jasny p�omie�, udzieli�a si� i jemu, kiedy mocno u�cisn�li sobie d�onie.
- Jak...? - zacz��, ale przerwa�a mu gwa�townie:
- To jest nadal we mnie - nadal! Och, Simonie, jestem nie tylko kobiet�, ale i czarownic�!
Jaelithe upu�ci�a na pod�og� szat� przytrzymywan� drug� r�k� i si�gn�a ku piersi, szukaj�c tego, czego ju� nie nosi�a - klejnotu czarownicy, kt�ry zwr�ci�a na swoim weselu. Posmutnia�a nieco, gdy zda�a sobie spraw�, �e nie mia�a ju� narz�dzia, za pomoc� kt�rego mog�a pos�ugiwa� si� przepe�niaj�c� j� teraz energi�. Ale wkr�tce potem, szybko jak dawniej reaguj�c na otaczaj�c� j� rzeczywisto��, wysun�a d�o� z r�ki Simona i stan�a z lekko przechylon� na bok g�ow�, jak gdyby i ona przys�uchiwa�a si� czemu�.
- Nie by�o sygna�u alarmowego. - Simon pochyli� si�, podni�s� z pod�ogi porzucon� szkar�atn� szat� i okry� ni� �on�.
Jaelithe skin�a g�ow�.
- Nie s�dz�, aby to by� atak. Ale - dzieje si� co� niepokoj�cego, co� z�ego.
- Tak, ale gdzie... i co?
Sta�a w tej samej pozie, jakby nadal przys�uchiwa�a si� czemu�, ale tym razem Simon wiedzia� ju�, �e Jaelithe nie pos�ugiwa�a si� zmys�em s�uchu, lecz odebra�a jak�� fal�, kt�ra dotar�a bezpo�rednio do jej umys�u, l on to odczu�, �w niepok�j, kt�ry szybko przerodzi� si� w ponaglenie do dzia�ania. Ale jakiego dzia�ania, gdzie, przeciw komu lub czemu skierowanego?
- To Loyse! - szepn�a Jaelithe. Odwr�ci�a si� i podesz�a do skrzyni z odzie��. Ubiera�a si� r�wnie szybko, jak uprzednio Simon - lecz nie w codzienne, domowe szaty. Wyj�a ze skrzyni str�j z mi�kkiej sk�ry, noszony zwykle pod kolczug�, str�j �o�nierza.

Loyse? Simon nie m�g� by� a� tak pewny, ale zaakceptowa� bez wahania jej s�owa. By�o ich czworo, czworo - dziwnie dobranych - bojownik�w o wolno�� Estcarpu, o ich w�asn� wolno�� od z�a, kt�re przyni�s� ze sob� Ko�der: Simon Tregarth - przybysz z innego �wiata; Jaelithe - czarownica z Estcarpu; Koris - wygnany z wyspy Gorm, zanim zapad�y nad ni� ciemno�ci, a teraz dow�dca gwardii, marsza�ek i seneszal* Estcarpu; i Loyse - dziedziczka Yerlaine, zamku rycerzyrozb�jnik�w, �upi�cych statki umy�lnie kierowane na...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin