Anne McCaffrey - Statek 2 - Statek bliźniaczy.rtf

(735 KB) Pobierz
ANNE McCAFFREY

ANNE McCAFFREY

MARGARET BALL

 

 

 

STATEK BLIŹNIACZY

 

(Przełożyła: MARIA LEWANDOWICZ)


ROZDZIAŁ I

 

Dla zwykłych ludzkich uszu lekki trzask włączającego się głośnika byłby prawie niedosłyszalny, ale dla Nancii, której wszystkie zmysły były dobrze wyczulone na ten sygnał, zabrzmiał jak fanfara na trąbce. Świeżo po promocji, gotowa do służby oraz pełna obaw, czy zdoła godnie kontynuować chwalebne tradycje swego rodu, stała na placu startowym i czekała na rozkazy z Centrali.

On teraz wchodzi na pokład, pomyślała w ułamku sekundy, oczekując z niecierpliwością na rozmowę. Była pewna, że tata znajdzie czas, aby ją odwiedzić, skoro nie mógł przyjść na formalną promocję w Szkole-Laboratorium. I wtedy nieomylny, grobowy głos operatora trzeciej zmiany Centralnego Komputera skrobnął ją po sensorach. Rozczarowanie zawładnęło jej synapsami.

- XN-935, jak szybko możesz wystartować?

- Wszystkie przygotowania zakończyłam już wczoraj -   odpowiedziała Nancia.

Starała się przemawiać możliwie jednostajnym głosem. Badała każdą taśmę wyjściową, aby upewnić się, że nawet ślad jej rozczarowania nie przedostał się na wyższe częstotliwości. Centralny Komputer mógł doskonale komunikować się z nią bezpośrednio przez elektroniczną sieć, która łączyła komputery pokładowe Nancii ze wszystkimi innymi komputerami w tej podprzestrzeni - oraz przez chirurgicznie zainstalowane synapsy, które zespalały fizyczne ciało Nancii - bezpieczne w tytanowym pancerzu - z komputerem pokładowym. Etykieta wymagała, aby operatorzy zwracali się do statków mózgowych tak jak do innych istot ludzkich. Byłoby niegrzecznie wysyłać elektroniczne instrukcje, tak jakby statki mózgowe były tylko sterowanymi przez AI bezpilotowymi pojazdami, obsługującymi komunikację w Centralnych Światach.

Przynajmniej tak utrzymywali operatorzy. Prywatnie Nancia uważała, że jest to sposób na uniknięcie kłopotliwego porównywania czuciowo ograniczonego systemu komunikacji AI z możliwością wielokanałowego porozumiewania się i zdolnością do jednoczesnej reakcji statków mózgowych.

Tak czy inaczej ludzie z kapsuł byli dumni, że potrafili panować nad własnymi “głosami" i wszystkimi innymi zewnętrznymi urządzeniami komputerowymi. Te możliwości Helva zaprezentowała ponad dwieście lat temu. Nancii brakowało tylko zmysłu muzycznej synchronizacji, który rozsławił Helvę w całej galaktyce jako statek, który śpiewał. Ale przynajmniej zdołała ukryć swoje rozczarowanie, kiedy usłyszała głos operatora Centralnego Komputera zamiast głosu taty. Wykazała całkowite opanowanie podczas dyskusji o zapasach, załadunku i o progach Osobliwości.

- To krótki lot - powiedział operator CenKomu i przerwał na chwilę. - To znaczy krótki dla ciebie. Nyota yn Jaha jest na końcu galaktyki. Na szczęście o tydzień drogi od Centrali znajduje się próg Osobliwości, który przerzuci cię do lokalnej przestrzeni.

- Mam pełny dostęp do tabel wszystkich znanych rozwarstwiających się przestrzeni - przypomniała Nancia, pozwalając, aby nuta zniecierpliwienia zabarwiła jej głos.

- Tak, możesz je odczytać w symulowanym 4-D, prawda, sztywniaku-szczęściarzu?

W głosie operatora zabrzmiała tylko nuta pogodnej rezygnacji wobec ograniczeń ciała, które zmuszały go do przerzucania stron grubych ksiąg, aby mógł zweryfikować mapy Nancii. Był to szereg trójwymiarowych przestrzeni zapadających się i wijących wokół progu Osobliwości, gdzie lokalne podprzestrzenie można było określić jako krzyżujące się z sektorem podprzestrzeni Nyota ya Jaha. W tym miejscu Nancia byłaby w stanie dokonać nagłego fizycznego rozwarstwienia i restrukturyzacji lokalnych przestrzeni oraz projekcji samej siebie i pasażerów z jednej przestrzeni w drugą. Teoria rozwarstwiania przestrzeni pozwalała statkom mózgowym, wyposażonym w procesory rozszczepiania, na skrócenie podróży przez Osobliwość do kilku sekund. Mniej uprzywilejowane statki, nie posiadające tych procesorów lub zależne od powolnych reakcji pilota-człowieka, aby pokonać tę samą odległość, musiały nadal odbywać konwencjonalną podróż trwającą długie tygodnie lub nawet miesiące. Wykonanie setek równoległych obliczeń matematycznych, wymaganych w Osobliwości, było trudne nawet dla statku mózgowego, a dla statków konwencjonalnych niemożliwe.

- Opowiedz mi o pasażerach - poprosiła Nancia.

Prawdopodobnie, kiedy już wejdą na pokład, jeden z nich będzie miał dyskietkę z Centrali zawierającą miejsce przeznaczenia i instrukcje. Ale kto wie, jak długo jeszcze będzie musiała czekać, zanim pasażerowie zameldują się na pokładzie. Jak dotąd nie poproszono jej nawet o wybranie mięśniowca, co na pewno zajmie dzień lub dwa. Poza tym lepiej było rozmawiać z CenKomem o jej przydziale, niż oczekiwać w napięciu wizyty rodzinnej. Muszą przecież przyjść ją odprawić, prawda? Przez cały czas trwania nauki rodzina odwiedzała ją regularnie. Najczęściej przychodził ojciec, który za każdym razem podkreślał, jak dużo czasu - mimo swojego przeładowanego programu zajęć - poświęcał, aby ją odwiedzić. Jinevra i Flix, jej siostra i brat, też pojawiali się od czasu do czasu. Jinevra rzadziej, jako że college oraz praca w administracji Planetarnej Pomocy zabierały jej coraz więcej czasu. Jednak nikt z nich nie przybył na oficjalną promocję Nancii. Nikogo z całego rozgałęzionego i bogatego rodu Perez y de Gras nie było, żeby wysłuchać długiej listy pochwał i nagród, które uzyskała w końcowym, męczącym roku swej edukacji jako statek mózgowy.

To nie wystarczyło, myślała Nancia. Byłam trzecia w mojej klasie. Gdybym była pierwsza, wygrałabym nagrodę Daleth... Nic dobrego nie wyniknie z rozpamiętywania przeszłości. Wiedziała, że Jinevra i Flix są już dorośli i prowadzą własne życie, a przeładowany plan zajęć ojca zostawiał mu niewiele czasu na pomniejsze wydarzenia, takie jak uroczystości szkolne. Naprawdę nie było ważne, iż nie przyszedł na rozdanie świadectw. Na pewno znajdzie czas na osobistą wizytę przed jej odlotem, i to się tylko liczyło. Jeśli jednak przyjdzie, to powinien zastać ją szczęśliwą.

- O pasażerach - przypomniała Centralnemu Komputerowi.

- Och, prawdopodobnie wiesz o nich więcej niż ja - powiedział operator CenKomu śmiejąc się. - Oni są raczej twego pokroju. Z wielkich rodów - sprostował. - Też nowo promowani i - jak sądzę - w drodze do swoich pierwszych zajęć.

Tak czy inaczej to było miłe. Nancia odczuwała lekki niepokój na myśl, że podczas swojego pierwszego lotu mogłaby mieć do czynienia z doświadczonymi wojskowymi lub dyplomatami. Będzie milej przewozić grupę młodych ludzi, takich jak ona - no, niezupełnie takich jak ona, poprawiła się z odrobiną wewnętrznego rozbawienia. Będą o kilka lat starsi, może dziewiętnastoletni lub dwudziestoletni. Nancia miała szesnaście lat. Wszyscy wiedzą, że ludzie w okresie dojrzewania cierpią z powodu zmian hormonalnych i dlatego ich edukacja trwa o kilka lat dłużej. W takim razie zarówno dla Nancii, jak i dla jej pasażerów wspólna podróż miała być początkiem kariery zawodowej. I to ich łączyło.

Odruchowo zarejestrowała napływające instrukcje CenKomu, rozmyślając nad czekającą ją podróżą.

- Nyota ya Jaha to kawał drogi, jeśli leci się FTL-em - stwierdził od niechcenia operator. - Przypuszczam, że ktoś musiał pociągnąć parę sznurków, żeby im przysłano statek Służby Kurierskiej, tak się jednak składa, że nam to też, jest na rękę, bo jesteśmy w tej samej podprzestrzeni Vegi, więc wszystko w porządku.

Nancia mgliście przypominała sobie wiadomości o podprzestrzeni Vegi. Komputer działa wadliwie... dlaczego wytwarza wiązki informacyjne? Musiało to być coś ważnego, ale ona otrzymała tylko pierwsze fragmenty przekazu informacyjnego. Nauczyciel skasował wiązki, mówiąc srogo, że nie należy słuchać przygnębiających przekazów. Wiedział, że młodzi ludzie z kapsuł mieli skłonność do popadania w kiepski nastrój z byle powodu. No cóż, pomyślała Nancia, odkąd jestem samodzielna, mogę sobie odczytać wiązki na temat  Vegi w każdej chwili. Teraz bardziej była zainteresowana wybadaniem, co CenKom miał jej do powiedzenia na temat przydzielonych pasażerów.

- Overton-Glaxely, del Parma y Polo, Armontillado-Perez y Medoc, de Gras-Waldheim, Hezra Fong - operator odczytał listę znamienitych nazwisk przedstawicieli wysokich rodów. Teraz już wiesz, co mam na myśli?

- Ummm, tak - powiedziała Nancia. - Jesteśmy krewnymi ze strony najmłodszego brata Armontillado-Pereza y Medoca, a de Grasowie-Waldheimowie są rodziną ze strony mojej matki. Zapominasz jednak, że ja wychowywałam się niezupełnie w tych kręgach.

- Tak, no cóż, twój gość będzie prawdopodobnie mógł dostarczyć ci wszystkie najnowsze ploteczki - odrzekł operator pocieszająco.

- Gość! Oczywiście, przyszedł mnie pożegnać. Nigdy ani przez chwilę w to nie wątpiłam.

- Zgłoszenie nadeszło właśnie, kiedy przeglądałem listę pasażerów. Przepraszam, zapomniałem ci je przekazać. Nazwisko Perez y de Gras. Ponieważ jest to członek rodziny, kazano mu jechać wprost na lądowisko. Za minutę będzie na placu startowym.

Nancia uruchomiła swoje zewnętrzne czujniki i zdała sobie sprawę, że była prawie noc... Ciemność nie sprawiała jej żadnego kłopotu, ale czujniki na podczerwień wyłapały tylko zarys ludzkiego kształtu zbliżający się do statku; nie mogła w ogóle zobaczyć twarzy ojca. Włączenie reflektora byłoby niegrzeczne. No cóż, będzie tu lada moment. Otworzyła niższy właz zapraszająco.

Głos z Centrali nie był wprawdzie przeszkodą w powitaniu, ale drażnił.

- XN, pytałem cię, czy możesz wystartować w ciągu dwóch godzin. Twoja lista prowiantowa jest więcej niż wystarczająca, a te rozpieszczone bachory marudzą, że muszą wyczekiwać w bazie.

- Dwie godziny - powtórzyła Nancia.

Nie porozmawia więc z tatą zbyt długo... No cóż, patrząc realnie, prawdopodobnie i tak więcej czasu ojciec nie mógłby jej poświęcić. Były też i inne problemy związane z tak wczesnym odlotem.

- Upadłeś na głowę? Nawet nie wybrałam swojego mięśniowca!

Zamierzała przez kilka następnych dni poznać wszystkich dostępnych pilotów, zanim wybierze partnera. W takim momencie nie należało się spieszyć, a z pewnością nie chciała tracić na to cennych minut przeznaczonych na wizytę ojca.

- Czy wy, młode statki, kiedykolwiek chwytacie wiązki informacyjne? Mówiłem ci -Vega. Pamiętasz co się przydarzyło CR-899? Jej partner rozbił się na własnej planecie - Vedze 3.3.

- Cóż za ponury sposób nazywania planet - skomentowała Nancia. - Czy nie mogą pomyśleć o jakichś milszych nazwach?

- Ludzie z Vegi są... bardzo logiczni    powiedział operator CenKomu.  - Przynajmniej taka była pierwotna grupa osobników -  tych, którzy polecieli wolnym statkiem, jeszcze przed FTL-em. Przypuszczam, że ich kultura przybrała niezwykle sztywną formę wraz z pojawieniem się nowych pokoleń, narodzonych jeszcze na pokładzie statku. Oni nie tolerują ludzkich słabości, takich drobnych rzeczy, jak to, czy łatwiej jest zapamiętać nazwy czy szeregi liczb.

- Mnie to nie robi żadnej różnicy - powiedziała Nancia z zadowoleniem.

Obrzeża jej pamięci mogły zakodować i przechować każdy rodzaj informacji, jaki był jej potrzebny.

- Powinnaś dogadać się z ludźmi z Vegi bez problemów - odrzekł glos z Centrali. - Tak czy inaczej ten pilot jest tam, w pod przestrzeni Vegi, poza tym żadnego statku, niczego na horyzoncie, oprócz kilku starych bezpilotowych FTL-ów. Firma OG Shipping co prawda jest w stanie odebrać statek bezpilotowy od Nyoty, ale jak zwykle nie możemy skontaktować się z menedżerem. Zatem albo przez miesiąc nie będziemy korzystać z usług Caleba, wysyłając mu FTL, albo zapewnimy własny transport. Ty nim jesteś. Możesz podrzucić swoich krewnych i przyjaciół na planety wokół Nyoty ya Jaha; przetransmituję dane dotyczące twoich rozkazów, kiedy skończymy pogawędkę; dalej polecisz na Vegę 3.3, żeby zabrać twojego pierwszego pilota. Bardzo zgrabny plan. Psychologiczne testy sugerują, że wy dwoje powinniście stanowić wspaniałą drużynę.

- Oni tak myślą, prawda? - spytała Nancia.

Miała własną opinię na temat sekcji psychologicznej w Centrali oraz na temat wścibskich testów i ankiet, którymi atakowano ludzi z kapsuł. Nie zamierzała dopuścić, by Centrala odebrała jej prawo wyboru własnego mięśniowca tylko dlatego, że jakiś wyklepywacz pancerzy w białym płaszczu sądził, iż wie lepiej, jak znaleźć faceta dla niej - oraz dlatego, że była wygodnym środkiem lokomocji dla pilota, który stracił już jeden statek. Nancia miała właśnie zwiększyć intensywność swojej wiązki do CenKomu i poczęstować go kilkoma odpowiednimi słowami na ten temat, kiedy poczuła, że jej gość wchodzi na pokład. No cóż, będzie jeszcze okazja, by kontynuować tę sprzeczkę później; mogła pomyśleć o tym w drodze. To, że zgodzi się na transport pilota z rozbitego CR-899 do Centrali, nie musi oznaczać od razu stałego partnerstwa. Kiedy wróci, będzie miała mnóstwo czasu, aby wybrać sobie następnego mięśniowca i aby powiedzieć sekcji psychologicznej, co może sobie zrobić ze swoimi szkicami osobowości.

Tymczasem jej gość zignorował otwarte drzwi windy na rzecz wspinaczki po schodach, biorąc ostatnie stopnie po dwa naraz. Tata najwyraźniej wziął sobie za cel utrzymanie kondycji. Nancia uruchomiła jednocześnie czujniki na klatce schodowej i głośniki.

- Tato, jak miło z twojej strony...

Gościem jednak okazał się Flix, nie tato. Przynajmniej na podstawie tego, co zdołała zobaczyć poprzez ogromny kosz owoców i kwiatów, domyśliła się, że to był jej mały brat: szpiczaste rude włosy w staromodnej punkowej koronie, jedno długie pawie pióro zwisające z prawej małżowiny, opuszki palców pokryte odciskami od wielu godzin gry na syntkomie. Nie było wątpliwości, to był jej mały brat.

- Flix. - Udało jej się ukryć rozczarowanie, ale za żadne skarby świata nie umiała nic dodać.

- Więc w porządku - powiedział Flix, a jego głos dochodził odrobinę stłumiony spoza kaskady kielichowatych orchidei i pomarańczowych owoców juba, które groziły wysypaniem się na podłogę z niebezpiecznie przeładowanego kosza.

Nancia wysunęła tacę z sektora odpadków w samą porę. Flix zatoczył się na nią, upuścił kosz i usiadł tyłem na podłodze z wyrazem lekkiego zdziwienia. Dwa błyszczące owoce juba wypadły z kosza i potoczyły się w kierunku sterowniczej konsolety Nancii, odsłaniając butelkę musującego hereota.

- Wiem, że wolałabyś tatę lub Jinevrę. Kogoś, kto jest ciebie godny i podobnie jak ty, przynosi zaszczyt rodowi Perez y de Gras. Ty zasługujesz na nich także - dodał po wykonaniu niezgrabnego nurka w celu odzyskania owoców juba. - Zasługujesz na orkiestrę dętą i czerwony dywan zamiast tego wszystkiego.

Pogłaskał ręką miękkie poszycie standardowej syntetycznej wykładziny w kolorze piasku, w którą wplecione były nici wewnętrznego życia Nancii.

- Ty, ty naprawdę sądzisz, że nie zhańbiłam rodu? - spytała Nancia.

W rzeczywistości zastanawiała się, czy właśnie to nie było powodem, że nikt nie przyszedł na jej uroczystość promocyjną. Tata zawsze mówił o ukończeniu przez nią szkoły, używając słów: “Kiedy wygrasz Daleth..." A ona tego nie zrobiła.

Flix odwrócił głowę w stronę jej tytanowej kolumny i obdarzył ją tym samym niedowierzającym i trochę zadumanym spojrzeniem, jakie skierował na beżową wykładzinę.

- Głupia - wymamrotał. - Jedyny członek rodziny, z którym znoszę rozmowę, który nie funduje mi moralizowania przez wiele godzin, który nie użala się nad tym, że nie porzuciłem mojego komponowania na syntkomie dla prawdziwej kariery. A tu okazuje się, że ona ma poważniejsze problemy niż kilka źle funkcjonujących organów. Gdyby cię nie wsadzili do twojej kapsuły zaraz po urodzeniu, podejrzewałbym, że w dzieciństwie upadłaś na głowę. Co ty sobie myślisz, Nancia? Oczywiście, że przysporzyłaś dumy rodowi. Pierwsza z podstaw i trzecia z teorii dekomu, no i zebrałaś tyle specjalnych nagród, że musieli zmienić porządek ceremonii promocyjnej, aby mieć czas na ich wymienienie.

- Skąd o tym wiesz? - przerwała Nancia.

Flix odwrócił się od tytanowej kolumny. Oczywiście nadal całkiem dobrze mogła widzieć jego wyraz twarzy dzięki czujnikom na poziomie podłogi, ale byłoby niegrzecznie  przypominać mu o tym. Już i tak był wystarczająco zmieszany.

- Miałem kopię programu - wymamrotał. - Zamierzałem się pokazać osobiście, ale... no cóż, spotkałem te dwie dziewczyny, kiedy robiłem alkoholowy napój za pomocą syntkomu w Pałacu Przyjemności i one nauczyły mnie, jak miksować sok z łodygi benedyktynka z planety Rogellia z likierem, aby zrobić ten cudowny musujący napój i cóż, tak czy siak nie obudziłem się aż do chwili, kiedy ceremonia promocyjna prawie się kończyła.

Jeszcze przez chwilę spoglądał na wykładzinę z kwaśną miną, a później poweselał.

- Inną rzeczą, którą w tobie lubię, Nancia, jest to, że jesteś jedyną krewną, która nie wygłasza długich, krytycznych  przemów o tym, jak to poniżam się, grając na syntkomie w Pałacu Przyjemności. Oczywiście nie sądzę, abyś miała jakiekolwiek pojęcie o wyglądzie takiego miejsca. Babka cioteczna Mendocia też nie ma, co nie powstrzymuje jej jednak od wydziwiania.

Flix wstał i zaczął wyciągać różne rzeczy z koszyka.

- Więc... skoro byłem nieodwołalnie zatrzymany w Pałacu Przyjemności, Jinvera przebywała gdzieś na krańcu nicości, prowadząc dochodzenie w sprawie oszustwa w Planetarnej Pomocy, a tato był na spotkaniu, pomyślałem sobie, że wpadnę i zrobimy  sobie małe przyjęcie, kiedy ty będziesz czekać na rozkazy.

- Na jakim spotkaniu?  - zapytała Nancia - Gdzie?

Flix zerknął znad kosza zdziwiony.

- Co?

- Mówiłeś, że nasz ojciec był na spotkaniu.

- Tak, no cóż, a czy on zawsze nie jest na jakimś spotkaniu? Nie, nie wiem gdzie; to po prostu logiczna dedukcja. Wiesz, jaki przepełniony jest jego terminarz spotkań. Często się zastanawiałem - Flix trajkotał rozpakowując koszyk- jak myśmy się we trójkę urodzili? To znaczy poczęli. Nie sądzisz, że wysłał mamie wiadomość? Proszę, wpadnij do mojego biura tego ranka. Mogę cię umieścić między dziesiątą a dziesiątą piętnaście. Przynieś prześcieradło i poduszkę.

Sięgnął do koszyka i wyciągnął dwie podrapane, wyblakłe dyskietki.

- Proszę bardzo. Wiem, że myślisz sobie, iż jestem samolubnym draniem, przynosząc owoce i szampana komuś, kto nie pije i nie je, ale tak naprawdę jestem przygotowany na wszystkie ewentualności. To są moje ostatnie syntokompozycje. Proszę wrzucę je do twojego czytnika. Miła muzyczka na przyjęcie, poza tym możesz słuchać ich w podróży i trochę się rozerwać

Podczas kiedy brzęczące dźwięki ostatnich eksperymentalnych kompozycji Flixa rozbrzmiewały w kabinie, on sam wyciągnął trzecią dyskietkę i uśmiechnął się. W przeciwieństwie do poprzednich, mocno zużytych, ta miała błyszczącą oprawę z pierwszorzędnym, komercyjnym laserowo wyciętym wykończeniem, które rzucało tęczowe refleksy po kabinie

- A tutaj...

- Pozwól mi zgadnąć - przerwała Nancia. - Znalazłeś w końcu kogoś, kto nada twoim syntokompozycjom komercyjny kształt.

Uśmiech Flixa stal się niewyraźny.

- No cóż, nie. Niedokładnie. Chociaż - powiedział pogodniejąc - znam dobrze taką dziewczynę, która zna faceta, który umawiał się z dziewczyną, wykonującą czasowo pracę biurową dla drugiego wiceprezydenta studia nagrań, więc rysują się wyraźne szansę na najbliższą przyszłość. To jest jednak zupełnie coś innego. To - dodał prawie uduchowionym głosem - jest nowa, udoskonalona i o wiele bardziej wyrafinowana wersja SPACED OUT, nie udostępniana jeszcze aż do czasu jej wydania, czyli do połowy następnego miesiąca. Nie powiem ci, czego musiałem dokonać, żeby ją zdobyć.

Nancia czekała, aż jej wyjaśni, o co w tym wszystkim chodzi, ale Flix przerwał i uśmiechał się, jakby spodziewał się natychmiastowej reakcji.

- No i co? - spytał po kilku sekundach.

Jego nastroszone włosy zaczęły opadać.

- Przykro mi - stwierdziła Nancia - ale nie mam pojęcia, o czym mówisz.

Flix potrząsnął głową z rozżaleniem.

- Nigdy nie słyszałaś o SPACED OUT? Czego oni was uczą w tych akademiach? Nie, nie mów mi. - Wyciągnął jedną rękę na znak protestu. - Ja wiem. Teoria rozszczepu i astronawigacja w podprzestrzeni, projekt końcowego rozszczepienia i mnóstwo innych rzeczy przyprawiających mnie o ból głowy. Myślę jednak, że powinni byli zostawić trochę wolnego czasu na gry.

- Ale my graliśmy - odparła Nancia. - To było w planie zajęć. Dwie trzydziestominutówki dziennie dowolnej gry w celu doskonalenia koordynacji pomiędzy synapsami a procesorami bodźcowymi. Oczywiście uwielbiałam grać w SZTUCZKĘ i POSZUKIWANIE MOCY, kiedy byłam w dziecięcej kapsule.

Flix znów potrząsnął głową.

- Jestem pewien, że to wszystko bardzo kształcące. Ale ta gra - uśmiechnął się chytrze - absolutnie, na sto procent, nie rozwinie twojego umysłu. W rzeczywistości Jinevra uważa, że granic w SPACE OUT  może powodować nieodwracalne uszkodzenia mózgu!

- Naprawdę? - Nancia z trzaskiem wysunęła szczeliny wpustowe czytnika, kiedy podszedł Flix - Słuchaj, Flix, nie jestem przekonana...

- Pomyśl o naszej dużej siostrze - powiedział Flix ze swoim najbardziej promiennym uśmiechem. - No, dalej, przywołaj jej obraz z ostatniej wizyty. Nie sądzisz, że wszystko, z czym ona się nie zgadza musi być warte spróbowania?

Nancia, na ekranie, który wypełniał centralną ścianę kabiny, dokonała projekcji Jinevry w naturalnych rozmiarach. Jej siostra równie dobrze mogła stać  obok Flixa. Schludna i perfekcyjna jak zawsze, od rąbka granatowego uniformu Planetarnej Pomocy Technicznej po gładkie, ciemne włosy, które opadały prosto na przepisową odległość, jedną czwartą cala, od wykrochmalonego kołnierzyka, była wzorem dla każdego nie uporządkowanego elementu we wszechświecie. Nancia nie mogła sobie przypomnieć, co spowodowało ten błysk dezaprobaty w oczach Jinevry i ściągnięty, uszczypliwy grymas w kącikach ust w chwili, kiedy ten obraz został zapisany, ale na tej projekcji dziewczyna wydawała się wpatrywać we Flixa. Jeden z czerwonych szpiców punkowej korony opadł pod wpływem zabójczego spojrzenia z ekranu.

Nancii było przykro z jego powodu. Jinevra nigdy nie próbowała ukryć swojej opinii, że ich brat był utracjuszem i hańbą dla rodziny. Ojciec - podejrzewała - myślał bardzo podobnie. Dla niej ciężar dezaprobaty klanu Perez y de Gras byłby miażdżący. Jakże mogła potępiać Flixa? Słyszała wystarczająco dużo o jego dzikich wybrykach. Bywało, że Jinevra i tato o niczym nie mówili podczas krótkich wizyt. Ale dla niej Flix był  ciągle potarganym pędrakiem, który ściskał jej tytanowy pancerz za każdym razem, kiedy się spotkali, który wymachiwał i wrzeszczał tak entuzjastycznie, jakby była prawdziwą siostrą z krwi i kości, mogącą wziąć go na kolana, który darł się z uciechy, kiedy  nosiła go wspólnie z jej kolegami z klasy wokół szkolnego toru podczas szybkiej rundy w grze POSZUKIWANIE MOCY.

Właściwie jaką szkodę mogło jej przynieść wypróbowanie tej głupiej gry?

- Spodoba ci się, Nancia - przekonywał Flix z nadzieją, podczas gdy obraz Jinevry zniknął z ekranu. - Naprawdę. To jest najlepsza wersja, jaką twórcy gier kosmicznych kiedykolwiek wypuścili. Posiada sześćdziesiąt cztery poziomy ukrytych tuneli i symuluje przestrzeń Osobliwości oraz hologramowe krasnale...

- Holokrasnale?

- Tylko spójrz. - Flix wrzucił błyszczącą dyskietkę do najbliższej szczeliny czytnika.

Zabawne, Nancia nie umiała sobie przypomnieć, kiedy wyraziła zgodę na jej otwarcie, ale widocznie to zrobiła. Rozległ się delikatny furkot, kiedy zawartość dyskietki była wpisywana w pamięć komputera. Później Flix powiedział:

- Hologram, poziom 6.

I rudobrody krasnal pojawił się w centrum kabiny, wymachując szerokim, rzeźbionym mieczem, którego rękojeść lśniła deszczem rozszczepionego, kolorowego światła. Flix upadł na jedno kolano, kiedy szeroki miecz przeciął powietrze w miejscu, gdzie znajdowała się jego głowa; przetoczył się w kierunku panela kontrolnego i krzyknął:

- Przestrzeń 20, broń laserowa!

Kształt promieni świetlnych wokół niego wygiął się w nieprawdopodobnie wykrzywione smugi. Krasnal pochylił się, ciął mieczem przez lukę pomiędzy gwałtownie migającymi światłami i... zniknął. Zniknęły także światła.

Flix wstał, niezadowolony.

- Przerwałaś grę, a ja wygrywałem!

- Ja, umm, nie sądzę, abym była całkiem przygotowana na holokrasnale - powiedziała przepraszająco Nancia. - To odruchowa reakcja na widok ataku na osoby, które kocham.

Flix pokiwał głową.

- Przepraszam. Zdaje się, że będziemy musieli przywracać cię życiu powoli. Chcesz zacząć od poziomu 1, bez żadnych hologramów?

- To już brzmi lepiej.

I rzeczywiście było lepsze. Właściwie  po kilku rundach Nancia uświadomiła sobie, że podoba jej się ta głupia gra, chociaż ciągle miała kłopot ze zrozumieniem zasad.

- Co powinnam robić z  tym laserowym wyposażeniem?

- Pomaga ci podejść pod górę przez studnię grawitacji.

- To głupie. Lasery nie mają nic wspólnego z grawitacją.

- Nancia, to jest gra. Teraz nie zapomnij zapytać symugryf o odpowiedzi do Trzech Pierścieniowatych Trojek; będziesz ich potrzebować, kiedy dojdziesz do Mostu Trolli...

W miarę jak Flix wprowadzał ją w tajniki gry. Nancia odkrywała, że program tej gry zużywał bardzo mało jej mocy komputerowej.

Z łatwością mogła odczytać dane CenKomu o nadchodzących pasażerach, nie przerywając zabawy W tym samym czasie uruchomiła wzmocniony modem graficzny statku, aby wypełnić trzy ścienne ekrany obrazami z gry. Flix ponad wszystko postanowił być statkiem mózgowym, przedzierającym się przez wyimaginowane pasmu asteroidów w poszukiwaniu Mistycznych Pierścieni Daleen. Nancia wolała przedstawić siebie jako Zabójcę Trolli, śmiałego odkrywcę o długich kończynach, który przedzierał się przez studnie grawitacji i łańcuchy górskie z laserową bronią i materiałem wybuchowym.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin