Anne McCaffrey - Statek 1 - Statek, który spiewal.rtf

(208 KB) Pobierz
Anne McCaffrey

Anne McCaffrey

Statek, który śpiewał

 

(The Ship Who Sang)

 


Z NF 1/92

Urodziła się kaleką i jako taka byłaby skazana na śmierć, gdyby nie udało się jej pomyślnie przejść encefalograficznych badań, którym poddawano wszystkie nowo narodzone dzieci. Zawsze istniała możliwość, że choć kończyny miały powykręcane, uszy abo słyszały, zaś oczy prawie nic nie widziały, to kryjący się wewnątrz umysł był bystry i sprawny.

Zupełnie nieoczekiwanie encefalogram okazał się być w całkowitym porządku i tą wiadomością natychmiast podzielono się z czekającymi, rozpaczającymi rodzicami. Pozostała im do podjęcia tylko jedna, ostateczna decyzja : czy poddać dziecko eutanazji, czy też pozwolić, aby stało się zamkniętym w sztucznych ścianach zgiem, czyli jednostką sterują jakiegoś urządzenia. Pod tą postacią ich dziecko nie zaznałoby żadnych niewygód, żyjąc wiele stuleci w metalowym pancerzu i oddając Planetom Centralnym nieocenione usługi. 

Pozwolono jej ż i nadano imię Helva. Przez trzy pierwsze, roślinne miesiące wierzgała swymi kalekimi kończynami, doświadczając świata dokładnie w taki sam sposób, jak czynią to wszystkie niemowlęta. Nie była sama ; razem z nią w specjalnym, państwowym żłobku znajdowało się jeszcze troje takich dzieci. Niebawem przeniesiono je wszystkie do Głównej Szkoły Laboratoryjnej, gdzie rozpoczął się delikatny proces transformacji.

Jedno z niemowląt zmarło w trakcie osadzania, ale pozostałych siedemnaścioro, tworzących klasę Helvy, znalazło się bezpiecznie w metalowych skorupach. Teraz zamiast kopać nóżkami Helva poruszała kółkami, a zamiast wymachiwaćczkami wyciągała przed siebie mechaniczne manipulatory. W miarę dorastania miano dołączać jej coraz więcej połączeń nerwowych, do kontrolowania różnych mechanizmów wchodzących w skład statku kosmicznego. Helvie bowiem było przeznaczone zostać zgiem zwiadowczego statku, zaś jej obdarzonym zdolnością ruchu partnerem miał być mężczyzna albo kobieta, którego lub któ sobie sama wybierze. Miała znaleźć sięd elity podobnych sobie istot, bowiem zarówno wyniki wszystkich testów na inteligencję, jak i wskaźniki adaptacyjne lokowały zdecydowanie powyżej przeciętnej. Zakładając, że jej rozwój wewnątrz metalowej skorupy będzie dorównywał oczekiwaniom i nie pojawią się żadne efekty uboczne, związane z prowadzeniem takiej włnie, a nie innej egzystencji, życie Helvy powinno być niezwykłe i bogate, znacznie ciekawsze od tego, jakie staje się zazwyczaj udziałem normalnej ludzkiej istoty. 

Tymczasem jednak w żadnym z zapisów funkcji mózgowych ani testów na inteligencję nie znalazły odbicia pewne fakty, o których władze musiały prędzej czy później się dowiedzieć. Nie pozostawało im w związku z tym nic innego, jak tylko czekać, ufając, że potężne dawki warunkowania psychologicznego przyniosą wreszcie konkretne wyniki, wznosząc konieczny mur między nią a świadomością niezwykłego odizolowania i presją odpowiedzialności. Kierowany ludzkim zgiem statek  n i e  m ó g ł  nagle popaść w szaleństwo ani pogrąż się w depresji, przede wszystkim przez wzgląd na moc i możliwości, w jakie Centrala musiała wyposaż swoje jednostki. Tego typu statki, rzecz jasna, miały już dawno za sobą stadium eksperymentów.  Większość dzieci znakomicie znosiła operacje przysadki mózgowej ograniczające dalszy wzrost, dzięki czemu można było uniknąć konieczności przenoszenia ich do coraz większych skorup, zaś jedynie minimalny procent nie przeżywał ostatecznego połączenia z przyrządami kontrolnymi.  Wszyscy ludzie-mózgi, bez względu na to, jakiej natury były ich dziecięce deformacje, przypominali rozmiarami dorosłe karły, ale żaden z nich nie zgodziłby się na zamianę nawet z posiadaczem najdoskonalszego ciała w całym Wszechświecie. 

Tak więc przez długie, szczęśliwe lata Helva uwijała się w swojej skorupie wśd innych dzieci, bawiąc się w takie gry jak Wspólnicy i W Poszukiwaniu Mocy oraz wchłaniając wiedzę na temat technik odrzutowych, trajektorii, systemów komputerowych, logiki, higieny psychicznej, podstaw psychologii istot pozaziemskich, filologii, historii podboju Kosmosu, prawa, zasad ruchu w przestrzeni, sygnalizacji, a także całej masy innych rzeczy, o których musiał wiedzieć każdy rozsądny, wykształcony obywatel. Niezauważalnie dla samej siebie, ale za to ku wielkiemu zadowoleniu nauczycieli, wchłaniała zasady swego uwarunkowania równie łatwo jak płyn odżywczy. Kiedyś miała za to b wdzięczna monotonnemu głosowi, sączącemu jednostajnie docierające aż do podświadomości, słowa.

W cywilizacji, której część składową stanowiła Helva, nie brakowało nadzwyczaj aktywnych, przepełnionych dobrymi chęciami organizacji stawiających sobie za cel odkrycie i zdemaskowanie wszystkich okrucieństw, jakim gdziekolwiek w świecie poddawano czy to ludzi, czy inne żywe istoty. Jedno z takich ugrupowań - Towarzystwo Na Rzecz Praw Inteligentnych Mniejszości - zainteresowało się losem zamkniętych w skorupach dzieci. Stało się to niemal dokładnie wtedy, gdy Helva ukończyła czternaście lat. Widząc, że nie ma innego wyjścia, władze Planet Centralnych wzruszyły ramionami i zorganizowały wycieczkę do Szkoły Laboratoryjnej, na samym początku prezentując zainteresowanym kompletną kartotekę zawierają dokładne dane na temat każdego przypadku, łącznie z fotografiami. Bardzo niewielu spośd przybyłych aktywistów zdobyło się na to, żeby przejrzeć więcej niż kilka początkowych zdjęć. Większość ich dotychczasowych zarzutów przeciwko skorupom ustąpiło miejsca uldze, że te okropne (dla nich) ciała są litościwie ukryte przed ludzkim wzrokiem.

Klasa miała włnie lekcję sztuk pięknych, jednego z obowiązkowych przedmiotów w bardzo wypełnionym programie. Helva uruchomiła jeden ze swych mikromanipulatorów, którego później miała używać do dokonywania precyzyjnych napraw swojej tablicy kontrolnej. Zadanie, które przed nią stało, było ogromne - wykonanie kopii Ostatniej wieczerzy - zaś płótno nadzwyczaj małe, mianowicie główka niewielkiej śrubki. Dostosowała odpowiednio swój wzrok i zabrała się do pracy, wydając przy tym nieświadomie dziwny, mruczący odgłos. Zamknięci w skorupach ludzie  wykorzystywali co prawda swoje struny głosowe i przepony, ale do porozumiewania sięywali raczej mikrofonów niż ust. Ciepłe, wibrujące mruczenie Helvy miało w sobie coś niezwykłego i interesującego, nawet mimo niczym nie skrępowanych wędrówek przez wszystkie możliwe skale chromatyczne. 

-                Masz bardzo ładny głos - zauważa jedna ze zwiedzających szkołę kobiet.

Helva uniosła głowę i dostrzegła fascynują...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin