Wynne Marcus - Towarzysze broni.pdf

(818 KB) Pobierz
659074884 UNPDF
Marcus
Wynne
Przekład Maciej Szymański
REBIS
DOM WYDAWNICZY REBIS
Poznań 2005
Książkę tę dedykuję mężczyznom i kobietom ze służb specjalnych Stanów
Zjednoczonych, a zwłaszcza tym, którzy polegli w Afganistanie i Iraku.
Podziękowania
Pragnę podziękować, jak zawsze, mojemu agentowi literackiemu, Ethanowi
Ellenbergowi, agentowi do spraw sprzedaży praw za granicę, Danny’emu Barorowi,
oraz moim agentom filmowym, Kevinowi Cleary’emu i Joshowi Morrisowi. Specjalne
podziękowania należą się mojej niezrównanej specjalistce do spraw reklamy, Elenie
Stokes, jej asystentce Jennifer „Buttercup” Hunt oraz Jennifer Marcus, Brianowi
Callaghanowi, Tomowi Doherty’emu, Lindzie Quinton oraz Kathy Fogarty.
W chwili, gdy piszę te słowa, wojna w Iraku trwa. Choć jej wynik nie budzi
wątpliwości, zapewne wiele związanych z nią szczegółów, o których wspominam,
ulegnie zmianie, nim książka trafi do druku. Do ostatniej chwili dokonywałem zmian
w treści, by odtworzyć najbardziej prawdopodobny przebieg wydarzeń. W
terminologii wojskowej istnieje skrót OBE ( overtaken by events ) oznaczający
„wyprzedzony przez bieg wydarzeń”. Właśnie to przytrafiło się tej książce.
Niech Bóg ma w opiece naszych żołnierzy. Udanych łowów.
CZĘŚĆ PIERWSZA
DZIELNICA LINDEN HILLS, MINNEAPOLIS, MINNESOTA
Gdy samochód z ekipą ochroniarzy zatrzymał się po drugiej stronie ulicy, Dale
Miller pomyślał o balerinie, z którą kiedyś się spotykał. Nie przeszkadzało jej to, że nie
mógł opowiadać o swojej pracy. Podobał jej się klimat intrygi i ryzyka, który
wzbogacał seksualne doznania. Dale uczył ją strzelania i walki wręcz, a ona
wprowadzała go w tajniki baletu, tłumacząc znaczenie artystycznej wizji oraz tego, jak
każdy element tańca ją odzwierciedla. Niedługo potem, gdy w ramach pracy
zawodowej zaznajamiał się ze sztuką ochrony VIP-ów, przekonał się - ku swemu
zaskoczeniu - że lekcje baleriny przygotowały go do zawiłej choreografii ruchów, które
wykonuje ekipa pilnująca swego pryncypała.
Dlatego też w ten piękny, letni poranek, siedząc wygodnie w ocienionym przez
korony drzew ogródku ulubionej kawiarni w Minneapolis, Dale Miller umiał docenić
skomplikowane manewry zespołu ochroniarzy zajmujących pozycje po przeciwnej
stronie ulicy. Beżowy, czterodrzwiowy sedan marki Ford zatrzymał się przed galerią
sztuki i wypluł czterech barczystych typów w biznesowych garniturach, z rozpiętymi
marynarkami. Jeden z nich natychmiast zniknął za drzwiami budynku, pozostali zaś
zajęli pozycje na ulicy, całkowicie ignorując samochody, które zwalniały, by ich
pasażerowie mogli przyjrzeć się temu, co się dzieje. Kierowca sedana przestawił wóz
nieco dalej, by kilka sekund później na jego miejscu, pomiędzy trzema ochroniarzami,
mogło stanąć czarne bmw. Ten, który wyszedł na ulicę, zasłonił własnym ciałem okno
pasażera od strony kierowcy, podczas gdy dwaj pozostali obstawili drzwi z przeciwnej
strony oraz tylną szybę.
Przednie prawe drzwi bmw uchyliły się i z wozu wysiadł szczupły mężczyzna o
aparycji charta, w drogim, czarnym garniturze. Zbliżył się do drzwi pasażera i
przystanął z dłonią na klamce, rozglądając się z wielką uwagą. Zlustrował najpierw
najbliższe otoczenie, potem popatrzył dalej, w lewo, w prawo, i wreszcie skierował
twarde spojrzenie w okna budynków w sąsiedztwie sklepu. Wreszcie obejrzał się przez
ramię na pierwszego ochroniarza, który stojąc w drzwiach galerii, uniósł prawy kciuk.
Dopiero wtedy szczupły elegant otworzył tylne drzwi samochodu.
Z wozu wysiadł niski i pulchny facet o ciemnej karnacji, ubrany w wygnieciony
garniturek obficie posypany łupieżem, widocznym nawet z przeciwległej strony ulicy.
Zaczepił czubkiem buta o próg i omal nie runął jak długi na chodnik. Chudy dowódca
zespołu ochroniarzy złapał swego klienta w locie i przywrócił do pionu. Gruby stanął
niepewnie, a tymczasem pozostali otoczyli go ciasnym kordonem, zabezpieczając
przed niepożądanymi spotkaniami - i ewentualnym postrzałem. Facet w wymiętym
garniturze spuścił głowę, jakby krępowała go ta opiekuńczość, a potem spojrzał na
ochroniarzy i ich dowódcę. Dopiero gdy ten ostatni skinął głową, pulchny ruszył w
stronę galerii, wciąż otoczony ruchomym pierścieniem dorodnych goryli. Gdy weszli
do środka, dwaj opiekunowie odłączyli się od grupy i stanęli na warcie przy drzwiach.
- Co tam się dzieje? - odezwała się ciemnowłosa kobieta siedząca przy sąsiednim
stoliku, ubrana w T-shirt i szorty od Calvina Kleina.
- Pojęcia nie mam - skłamał Dale z wieloletnią wprawą. - Zdaje się, że ktoś
bardzo ważny wszedł do galerii.
- Ale żeby dwoma samochodami z ochroną... - dodała z niesmakiem kobieta. -
Ktoś powinien mu powiedzieć, że to szczyt bezguścia.
Dale roześmiał się.
- To tylko obnoszenie się z bogactwem.
Przyglądając się pracy ochroniarzy, pociągnął łyk kawy z mlekiem. Byli dobrze
wyćwiczeni i pewni siebie, ale bez wątpienia nie służyli w policji. W postawie gliniarzy
było coś, co zawsze ich wyróżniało. Nawet w cywilnych ubraniach wyglądali tak, jakby
mieli na sobie mundury i pasy obwieszone wyposażeniem i bronią. Ci, których Dale
miał przed sobą, musieli pracować albo dla bardzo dobrej prywatnej firmy
ochroniarskiej, albo dla FBI. Ale kto miałby odwiedzać galerię sztuki w asyście całej
ekipy goryli? W Twin Cities, Bliźniaczych Miastach, jak nazywano Minneapolis i Saint
Paul, nie brakowało zamożnych ludzi, których z pewnością byłoby stać na taką
ekstrawagancję. Z drugiej jednak strony, Dale wielokrotnie przeprowadzał ocenę
ryzyka w tej okolicy i wiedział, że tak wysoki poziom ochrony nie był niczym
uzasadniony. Niewykluczone, że przybyszem był dyplomata lub zagraniczny
biznesmen, przyzwyczajony do takich środków ostrożności.
Dale odstawił filiżankę i zmienił pozycję na metalowym krześle, uważając, by nie
stuknąć o podłokietnik pistoletem, który ukrywał pod luźną koszulą w hawajskie
wzory.
Na chodniku przed ogródkiem kawiarni zebrała się już mała grupka gapiów,
którzy skutecznie zasłonili mu widok na drugą stronę ulicy. Dale przestawił krzesło
najpierw w jedną stronę, potem w drugą, aż wreszcie wrócił na swoje miejsce,
zadowalając się krótkimi chwilami, w których za plecami gapiów dostrzegał
wartowników o kamiennych twarzach.
Mężczyzna w wieku studenckim, ubrany w bezrękawnik i krótkie spodnie,
odezwał się do swego kumpla:
- Może skoczysz na drugą stronę i zapytasz, kto jest w galerii?
- Jeszcze czego - parsknął tamten i obaj roześmiali się głupkowato.
Tłumek rozproszył się nieco, gdy przy krawężniku zatrzymał się motorower.
Przyjechały na nim dwie młode kobiety. Obie były blondynkami i miały na sobie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin