ROZDZIAŁ VII.doc

(43 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ VII

ROZDZIAŁ VII
Sioux

Nigdy wcześniej nie pragnęłam tak bardzo po prostu zniknąć. Nie sama, rzecz jasna, tylko z Jacobem. Ja i on, na zawsze razem, nieustannie, bez żadnych trosk. Czasem życie może być strasznie kłopotliwe…
Nie chciałam, żeby nadszedł ranek. Czekało tyle spraw do załatwienia, decyzji do podjęcia, słów do powiedzenia… Spędziliśmy razem z Jacobem zaledwie cztery dni, ciesząc się naszym szczęściem, zanim legło ono w gruzach.
Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że Jake też już się obudził.
- Hej – mruknęłam, przytulając się mocniej do jego torsu.
- Dzień dobry, skarbie.
- Jak długo nie śpisz?
- Parę godzin.
- Co? Dlaczego mnie nie obudziłeś?
- A niby dlaczego miałbym cię budzić? Wyglądałaś tak, jakbyś potrzebowała odpoczynku – odparł, całując moje włosy.
- Jake, co teraz zrobimy?
- Dużo o tym myślałem. W Sioux mieszka pewne plemię Indian. Ich legendy pochodzą z czasów znacznie wcześniejszych niż podania Quileutów. Są wśród nich bardzo mądrzy członkowie starszyzny, którzy żyją już od kilkuset lat i pewnie wiedzą znacznie więcej na temat tego, co nas interesuje.
- Myślisz, że można zaradzić jakoś wpojeniu? – spytałam sceptycznie.
- Nie wiem. Ale warto spróbować. Pozostaje nam tylko nadzieja.
- Racja, nadzieja umiera ostatnia. Więc wybieramy się do Sioux?
- Nie, to ja wybieram się do Sioux.
- Słucham? Jacob, obiecałeś, że nigdy nie zostawisz mnie już na tak długo! A poza tym teraz wszystko się zmieniło… Nie powinniśmy się rozdzielać.
- Ness, wyruszam tego popołudnia, sam. Im szybciej dowiemy się czegoś więcej, tym lepiej. Wrócę nie dalej niż za dwa dni, a jutro twoi rodzice obchodzą rocznicę ślubu.
Och, całkiem o tym zapomniałam! Bella i Edward będą świętować, że są małżeństwem od siedmiu lat i odnowią przysięgę.
- Co z tego? Na pewno nie przejmą się, że nie przyjdę.
- Nie, Ness, przejmą się, ale tego nie okażą. Nie martw się, zostań tutaj, spędź miło czas na przyjęciu, a ja wrócę w mgnieniu oka. Wyciągnę z tych Indian wszystko, czego nam potrzeba, a potem biegnę prosto do domu.
Objęłam go mocno za szyję i przycisnęłam bliżej siebie.
- Będę bardzo za tobą tęsknić, wiesz?
- Ja będę tęsknić bardziej – powiedział, po czym westchnął ciężko i przybliżył swoje wargi do moich.

*

Poranek minął stanowczo zbyt szybko. Wyjaśniliśmy wszystko Belli i Edwardowi, a oni zgodzili się, że wizyta w Sioux to dobre rozwiązanie. Byli pewni, że to posunie sprawę naprzód i przyniesie odpowiedzi na nękające nas pytania. Może chcieli mnie tylko pocieszyć? Jakoś im się to nie udało. Zawsze starali się oszczędzić mi wszelkich negatywnych uczuć.
Gdy słońce przesuwało się ku zachodowi, Jacob był już całkowicie przygotowany do drogi. W nocy miał zamiar biec pod postacią wilka, a w dzień – jak człowiek, ale tylko w przypadku, jeśli znalazłby się w zasięgu ludzkich spojrzeń.
- Tylko nie zapomnij o odpoczynku – poprosiłam go.
- Spokojnie, Ness, nic mi się nie stanie. Przecież już pokonałem ten dystans.
- Wiem. Po prostu się nie przemęczaj.
- Okej, postaram się.
Nie miałam żadnych wątpliwości, że Jake obiecał to tylko po to, abym się uspokoiła. Zanim jednak zdążyłam go za to skarcić, jego wargi już znalazły się na moich ustach. Przytuliłam się do niego ciasno, żeby nie dzieliła nas żadna przestrzeń. Całowaliśmy się natarczywie, wręcz szorstko. Nie przestawaliśmy aż do momentu, w którym nasze płuca zaczęły domagać się powietrza i musieliśmy spełnić ich żądania.
- Już za tobą tęsknię, Ness, ale szybko wrócę, przyrzekam – powiedział, składając pocałunek na moim czole.
- Kocham cię – powiedziałam, usiłując powstrzymać wybuch płaczu.
- Ja ciebie też – odparł i pobiegł w stronę drzew. Po kilku sekundach zniknął z mojego pola widzenia.
Udało mi się zapanować nad łzami, ale wiedziałam, że niedługo wrócą, tak samo jak niedługo miałam znaleźć się w objęciach Jacoba. Obiecał, że niebawem wróci, a ja mu ufałam.

*

Nie odczuwałam jeszcze potrzeby, by udać się na polowanie, więc postanowiłam wybrać się na spacer. Od razu ruszyłam w kierunku plaży numer jeden w La Push. Dobrze wiedziałam, kogo tam mogę zastać, ale to nie był wystarczający powód, bym zmieniła cel swojej wędrówki, wręcz przeciwnie – czułam się tak, jakby moje nogi same mnie tam prowadziły.
Kiedy postawiłam stopę na piasku, wciąż miałam przed oczami jego twarz…
- Nessie – usłyszałam za sobą łagodny głos Elijaha. Siedział na jakiejś gładkiej skale obok jaskini pod klifem.
- Hej, jak się masz?
- Jak ja się mam? Lepiej powiedz, jak ty się masz.
- Och, wiesz – jestem wpojona na całego – zażartowałam.
Zachichotał, ale po chwili na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie.
- Gdzie Jacob?
- Więc jeszcze nic nie wiesz? Postanowił udać się do Sioux, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tym całym wpojeniu.
Nawet nie przeszło mi przez głowę, że Elijah powinien Jake’owi towarzyszyć! Chociaż… Ten drugi chciał odbyć całą podróż jak najszybciej. I bezstresowo, a jeśli wyruszyli by razem, to jeden z nich na pewno nie wróciłby żywy.
- Próbuje dowiedzieć się, jakie są szanse, że zostawię cię w spokoju?
Pokiwałam głową. Teraz zabrzmiało to tak niedorzecznie. Przecież to nie może rozwiązać się tak łatwo, jak byśmy tego chcieli. Któryś z nich będzie musiał ustąpić.
- Więc… jeśli jest jakieś rozwiązanie… to znaczy, polega ono na tym, że się… odkochasz?
Pomyślał przez chwilę nad odpowiedzią i wyjawił mi ją dopiero po kilku minutach:
- Obawiam się, że jedyne rozwiązanie to śmierć któregoś z nas.
Chyba mówił prawdę. Też tak sądziłam, ale jednocześnie nie chciałam go pocieszać stwierdzeniem, że to nie jedyny sposób. Czy gotów byłby umrzeć dla mojego szczęścia? Czy taki czyn również podlega wpojeniu…?
Ugryzłam się w język i starałam się odgonić tę myśl, ale mi się to nie udało.
- Jeśli masz rację, to co byś wybrał: umarłbyś dla mojego szczęścia czy pozwoliłbyś umrzeć Jake’owi? – spytałam drżącym głosem. Z Elijahem połączyła mnie silna więź, której nie potrafiłam wytłumaczyć… Ale żyłam na tej planecie tylko i wyłącznie dla Jacoba. Blondyn prawdopodobnie nie mógłby mnie uszczęśliwić tak jak on.
Elijah zastanawiał się nad odpowiedzią jeszcze dłużej niż wcześniej.
- Przypuszczam… - Wydawało mi się, że walczył ze słowami, jakby zastanawiając się, czy powiedzieć to, co naprawdę czuje, czy to, co ja chciałam usłyszeć. – Naprawdę pragnę cię uszczęśliwić. Wpojenie to strasznie silne uczucie. Cierpiałem niemalże męki, kiedy przez te parę ostatnich dni cię nie widziałem. Ale musiałem. Jeśli… wiedziałbym, że Jacob da ci szczęście, na które zasłużyłaś, to wtedy może… bym po prostu zniknął. Nie umarł, tylko gdzieś odszedł.
- To chyba nie zadziała, Elijah.
- Wiem – westchnął, zamykając oczy. Wyglądał tak, jakby bardzo cierpiał. Natychmiast poczułam silne pragnienie uśmierzenia jego bólu. Oparłam się pokusie objęcia go ramieniem, ale usiadłam na skale obok.
- Mam dziewczynę, wiesz?
- Nie – zaprzeczyłam z zaskoczeniem. – Jak to możliwe?
- Oczywiście nic nie wie o moim sekrecie, zna mnie tylko jako człowieka. Spotkałem ją rok po pierwszej przemianie w wilkołaka. Byłem pewien, że po tak długim czasie już się w nikogo nie wpoję. – Przerwał i spojrzał na horyzont. Za grubą warstwą chmur zachodziło słońce. – Wydała mi się taka słodka. I była przy mnie. Pokochałem ją. Spotykamy się już od trzech lat i wciąż ją kocham. To wpojenie nieco mnie przeraziło. Myślałem, że nigdy nie obdarzę nikogo tak silną miłością, jaką obdarzyłem Avę… Bo tak ma na imię. – Sięgnął do kieszeni i po kilku sekundach wyciągnął stamtąd fotografię, którą zaraz mi podał. – To ona. Zdjęcie zostało zrobione na Hawajach, gdzie świętowaliśmy drugą rocznicę rozpoczęcia naszego związku.
Uroda kobiety zdecydowanie zapierała dech w piersiach. Była prawie tak śliczna jak Rosalie. Pomyślałam, że wielu mężczyzn na pewno zakochałoby się w niej od pierwszego wejrzenia. To po prostu hańba, że Elijah nie wpoił się właśnie w tę dziewczynę. Piękno ich dzieci byłoby niezwykłe.
Jasne włosy Avy łagodnymi lokami opadały na smukłe ramiona, a jej intensywnie niebieskie tęczówki przyciągały uwagę prawie tak jak oczy Elijaha. Prawie. Podobnie jak on również miała bladą skórę, ale dało się zauważyć, że rozsiewa wokół siebie słoneczną atmosferę.
- Jest przepiękna – oznajmiłam Elijahowi z zachwytem, oddając mu zdjęcie. Nie potwierdził mojej opinii, tylko westchnął.
- Była przepiękna. Teraz widzę tylko ciebie. To na pewno złamie jej serce… Zachowałem się bardzo samolubnie, myśląc, że nigdy nie doznam wpojenia…
Jego słowa zabrzmiały tak szczerze, że zraniły mnie jak nóż, a nawet bardziej. Prawie tak, jak zraniłyby Avę. Nie zasłużyła sobie na to. A on teraz nawet jej nie zauważa, tylko skupia całą uwagę na mojej osobie?
Serce zaczęło mi gorączkowo bić, a świat zawirował przed oczami. Wszystko zostało wywrócone do góry nogami…
Nawet nie zauważyłam, że powoli odpływałam w niebyt, zanim Elijah skropił moją twarz zimną, morską wodą.
- Nessie, wszystko w porządku? – spytał.
- Tak… Po prostu… mój oddech... przyspieszył… – wyjaśniłam pomiędzy wdechami i wydechami.
- Spróbuj schować głowę pomiędzy kolana – doradził takim tonem, jakby nie wierzył, że to coś pomoże. Podzielałam jego zdanie, ale i tak postanowiłam spróbować. Wolną dłonią potarł moje plecy, a drugą złapał mnie za rękę. Byłam zbyt nieprzytomna, żeby powiedzieć mu, aby się cofnął. Wróciłam do siebie po jakichś pięciu minutach.
- Całkiem interesujące doświadczenie – odezwałam się, kiedy mój oddech się unormował. – Wiesz, że w całym swoim życiu nigdy jeszcze nigdy mi się to nie przytrafiło?
- Naprawdę? Poczekaj, a tak w ogóle to ile ty masz lat?
- W tym miesiącu skończę osiemnaście.
- Na pewno? Chyba muszę poprosić cię o jakiś dokument tożsamości, bo wyglądasz na młodszą – zażartował.
- To dlatego, że jestem nieśmiertelna, pamiętasz?
- Ach, no tak. Jak mogłem zapomnieć o tak istotnym szczególe jak to, że jesteś pół-wampirem?
Wzruszyłam ramionami.
- Moja sfora powiedziała mi, że do twojej rodziny należą niezwykle utalentowane osoby. Ojciec czytający w myślach, matka potrafiąca odeprzeć psychiczny atak… Tylko że nie za bardzo potrafili mi wyjaśnić, na czym polega twój dar.
Postanowiłam mu to zademonstrować. Przecież nic go nie zaboli. Delikatnie dotknęłam jego policzka i pokazałam najlepsze momenty swojego życia, oczywiście wszystkie spędzone z Jacobem.
- To… niesamowite – skwitował i zabrzmiał tak, jakby brakowało mu tchu.
- Podoba ci się, co?
Kiwnął głową.
- Zobaczyłem prawdziwą więź, jaka łączy cię z Jacobem, już od momentu twoich urodzin… Jest ogromnie silna.
- Ogromnie silna – zaakcentowałam. – Nie chcę cię zranić, ale gdybym musiała wybierać, z pewnością padłoby na Jake’a.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę – westchnął. – Dziewczyny lecą na długie włosy, co? – dodał z rozbawieniem. Zawsze był taki pogodny i dowcipny. Wydawał się idealnym kandydatem na mojego przyjaciela. W zasadzie już nim został. Bez wątpienia.
- Przejrzałeś mnie – odparłam i oboje się zaśmialiśmy. Zerknęłam na zegarek. Minęła osiemnasta. Chmury nad La Push z pewnością nie pomagały w określaniu czasu, a słońce nigdy nie mogło rozwiać wątpliwości.
- Muszę wracać do domu – mruknęłam, podnosząc się. Elijah zmartwił się, kiedy zaczęłam odchodzić.
- Kiedy mógłbym znowu cię zobaczyć, Ness?
- Um… Nie wiem. Jutro czeka mnie ważna uroczystość rodzinna, więc…
- Masz na myśli rocznicę ślubu swoich rodziców? – przerwał mi.
- Tak. Skąd o tym wiesz?
- Jakaś dziewczyna o imieniu Alice zaprosiła wszystkich członków mojej sfory. Była bardzo miła. Wiesz, przez ostatnie kilka dni nie odżywialiśmy się zbyt dobrze, więc taka impreza na pewno świetnie nam zrobi – wyjaśnił, demonstracyjnie klepiąc się po brzuchu.
- To w takim razie zobaczymy się właśnie tam.
Elijah zeskoczył ze skały i złapał mnie w talii, abym przysunęła się do niego bliżej. Był ciepły, a jego dotyk spowodował, że dreszcze przeszły mi po plecach. Odruchowo chciałam się odsunąć, bo w końcu to nie Jacob, ale czułam się bardzo dobrze. Blondyn przytulił mnie mocno, a ja nie zaprotestowałam. Powiedziałam sobie w duchu, że przecież to tylko uścisk. Przyjacielski uścisk i nic więcej. Jednak gdy przysunął swoje wargi do moich włosów, nie mogłam dłużej zwlekać i wyrwałam mu się.
- Zobaczymy się… jutro – rzuciłam i ruszyłam w kierunku domu.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin