Lodowa Pustynia (rozdział 8).docx

(31 KB) Pobierz

      

         Rozdział 8

       Wielorybnik

 

 

 

 

 

 

 

 

Nigdy nie byłam zwolenniczką polowań na wieloryby . Uczestniczyłam nawet w manifestacjach na rzecz zakazu tego typu połowów , które groziły wyginięciem największych ssaków żyjących na naszej planecie . A Gunnar zapewnił mnie , że polowanie na minke jest inne .

- To łowy zakorzenione w tradycji , rodzinne , uprawiane od zawsze na wybrzeżu norweskim .

- I to znaczy , że nieszczęsnych wielorybów zabija się mniej ?

- Oczywiście . Wykorzystuje się bowiem każdą ich część , mięso , tłuszcz , olej i fiszbiny .

- Daj spokój . Zaraz dojdziemy do tego , że wielorybnicy to dobrzy , pożądni ludzie .

- Żebyś wiedziała . Do wyginięcia wielorybów doprowadzili rybacy przemysłowi , którzy wybierają olej , a resztę wyrzucają do morza . To się nazywa marnotrawstwo .

- Minke , powiadasz ? – spytałam ostrożnie

- To najmniejszy ze wszystkich wielorybów , mierzy mniej niż dziesięć metrów. Ma rozmiar trzech krów . Dzięki takiemu wielorybowi cała rodzina może przetrwać całą zimę .

W gruncie rzeczy nie widziałam wielkiej różnicy miedzy tym co mówił Gunnar , a zwykłym świniobiciem .

- Odczuwają ból ?

- Dzisiejsze harpuny różnią się od tych dawnych , które raniły tak , iż agonia trwała długo . Teraz wieloryby umierają natychmiast .

Ten argument bardziej trafił mi do przekonania .

- Ci ludzie zawiozą nas na Islandię ?

- Taka jest umowa . Zboczą z trasy , żeby zostawić nas w Rejkiawiku , i stamtąd wyruszą w drogę powrotną . A my unikniemy kontroli celnych i policyjnych .

Weszliśmy na pokład jeszcze tego samego popołudnia w Reine , malowniczym porcie osłoniętym przed wiatrem szczytami gór i nazywanym perłą Lofoten . . Wielorybnicy ulegali urokowi tych gór i wybrzeży zamieszkałych przez gnomy .

W miejsce nieokrzesanych i wytatuowanych mężczyzn plujących na drewniane belki pokładu trafiła nam się roześmiana załoga . Jej członkowie wyglądali na zadbanych , byli ogoleni młodzi . Przedstawili się , każdy z imienia . Wszyscy byli do siei podobni , mieli takie same blond włosy i niebieskie oczy , byli szczupli i sympatyczni , wyglądali jak młodsi bracia Gunnara , jak zastęp anielskich wikingów . Ujrzałam w nich berserkerów morza . Wyglądali bosko , i tacy nieomal byli , brakowało im tylko skrzydeł , na których mogliby unieść się w powietrze . Wielu z nich było studentami ; dorabiali sobie podczas wakacji , pracując na morzu . Pozostali , ci bardziej zahartowani , zawodowi wielorybnicy z dziada pradziada , byli w średnim wieku . Dobry humor nie opuszczał ich ani na chwilę . Wszyscy należeli do jednej rodziny , której patriarcha , postawny Karl Harstad , wylewnie nas uściskał na powitanie i z dumą zaprezentował swój mały stateczek o długości zaledwie dwudziestu pięciu metrów . Perspektywa podróży z wesołymi Harstadami wydawała mi się cudowną formą pożegnania z dotychczasowym życiem . Rejsu na wyspę Gunnara – bez towarzystwa komarów policji i czarownic Omar – nie postrzegałam jako ucieczki , widziałam w nim raczej cos bliskiego wakacjom .                                                                                                                      Jak miało się okazać , myliłam się .

Na chwile przed podniesieniem kotwic , na pokładzie zjawił się ostatni z marynarzy wchodzący w skład załogi , mężczyzna na oko siedemdziesięcioletni , chudy jak patyk o ogorzałej cerze , wysuszonej od słońca i jodu . Przyszedł prosto z tawerny . Zawiewało od niego na kilometr alkoholem . Podśpiewując , z bagażem pod pachą wskoczył na pokład z zadziwiającą jak na swój wiek zwinnością . Na widok Gunnara stanął jak rażony gromem , poczym dotknął go z niedowierzaniem i wybełkotał :

- Ingar , Ingar , to ja , Kristian Mo , pamiętasz mnie ?

Usta Gunnara wykrzywiły się w uśmiechu . Przyjaźnie poklepał mężczyznę po plecach .

- Kristian Mo – powtórzył wyraźnie imię przybysza .

Wtedy stary marynarz raptownie objął Gunnara , zatapiając szponiaste palce w jego koszuli .

- Szczwany lisie , pijusie nie utopiłeś się !

I oczy ze wzruszenia zaszły mu mgłą . Albo postradał zmysły , albo pomylil Gunnara z kimś innym .

Gunnar przyjrzał mu się i oświadczył :

- Nie jestem Ingarem – mrugnął okiem do obserwujących zajście . – Ingar był moim dziadkiem .

Stary Kristian najwyraźniej nie lubił , kiedy ktoś mu się sprzeciwiał . Obruszył się .

- Na wszystkie wilki morskie !  Jak mówię , że jesteś Ingar – jesteś Ingar .

Berserkerowie zaśmiewali się do rozpuchu ze starego Mo i za plecami wykonywali rozmaite gesty naśladujące jego zachowanie . Musiał opróżnić wszystkie piwnice w Reine .

Gunnar starał się wytłumaczyć .

- Nazywam się Gunnar , urodziłem się w Islandii . Mój dziadek opowiadał mi o tobie .  Mówił że byłes najsprytniejszym i najbardziej nieobliczalnym marynarzem w całej Norwegii .

Kristin Mo jednak obstawał przy swoim .

- Jesteś Ingar , mój stary kum , najtwardsza głowa w Lofoten , najlepszy ujeżdżacz koni w Vesteralen , wiking , którego przodkiem był Eryk Rudy… i jeszcze dużo by gadać .

Właściciel statku spróbował załagodzić nieporozumienie . Stanął między nimi , objął strego Kristiana Mo i poklepał go po plecach .

- Kiedy tak dobrze się bawiłeś ze swoim przyjacielem Ingarem ?

Kristian Mo nie był w stanie policzyć  wszystkich zim , jakie minęły od tamtego czasu .

- A niech to szlag ! – podrapał się po głowie , szukając odpowiedzi . – miałem jeszcze wszystkie zęby . Razem z Ingarem otwieraliśmy nimi konserwy , jak prawdziwi mężczyźni .

- W takim razie skoro miałeś jeszcze zęby , pomyśl , kiedy to było . To jakieś trzydzieści lat temu… może czterdzieści . Gunnara jeszcze w tedy nie było na świecie .

Kristian Mo wypił niemało , ale nie należał do tępych . Przetarł ze zdziwienia oczy .

- Prawda… Ingar byłby w moim wieku .

Gunnar uśmiechnął się .

- Wypij ze dwie mocne kawy i przypatrz mi się jeszcze raz .

Kristian Mo przyłożył dłonie do obolałej głowy i w tej samej chwili , gdy berserkerowie odcumowali statek , ruszył ku burcie i zwrócił zawartość żołądka , do ostatniej kropli wypitego alkoholu .

Nie on jeden cierpiał katusze . Statek kołysał się w rytm fal , a ja nie mogłam niczego przełknąć . Wspólna niedola obudziła we mnie czułość . Zaprzyjaźniliśmy się , dzięki czemu podróż łodzią wielorybniczą była mniej dokuczliwa . Kristian Mo opowiedział mi wiele historii , których nie byłam w stanie spamiętać .

 

Po kilku dniach wypatrzyliśmy wieloryby minke . Z ich grzbietów nie tryskały fontanny wody , więc nie łatwo było je zauważyć . Potrzebny był dobry wzrok. Berserkerowie za pomocą lornetek wypatrzyli ciemną plamę , która poruszała się pod szarą powierzchnią wody . Jednogłośnie stwierdzili , że napotkaliśmy stado minke . Statek natychmiast się zatrzymał i mężczyźni przyszykowali strzelby i harpuny . Musieli zachować ostrożność , odczekać , aż większa liczba osobników podpłynie odpowiednio blisko , by znaleźć się w polu rażenia . Gunnar tak jak pozostali z harpunem w dłoni , niepostrzeżenie pojawił się przy moim boku .

- Weźmiemy je z zaskoczenia . To doprawdy doskonały spektakl – wyszeptał mi do ucha .

Oczy mu błyszczały , zaraził się entuzjazmem od pozostałych członków załogi. Obcowanie z innymi mężczyznami wyraźnie go zmieniło . Spoufalił się z nimi na tyle , że względem mnie zachowywał dystans gdy ktoś inny znajdował się w pobliżu . Wyjątkiem były rzadkie chwile , kiedy zostawaliśmy sami , po ciemku , we wspólnej kajucie ; wtedy całował mnie czule , a jego usta miały smak saletry i morza .

Tej nocy nie wstydził okazać mi czułości . Był podekscytowany i chciał , żebym wraz z nimi uczestniczyła w polowaniu na minke .

- Chcesz się nauczyć posługiwania harpunem ?

Nie widział się w roli myśliwego . Obawiałam się , że nie starczy mi sił , by utrzymać harpun , jako że od tygodnia nic nie jadłam . Ale jednocześnie nie chciał go martwić . Gunnar nic nie wiedział o moich nieustannych zawrotach głowy .

- Boję się .

- Boisz się ?

Pocałował mnie czule .

- A teraz ?

Uśmiechnęłam się . Przy nim rzeczywiście czułam się pewnie i bezpiecznie .

- Lepiej .

Pod koszulą Gunnara napięły się mięśnie , delikatnie unosząc materiał . Posadził mnie sobie na kolanach jak szczeniaka .

- Nie ruszaj się , przyniesiesz mi szczęście .

- Ja ?

- Jesteś moją syreną .

Siedział spokojnie , ściskając go za nogi . Starałm się nawet nie mrugnąć .

Mijały godziny . Przebywanie w bezruchu okazało się męczące . W końcu wieloryby nabrały zaufania i podpłynęły do naszego statku . Wraz ze wszystkimi wstrzymałam oddech . , czekając , aż właściciel łodzi da rozkaz do ataku .

Gunnar poderwał się z miejsca , wydał z siebie dziki okrzyk i po mistrzowsku cisnął harpunem . Reszta niemal jednocześnie poszła jego śladem . Tumult , jak się rozpętał , był przerażający . Od skowytu wydawanego przez minke nie omal pękły mi bębenki! Wieloryby umierały , rozpaczliwie wzywając ratunku . Widziałam ich zagubienie , dostrzegałam rany . Najstraszliwszym widokiem był osamotniony mały osobnik . Zatkałam uszy , żeby tego nie słyszeć , ale i tak docierał do mnie przenikliwy jęk małego po utracie matki .

Gunnar spytał , co się ze mną dzieje . Krzyczałam , nie zdając sobie z tego sprawy . Biegałam po pokładzie w tę i powrotem , zasłaniałam sobie uszy .

- Nie słyszysz ich ? – zapytałam

- Kogo ? – spytał Gunnar zdumiony .

Spojrzał na mnie jak na wariatkę .

- Chcesz powiedzieć że je słyszysz ?

- A ty nie ?

- Jasne , że nie . To niemożliwe . Wieloryby porozumiewają się ze sobą za pomocą fal , których my , ludzie nie słyszymy .

Pobladłam . Ale nie miałam najmniejszych wątpliwości . Był to dźwięk wydawany przez ssaki , ich głosy . Nie nalegałam jednak dłużej ; zdałam sobie sprawę że stary Mo przysłuchuje się naszej rozmowie i patrzy na mnie innym wzrokiem niż dotychczas . Może chodziło o kolejny podstęp Demeter , którego celem było zdradzenie mojej prawdziwej tożsamości . Nie miałam pojęcia , że my , czarownice Omar potrafimy się porozumiewać z wielorybami.

Nie mogłam znieść widoku ćwiartowania mięsa . Odur tłuszczu i krwi przyprawiał mnie o mdłości . Schowałam się w kajucie na rufie , tuląc maleńką Lolę , jej cieplutkie żywe ciałko . Gunnar wtargnął do środka , cały obryzgany krwią . Martwił się moją nieobecnością .

- Selene , dobrze się czujesz ?

- Zimno mi – odpowiedziałam roztrzęsiona

Usiadł obok i złapał mnie za rękę .

- Coś nie tak ? Jesteś chora ?

- Nie , tylko przemarznięta i zmęczona .

Nie dawał wiary moim słowom . Coraz ciężej będzie mi go oszukiwać .

- Jesteś bardzo blada . Okryj się kocem i spróbuj zasnąć .

Z pokładu naszły nas nawoływania .

- No dalej , śmigaj pomagać – powiedziałam

Musiał wracać ale pozostał zatroskany .

- Poproszę Mo , żeby do ciebie zajrzał . A teraz prześpij się moja maleńka .

Spałam przez kilka godzin , niespokojnie , słysząc we śnie płacz małego wielorybka . Kiedy się przebudziłam , nie byłam sama . Kristian Mo , stary marynarz , siedział przy mnie . Wykrzywił twarz w bezzębnym uśmiechu i podał mi zapleśniałą łyżeczkę , którą usiłował napełnić jakimś płynem z menażki . Odmówiłam , ale się nie zniechęcił

- Musisz coś zjeść , mała . Nic nie jesz .

- Nie jestem głodna .

- Masz chorobę morską ; jak nie będziesz jeść , umrzesz , nim zawiniemy do portu .

Miał rację , mój żołądek nie tolerował jedzenia . Opierając się o barierke , wymiotowałam wszystko , co wkładałam do ust . Starałam się , żeby Gunnar tego nie spostrzegł . Schudłam a stary wilk morski spostrzegł , w jakim jestem stanie .

- Masz , to na osłonę twojego żołądka . Pomoże ci pokonać chorobę .

Posłusznie przyjęłam podarunek , jak nakazał mi instynkt . I dobrze zrobiłam . Syrop miał mocny zapach , był gorzki , ale choć smakował obrzydliwie , z żołądka nie zamierzał się wydostać . Zadziałał natychmiast , jak szewski klej . Choć wciąż miałam zawroty głowy , już nie wymiotowałam . Następnie Mo podał mi zupę z ryb , przepyszną , i kawałki dorsza na talerzu . Z ulgą przyjęłam fakt , że posiłki pozostawały na miejscu , w żołądku , i dodawały mi siły .

- Dziękuję – wydusiłam z siebie

Kristian zbadał mi puls i przyłożył dłoń do czoła . Nie wyglądał na spokojnego .

- Jesteś chora – orzekł

Wiedziałam o tym i przed nim nie miałam co udawać . Nie chciałam niepokoić Gunnara , ale prawda była taka , że osłabienie i zawroty głowy mnie wykańczały . Mo ostrożnie podwinął rękaw mojej koszuli i z przerażeniem spojrzał na moje ręce z licznymi śladami ukąszeń komarów .

- Komary – powiedziałam

Lecz stary pokręcił głową .

- To nie komary – zaprzeczył z przekonaniem

Zlękłam się , już po raz drugi przemknęła mi przez myśl przerażająca możliwość . Byłam we władaniu Odish ? Przypomniały mi się słowa czarownicy z klanu Wydry . Myślałam , że to szantaż , groźba mająca zmusić mnie do powrotu , lecz nie , Omar ostrzegła , że to Baalat wysysa moją krew.

Nie pamiętałam żebym patrzyłam w oczy jakiejś kobiecie . Nie poczułam ukłucia w sercu . A jednak osłabienie , koszmary senne , czyjaś ciągła obecność , której nie przestawałam odczuwać , a którą przypisywałam Demeter… A jeśli to nie Demeter ? Czy te macki…

Jakaż ja byłam głupia . Wszystkie znaki wskazywały na jedno . To Odish ! Baalat !

Zaczęłam trząść się jak galareta . Kristian Mo pogłaskał mnie po twarzy z czułością o jaką go nie podejrzewałam .

- Słyszałaś je , prawda ?

Nie mogłam go okłamać .

- Tak , słyszałam krzyk wielorybów .

- Wiedziałem że jesteś kimś wyjątkowym , jak ona .

- Jak kto ?

- Jak Camilla . Ona też je słyszała .

- Wieloryby ?

- Gdy się zbliżały dawała mi znak , nigdy się nie myliła , a Kidy wbijałem w nie harpun , płakała . Jesteś do niej bardzo podobna .

- Do Camilli ? – zapytałam przerażona .

- To spojrzenie , ta tajemnica.

- Tajemnica?

Stary wilk morski zbliżył się do mnie i powiedział szeptem :

- Camilla posiadała tajemnicę , dlatego ją zabili .

- Kto ?

- Ktoś . Policja powiedziała , że to morderstwo . Była blada , bez krwi . Zawsze gdy dobijam do brzegu , idę do niej , składam kwiaty na jej grobie i rozmawiam z nią . Odpowiada mi . Mówi że na mnie czeka , że niedługo do niej dołączę .

- Kim była ?

- Moją narzeczoną , mieliśmy się pobrać .

Nagle zaświeciła mi się lampka w głowie . Może Camilla była… Omar . Postanowiłam prosić poczciwego Mo o pomoc . Był kimś , kto nie mógł mnie zdradzić , kto nie będzie zadawał niedyskretnych pytań , zadowoli go każda odpowiedź , choćby zabrzmiała najbardziej absurdalnie .

- Kristianie , musisz mi pomóc .

- Tak , ślicznotko , Kristian ci pomoże .

- Ktoś chce mnie zniszczyć

- Kto taki ?

- Złe czarownice .

Zgodnie z moim przypuszczeniem nie zdziwił się .

- Nie boje się czarownic .

- Czekają aż zasnę , i wtedy mnie atakują . Wysysają ze mnie krew i pozbawiają sił . Stąd te ślady .

Chwycił moje dłonie .

- Satry Mo nie zostawi cię , jak kiedyś zostawił Camille . Śpij , on zaopiekuje się Tobą .

Zanim zamknęłam oczy , spytałam ;

- Ingar był równie przystojny jak Gunnar ?

Mo ponownie odsłonił dziąsła , siląc się na śmiech .

- Jeszcze bardziej , za jeden jego pocałunek dziewczyny były gotowe wskoczyć w morze .

Przyśnił mi się wytworny Ingar , którego nie mogłam odróżnić od Gunnara , podobnie jak to się przydarzyło staremu Mo . Ten wiekowy marynarz , zbzikowany ze starości , pragnął odzyskać zmarłych , swojego przyjaciela topielca i zamordowaną narzeczoną… i wierzył , że zobaczy ich wizerunki w oczach żywych . Ale jednego mogłam być pewna ; nigdy mnie nie zdradzi .

Obudziło mnie gwałtowne kołysanie łodzi , a może też przeczucie że dzieję się coś złego . Otworzyłam oczy i ujrzałam Kristiana Mo unoszącego w górę krzesło , gotowego do zadania ciosu .

- Nie !! – pisnęłam

Mój krzyk okazał się zbawienny , ponieważ na chwilę odwrócił uwagę Kristiana , dzięki czemu Loli udało się czmychnąć .

- Ten szczur chodził po twoim łóżku ! – wrzasnął stary , wskazując palcem na Lolę .

- To nie szczur , tylko chomik .

- Obrzydliwe gryzonie . Zjadają ziarna , gryzą dzieci i roznoszą choroby . Powinno się je topić .

Zdziwiło mnie że używa tych samych określeń co Gunnar , ale  nie miałam czasu na refleksję . Zapędził Lolę w róg wąskiej kajuty . Zdążyłam wyskoczyc z pryczy i stanęłam miedzy nimi .

- To moje zwierzątko , śpi ze mną w łóżku .

Ponownie statek przechylił się gwałtownie na jedna burtę i oboje stracilismy równowagę . Tymczasem Lola przemknęła między naszymi nogami w stronę niedomkniętych drzwi . Nagle sparaliżował mnie silny grzmot . Drzwi otworzyły się z hukiem , a naszym oczom ukazało się niebo spowite zasłoną deszczu i rozświetlone przez błyskawice .

- Lola zaczekaj !!

I wybiegłam za wystraszona chomiczką , która wolała burzę od gniewu starego Kristiana Mo .

Ledwie mogłam stawiać kroki , rozszalały wiatr miotał krwią i tłuszczem wypatroszonego wieloryba , zmieniając pokład w niebezpieczna taflę lodowiska . Ślizgałam się , stopy mi się rozjeżdżały . Lola uciekła , a ja fikałam koziołki , nie będąc w stanie jej schwytać .

Załoga musiała przerwać ćwiartowanie i całą uwagę poświęcić utrzymaniu równowagi łodzi , aby jakaś większa fala jej nie zatopiła . Marynarze mieli na sobie grube żółte płaszcze nieprzemakalne z kapturami i niemal niemożna było ich odróżnić . Morscy berserkerowie wykonując polecenia właściciela , miotali się po pokładzie jak promienie słońca wyzierające spomiędzy chmur, przelewali wodę i luzowali liny . Gunnar pracował z poświęceniem i zręcznością znacznie większą niż pozostali . Widząc mnie , dał znak , żebym się odsunęła , ale go nie posłuchałam . Wiedziałam , że jeśli nie uda mi się schwytać chomiczki , jedna z fal spłukujących raz po raz pokład porwie ją ze sobą . Zauważyłam Lolę . Próbowała wspiąć się na maszt . Moja maskotka zdołała ocaleć , ale jeden gwałtowny przechył mógł sprawić , że nieuchronnie skończy w morskich głębinach . Ruszyłam jej na pomoc . Usłyszałam , jak jakiś głos ostrzega mnie przed niebezpieczeństwem , a gdy nie posłuchałam , czyjeś silne ręce schwyciły mnie za koszulę i ściągnęły na pokład . Upadłam z hukiem i przetarłam oczy , próbując dostrzec cokolwiek zza zasłony deszczu. Nic nie wiedziałam . Jakaś postać wspinała się na maszt w stronę Loli . Szczupła i niezwykle zwinna , zamazana figura rozpościerała ramiona , żeby schwytać małego zwierzaka . Powstrzymałam krzyk . To był Kristian Mo . Próbował ja uratować czy może… ? Nigdy nie zdołam się tego dowiedzieć .Błysk pojawił się nagle i nieoczekiwanie . Towarzyszył mu ogłuszający łoskot . Potrzebowałam chwili , żeby dojść do siebie . Udało mi się uniknąć rażenia piorunem , który uderzył w maszt , trafiając Kristiana Mo . Stary wilk morski spadł martwy na pokład . Sztorm ustępował . Gunnar , dotknięty do głębi tym , co się stało , zamknął oczy , a właściciel łodzi w geście współczucia , okrył go własnym kocem . Morscy berserkerowie sięgnęli po butelkę wódki , pociągnęli kilka łyków każdy i podali Gunnarowi , który przechylił ją zesztywniałymi rękami . Pocałowałam go w policzek i rozpłakałam się . Nikt nie wiedział jaka jest prawdziwa przyczyna mojego smutku . Prawie nie znałam starego marynarza . Ale cokolwiek zamierzał uczynić , uratował mi rzycie . Gdyby nie on , to ja wspinałabym się po maszcie . Kilka godzin później morze całkowicie się uspokoiło . Po krótkiej ceremonii , której przewodził właściciel , wyrzuciliśmy ciało Kristiana Mo za burtę . Następnie zasiedliśmy do stołu , by zjeść i wypić na jego cześć . Takim sposobem żegnało się wilków morskich .

Gunnar objął mnie i pocieszył w swoim stylu .

- Teraz jest szczęśliwy , w końcu może się połączyć z Camilla .

Zaskoczył mnie tymi słowami .

- Skąd wiesz ?

- Co takiego ?

- Skąd znasz imię jego narzeczonej ?

- Camilli ? Opowiadał mi o niej dziadek . Była wielka miłością Kristiana .

- Zginęła młodo , została zabita .

- Tak twierdził .

Nie mogłam powiedzieć Gunnarowi o swoich podejrzeniach . Pomyślałam że Camilla była czarownicą Omar i padła ofiarą Odish . Wiele na to wskazywało : posiadała zdolności rozumienia wielorybów , skrywała w sobie tajemnice i zginęła wykrwawiona . A może dawałam się ponieść fantazji ? Zdałam sobie sprawę , że w ostatnim czasie wysłuchałam zbyt wielu historii o nieszczęśliwej i niemożliwej miłości . Helga , Bridget i Camilla prześladowały mnie . Czy zatem chciały mi coś powiedzieć ? Trzy od dawna nieżyjące kobiety szeptały mi do ucha słowa ostrzeżenia . Przed czym chciały mnie przestrzec ?

Lola przemoczona i osmalona , pojawiła się pod pokładem . Trzęsła się jak galareta i szukała mojego ciepła . Przetrwała burzę , uniknąwszy rażenia piorunem . Tak jak ja . Rejs trwał jeszcze tydzień ; długie dni wypełnione deszczem wiatrem i wysokimi falami . Z wolna poddawałam się rozpaczy: podejrzenia Kristiana Mo nie były bezzasadne . Przekonałam się ostatecznie, że rany pokrywające moje ciało nie są śladami po ukąszeniach komarów . Miałam wrażenie , że niektóre z nich , te na ramionach i nogach , zaatakowała infekcja , a do tego , w miarę postępu podróży , było ich coraz więcej . Wiedząc , że komary nie występują na morzu , postanowiłam się przekonać , jak jest naprawdę . Za pomocą długopisu zaznaczyłam wszystkie ślady . Następnego poranka pojawiły się dwa nowe . Był to pierwszy dowód na potwierdzenie moich podejrzeń . Z każdym dniem musiałam dodawać kolejne krzyżyki na moim ciele . Kto mnie atakowała ? Jak ? Gdzie ? Gotową odpowiedź miałam na ostatnie pytanie . Ślady ukąszeń dostrzegałam po przebudzeniu , a zatem ataki następowały , gdy spałam . Odpowiedź na pytanie „kto?” byłam niemal pewna : to Baalat . Im dłużej się nad tym zastanawiałam , z tym większą łatwością dostrzegałam logikę , następujących po sobie wydarzeń . Ciemna Dama dopadła Meritxell i wykrwawiła ją powoli , z rozmysłem , wywołując u niej osłabienie i wymioty . Ale dlaczego nie chciała zniszczyć mnie od razu , jak zrobiła to z wieloma innymi Omar ? Wyczekiwała perwersyjnie odpowiedniej chwili , żeby mnie spopielić jak Kristiana Mo ? Coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu , że piorun przeznaczony był dla mnie i że stała za tym Baalat . Coraz częściej też nawiedzała mnie jedna myśl . A jeśli to Baalat była tą która wbiła w serce Meritxell mój atame ? Czy mnie zamierzała zgotować taki sam los ?

Przerażała mnie ta myśl . Nie miałam nikogo , z kim mogłabym się podzielić swoimi obawami : nie chciałam , żeby Gunnar poznał mój sekret . Nie zrozumiałby tego ani nie zaakceptował . My , Omar , wiedziałyśmy z doświadczenia , że mężczyźni nie lubią kobiet czarownic . Ulegają strachowi , opuszczają je albo zdradzają . Od zawsze mi to wpajano , a ja wypełniałam wolę moich antenatek , za wszelką cenę starając się ukryć fakt , że jestem czarownicą . Na pełnym morzu bez różdżki , bez żadnej Omar przy boku , bez nikogo , do kogo mogłabym się zwrócić ze swoimi lękami , czułam się niewyobrażalnie samotna . Powiedziałam sobie , że kolejnej nocy nie zmrużę oka , jednak pomimo wielkich starań nieudało mi się zachować przytomności . Baalat wystarczyła sekunda , żeby przystąpić do ataku . Któregoś dnia już się nie obudzę , jeśli bogini zdecyduje się ze mną skończyć .A do tego mogło dojść w każdej chwili . Kładłam się co chwila żeby odpocząć . Atame od starej Paltoo trzymałam pod poduszką , a prawą dłoń miałam gotową , by w razie potrzeby po niego sięgnąć i dokonać cięcia na czyjejś szyi . Tylko czyjej ? Desperacko potrzebowałam pomocy . Po namyśle postanowiłam wycofać się ze swoich postanowień  i wypowiedzieć zaklęcie tarczy ochronnej . Ku nie małemu zdziwieniu nie udało mi się tego dokonać . Lęk lub osłabienie powodowały , , że zaklęcie nie działało . Bez różdżki i pomocy Omar nie mogłam sobie poradzić . Próbowałam porozumieć się z matką za pomocą telepatii , ale też bez skutku . Coś bliżej nieokreślonego mi to uniemożliwiało . Nigdy wcześniej nie doświadczyłam podobnej sytuacji . Własna niemoc doprowadzała mnie do rozpaczy . Zaczęłam liczyć dni , które dzieliły nas od przybycia do Rejkiawiku . Na szczęście miałam ze sobą atame . Kiedy dotrę do stałego lądu , udam się do lasu , by tam wystrugać nową różdżkę , i poproszę konwent Omar o pomoc . Atak Baalat zdejmował ze mnie winę . Byłam ofiarą , jak Meritxell , a to rzucało na sprawę nowe światło . Przekonałam sama siebie , że Omar nie będą dla mnie srogie . Carla powtórzy oskarżenie , a Demeter stanie w mojej obronie… Potrzebowałam swoich czarownic . Nie martwiłam się karą , jaka mnie czeka . Jeśli umrę , nic nie będzie miało znaczenia . Próbowałam sobie przypomnieć Jaki klan zamieszkiwał wyspę . Klacze! Odtworzyłam w pamięci wizerunek wysokiej Islandki , która kiedyś odwiedziła moją matkę . M...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin