HISTORIA NOWO NARODZONEGO.pdf
(
139 KB
)
Pobierz
H
ISTORIA
N
OWO
N
ARODZONEGO
...
czyli przemiana wewnętrzna dorastającego człowieka
Ariel K.
1
Spis treści
I. Wstęp i powitanie................................................................................................................3
II. Dorastanie w klatce............................................................................................................4
III. Cenzura, niczym miłość Boska jest nieskończona............................................................5
IV. Własne więzienie, moje cztery ściany...............................................................................7
V. Każdemu po równo wedle tego, na co zasłużył..................................................................8
VI. Zemsta z długimi mackami, czyli jak inni oberwali rykoszetem......................................8
VII. Pieniądze to nie wszystko, ważniejsze od pieniędzy - domowe ognisko.........................9
VIII. W zgodzie z prawem ziemskim, czyli jak wymigać się od odpowiedzialności..............9
IX. Żyli długo i szczęśliwe... prawie....................................................................................10
2
I. Wstęp i powitanie.
Witajcie moi drodzy Czytelnicy! „Moją historię” podzielę na kilka dni, każdego dnia
pojawi się kolejna jej część. Będzie ciekawiej i każdy znajdzie tu coś, co go zainteresuje.
O komentarze proszę dopiero po ukazaniu się ostatniej części. Bardzo proszę.
Jestem tutaj nowy i w pierwszej kolejności chciałem Wam podziękować, że tak
chętnie udzielacie się na tym forum, bo dzięki temu jest ono dla mnie ogromnym,
podkreślam ogromnym zasobem tak potrzebnym mi informacji. Widzę że jest tu tylu ludzi
w identycznej, czy bardzo podobnej sytuacji do mojej. Nie czuję się samotny, a ponadto
umacniam się w przekonaniu, że moje odejście od Organizacji było słuszne. Zatem dziękuję
Wam jeszcze raz.
To tyle słowem krótkiego wstępu. Nie chcę Was zanudzać, postaram się opisać
wszystko w miarę sensownie, nie za wiele, ale tak żeby nie pominąć istotnych faktów. Nie
wiem właściwie od czego zacząć moją historię, więc może zacznę od tego, że
wychowywałem się i dorastałem w regionie gdzie ludzie (KK) są niesłychanie religijni,
kościół zawsze wypełniony jest po brzegi (i na zewnątrz też) i co niektórzy porównują to
miejsce do Częstochowy. Dlatego było mi bardzo ciężko dorastać jako odmieniec w takiej
okolicy. Ale ten temat rozwinę później.
A zaczęło się całkiem niewinnie. Wychowywałem się w bardzo szczęśliwej,
kochającej rodzinie KK, niczego mi nigdy nie brakowało, przypominało to wzorowe
rodziny z obrazków ze strażnicy. Moje wczesne dzieciństwo jest jak z bajki. Zaczęło się od
wizyty w naszym domu jednego z przedstawicieli ŚJ z okolicznego zboru. Był to mniej
więcej rok 1990, miałem wtedy pięć lat. Tak, urodziłem się w 1985 r. a obecnie mam 27 lat.
Wtedy , czyli w roku 1990 w okolicy nawet nigdzie nie było sali królestwa, zbór był bardzo
niewielki, a zebrania odbywały się po kolei w domach wyznawców tejże religii. Chociaż
pod wpływem mijających lat nie pamiętam wszystkiego z tamtego okresu, to jedno jest
pewne – mój ojciec jako człowiek ponad przeciętnie inteligentny i co ważne potrafiący to
wykorzystać, już wcześniej na własną rękę badał Pismo Święte. Już wtedy zauważył że coś
„nie gra” w kościele katolickim, a to tylko bardziej nakręciło go do poszukiwania prawdy.
I wtedy, właśnie wtedy odwiedził nasz dom wspomniany Świadek Jehowy z sąsiedniej
miejscowości. Pamiętam, że dużo czasu poświęcał naszej rodzinie, zapoczątkował studium
z moim ojcem, a jakiś czas później mój tato przyjął chrzest u ŚJ. Potem udało mu się
„wciągnąć” do organizacji po kolei pozostałych członków rodziny, tzn. moją mamę i nie
żyjącą już babcię.
Od tego momentu moje dzieciństwo już nie wyglądało tak różowo. Cała rodzina,
zarówno od strony ojca jak i matki zerwała wszelkie kontakty lub ograniczyła je do
minimum. Wyobraźcie sobie moi drodzy, jakież było moje zdziwienie gdy jako mały
chłopiec zabrałem ze sobą tą żółtą książkę dla dzieci ŚJ (tytułu już nie pamiętam) i chciałem
aby moja druga babcia NIE ŚJ poczytała mi kilka stron... Natychmiast jak oparzona cisnęła
książką w kąt i zaczęła się awantura między nią, a moimi rodzicami. Patrzyłem na to
z otwartymi oczami i jeszcze nie rozumiałem o co chodzi, co jest tego przyczyną. Ale
konflikt był, istniał zawsze i istnieje do dziś. Nikt w mojej rodzinie, nawet bardzo dalekiej
nie należy do ŚJ, dlatego było to czymś nowym, dziwnym, popierdolonym.
3
Do czego zmierzam? A no do tego, że jako chłopiec i następnie młodzieniec,
nastolatek dorastałem w poczuciu że jestem odmieńcem, czułem się jak np. murzyn... mało
powiedziane, czułem się zawsze jak przestępca lub ktoś chory psychiczne, ktoś kogo nikt
nie akceptuje, ktoś kogo się unika, nie rozmawia, nie spotyka, nie wspomnę już o przyjaźni
czy sympatyzowaniu.
Oczywiście ta sytuacja miała miejsce nie tylko ze strony rodziny, ale też wśród
młodzieży szkolnej. To wszystko mnie przerastało. Jako jedyny na całą szkołę byłem
dzieckiem ŚJ, z tego powodu wyobraźcie sobie jak byłem traktowany przez rówieśników.
Nie warto nawet wchodzić w szczegóły, spora część z Was pewnie osobiście tego
doświadczyła, a inni niech użyją wyobraźni. Dochodziło nawet do tego, że w razie jakichś
problemów/konfliktów nawet nauczyciele i wychowawcy rzadko stawali po mojej stronie
tylko dlatego, że jestem „inny”. Było mnóstwo sytuacji w których nie wiedziałem jak się
zachować i czy mam podporządkować się rodzicom, czy nauczycielom. Chciałem
zadowolić obie strony, lecz to było niemożliwe. Pamiętam pierwszą lekcję religii, pamiętam
zbiorowe wyjścia całej szkoły do kościoła oddalonego nie więcej jak 50 metrów, gdzie nie
wiedziałem co ze sobą zrobić, marzyłem aby zapaść się pod ziemię.
I nie tylko szkolni rówieśnicy, nie tylko rodzina, ale wszyscy postawili mur chiński
między nami. Użyłem tu złego sformułowania, bo w takim przypadku miałbym po prostu
tzw. święty spokój, a tak nie było – byłem gnębiony przy każdej okazji. Rodzice
rówieśników nakłaniali ich aby mnie tępić w szkole, znęcać się nade mną psychicznie
i fizycznie. Było kilka sytuacji gdy wspólnie z kolegami udawałem się do ich domu,
niestety na miejscu mój kolega od razu był wzywany na rozmowę do innego pokoju, ale
mimo wszystko słyszałem teksty typu „
kogoś ty tu przyprowadził. Powiedz że dziś nie masz
czasu i pożegnaj się z kolegą. Co ludzie o nas pomyślą
”. Jako już nastolatek, niektórzy
wręcz mówili mi prosto w oczy, że obawiają się, że nakłonię ich syna aby przeszedł na moją
stronę tzn. został ŚJ. A ja nawet nie miałem takiego zamiaru. Nigdy o tym nie myślałem.
Nie przyszło mi to do głowy.
Dlatego wychowywałem się sam jak palec, na moje nieszczęście nawet w zborze nie
było młodzieży w moim wieku. To było okropne i pewnie dlatego nawet do dziś, jako osoba
dorosła miewam czasem opory przed zawieraniem znajomości z nowymi ludźmi.
II. Dorastanie w klatce.
Nie pamiętam, żeby w tym czasie ktoś mówił mi że tak ma być, bo w Biblii zostało
nawet zapisane że będziemy prześladowani, ale czeka mnie za to nagroda. Mniejsza o to,
nie wiem czy to by miało jakiś wpływ.
Gdy wchodziłem w okres dojrzewania, zacząłem mieć własne zdanie (nie tylko
w kwestii religii), chciałem sam decydować o moim ubiorze, fryzurze, czy rodzaju muzyki.
Nie będzie dla Was zaskoczeniem, jeśli powiem że spotkało się to z ostrym sprzeciwem
moich rodziców. To oni chcieli decydować o każdym, podkreślam każdym aspekcie mojego
życia. Gdzie wychodzę, z kim się spotykam, jak spędzam wolny czas. No dosłownie
4
wszystko, czułem się jak marionetka, jak roślinka. Z jednej strony stawałem się dorosły,
a z drugiej coraz bardziej i bardziej traktowano mnie jak dziecko. Totalna kontrolna, nie
istniał w moim słowniku termin osobiste, samodzielne itd. Na nic zdawały się moje próby
oporu. Wszelkie „odchyły od normy” były wychwytywane i tępione. Pamiętam że lubiłem
wtedy nosić krótkie włosy, nie było to sposobem ani na buntowanie się, ani na jakieś
wyróżnienie się spośród reszty, po prostu to lubiłem. Ale spotkało się to z ostrą krytyką.
Warto w tym miejscu dodać, że mój tato szybko wspinał się „po szczeblach kariery”
w Organizacji. Został starszym zboru i był nim przez wiele wiele lat (sam nie wiem ile
dokładnie), dlatego jako wzór w zborze nie mógł sobie pozwolić na to że „coś się dzieje”
z jego własnym synem. Musiał dawać innym przykład w wychowywaniu własnych dzieci.
Napisałem dzieci, ponieważ mam jeszcze o osiem lat młodszego brata (ur. 1993) ale ten
temat też rozwinę dalej. On po prostu nie wyobrażał sobie jak ma się opiekować
owieczkami w zborze, jeśli nie może uporać się z własnym synem. Dlatego oprócz ww.
rówieśników, rodziny, okolicznych mieszkańców, to też i przez własnych rodziców byłem
traktowany jak, jak... wróg po prostu. Ojciec wielokrotnie powtarzał że cyt. „
zawarłeś
umowę z diabłem
” z tego wszystkiego miałem już papkę z mózgu, nie wiedziałem co ze
sobą zrobić. O dziwo nie miałem myśli samobójczych, ale w tej sytuacji zastanawiałem się
poważnie nad zlikwidowaniem moich rodziców. Przesadzam? Ależ skąd, wydawało mi się
to słuszne, a to dlatego że jeszcze nie znacie dalszej części tej opowieści, a ten temat na
forum to tylko mały zarys tego, ile wycierpiałem z ich strony.
III. Cenzura, niczym miłość Boska jest nieskończona...
Nie mogłem słuchać ŻADNEJ zagranicznej muzyki, ponieważ rodzice z racji
nieznajomości języków innych niż ojczysty podejrzewali że teksty tych piosenek mogą być
sprzeczne z naukami WTS, że może ich autor wychwala w nich szatana i takie tam. Doszło
nawet do tego, że nie mogłem publicznie pokazywać się w odzieży z anglojęzycznymi
napisami bo nigdy nie wiadomo co one oznaczają. Nie mogę paradować w takim stroju, bo
co pomyśli sobie o mnie i Organizacji ktoś to odczyta ten napis? Ich zachowanie zawsze
kojarzyło mi się z ciężko chorymi psychicznie w szpitalach, którzy to co niektórzy wszędzie
dostrzegają czyhające zło.
Jako uczeń szkoły podstawowej i średniej nie mogłem brać udziału w żadnych
wycieczkach szkolnych. O mój Boże, przecież na takich wycieczkach zawsze odwiedzane
są miejsca kultu, zabytkowe świątynie... jak by to przecież na mnie wpłynęło.
Zastanawiałem się co złego jest w przekroczeniu progu tego budynku. Nie idę tam się
modlić, lecz idziemy poznawać historię tego miejsca, zobaczyć na własne oczy dzieło rąk
ludzkich tzn. malarstwo, rzeźbiarstwo itd. Ale czy kogoś interesuje co ja myślę? Tak samo
było oczywiście z wszelkimi imprezami szkolnymi, jak studniówki i te pomniejsze imprezki
– bezwzględny zakaz, bo mogę doznać zgorszenia w takim miejscu... O ile jestem w stanie
zrozumieć taki zakaz względem imprezy Andrzejkowej i podobnych, o tyle w pozostałych
przypadkach rozumowanie osób od których byłem zależny jest nielogiczne.
5
Plik z chomika:
Ariel.Kozak
Inne pliki z tego folderu:
HISTORIA NOWO NARODZONEGO.pdf
(139 KB)
Inne foldery tego chomika:
Dokumenty
Galeria
Prywatne
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin