Narkotyki - Niemyte dusze.rtf

(1447 KB) Pobierz



STANISŁAW IGNACY WITKIEWICZ

Narkotykiniemyte dusze

wstępem poprzedziła i opracowała Anna Micińska


NA MARGINESIE NARKOTYKÓW I NIEMYTYCH DUSZ STANISŁAWA IGNACEGO WITKIEWICZA

 

 

MÓWIĄC ogólnie, wy wszyscy [...] robicie na mnie wrażenie ludzi zupełnie nieuspołecznionych. Wy żyjecie zawieszeni w zupełnej próżni. [...] Człowiek, który pojmuje siebie bez żadnego związku ze społeczeństwem, w którym żyje, z konieczności odejmuje sobie całą olbrzymią sferę przeżywania rzeczy naprawdę wielkich. [...] Poza tym niech pan pamięta, że u nas artysta to jest człowiek, który musi być na czele, musi być tym, który prowadzi. [...]Bungo nie odpowiadał, ale powoli zaczynał się w nim budzić pewien opór.Proszę panazaczął nieśmiało.Co do mnie osobiście, ma pan zupełną słuszność. [...] Ale co do tego zbliżenia się do spraw społecznych mam trochę inne przekonania. Jeżeli kto nie ma w sobie spontanicznej potrzeby mieszania się do spraw tych, nie powinien bezwzględnie tego robić. Tego nie można wytworzyć w sobie sztucznie. Ja jestem dlatego nieszczęśliwy, że au fond nic mnie te kwestie nie obchodzą uczuciowo. Czasami mnie to zajmuje, tak jak każda inna kwestia, ale do tego, aby się tym naprawdę przejąć, trzeba mieć to wszystko w sobie. [...] Wszystko, co bym robił, a pojęcia nie mam, w jaki sposób mógłbym się do tego zabrać, byłoby najgorszym kłamstwem, czymś wymuszonym. [...] Najgorszą rzeczą właśnie jest to, że u nas wszyscy czują obowiązek zajmowania się losem narodu. Zajmują się tym ludzie najbardziej nie powołani. Każdy poeta obowiązany jest być wieszczem i bełkotać coś niezrozumiałego dla niego samego dlatego tylko, że był czas, w którym ludzie musieli tworzyć mistyczne teorie, aby przetrzymać pewną epokę upadku. [...] Sądzę także, że oprócz życia społecznego człowiek ma w sobie do załatwienia wiele istotnych rzeczy i artysta, który nie ma zupełnie pretensji, aby jego sztuka wpływała w bezpośredni sposób na życie społeczne, może przez to samo, że stworzy siebie jedynie jako artystę, stać się elementem posiadającym w ogólnym rachunku wartość społeczną. Uważam, że poza stosunkiem swoim do społeczeństwa człowiek ma siebie samego dla siebie samego i o te najistotniejsze wartości powinno mu przede wszystkim chodzić.Nie pan mnie będzie uczył o metafizycznych głębiach natury ludzkiejprzerwał Mag. [...] Sądzę tylko, że człowiek tworzy siebie jedynie w stosunku do wielkich zagadnień i świadome pozbawianie siebie możności rozstrzygania w sobie wielkich problemów uważam za wewnętrzną zbrodnię. [...] Nie chodzi mi koniecznie o to, żeby pan rzucał bomby albo zajmował się agitacją czy został posłem. Chodzi mi o to, żeby nie tracić związków wewnętrznych ze społeczeństwem, w którym się żyje, bo to jest zgubnym dla całego wewnętrznego życia danej jednostki. Boję się, czy ta rozpowszechniona u nas obojętność nie jest chorobą nieuleczalną.Sądząc po mnie, tak to wyglądaodpowiedział z nienaturalnym smutkiem Bungo.

W dwadzieścia lat później autor i bohater 622 upadków Bunga napisze we wstępie do Narkotyków:

Ponieważ tzw. swobodną twórczością, to jest tzw. śpiewaniem ptaszka na gałęzi, nic dla społeczeństwa i narodu zrobić nie mogłem, postanowiłem po szeregu eksperymentów zwierzyć się ogółowi z moich poglądów [...]. Może i ta praca (z powodu pewnego tonu w sformułowaniu gorzkich prawd) potraktowana będzie humorystycznie lub negatywnie, jak moja estetyka, filozofia, sztuki sceniczne, istotne portrety, dawne kompozycje itp. swobodne wytwory. Oświadczam oficjalnie, że piszę poważnie i chcę wreszcie coś bezpośrednio pożytecznego zdziałać, a na idiotów i ludzi nieuczciwych sposobu nie ma, jak to w ciągu mojej dość smutnej działalności miałem sposobność przekonać się.

A więc jednak. Jakże by się cieszył sędziwy Mag Childeryk, gdyby mógł dożyć tej chwili! Nieuleczalny z pozoru (choć w dniach ich pamiętnej dyskusjiz przekonania) Bungo po jego stronie barykady! Na tak mu wrażych społecznikowskich pozycjach... Czy uznał wreszcie, że stworzył się już sam dla siebie (jako artystarzecz jasna), czy może z wiekiem przybyło mu mądrości i doświadczenia, a może po prostu odezwały się w nimsięgające tradycji wielu pokoleńWitkiewiczowskie geny?

Jedno jest pewne: Mag Childeryk mógł się cieszyć swoim zwycięstwem zza grobu. Jego pałeczka została przejęta. Wbrew wszelkim oczekiwaniom i tylekroć za życia zawodzonym nadziejom, wyrodny z pozoru syn swojego ojca i uczeń Mistrza Mroku Gwiazd pojął siebie w związku ze społeczeństwem, odnalazł z nim wewnętrzne związki, poczuł obowiązek zajmowania się losami narodu, zechciał wreszcie stanąć na czele i zdecydował prowadzić.

Tak. Ale dlaczego, jak, kogo i dokąd?

 

PRÓBA rekonstrukcji dziejów Stanisława Ignacego Witkiewicza w latach 1914-1918 wciąż jeszcze przypomina problem owej sławetnej skrzyni z jego rękopisami, która jakoby przetrwała nawet piekło powstania warszawskiegorozgrabiono ją dopiero po wojnie, a z zespołu tego nie odnalazł się dotychczas żaden rękopis. Co było w owej skrzyni?Wiele rozpraw filozoficznych, szkiców, polemik, obszerne studium obyczajowospołeczne Niemyte dusze, przeszło trzydzieści dramatów i proza powieściowaodpowiada we wstępie do bibliografii Witkacego Piotr Grzegorczyk. A co z kuferkiem życiowych doświadczeń Witkiewicza z lat 1914-1918? Co wiemy o jego zawartości, czego możemy się domyślać, jakie fakty i zdarzenia z życia australijskiego rozbitka na petersburskim bruku możemy chcieć mu wmówić w braku informacji o rzeczywistych zdarzeniach i faktach?

Nie miejsce tu na rozkładanie owego puzzlea z kompletu kawałeczków, których zaledwie kilka dotarło do naszej wiadomości. Odnaleźć je można we wspomnieniach tych, którzy Witkacego w Rosji spotykali, i tych, którym epizody swego życia z tych lat opowiadał, parę fragmentów obrzeża układanki zawartych jest w Aneksie Listów do syna Stanisława Witkiewicza, kilka centralnych w Niemytych duszach. Za mało, żeby rozdział pt. Witkacy w Rosji napisać. Wystarczya świadectwem jest tu cała twórczość S. I. Witkiewicza, od przedwojennego debiutu literackiego, jakim są Upadki Bunga, do starszych o całe ćwierćwiecze, ostatnich w jego dorobku, Niemytych duszżeby stwierdzić na pewno: klucz do Witkiewiczowskiej transformacjiGenezyp Kapen obiit, Witkacy natus estjego nawrócenie na Maga Childerykowe drogi (z którym zresztą wespół chadzali po Moskwie w owych latach i zachwycali się Picassem w Galerii Szczukina) dokonało się tam właśnie, w oku cyklonu rozpętanej historii, zmieniającej bieg XX wieku. Pisałam już o tym we wstępie do Upadków Bunga: Lata 1914-1918, a więc egzotyczna podróż z Bronisławem Malinowskim u progu wybuchu I wojny światowej, wojna spędzona w Pawłowskim Pułku Lejbgwardii, wreszcie Rewolucja Październikowa, stały się dla autora Upadków Bunga tą lekcją życia, w której młodzieńczy jego światopogląd oszlifowany został przez zupełnie nowe problemy. Nie zagubiwszy najgłębszej swej wiary w formalną sztukę i ontologiczną metafizykę pojmuje ją dotąd odmiennie niż dawniej. Nie tylko jako cel sam w sobie [...], ale i jako jedyne narzędzie ocalenia tego Istnienia, postawionego wobec rzeczywistości, w której rządzi historia i jej prawa. Prawa te ujrzał i sformułował w sposób szczególnywidmo nieuchronnej katastrofy ludzkości jako zbiorowiska jednostek unosi się nad prywatną jego historiozofią [...]opóźnić jednak tę katastrofę, szukać dróg wyjścia, oto cel godny całego dalszego życia. Tym samym odnalazł Witkiewicz swoją własną drogę do społeczeństwa, przed którym takpozorniesię bronił. Stworzywszy siebie jako artystę, będzie odtąd nie tylko elementem posiadającym w ogólnym rachunku wartość społeczną, lecz i propagatorem swej wiary, jako jedynej deski ratunku dla tego społeczeństwa, które na jego oczach, jak ongiś Bungo, coraz głębiej zapada się w życie pozbawione metafizycznych perspektyw.

Oto zarazem i pierwsza z pośrednich odpowiedź na pytania: dlaczego i dokąd?

 

WITKIEWICZOWSKA tradycja, Witkiewiczowskie geny... W tym samym roku, w którym Witkacy pisze swoje Niemyte dusze, jego ciotka, Maria Witkiewiczówna, wydaje u Gebethnera Wspomnienie o Stanislawie Witkiewiczuosnutą wokół postaci brata Sagę Rodu. Spotykają się na kartach tych wspomnień postacie: na poły legendarnego JanaWallenroda (o którym nie bez szacunku i dumy pisze w Niemytych duszach jego stryjeczny wnuk) i jego brata Ignacego, marszałka szlachty z Poszawsza, który dwóch swoich synów posławszy w powstanie 1863 r. sam w końcu życiem przypłacił syberyjskie wygnanie, wspaniałej żony IgnacegoElwiry z Szemiothów (dwaj jej bracia powstańcy z 1831 r., umierają na wygnaniu w Wołogdzie), przez ciotkę Billewiczową spokrewnionej z Piłsudskimi, która gorejąc ogniem wiary i chęcią czynu była prawdziwą duszą powstania styczniowego w powiecie szawelskim i równie mężną towarzyszką męża w zesłaniu, wreszcie ich dziewięciorga ocalałych dzieci, z których jak na morzu dziewiąta fala uderzająca o brzeg jest najsilniejsza, najwspanialsza, tak i dziewiąte dziecko z kolei urodzoneStanisławstał się nie tylko ucieleśnieniem wszelkich rodzinnych ideałów i tradycji, lecz otoczył nazwisko nowym blaskiem: czynu rozumu...

A więc czyn, przede wszystkim patriotyczny, lecz także pozytywistyczny, w ramach pracy u podstawczyn intelektualny na radykalnych oparty poglądach. W wychowawczej praktyce Witkiewiczaojca odbijający się w następujących wezwaniach: Musimy iść naprzód, mój złoty!

Trzeba stawiać sobie cele poza rogatkami życia. W koncepcjach umysłowych sięgać w nieskończoność, w pojęciach społecznych iść do ostatnich krańców wszechmiłości. Niech się ciebie nie czepiają żadne zacieśnienia kastowe, żadne uprzedzenia fachowe, żadne drobne egoizmy jednostkowe ani klasowe. Ustrój społeczny, na który powinno się godzić, powinien iść dalej niż marzenia socjalistów dzisiejszych. Na to, co jest i co długo jeszcze będzie, patrz jak na przechodnią chwilę rozwojową. Żyj w przyszłości. Stój ciągle na wirchu, z którego widać najdalsze horyzonty i szykuj skrzydła myśli i czynu do lotu poza nie. Da ci to wielką miarę do poznawania ludzi i oceniania wartości ich czynów. I jakby antycypując synowskie doświadczenia z lat wojny pisze w roku 1905: Ja jestem poruszony i przejęty tym, co się dzieje w Rosji. [...] Bardzo bym chciał, żebyś się tym zainteresował, żebyś uczył się żywej historii. Teraz, kiedy wre w tym kotle masowego życia, historia w sposób wyraźny i jasny wykłada swoje prawa. [...] Udział w wielkich wypadkach powiększa dusze, odrywa od małych i marnych, egoistycznych, ciasnych interesów i płytkich przyjemności. [...] Chciałbym, żebyś stanął na najradykalniejszym stanowisku, to jest na stanowisku absolutnej sprawiedliwości społecznej, która jest wcieleniem jedynej wartej czci siły łączącej ludzkośćmiłości. Z dzisiejszych ustrojów społecznych nie może zostać nic. Są to podłe, smrodliwe, pełne ciemnych nor, w których lęgnie się zbrodniabudyte tak zwane gmachy społeczne. Z tym trzeba walczyć z całą bezwzględnością! Jak?Przede wszystkim być absolutnie dobrym człowiekiem, a potem cokolwiek dobrego robićmalować cudowne obrazy czy rozwozić bułki po Zakopanem albo gnój oskidować, byleby mieć wzniosłą duszęto wszystko, co stanowi istotną mądrość życia.

Jak reagował na to młody Witkacy, możemy się domyślać tylko pośrednio. Nie mam ciebie ani za kretyna, ani za brutala, jak Ty mówisz, mam, przeciwnieza coś całkiem innego i dlatego Ci robię takie uwagimonituje Witkiewicz w odpowiedzi na synowską butadę:...Antagonizm między mną a Tobą zdaje się będzie trwał zawsze, bo polega na zupełnie innej podstawowej organizacji, mianowicie na pojęciach współczucia, współżycia i innych rzeczy zaczynających się od współ. Sam widzi to jaśniej i prościej: moja nieautorytetność dla Ciebie wynika z głębokiego niegodzenia się Twego na mnie. Stąd też wynika to że współczuwać mnie i współżyć ze mną nie możesz...

W istocie. Współczuwać i współżyć nie mogli. A jednak mimo niewątpliwego antagonizmu wynikającego z zupełnie innej podstawowej organizacjiczytaj: charakterukonflikt okazał się być pozorny nie tyle merytorycznej, co terminologicznej natury. Wystarczy podmienić ojcowską duszę i czucie na synowski intelekt i świadomość, by otrzymać nie tyle romantyczną opozycję postaw czucia i wiary z szkiełkiem i okiem, bo nie o postawy tu chodzi, co odmienne nazwanie środków do tych samych celów wiodących. A że cel główny: zjadaczy chleba w aniołów przerobićteż sformułowany został w romantyzmie? A cóż nam przeszkadza nazwać Witkacego Ostatnim Wielkim Romantykiem Polski Odrodzonej co tylko z pozoru brzmi paradoksalnie...

 

BYŁEM niegdyś fighting manemczłowiekiem bojowym par excellencemiałem idee i chciałem o nie walczyćnie było gdzie i z kim. Bynajmniej nie sprzeniewierzyłem się moim ideom (Czysta Forma w malarstwie i w teatrze i reforma artystycznej krytyki), tylko przyszedłem do przekonania, że są one, w każdym razie obecnie, nie na czasie i że może w ogóle minął dla nich ich czas. To co twierdziłem jeszcze przed wojną [...], że sztuka ginie, dzieje się na naszych oczach, a wobec tego czy będzie i jaka będzie krytyka artystyczna w moim znaczeniu to jest krytyka formalna, jest bez znaczenia. Co innego, jeśli rzecz idzie o literaturę nie jako sztukętam jest jeszcze coś do powiedzenia i może jeszcze się na ten temat wypowiem. Obecnie jestem stosunkowo pogodnym osobnikiem lat średnich, który o żadnych wyczynach w wielkim stylu już nie marzy i pragnie jako tako skończyć to życie, któregodotąd przynajmniejmimo klęsk i niepowodzeń, nie żałuje...

Fighting man to także Witkiewiczowska spuścizna. Charakteryzując swoją Sztukę i krytykę u nas Stanisław Witkiewicz pisał: Książka ta jest historią walki o niezależne stanowisko sztuki w dziedzinie ludzkiej myśli i o niezawisłość indywidualności w sztuce. Jest ona nie tylko historiąona sama jest jedną wielką bitwą. Każdy jej wiersz, każda stronica są napaścią lub odbiciem ataku przeciwnika, tj. pewnej estetycznej doktryny, która panowała wszechwładnie w polskiej krytyce sztuki, w polskiej estetyce. Podchwytując tę tonację pisze też Maria Olszaniecka we wstępie do swojego wydania Sztuki i krytyki o strategii ataków, metodach i celach poszczególnych bitew, pomniejszych potyczkach, historii walk i szczęku oręża.

A przecież oręża swego dobywał Witkiewicz nie tylko w sprawach artystycznych.Ja tu uczyniłem mąt. Napisałem artykuł pt. Bagno, o stosunkach stacji klimatycznej. Nie można było wytrzymać. Panowanie kanalii zbliża siętrzeba było zareagować. [...] Prawdopodobnie mnie potem powieszą! Potem przyszło Chrześcijaństwo i katechizm, Dziwny człowieknaładowany jak prochem tysiącem polemicznych wypadów we wszystkie możliwe kierunki, IV rozdział Matejki, bapod maczane w ukropie pióro Witkiewicza dostaje się nawet straż ogniowa w Zakopanem, nie mówiąc już o prochach Słowackiego...

Czemu choć trochę nie umityguje swoich napaści w krytyce, czemu taki krańcowy w poglądach, czemu choć trochę nie jest kompromisowyubolewa w trosce o dobre imię, dostatek i sławę swojej dziewiątej fali rodzina. Ale też zaraz dodaje: Pragnienia te ludzi, którzy go niby kochali, obdarłyby Witkiewicza ze wszystkiego, co było jego najwyższą wartością; byłby to może bardzo miły, spokojny pan nie brużdżący nikomu, ale to nie byłby Witkiewicz...

Syn swojego ojca był również Witkiewiczem.

 

CZY jest możliwe w jakim cywilizowanym kraju, aby ktoś musiał walczyć o wyższy poziom literatury i krytyki artystycznej i aby był przez dwanaście lat tej walki albo ignorowany, albo gnębiony bez wyboru środ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin