281 V Pomiędzy współczesnymi Bolesławowi Krzywoustemu nie ma jednego z panujšcych, który by z nim szlachetnociš charakteru stał na równi. Zbigniewowi podobnych, równie jak on nieudolnych a jak on panowania chciwych, znajdujemy wielu. Po jawnej prawie zdradzie i owym nasadzeniu Pomorzan, z których zasadzki cudem się udało ujć Bolesławowi, Zbigniew musiał się wyrzec pozoru uległoci dla brata i poczšł występować przeciw niemu otwarcie. Pomorzan i Prusaków miał za sobš, rachował może i na pomoc z czeskiej strony. Zaczęto z popiechem cišgać ludzi i uzbrajać grody: Gniezno, Spicymierz, Łęczycę. W Kaliszu naprędce nowš twierdzę wzniesiono. Sobiejucha, dogodny do pochlebstw, potakiwania i drobnych posług, nie na wiele się zdał panu swemu. O innych myleć trzeba było sposobišc się do wojny. Potajemnie cišgnięto obietnicami wielkimi dowódców kilku, którzy się w dawnych wojnach wsławili, a na Mazowszu posiadłoci mieli. Dwór Zbigniewów innš teraz przybierał postać. Gnuna nisza ustšpiła niespokojnym przygotowaniom. Najemni wodzowie wmawiali w nieudolnego a chciwego władzy księcia, że łatwo pokona brata, gdy przeciw niemu z całš wystšpi siłš. Pomorcy, Prusacy, Czechy mieli ze wszech stron na dany znak oskoczyć Bolesława zajmujšc ziemie jego; wojska Zbigniewa, poparte przez nich, dokonać reszty i osaczonego obalić. Ksišżę płocki podniecany roił już pewne zwycięstwo i panowanie przyszłe nad Polskš całš. Cesarza miał lub spodziewał się mieć za sobš. Otwarto skarbiec na zacišgi nie żałujšc na nic. Gniezno i Płock roiły się zewszšd cišgajšcym ludem. Zewszšd biegły doniesienia do Krakowa i Wrocławia o gronym niebezpieczeństwie. Z Czech wygnany Borzywój z młodym bratem Sobiesławem, którzy na próżno żebrali pomocy u cesarza Henryka V, a nie mieli już czym opłacić, chronili się teraz na dworze Bolesława. Przyjęcie i wzięcie ich strony cišgało nienawić, zemstę panujšcego w Czechach wiatopługa. Bolko zagrożony całe swe siły gromadzić musiał, ażeby podołać temu, co nań nagle spadało. W zdradę brata o takiej godzinie nie chciał wierzyć, choć była jawnš, potrzebował mieć jej dowody. Jeszcze więc raz postanowił wyprawić posłów do Zbigniewa, choć wszyscy tę powolnoć ganili. Wybrano ich dwu, a że Skarbimierz potrzebnym był wojsku, ofiarował się stary Wojsław z młodym Pietraszkiem Żemłš, jednym z drużyny Bolesława, cudownie ocalonym pod Niemirowcami. Bolesław kazał im popiesznie i stanowczš przynieć odpowied. Tym razem posłowie otwarcie powiedzieć mieli Zbigniewowi, że nieudolnym się okazawszy do panowania winien był bratu posłuszeństwo. Zagrażano mu odjęciem dzielnicy, o której obronie i teraz, jak wprzódy, nie mylał. Wojsław z towarzyszem ruszyli natychmiast do Gniezna i tu zastali Zbigniewa. Zmieniony był wielce pan ów od czasu, jak otucha w serce jego wstšpiła. Znaleli go siedzšcego w podwórcu, na pół uzbrojonego, otoczonego rycerstwem i udajšcego rycerza. Urosła w nim buta mieszna. Dwór krzykliwy, grajki, muzyka, zgraja włóczęgów pocišgana zewszšd nie odstępowała go na chwilę. Marka teraz zastępował Benno, Niemiec sprowadzony dla dowództwa nad wojskami, która się zbierały. Niemłody awanturnik ten czynniejszym był nad Marka a niemniej nad niego chełpliwym. mamił pana swojego wymiewaniem tego wszystkiego, co w Polsce spotykał, szczególniej Bolkowego rycerstwa, przeciw któremu się straszliwie i zuchwale odgrażał. W towarzystwie Przemka, knezia pomorskiego, Czechów kilku i Horna zastał przybywajšcy Wojsław księcia zawczasu rozkazujšcgo otršbywać swe przyszłe zwycięstwo. Benno lekceważeniem nieprzyjaciela serca mu dodawał. Gdy mu posłów od Bolka oznajmiono, rzucił się zrazu, jakby strachem ogarnięty, Zbigniew z ławy; chciał ujć, aby się namylić, lecz za póno już było. Wojsław nadchodził, a Benno męstwo w nim krzepił. - Miłociwy ksišżę - rzekł - każcie im zaraz przystšpić i krótkš dajcie odprawę. Stanšli ostro? Nie ma co już oszczędzać ich i o zgodzie mówić... Wojna nieunikniona, im prędzej, tym lepiej! Drudzy potakiwali także. Zbigniew jednak do izby wszedł, dworowi kazał stanšć i dopiero posłów, dopominajšcych się pieszno posłuchania, wpucić polecił. Wojsław, Żemła i kilku z drużyny ich stawili się przed księciem. Już z twarzy Zbigniewa znać było, że inne wiatry powiały; siedział zaperzony, gniewny, zły, dumny, nie tajšc się niechęciš, z jakš przybyłych przyjmował. Wojsław, człek ciężki i powolny, nie łatwo się dawał ustraszyć; pokłoniwszy się księciu rzekł: - Miłociwy ksišżę! Dopraszam się, czybym poselstwa nie mógł sprawić na osobnoci, bo mam twarde do wypowiedzenia słowa. Jam ci do nich przywykł od mego miłego braciszka! wybuchnšł Zbigniew. - Mówcie, co macie, posłucham; będę wiedział, co czynić. - Miłociwy pan nasz, ksišżę Bolko - odezwał się Wojsław zwolna - po raz ostateczny wzywa was ku pomocy i wspólnemu wojowaniu z nieprzyjacioły. - Przeciw komu? - odezwał się ksišżę. - Naprzód Pomorców, pogaństwo podbić trzeba i zniszczyć. Dopóki tam krzyża nie zatkniemy, póki do Retry i Arkony zewszšd lud biegać będzie, ani u nas się chrzecijaństwo nie ostoi, ani spokoju mieć nie możemy. Zbigniew głowš potrzšsł pogardliwie. - Pomorców trzeba sojuszom pocišgnšć a nie siłš - rzekł. - My im rady nie damy. Nie pokonało ich cesarstwo. - Cesarz miał wielu innych nieprzyjaciół i zachodów - mówił Wojsław - ziemie te z prawa do nas należš z dawien dawna, nasze sš! Po Pomorcach Borzywojowi pomagać musimy. - Jemu?! - krzyknšł Zbigniew. - Ja?... Jemu?! Borzywoja znać nie chcę! - Zatem z nami nie trzymacie i jestecie przeciw nam? odezwał się Wojsław. - Ja tak dobry jak i Bolko - przerwał Zbigniew. - Dlaczego ja mam ić z nim, nie on ze mnš? Ja starszym jestem. - Miłociwy ksišżę - poczšł powoli Wojsław. - Oto już lat bodaj pięć dobiega, jak czekamy, abycie zbroję wzięli i oręż, a szli wojować. Trudno było ić z wami, gdycie się ruszyć nie chcieli. - Czy z tym was tu w poselstwie wysłano, abycie mi plwali w oczy na moich mieciach?! - zawołał Zbigniew ze złociš. - Nie! Ale żebym powiedział prawdę i żšdał od was prawdy - odparł powolnie i cierpliwie Wojsław. Ksišżę zwrócił się do stojšcego przy sobie Benna i miać się do niego poczšł szydersko. - Hę?... Prawdy ci się zachciało, ty stary wieprzu! Będziesz jš miał, gdy ci powiem, że pluję na pana twego, tak jak ty na mnie, a za słowa, które mi miał rzec, pójdziesz do ciemnicy! Skinšł rękš na swoich. - Posłem jestem. - rzekł nie zmieszany Wojsław spokojnie.. - Ty! Ty szpiegiem jeste, nie posłem! - zakrzyczał ksišżę. - Przyszedłe, aby mnie podpatrzyć i zawieć wiadomoć, gdzie i jakš mam siłę! Wiedzże tę prawdę, że pójdę na was, na Bolka! A Czechy, Pomorcy i Prusacy pójdš ze mnš!... Pójdę, zgniotę go, upokorzę i rzucę pod stopy moje!... Rozumiesz? To mówišc wstał wzburzony gniewem tym większym, że Wojsław patrzał mu w oczy miało, nieulękniony wcale, choć na skinienie Zbigniewa wystšpili zaraz pachołkowie i poselstwo otaczać poczęli, cisnšć je precz ku drzwiom. - Do ciemnicy ich zamknšć i strzec! Szyjš mi za nich odpowiecie! - dodał ksišżę do jednego ze starszyzny. - To moja odpowied miłociwemu bratu! Posłowie i ich drużyna stali gromadš miejsce zajmujšc aż do progu. Gdy na skinienie księcia obejmować ich chcieli pachołkowie, Żemła się zwolna cofnšł za swoich aż do wyjcia, wybiegł szybko przez drzwi otwarte, dopadł koni stojšcych w podwórzu, siadł na swojego co prędzej będšc pewien nóg jego i jak strzała pucił się ku bramie. Nim miano czas dostrzec ucieczkę i rozkazać w pogoń ić za nim, już się odsadził daleko. W kilka minut dopiero Benno, opatrzywszy się, skoczył na dziedziniec wołajšc na ludzi, aby zbiega gonili; lecz nim się zebrali do koni, Żemła był na podzamczu, wpadł pomiędzy domy i dobiwszy się do zaroli, ogrodów, opłotków, szop, które tu stały gęsto, znikł między nimi. Nie wiedziano nawet, w której stronie go szukać, a i pytać nie było kogo, bo na drożynie od pól mało ludzi było. Chociaż Wojsław i reszta poselstwa uwięziona została, było komu Bolkowi opowiedzieć o ich losie i o jawnym wystšpieniu Zbigniewa przeciw niemu. W Krakowie niecierpliwie czekano na wieci. Bolko był włanie powrócił z Kola, zamek zastał pełen goci; przyjmował tecia swojego, wiatopełka kijowskiego, mnogo z nim przybyłych Rusinów i Czechów. Radzono o gotujšcej się wojnie, gdy Żemła przypadł sam jeden, odarty, na koniu wychudłym, znękany długš i piesznš drogš, przywożšc wiadomoć o poselstwie. Pobiegła zaraz czeladż dać znać panu, który że z goćmi swymi na wielkiej izbie w zamku siedział, natychmia...
edmund144