Modlitwa jest dialogiem, rozmową przyjaciół po wielokroć powtarzaną. To przede wszystkim Bóg do nas pierwszy mówi. Jego trzeba słuchać, aby potem Mu odpowiedzieć.
Mniej modlitw, więcej modlitwy
Z o. dr. Włodzimierzem Tochmańskim, karmelitą bosym, wykładowcą Wyższego Seminarium Duchownego Karmelitów Bosych i Karmelitańskiego Instytutu Duchowości – rozmawia Piotr Chmieliński
Piotr Chmieliński: – Co powiedzieć osobie, która narzeka, że modlitwa nie daje jej już takiej satysfakcji jak kiedyś i jest wielkim trudem?
O. Włodzimierz Tochmański OCD: – Różne trudności z modlitwą przeżywa chyba każdy. Należy je potraktować bardzo spokojnie i nie rezygnować z modlitwy wtedy, kiedy nie przychodzi nam ona łatwo. Na początku życia duchowego Bóg daje człowiekowi na modlitwie „duchowe cukierki”. Są to różne emocjonalne doznania, uniesienia, fascynacja pięknem liturgii, itp. Taki stan nie trwa jednak długo, bo Bóg pragnie, abyśmy byli z Nim niezależnie do tego, czy to nam sprawia radość, czy nie. W okresie uczuciowej fascynacji modlitwą należy pamiętać, że ten czar „miesiąca miodowego” kiedyś minie. Jednak nie trzeba tego przyspieszać, skracać, ale po prostu trwać na modlitwie. Musi to być czas dobrze przeżyty, pozwalający Bogu na działanie. On sam zadecyduje, kiedy i jak naszą modlitwę wprowadzić w nowy etap.
– Jak to przejście do nowego etapu może konkretnie wyglądać?
– W ten sposób, że człowiekowi przestanie już wystarczać tylko samo formalne odmawianie modlitw. Człowiek, który ograniczałby się tylko do suchego odmawiania modlitw, nie wzrośnie raczej w wierze. Modlitwa zasadniczo nie polega na odmawianiu. Często powtarzam: „mniej modlitw, więcej modlitwy”, „mniej odmawiania, więcej słuchania”. Modlitwa jest dialogiem, rozmową przyjaciół po wielokroć powtarzaną. To przede wszystkim Bóg do nas pierwszy mówi. Jego trzeba słuchać, aby potem Mu odpowiedzieć. Ważna jest tutaj postawa otwarcia na działanie Boga i nie poleganie na swoich siłach czy formułkach. To pomaga także w otwarciu się na dar kontemplacji.
– Czym jest kontemplacja?
– Mówiąc najprościej, w szerokim tego słowa znaczeniu, jest to rozważanie w miłości sercem i umysłem (wolą i intelektem) spraw Bożych. Ale także branie następnie od Boga jak najwięcej sił duchowych do przełamywania własnych słabości i ułomności. Kontemplacja oblicza Chrystusa pomaga bowiem przetrwać trudy życia czy znoszonych wyrzeczeń. Tego bardzo często chrześcijanie nie wykorzystują, tzn. mają możliwość wykorzystywania w życiu siły Bożej łaski, ale tego nie czynią. Kontemplacja jest wielkim darem Boga dla całego Kościoła. Nie tylko dla osób zakonnych, kapłanów czy liderów życia duchowego, ale naprawdę dla wszystkich. Możemy modlić się w każdym miejscu i w każdym czasie. Sercem i umysłem. To są główne władze duchowe człowieka. I to modlitwa właśnie sercem i umysłem jest podstawą. Posłużę się tutaj metaforą samochodu. Żeby ruszyć, trzeba najpierw uruchomić silnik. Tak samo z modlitwą. Zanim zacznie się warkot rury wydechowej, jaką są modlące się usta, trzeba najpierw zapalić silnik, czyli serce. Od tego zaczynamy. Z Bogiem spotykamy się przede wszystkim w swojej duszy, która jest zbudowana na obraz Boży. Chciałbym tu podkreślić, że do modlitwy trzeba się przygotować. Trudno się będzie modlić człowiekowi, który żyje w nieustannym hałasie, zabieganiu, zabawie. Całe życie ma przebiegać w klimacie modlitwy. Jeżeli żyjemy w przyjaźni z Bogiem, jesteśmy w stanie łaski uświęcającej, to wtedy modlitwa będzie łatwiejsza i szybciej zrozumiemy, co Bóg do nas mówi. Łatwiej także będzie nam zachować postawę wierności modlitwie, np. podejmowania jej o określonej porze. Nie dopiero wtedy, kiedy przed snem jesteśmy już zmęczeni, ale wcześniej, jak jeszcze mamy życiową energię.
– Czyli warto ustalić sobie taką regularną porę modlitwy i być jej wiernym?
– Oczywiście! Bóg ceni sobie, że dajemy Mu 100% czasu. Nie tylko w biegu, pociągu, metrze, ale w miejscu i czasie wcześniej zaplanowanym. W praktyce Karmelu jest to czas przed kolacją. Dzisiaj zauważamy ludzi modlących się koło południa i o 15.00. Ale również godziny poranne są świetną okazją do wielbienia Boga. Systematyczna modlitwa poranna powinna być takim rozradowaniem się w Bogu, uwielbieniem Go za kolejny dzień, uświadomieniem sobie, że On mnie kocha.
– Niestety, człowiek świecki rano ma właśnie najmniej czasu na modlitwę. Trzeba dzieci wyprawić do szkoły, męża do pracy...
– To po wyprawieniu jednego i drugiego można usiąść spokojnie na modlitwie. Chyba, że też się idzie do pracy. A może wypadałoby wstać 10 minut wcześniej. Bez przesady, dzień jest długi i człowiek tak naprawdę ma bardzo dużo czasu, tylko często nie umie go wykorzystać, zagospodarować „po Bożemu”. Jeżeli człowiek zacznie praktykować systematyczną modlitwę, to szybko przyjdą owoce. I wcale nie musi być to długa modlitwa. Św. Teresa od Jezusa, Doktor Kościoła, mówiła: „Medytuj 15 minut dziennie, a ja ci obiecuję niebo”. Ten kwadrans jest nie tylko środkiem do osiągnięcia nieba, ale człowiek już teraz, na ziemi, może przeżywać zjednoczenie z Bogiem.
– Jaka jest różnica pomiędzy medytacją a kontemplacją?
– Medytacja to bardziej działanie człowieka. Jest to rozważanie Słowa Bożego, trwanie w Bożej obecności. Natomiast kontemplacja jest bardziej działaniem Boga. Tzn. ja się otwieram na to Boże działanie i na dary, które Bóg, jeżeli widzi moją dyspozycję, wlewa w moje serce.
– Jakie mogą być to dary?
– Bardzo różne. Np. to, że swoją codzienną pracę wykonuję z większym spokojem, radością i starannością, z większym zawierzeniem Bogu.
– Czy doświadczenie głębokiego życia duchowego jest dziś udziałem wielu ludzi świeckich?
– Człowiek świecki wcale nie musi być zeświecczony, pozbawiony łaski czy żyjący na marginesie życia duchowego. I rzeczywiście wielu świeckich prowadzi głębokie życie duchowe. Jednak „boją się” z tym ujawniać publicznie, najwyżej w konfesjonale czy przy jakieś rozmowie. Czasami przeżywają różne kryzysy, ale nie umieją ich rozwiązać. I tu jest problem, bo nieumiejętnie rozwiązany kryzys, nie przeżyty w perspektywie nadprzyrodzonej, nie pozwala na rozwój życia duchowego. Tymczasem często to sam Bóg „wywołuje” pewne kryzysy, braki, problemy, po to, aby człowiek jeszcze bardziej otworzył się na Jego działanie i Jemu zaufał, a nie sobie.
– Jakie kryzysy ma Ojciec na myśli?
– Może to być zdrada małżeńska. Człowiek przeżywa jakieś ogromne zranienie zdradą współmałżonka. Początkowo nie potrafi przebaczyć. Dopiero po paru latach otwiera się na łaskę przebaczenia i odkrywa, że jest ono jednym z filarów moralności chrześcijańskiej. Samemu doznawszy przebaczenia od Boga, może przebaczyć współmałżonkowi. Sytuacją ewidentnie kryzysową, która może nas zbliżyć do Boga, jest doświadczenie ciężkiej choroby, cierpienia. To jest często sytuacja, tajemnica, której teraz nie rozumiemy, ale ona stanie się jasna w perspektywie wieczności. Spójrzmy na osoby, które zginęły lub zostały ranne w atakach terrorystycznych, zamachach, trzęsieniach ziemi. Te wydarzenia każą nam się zastanowić, czy my, których cierpienie nie dotknęło tak strasznie, jesteśmy solidarni z tymi, którzy cierpią. Chrystus przez Swój krzyż uczy nas solidarności z cierpiącymi. Ta solidarność oczywiście powinna się wyrażać także w materialnej pomocy, ale przede wszystkim w postawie przyjmowania i zgody na takie cierpienie, jakie Bóg da. Nasze cierpienie ma sens i wielką wartość tylko wtedy, kiedy włączamy je w krzyż Chrystusa, w Jego eucharystyczną Ofiarę miłości.
– Załóżmy, że któryś z naszych czytelników chciałby rozpocząć głębokie życie duchowe, ale nie wie od czego zacząć? Co Ojciec by poradził?
– Dziś Kościół w Polsce daje bardzo wiele propozycji. Są domy rekolekcyjne z 4-letnimi rekolekcjami formacyjnymi o modlitwie, np. w Czernej k. Krakowa, są liczne ruchy, stowarzyszenia z formacją modlitewną, np. Świecki Karmel, naukowe instytuty duchowości, np. w Krakowie czy Poznaniu, ale i w innych ośrodkach, są różnorodne szkoły duchowości, które gwarantują odpowiednią formację duchową, organizują sesje, dni skupienia, kursy, rekolekcje, a nawet indywidualne kierownictwo duchowe. Jest w czym wybierać. Warto skorzystać z którejś propozycji i nie ograniczać się tylko do sporadycznej Mszy św. oraz spowiedzi dwa razy do roku. A może włączyć się trzeba najpierw w parafialne grupy modlitewne, medytacji Słowa Bożego czy przeżywać dogłębnie Eucharystię w swojej wspólnocie parafialnej, w której będzie czas na trwanie w ciszy po Słowie Bożym czy Komunii Świętej. Może warto też wybrać się do jakiegoś klasztoru sióstr karmelitanek bosych, by doświadczyć takiej możliwości. Osoba, która rozpoczyna drogę życia modlitwy, powinna posiadać jakiegoś kierownika duchowego. Sama spowiedź, nawet u stałego spowiednika, może nie wystarczyć. Nie zawsze ma on czas. Ponadto nie każdy spowiednik jest odpowiednio doświadczony w teologii życia duchowego. Zakon Karmelitański przez prawie 6 lat poza nowicjatem wykłada swoim klerykom teologię życia duchowego, co w seminariach diecezjalnych ogranicza się zazwyczaj do jednego – półtora roku. Karmelici bosi prowadzą dziś instytuty duchowości z 2-, 3-letnim cyklem studium dla świeckich. Św. Teresa od Jezusa wolała bowiem mieć spowiedników znających się dogłębnie na sprawach duchowych, niż tylko tzw. „pobożnych”. Staramy się żyć jej inspiracją i innym przekazać nie tylko „contemplanda” – to co się „przekontemplowało”, ale i „contemplationem” – sam sposób modlitwy i kontemplacji.
– Dziękuję bardzo za rozmowę.
orkisz_1956