Tęcza
Autorką bajki jest Pani Elżbieta Safarzyńska. Bajka z Bajdulkowa
Motylek Bielinek przysiadł na ziemi. Opuścił białe skrzydełka, nakrapiane czarnymi plamkami, po czym smętnie pomaszerował w stronę swojej przyjaciółki Biedronki. - Cześć, a cóż to za smętna mina? - roześmiała się Biedroneczka. -Wiesz przecież....-Znowu martwisz się swoim wyglądem? Och, czy nigdy nie przestaniesz, przecież... - ale Bielinek nie słuchał już przyjaciółki, tylko zamachał rozpaczliwie wątłymi skrzydełkami i wykrzyczał najgłośniej jak tylko potrafił:-To chyba Ty nic nie rozumiesz !!! Spójrz na mnie proszę, śmiało- zachęcał robaczka przestraszonego nagłym wybuchem przyjaciela.-Patrzę i...?-I...I nie widzisz jaki jestem! NIJAKI !!! Wątły, mdły, bez wyrazu...-Och, dlaczego nie mogę być jak Rusałka Pawik, Czerwończyk Dukacik, Południca Admirał, albo Paź Królowej...Te kolory, barwy, kontrasty....-Bielinku, liczy się przecież wnętrze...uroda przemija, a nasze dobre czyny zostają...-Wiem, wiem, wiem....Ale ja chcę być widoczny również na zewnątrz. Chcę wzbudzać zainteresowanie, uwielbienie, szacunek, a może i nawet zazdrość...-?-Nic nie mów Biedroneczko, ja już się zdecydowałem. Ja już wiem jak zdobędę, to czego pragnę!!!-Bielinku, tylko nie mów mi, że pójdziesz do Leśnej Czarownicy!!! Dobrze wiesz, że ona nigdy, przenigdy nikomu nie pomaga z dobrego serca...Dobrze wiesz, że jej pomoc ma wiele warunków i że często zmiana jest zmianą na gorsze...-Już postanowiłem- Bielinek machnął jej łapką na pożegnanie i odleciał wprost na spotkanie z Leśną Czarownicą.XXXLeśna Czarownica, przypominała nadgryzioną sosnową szyszkę, chociaż czasami wyglądała jak zeschłe jesienne liście, a inny razem jak lśniący mech...Tak więc dzisiaj wyglądała jak nadgryziona szyszka i małymi, żółtymi oczkami wpatrywała się bystro w Bielinka, który jąkając się strasznie, próbował wytłumaczyć Czarownicy o co mu właściwie chodzi.-No dobrze, już dobrze- nie męcz się dłużej. Wiem już czego ode mnie oczekujesz.-I uda się!!!-Hmm- zamruczała tajemniczo, pogryzając suszone nasionka słonecznika. -Hmm- powtórzyła i przymknęła oczy. Jak zadowolić i jednocześnie ukarać próżnego motylka? Jak uświadomić mu, że nie można mieć wszystkiego, ze nie można mieć od razu tego o czym tylko się zamarzy. -Leć motylku wysoko, gdzie tęcza wielobarwna, napełnij się jej kolorem, nasyć się barwami, a staniesz się najpiękniejszym i...jedynym takim motylem na świecie, ale czy najszczęśliwszym?-Będą na ciebie polować wszyscy kolekcjonerzy motylich wdzięków, więc nie będziesz mógł beztrosko latać z kwiatka na kwiatek, będą dokuczać ci inne, zazdrosne owady, więc nie będziesz widzieć zachwytów w cudzych oczach, no i coś jeszcze....aby kolory nie zblakły, będziesz musiał stale być w pobliżu tęczy, a więc z dala od rodziny i najbliższych...
-Czy jesteś gotowy...?-...ttak- wyszeptał motylek-A więc leć !!!- zawołał Czarownica, a z jej sękatej dłoni wytrysnął snop złotych iskier, wskazujących zdziwionemu motylkowi drogę do tęczy. Jego tęczy. I jest tam do dzisiaj. Lata, fruwa i trzepocze najpiękniejszymi skrzydłami, najbarwniejszego motyla na świecie. Ale czy ktoś go kiedyś widział? Czy ktoś z nim rozmawiał? Czy ktoś ma jego zdjęcie? Jeśli tak, to był to na pewno ten szczęśliwiec, który odnalazł również i garniec ze złotem na drugim końcu tęczy. Bo jeśli mieć szczęście to w każdym calu, a jeśli dokonywać wyborów, to tylko przemyślanych, a jeśli marzyć, to na całego i realizować swoje pragnienia, ale nie za wszelką cenę...Bo cóż nam po tęczy, która będzie tylko naszą własnością...
rose58