Kalejdoskop - Philip K Dick.txt

(3820 KB) Pobierz
Orson Scott Card



Kalejdoskop

(Przekład Ewa Witecka)

Charliemu Benowi,
który potrafi latać

WPROWADZENIE

Nie wierzę w jungowskš "podwiadomoć zbiorowš", a przynajmniej nie w takim znaczeniu, z jakim się zetknšłem. Wierzę jednak, że w większoci sš to wspólne opowieci, które społecznoci ludzkie same tworzš, ponieważ pomaga im to łšczyć się w jednš całoć.
Najważniejszy jest sposób, w jaki okrelamy swojš tożsamoć, nierozerwalnie zwišzanš z naszym odkrywaniem przypadkowoci. Wszystko w przyrodzie opiera się na przyczynie mechanicznej: bodziec A wywołuje reakcję B. Ale niemal zaraz po opanowaniu języka mówionego, uczy się nas całkowicie odmiennego systemu: przyczyny celowej, kiedy jaka osoba angażuje się w zachowanie B, by otrzymać rezultat A. Nieważne, czy wynikiem był rezultat X lub Y, a nie A. Kiedy chodzi o ocenę ludzkiego zachowania, szybko się uczymy, że najbardziej liczy się opowieć o celu zachowania jakiej osoby.
Na pewno znacie zdania będšce ocenš moralnš: "Dlaczego to zrobiłe?", "Nie chciałem tego zrobić", "Ja tylko próbowałem cię zaskoczyć". "Chcesz mnie poniżyć przed wszystkimi?" "Ja zaharowuję się na mierć nie po to, żeby ty mógł wyjć i...". Wszystkie te stwierdzenia zawierajš jakie treci lub zachęcajš do ich tworzenia; to historie o naszym zachowaniu, w które wierzymy, nadajš im wartoć moralnš. Nawet najokrutniejsi lub najsłabsi z nas muszš znaleć co, co usprawiedliwi, a nawet uszlachetni wady naszego charakteru. W dniu, kiedy to piszš, burmistrz pewnego wielkiego amerykańskiego miasta, aresztowany za zażywanie kokainy, naprawdę stanšł przed kamicami i powiedział: "Uważam, że tak ciężko pracowałem dla ludzi, iż nie miałem czasu na zaspokojenie moich własnych potrzeb". Cóż to za opowieć - zażywanie narkotyku przedstawione jako altruistyczne, bezinteresowne zachowanie! W istocie nie chodzi tu wcale o prawdš; sęk w tym, że wszyscy ludzie zajmujš się układaniem opowieci o sobie, tworzšc historie, w które sami chcš wierzyć, historie o nich samych, w jakie - a bardzo tego pragnš - uwierzyliby inni ludzie, historie o innych ludziach, w które sami wierzš, i wreszcie historie o nich samych i o innych, które, jak się obawiajš, mogš być prawdziwe.
Nasza tożsamoć jest zbiorem takich opowieci, w które z czasem sami uwierzylimy. Jestemy bombardowani wymylonymi przez innych historiami o nas samych; nawet nasze wspomnienia filtrowane sš przez opowieci, które sami stworzylimy dla zinterpretowania wydarzeń z naszej przeszłoci. Korygujemy swojš tożsamoć, poddajšc rewizji naszš własnš opowieć o nas samych. Psychoterapeuci-tradycjonalici kładš duży nacisk na ten proces: mylałe, że wybierasz postępowanie X, ale w rzeczywistoci twoim podwiadomym celem było zachowanie Y. Ach, teraz już siebie rozumiem! Ale ja tak nie uważam - sšdzš, że w chwili, gdy uwierzyłe w tę nowš opowieć, po prostu skorygowałe swojš tożsamoć. Nie jestem już osobš, która wybrała postępowanie X, lecz tš, którš co popycha do zachowania Y, choć nawet sobie nie zdaje z tego sprawy. W rezultacie pozostajesz tš samš osobš, która dokonała tych czynów. Tylko twoja opowieć się zmieniła.
Wszystko to zwišzane jest z tożsamociš jednostek, których tragedia polega na tym, że nigdy nie poznajš prawdziwej przyczyny swego zachowania. A jeli nie możemy poznać samych siebie, prawdziwe poznanie innej istoty ludzkiej jest nieosišgalne. W takim razie zachowanie innych ludzi zawsze musi być nieprzewidywalne. A przecież żadna ludzka społecznoć nie mogłaby istnieć, gdybymy nie mieli mechanizmu, który sprawia, że czujemy się bezpieczni ufajšc, iż zachowanie innych ludzi opiera się na pewnych przewidywalnych wzorcach. A te przewidywalne wzorce nie wynikajš wyłšcznie z naszego osobistego dowiadczenia, musimy znać je do pewnego stopnia, wiedzieć, jak postšpi w większoci sytuacji inny członek tej samej społecznoci, zanim jeszcze poddamy go obserwacji.
Istniejš dwa rodzaje opowieci, które nie tylko dajš nam złudzenie rozumienia zachowania innych ludzi, lecz także czyniš wiele, by te złudzenia wydawały się nam prawdziwe. Każda społecznoć ma swojš epikš: zbiór opowieci o tym, co to znaczy być jej członkiem. Historie te mogš się wywodzić ze wspólnych dowiadczeń: czy kiedykolwiek słyszałe dwóch katolików odwołujšcych się do katechizmu lub wspominajšcych zakonnice, które uczyły ich w katolickiej szkole? Mogš też być wytworem wspólnego dziedzictwa, przenoszšcego poczucie tożsamoci społecznej poprzez czas i przestrzeń. Dlatego Amerykanie nie widzš niczego niewłaciwego w nazywaniu Jerzego Waszyngtona "naszym" pierwszym prezydentem, choć żaden z żyjšcych Amerykanów nie był jego współczesnym, a większoć ma niewielu przodków, którzy wtedy żyli. To dlatego Amerykanin żyjšcy w Los Angeles może usłyszeć o czym, co wydarzyło się w Springfield w stanie Illinois lub w Springfield w stanie Massachusetts i powiedzieć: "Tylko tutaj w Ameryce...".
Oczywicie przynależnoć do danej społecznoci nigdy nie jest absolutna. Równie dobrze ta sama osoba mogłaby powiedzieć: "My, mieszkańcy Los Angeles", lub "My, mieszkańcy Kalifornii, na pewno nie jestemy tacy", potwierdzajšc w ten sposób epikę innej wspólnoty. Lecz im ważniejsza jest dla nas okrelona grupa ludzi, tym zwišzane z niš historie wywierajš większy wpływ na formowanie naszego wiatopoglšdu i na kształtowanie naszych zachowań. Mylš, że nie tylko dzieci słuchajš tradycyjnego gderania: "Nie obchodzi mnie, co robiš dzieci innych ludzi. W naszej rodzinie...". Epika każdej społecznoci zawiera starodawne opowieci, które okrelajš, co jej członkowie robiš, a czego nie". "Żaden porzšdny baptysta nigdy by...", "tak jak prawdziwy Amerykanin". A historie, definiujšce tożsamoć jakiej osoby, częstokroć interpretowane sš przez rolš, jakš odgrywa ona w owej społecznoci. "Wszyscy jestemy tacy dumni z ciebie, synu". "To odpowiednia rola dla młodych...". "Po prostu chciałbym (chciałabym), żeby inni młodzi ludzie byli bardziej do ciebie podobni". "Mam nadzieję, że odczuwasz dumę, dajšc taki przykład innym dzieciom". "A teraz każdy pomyli, że my wszyscy Murzyni/Rotarianie/Żydzi/Amerykanie jestemy tacy jak ty!". W ten sposób nie tylko okrelajš nas epickie opowieci społecznoci, do których należymy, lecz także my sami naszym zachowaniem pomagamy je korygować (gdybym miał omówić to zagadnienie szczegółowo, opowiedziałbym o roli obcych w kształtowaniu epiki danej społecznoci oraz o epice negatywnej. Ale jest to tylko esej, a nie ksišżka).
Drugi rodzaj opowieci kształtujšcych ludzkie zachowania tak, abymy mogli razem żyć, uważa się za nie zwišzany z żadnš konkretnš społecznociš. Opowieć ta ma charakter mityczny; ci, którzy w niš wierzš, sš przekonani, iż okrela ona zachowanie istot ludzkich. Historie te nie opowiadajš, jak ten lub inny człowiek zachował się w pewnej sytuacji. Dotyczš one zachowań ogółu w takich wypadkach.
Wszystkie opowieci zawierajš elementy epickie i mityczne. Fikcja literacka i więte księgi sš wyjštkowo dobrze przystosowane do przekazu mitów, ponieważ z samej swej definicji fikcja nie jest zwišzana z jakimi rzeczywistymi ludmi w realnym wiecie, za wyznawcy danej religii uważajš swoje pismo więte za uniwersalnš prawdę, a nie za opis konkretnej sytuacji - tak jak zazwyczaj rozumie się historię. Prawdziwy też, choć niezbyt ważny jest fakt, że zarówno fikcja literacka, jak i więte księgi sš również epikš, odzwierciedlajšcš wartoci i założenia moralne społecznoci, która je wytworzyła - dlatego że ich odbiorcy wierzš, iż owe historie sš uniwersalne i z czasem zaczynajš zachowywać się tak, jak gdyby rzeczywicie takie były.
Lecz nie cała fikcja literacka jest w równym stopniu mityczna. Niektóre powieci mówiš o szczegółach, sš przywišzane do jakiego czasu i miejsca i nawet do jakich postaci w wiecie realnym. Dlatego też powieć historyczna lub współczesna powieć realistyczna z silnym zaznaczeniem miejsca może sprawić, że jej czytelnik powie: "Ci ludzie sš/byli dziwni", a nie posunie się do bardziej enigmatycznej wypowiedzi: "Ludzie na pewno sš dziwni" lub jeszcze bardziej ogólnikowej: "Nigdy nie wiedziałem(łam), że ludzie byli tacy", a nawet do całkowicie bałamutnego stwierdzenia: "Tak, ludzie sš włanie tacy".
Może się wydawać, że fikcja literacka staje się bardziej nieprawdopodobna, gdy oddziela się od możliwych do zidentyfikowania, wywodzšcych się ze wiata realnego wzorców, ale to nie odłšczenie od rzeczywistoci czyni jš mitycznš - gdyby bowiem tak było, wszystkie nasze legendy mówiłyby o szaleńcach. Opowieć nabiera bardziej tajemniczego charakteru wtedy, gdy dotyczy rzeczy i osób przekraczajšcych rzeczywistoć. ródziemie Tolkiena, stworzone we Władcy Piercieni, jest tak bogate w szczegóły, że czytelnicy odnoszš wrażenie, iż zwiedzili jakš rzeczywistš krainę; jednak jest to
kraj, w którym zachowania ludzkie nabierajš ogromnego znaczenia po to, aby skutki moralne (dobre lub złe wybory i działania jakiej osoby) i wydarzenia przypadkowe (dlaczego się zdarzajš; sposób, w jaki działa wiat) stały się bardziej wyraziste. Znajdujemy tam Aragorna, który nie tylko jest szlachetny, lecz także stanowi ucielenienie Szlachetnoci. Podobnie dzieje się z innymi bohaterami: Frodo, z chęciš dwigajšcy ciężkie brzemię, jest uosobieniem takiej postawy życiowej. Natomiast wierny sługa Samwise to personifikacja Służby jako takiej.
W ten sposób możemy najłatwiej badać w fantasy nie ludzkie zachowania, ale samš Ludzkoć. Badajšc, jednoczenie jš definiujemy; a definiujšc, wymylamy jš. Ci z nas, którzy wysłuchali jakiej historii i uwierzyli w jej prawdziwoć (nawet jeli nie wierzymy w przytoczone w niej fakty), zachowujš jš w pamięci i jeli wywarła odpowiednio duże wrażenie, działajš według podanych przez niš wzorców. Ponieważ pamiętam, że oglšdałem Zagładę wiata oczami Sama Gamgee, zdaję sobie sprawę,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin