Jan Himilsbach - Łzy Sołtysa i inne opowiadania.pdf

(662 KB) Pobierz
Łzy Sołtysa i inne opowiadania
łzy sołtysa
i inne
opowiadania
spis treści
1 Łzy Sołtysa 2
2 Baca 2
3 Zima stulecia 2
4 Party przy świecach 2
5 Świca 2
6 Sroka 2
7 Wawa 2
8 W imieniu prawa 2
9 Policmajster Kielak 2
10 Kara Boża 2
11 Dziewczyna 2
12 Ślub w agonii 2
13 Hrabia 2
14 Florka 2
Łzy Sołtysa
W nocy zaczął siąpić drobny deszcz. Tego dnia w celi było ciemniej niż w słoneczne dni. Przez kosz, zawieszony
za kratami do wewnątrz, wpadało niewiele dziennego światła i dlatego zapalono światło. Po zasłaniu łóżek i
porannej toalecie w milczeniu oczekiwali na apel, a potem na śniadanie. Dla Borysa był to ostatni apel przed
opuszczeniem wiezienia. Po śniadaniu otworzono cele i wszyscy z oddziału wyszli na korytarz, ustawili się w
dwójki, przyszli strażnicy i poprowadzili ich do warsztatów. W celi pozostał jedynie Borys. Spakował bez
pośpiechu swoje rzeczy w koc i cierpliwie czekał, aż oddziałowy przyjdzie po niego. Przyszedł około południa.
Tadeusz Nowakowski powiedział oddziałowy.
Tak jest.
Spakowany? Tak jest.
To idziemy.
Borys wziął swój węzełek i wyszedł na korytarz. Dozorca zamknął cele. i poprowadził go na dół, a potem przez
dziedziniec do magazynu mundurowego. Za piąć paczek papierosów odprasowali Borysowi spodnie i kurtkę
wiatrówkę, dali mu pastę, do butów. Po półgodzinie Borys w białej koszuli, krawacie, odprasowanych spodniach
i lekkich pantoflach na nogach, z neseserem w ręku, prowadzony przez oddziałowego przeszedł do pomieszczeń
dyrekcji więziennej. Tu skrupulatnie przeszukano mu kieszenie w poszukiwaniu jakiegoś grypsu. Nie sprzeciwiał
się. Po rewizji usiadł
na ławce i zapalił papierosa. Wypisywanie akt więziennych trwało kilkanaście minut. Na koniec oddano mu
depozyt. Pieniędzy zarobionych było ponad trzy tysiące złotych, stary dowód osobisty i kilka drobiazgów. Kiedy
już wychodził ze zwolnieniem więziennym w ręku, milicjanci wprowadzili do pomieszczeń administracji trzech
aresztowanych.
Borys wyszedł za bramę, na ulicą obcego miasta. Nagłe zetknięcie się z wolnością zaskoczyło go. Stał na pustej
ulicy bezradny jak dziecko, nic wiedząc, w którą stronę ruszyć. Spojrzał za siebie na zimne mury więzienia.
Wstrząsnął nim nieprzyjemny dreszcz. Zapragnął być jak najdalej od tego miejsca. Ruszył w prawo od bramy.
Szedł szybko, nie odwracając się, z głową wtuloną w ramiona. Przy załamaniu ulicy przeczytał napis. Brzmiał
romantycznie: „Aleja Słoneczna". Borys uśmiechnął się gorzko. Więzienie pozostało daleko za nim. Tak doszedł
do centrum miasta. Mimo wczesnego popołudnia poczuł głód. Wszedł do pierwszej napotkanej restauracji. Przy
zastawionych wódką stolikach siedzieli wytatuowani mężczyźni. Usiadł przy jakimś stole. Podeszła kelnerka,
zamówił setkę wódki, piwo i kotlet schabowy z kapustą. W lustrze naprzeciw dostrzegł swoje odbicie. Twarz
miał bladą, prawie pożółkłą. Kelnerka postawiła przed nim zamówienie. Zapłacił zanim odeszła od stolika.
Jednym haustem wypił alkohol i popił piwem. Potem wziął się do jedzenia. Po obiedzie zapalił papierosa i
opuścił restaurację. Szedł wolno nic spiesząc się. Przystawał przy witrynach sklepowych. Wszedł do sklepu z
pamiątkami i kupił sobie portfel na dokumenty i pieniądze. Jakiegoś przechodnia zapytał o drogę na dworzec,
tamten długo i zawile zaczął mu tłumaczyć, którędy ma iść, jak to zwykle bywa najpierw w prawo, potem w
lewo, i jeszcze raz w lewo. Borys niewiele zrozumiał z tych wyjaśnień, jednak poszedł we wskazanym kierunku.
Potem kierował się odgłosami gwizdów lokomotyw i przetaczanych wagonów. Niebawem znalazł się na dworcu.
W ogromnej poczekalni ze ścianami wykładanymi kwadracikami kolorowej glazury, w której hulał wiatr,
poruszając płaczliwie wahadłowymi drzwiami, na szerokich ławkach ustawionych pośrodku siedziało kilku
podróżnych, udających się zapewne w dalszą drogę, i kilka okutanych bab z podmiejskim bagażem.
Borys podszedł do tablicy z rozkładem jazdy pociągów i zadzierając głowę począł czytać miejscowości wypisane
na rozkładzie. Było mu obojętne dokąd ma jechać, byleby jak najszybciej opuścić to miasto. Podszedł do
okratowanego okienka kasy, gdzie siedziała korpulentna blondynka.
Na Śląsk poproszę powiedział Borys.
Dokąd? spytała zdziwiona kobieta.
Wszystko jedno dokąd.
Z przesiadką w Warszawie powiedziała. Bezpośredniego połączenia ze Śląskiem nie mamy.
Niech będzie z przesiadką zgodził się Borys i podał jej kredytowany bilet. Kobieta zapatrzona w twarz Borysa
odruchowo przystawiła pieczęć i oddała bilet Borysowi.
Chwilę pokręcił się po stacji i wyszedł na miasto. Do odjazdu pociągu pozostały jeszcze trzy godziny. Chodził
obcymi ulicami aż do zmęczenia. W kiosku ulicznym kupił bułki z kiełbasą na drogę i dwie butelki piwa. Na
kwadrans przed odjazdem wsiadł do podstawionego pociągu. Jakiś czas siedział samotnie w przedziale, dopiero
przed samym odjazdem wszedł młody ksiądz. Z miłym uśmiechem spytał Borysa, czy są wolne miejsca. Borys w
milczeniu skinął głową.
Po drodze przybywało ludzi. Wsiadali prawic na każdej stacji, tak że kiedy późnym wieczorem zbliżali się do
Warszawy, wszystkie miejsca w przedziale były zajęte, nawet na korytarzu było tłoczno.
W Warszawie Borys postanowił zatrzymać się kilka dni. W dworcowym biurze informacji zapytał o nocleg.
Skierowano go do Domu Turysty. Przydzielono mu łóżko
w pokoju zbiorowym. Spala tu już jakaś wycieczka. Zajął wolne łóżko, ale nie od razu się położył. Zostawił
swoje rzeczy i wyszedł na miasto. Deszcz przestał padać. W mokrym asfalcie jezdni odbijały się światła latarni
ulicznych i neony sklepowe. Szedł przed siebie, bez celu, opustoszałymi ulicami. Co jakiś czas mijały go wolno
radiowozy milicyjne, a raz nawet polewaczka zraszająca już i tak mokrą jezdnię. Późno wrócił do hotelu, po
ciemku, nic zapalając światła, rozebrał się i wsunął pod koc. Rano, kiedy się obudził, był sam, wycieczkowicze
wynieśli się już na zwiedzanie miasta. Borys wyskoczył z pościeli, obmył się szybko, ubrał i zszedł na dół. W
recepcji zostawił torbę podróżną, w kiosku kupił poranną prasę i poszedł do przyhotelowej restauracji na
śniadanie. Było to pierwsze wolnościowe śniadanie. Obsłużyła go młoda, sympatyczna kelnerka. Po raz pierwszy
od dwóch lat zjadł to, na co miał ochotę. Potem zamówił kawę i jął przeglądać gazety. Po przejrzeniu pierwszych
stron nieco dłużej zatrzymał się na ogłoszeniach, gdzie poszukiwano pracowników.
Jedno ogłoszenie szczególnie przykuło jego uwagę. Oto fabryka traktorów w Ursusie ogłosiła zapotrzebowanie
na tokarzy, stawki w akordzie według układu zbiorowego w przemyśle maszynowym.
Borys dokończył kawę, zapłacił rachunek, zwinął gazetę, wetknął ją do kieszeni kurtki i wyszedł na miasto.
Dzień był podobny do poprzedniego. Niebo zasnute ciężkimi, czarnymi chmurami, ale deszcz nic padał. Było
jeszcze dość wcześnie i Borys postanowił przejść się pieszo na dworzec. Po kilkunastu minutach jazdy pociągiem
znalazł się na miejscu. W bramie wypisano mu przepustkę do działu zatrudnienia. Poszedł we wskazanym
kierunku. Zakład był rozległy. W parku w równych rzędach stały nowo wyprodukowane traktory. Cieszyły oczy
świeżym lakierem i niklem. Nigdzie nie widać było ludzi, jedynie z długich i wysokich hal dobiegał huk i łoskot
maszyn.
W dziale kadr przyjęła Borysa jedna z wielu pracujących tu urzędniczek, młoda kobieta o sympatycznym
wyglądzie.
Pan w jakiej sprawie? spytała.
Chciałem dowiedzieć się o pracę.
W jakim charakterze?
Jestem tokarzem. Tu w gazecie jest wasze ogłoszenie.
Tak. Czy posiada pan zwolnienie z ostatniego miejsca pracy?
Tak.
Proszę napisać podanie, życiorys i dołączyć zwolnienie z pracy.
Kiedy z tym mogę przyjść?
A, jeszcze jedno. Musi pan pójść do urzędu zatrudnienia i poprosić o skierowanie do nas do pracy. To
wszystko. Kiedy pan do nas może przyjść? Choćby jutro od godziny ósmej rano.
Po opuszczeniu biura Borys wsiadł w najbliższy pociąg i pojechał do Warszawy. Pierwsze kroki skierował do
Dzielnicowej Komendy Milicji, skąd odesłano go do milicyjnego biura zatrudnienia. W milicyjnym
pośrednictwie pracy oddał urzędniczce swoje zaświadczenie o zwolnieniu z więzienia. Ta przeczytała je
dokładnie i zapytała:
Gdzie chcielibyście pracować?
Jest praca w moim zawodzie.
(idzie?
W fabryce traktorów w Ursusie. Byłem tam dzisiaj. Nawet dobrze płacą.
A jak z mieszkaniem i meldunkiem?
Wynajmę na razie jakiś pokój, zamelduję się tymczasowo, liczę na waszą pomoc.
Urzędniczka wypisała Borysowi skierowanie i podała mu wraz ze zwolnieniem z więzienia.
Gdybyście potrzebowali pomocy, zgłoście się do nas.
Jeszcze tego samego dnia Borys napisał podanie o przyjęcie do pracy i życiorys, a następnego dnia ponownie
zjawił się w' fabryce. Przyjęła go ta sama urzędniczka, odebrała od niego dokumenty i wskazała krzesło. Z uwagą
zaczęła przeglądać papiery. W miarę czytania twarz jej coraz bardziej tężała, wokół ust pojawił się grymas.
Borys przyglądał się jej uważnie, usiłował odgadnąć jej myśli. W miarę upływu czasu jego pewność, że wszystko
skończy się pomyślnie i że zostanie przyjęty do pracy w zakładzie, ustępowała zwątpieniu. Urzędniczka
skończyła czytać, jeszcze raz od początku przerzuciła papiery, a potem, jak człowiek, który usiłuje odpędzić od
siebie zmęczenie, przejechała dłonią po twarzy od czoła do podbródka i zamyśliła się na moment.
Juk długo pan siedział? spytała.
Dwa lata.
Można wiedzieć za co?
Za awanturę. Stanąłem w obronie kolegi.
No nie wiem powiedziała ja tutaj panu nic nie poradzę. Niech pan zaczeka, pójdę do kierownika.
Jak po ciężkiej chorobie dźwignęła się od biurka i poszła do pokoju obok. Długo nie wracała, a kiedy zjawiła się,
powiedziała, oddając Borysowi dokumenty:
Niech pan wejdzie do kierownika, czeka na pana.
W pokoju, do którego wszedł Borys, siedział za biurkiem, gładko uczesany, nienagannie ubrany młody człowiek.
Kierownik wskazał Borysowi fotel, a kiedy ten zajął wskazane miejsce, przystąpił od razu do rzeczy.
Rzeczywiście potrzebujemy tokarzy.
Borys siedział i w milczeniu przyglądał się człowiekowi za biurkiem.
Ale widzi pan ciągnął dalej kierownik nasz zakład jest specyficznym zakładem, jest to kombinat prawie,
ciągle rozbudowujemy się, załogę mamy młodą, zdyscyplinowaną. Obawiam się, czy da pan sobie u nas radę.
Tam, skąd przychodzę, dyscyplina z pewnością była nie mniejsza, niż w waszym zakładzie. Przez dwa lata nie
opuściłem ani jednej dniówki. Przełożeni byli ze mnie zadowoleni. Uważam, że powinniście mi pomóc. Tam, w
więzieniu, robiono wszystko, żeby przywrócić mnie społeczeństwu, odbyłem karę i myślę, że jestem
człowiekiem, któremu w szczególności należy przyjść z pomocą. Chcę i muszę pracować, nie myślę kraść.
Panu jest potrzebna doraźna pomoc, mam na myśli pomoc finansową, jakąś chwilówkę, żeby pan miał na
początek za co żyć. Nic mamy gwarancji, że pan po otrzymaniu od nas jakichś pieniędzy nie spakuje manatek i
nie pojedzie dalej. To jedna sprawa, a druga, panu potrzebne jest jakieś mieszkanie, my panu tego nie możemy
zapewnić, przynajmniej w tej chwili.
Mam trochę pieniędzy na życie, wynajmę sobie jakiś pokoik przy rodzinie, milicja pomoże mi w
zameldowaniu, rozmawiałem już na ten temat.
Kierownik z zakłopotaniem przetarł oczy, potem w zamyśleniu popatrzył chwilę na Borysa.
Niech pan zostawi te dokumenty powiedział wreszcie i niech pan przyjdzie jutro z rana. Zobaczę, co da się
dla pana załatwić.
Borys wstał, ukłonił się i wyszedł, jego dokumenty pozostały na biurku kierownika. Idąc do wyjścia przez dział
personalny pełen kobiet, odniósł wrażenie, że wszystkie już wiedzą o jego dwuletnim pobycie w więzieniu.
Po wyjściu z fabryki minął perony przeszedł na drugą stronę torów w kierunku, gdzie mieściło się przyzakładowe
osiedle fabryki. Kupując papierosy w kiosku z gazetami, wdał się w rozmowę z kobietą za szkłem, zapytał czy
może przypadkiem wie o jakimś niedrogim pokoju do wynajęcia.
Kobieta za szkłem nie z chęci przyjścia mu z pomocą, lecz przez prostą kobiecą ciekawość spytała:
A pan by chciał z rodziną zamieszkać?
Sam.
Ale żonę pan ma?
Jestem kawalerem.
Najlepiej to poszukać sobie kobiety z mieszkaniem.
Tak by było najlepiej zgodził się. Bogatej i z mieszkaniem.
Pan się śmieje?
Nie śmieję się, mówią całkiem poważnie.
Ja panu doradzą coś, niech pan napisze na karteczce, że samotny, młody mężczyzna poszukuje pokoju przy
rodzinie, a ja tą karteczką wsadzą za szkło, tak, żeby wszyscy widzieli. U mnie sporo ludzi kupuje gazety,
papierosy. Może ktoś się zgłosi, niech pan przyjdzie pojutrze.
Borys usłuchał rady, napisał karteczką, podziękował kobiecie, pożegnał się z nią i wrócił na stację.
W recepcji Domu Turysty, gdzie złożył na przechowanie swój bagaż, zapytał jeszcze szatniarza, czy może wie o
jakimś pokoiku do wynajęcia. Szatniarz obiecał, że popyta swoich znajomych.
Z mieszkaniami to u nas nie jest lekko powiedział. Czasami trafiają się, ale ludzie chcą tyle za pokój, co
Cygan za matkę.
Na tym rozmowa się skończyła. Borys zszedł na dół do restauracji na obiad, a po obiedzie wybrał się na spacer
po mieście. Idąc ulicą spotkał niespodziewanie znajomego, a właściwie znajomy rozpoznał go wśród wielu
przechodniów
Jak się masz, Borys przywitał go.
Cześć, Rogalski ucieszył się Borys. Co ty tu robisz?
Był to znajomy z więzienia. Od roku już się nie widzieli.
Kiedy cię wypuścili? .....Dwa dni temu.
Gidzie mieszkasz? wypytywał Rogalski. Co robisz?
Nigdzie nie mieszkam, szukam mieszkania, śpię na razie w Domu Turysty, niedaleko stąd. Trafia mi się robota
w Ursusie.
Rogalski zamyślił się.
Może da się coś załatwić, widzisz ja niedawno ożeniłem się i mieszkam u żony. Moi starzy zostali sami, może
bym z nimi pogadał, mają dwa pokoje z kuchnią. Mogliby zamieszkać w jednym pokoju, a ty w drugim. Ile
mógłbyś zapłacić?
Miesięcznic nawet do tysiąca.
Dobra jest, jeszcze dzisiaj z nimi pogadam. U nich miałbyś fajnie, wyrko, pościel, jest telewizor w domu. Bądź
jutro o piątej w tym miejscu, gdzie stoimy, no teraz muszę lecieć, bo żona czeka na mnie, idziemy do kina.
Jakbyś mi załatwił, to flacha murowana.
A może i ty byś poszedł z nami do kina. Borys skorzystał z zaproszenia.
Moja żona, a to kolega z wojska przedstawił Rogalski.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin