GŁÓD PEŁNI ŻYCIA CHRZEŚCIJAŃSKIEGO.pdf

(313 KB) Pobierz
8490180 UNPDF
GŁÓD PEŁNI ŻYCIA CHRZEŚCIJAŃSKIEGO
George Verwer
Tytuł oryginału:
„Hunger For Reality”
Pierwotne wydanie: Warszawa 1976
Polski Kościół Chrześcijan Baptystów
Wydanie internetowe: Kraków 2001
SPIS TREŚCI
Wstęp — Duchowe rozdwojenie
Rozdział 1 — Głód Boga
Rozdział 2 — Litania pokory
Rozdział 3 — Wejście w Jego odpocznienie
Rozdział 4 — Niebezpieczeństwa w zwycięskim życiu
Rozdział 5 — Jak rozwinąć miłość
Rozdział 6 — Łaska Chrystusa wystarczy!
Rozdział 7 — Zdecydujmy się na rewolucję!
1
8490180.001.png
Wstęp
Duchowe rozdwojenie
Nikt nie może powiedzieć o nas chrześcijanach, że jesteśmy zagłodzeni duchowo. Dzisiaj poprzez
wiernych sług Bożych jesteśmy karmieni, pocieszani, nauczani, wręcz rozpieszczani, zachęcani,
wspomagani i pielęgnowani. Na zawołanie mamy cały „religijny świat” nabożeństw, dyskusji,
artykułów w chrześcijańskich pismach, pieśni, przemówień, książek, zebrań i kursów. Wiemy
jednak bardzo dobrze, o ile zdobędziemy się tylko na odrobinę szczerości, że wszystkie te rzeczy
wywierają bardzo mały wpływ lub nawet w ogóle nie wpływają na to, jacy jesteśmy i jak żyjemy.
Dlaczego tak jest?
Jeśli się przez chwilę zastanowimy, dojdziemy do wniosku, że żyjemy w rozdwojeniu jaźni.
Podzieliliśmy nasze życia na dwie części i włożyliśmy do dwóch oddzielnych szuflad. W jednej
trzymamy naszą religijną aktywność — to, w co wierzymy (prawdy wiary, pełne dynamiki, o
których śpiewamy w podniosłych hymnach); to, o co się modlimy (cudowne zdarzenia, jak w życiu
apostoła Pawła) i to, czego bronimy w dyskusjach — zasad, których realizacja spowodowałaby
naszą całkowitą rewolucję duchową.
W drugiej szufladzie trzymamy całą resztę — świat świeckich wartości; dotyczy to wykorzystania
naszego wolnego czasu, tego, co robimy, aby zainteresować sobą innych, naszego stosunku do tych,
którzy są od nas lepsi lub gorsi w pracy, a także sposobu zarabiania i wydawania naszych pieniędzy.
Te dwa kierunki działalności utrzymujemy w idealnym oddzieleniu od siebie i przez wprowadzenie
tego rozdwojenia do życia codziennego rozwijamy rodzaj duchowej schizofrenii. Ponadto, co jest
również typowe dla umysłowo chorych, nie zdajemy sobie sprawy z tego stanu. Nie zauważamy
już, że takie słowa, jak poświęcenie, oddanie, powierzenie się, odnowienie, płomienne życie dla
Boga nie mają żadnego znaczenia. Straciły swą moc wzruszania nas.
To ewangeliczne rozdwojenie jaźni wywiera znacznie poważniejsze skutki niż przypuszczamy.
Wyprodukowało ono człowieka, z którego nie da się prawie nic wykrzesać, który większość swego
wolnego czasu spędzać będzie w doborowym towarzystwie, a parkując swojego fiata w garażu
willi, uważa się równocześnie za głęboko wierzącego chrześcijanina. Tacy ludzie mogą być
wybierani na skarbników swego kościoła, kierowników komisji do spraw budowy czy odnowienia
kościoła.
W swojej książce „O Bogu i człowieku” A. W. Tozer pisze: „Ruch ewangeliczny, jaki znamy
dzisiaj… rodzi także prawdziwych chrześcijan… Jednak duchowa atmosfera, w jakiej współcześni
chrześcijanie rodzą się na nowo, nie sprzyja prężnemu duchowemu wzrostowi. Z małymi
wyjątkami świat ewangeliczny nie stwarza korzystnej atmosfery rozwoju zdrowego
chrześcijaństwa. Nie myślę w tym miejscu o wpływach modernistycznych. Mam na myśli ludzi
wierzących o biblijnych poglądach i noszących sztandar prawowierności”.
My także możemy spotkać się z tym problemem; poziom prawdziwego uduchowienia wśród nas
jest niski. Tak długo przykładaliśmy do siebie własną miarę, aż wreszcie bodziec zachęcający nas
do wyjścia na wyższy poziom duchowy stracił swoje ostrze. Rozległe i ważne obszary
fundamentalnego chrześcijaństwa zostały wyrzucone za burtę i zastąpione niebiblijnymi i błędnymi
w świetle Słowa praktykami, głęboko niszczącymi życie wewnętrzne pojedynczych chrześcijan.
Zaczęli oni naśladować świat, szukać poklasku, popularności, tworzyć przedmioty zachwytu
zamiast radości w Panu, tanią sprawność w wypełnianiu obowiązków zamiast mocy Ducha
Świętego. Świetliki zastąpiły płonący krzak, zaś błyskotliwe osobowości stały się namiastkami
2
ognia, który spadł w dniu Pięćdziesiątnicy.
Faktem jest niestety, że nie tworzymy dzisiaj prawdziwie świętych ludzi. Dzisiaj nawracamy ludzi
do bezpłodnego typu chrześcijaństwa, który w minimalnym stopniu przypomina chrześcijan
Nowego Testamentu. Przeciętny, tak zwany „wierzący człowiek” jest spaczoną parodią prawdziwej
świętości. Wydajemy obecnie miliony na działania, popierające tę zdegenerowaną formę religii i
atakujące ludzi, którzy odważają się krytykować ich sensowność”.
Wszędzie, gdzie się udałem, znajdowałem wielu ludzi, zdających sobie doskonale sprawę z tego
rozdwojenia jaźni, z rozdziału chrześcijańskich wartości na dwa poziomy. Wielu z nich stało się w
wyniku tego ateistami lub agnostykami, inni z powrotem zsunęli się w przepaść obojętności. Wielu
chrześcijan (księży, pastorów, ewangelistów, misjonarzy, młodzieżowców) stwierdziło, że to, w co
wierzą, ma mały wpływ na ich praktyczne, domowe i zawodowe życie.
Niektórzy z was, czytających tę książkę, są tak spragnieni odnalezienia realności i pełni w
Chrystusie, że gotowi są oddać wszystko, aby ją zdobyć. Przed dwoma laty spotkałem pewnego
studenta szkoły biblijnej. Był on prymusem w grupie, prezesem misji studenckiej i równocześnie
kapelanem stowarzyszenia studentów. Gdy jednak usłyszał zwiastowanie Ewangelii, przyznał, że
posiadał bardzo mało praktycznej społeczności z Bogiem i bardzo pragnie ją osiągnąć.
Czy można położyć kres temu rozdwojeniu jaźni? Czy ta duchowa schizofrenia jest uleczalna? Czy
Chrystus może rzeczywiście zrewolucjonizować twoje i moje życie, by było scalone,
konsekwentne? Odpowiedź brzmi — Tak! Nie mogę podać żadnej formułki, gwarantującej taki
rezultat, mogę tylko wskazać na samego Chrystusa. On potrafi wskazać ci drogę! Widziałem, jak
dokonywał tego w ludziach na całym świecie.
Największą radością mojego życia było oglądanie ludzi całkowicie przekształconych przez
wszystko mogącego Chrystusa. To, co On uczynił dla nich, uczyni także dla ciebie. Takie
przekształcenie nie oznacza życia w doskonałości, z całą pewnością jednak oznacza realność życia,
prawdziwość życia. Nie oznacza bezgrzeszności, ale to, że będziemy wiedzieli, co zrobić, gdy
zgrzeszymy.
Książka ta może wzbudzić w tobie głód prawdziwości życia, realności, lecz zaspokoić go może
tylko sam Jezus Chrystus. Właśnie modlitwą moją jest, aby poniższe stronice wskazywały na
Niego.
3
Rozdział 1
Głód Boga
„Kto mówi, że w Nim mieszka, powinien sam tak postępować, jak On postąpił” (l List Jana 2:6).
Jak mamy postępować według wskazówki Jana? Każdy, kto chce nazwać siebie uczniem Jezusa
Chrystusa, powinien „…tak postępować, jak On postąpił”. Niewątpliwie jest to Bożym życzeniem,
abyśmy tak żyli jak Chrystus. Nie jest to tylko teoria ani po prostu zbiór wyrazów, który można
przekręcić, dopasować do swoich poglądów. Podobieństwo do Chrystusa, tak istotne dla naszego
świadectwa, musi więc być czymś prawdziwym i praktycznym w naszym życiu.
Czasami ludzie niewierzący bywają mądrzejsi od nas, chrześcijan. To właśnie agnostyk, H. G.
Wells w swej „Historii cywilizacji” napisał: „Nie upłynęło wiele czasu od śmierci Jezusa Chrystusa,
a już ci, którzy nazywali siebie Jego naśladowcami, odstąpili od praktykowania Jego rewolucyjnych
zasad”. Tak, użył właśnie słowa „rewolucyjne”! Kościół obrósł w zewnętrzne struktury i do dziś
zajmuje się wiernym odtwarzaniem tradycji, zatracając równocześnie podstawowe zasady
Chrystusa. Ten właśnie fakt o mały włos nie pchnął mnie na bezdroża agnostycyzmu.
Dzisiaj coraz więcej możesz spotkać „mówiących” (w odróżnieniu od „czyniących”) chrześcijan.
Odwiedzając szkoły biblijne, instytuty i konferencje spotkałem wielu nauczycieli, mówców,
wykładowców, zaś bardzo mało naśladowców! To właśnie spostrzegają często ludzie i tracą wtedy
złudzenia. Łatwo zauważyć, jak wielu młodych, pochodzących z rodzin chrześcijańskich traci swą
wiarę przed osiągnięciem 25 lat. Zastanawiamy się wtedy, co mogło być powodem. „To znak
czasów ostatecznych” — mówimy, a nie wiemy, że być może ktoś w kościele żyje nie tak, jak
powinien, i że to właśnie zraża do chrześcijaństwa tych młodych, których obserwujemy.
Inni odpowiedzą: „Dobra, treściwa nauka biblijna zaradzi temu problemowi”. Lecz to nie
wystarcza! Nigdy jeszcze od początku istnienia Kościoła nie było na świecie tylu chrześcijańskich
konferencji, chrześcijańskich audycji radiowych i chrześcijańskich książek, jak dzisiaj. Czy wiesz
na przykład, że w języku angielskim istnieje ponad 1000 książek na temat Listów apostoła Pawła?
Możesz mieć również świetne studia biblijne nagrane na taśmach magnetofonowych; najlepsi
wykładowcy będą mówili w twym domu, gdy tylko naciśniesz przycisk magnetofonu. Tak, lecz co z
tego? Mamy wiele okazji, by studiować życie Pawła i słuchać jego nauki, lecz gdzie są apostołowie
Pawłowie XX wieku? Gdzie są ludzie tak przygotowani jak on i jego współtowarzysze, gotowi stać
się rozbitkami i pognębionymi dla sprawy ewangelii, z ubiczowanymi plecami i perspektywą
ukamienowania? Gdzie są tacy ludzie w naszym pokoleniu? Mamy wielu prawdziwych sług
Bożych, wielu wielkich kaznodziejów, lecz gdzie są ci, którzy mogliby z apostołem Pawłem
powiedzić, że przez trzy lata nie przestawali we dnie i w nocy, ze łzami, napominać ludzi? Takich
ludzi trudno znaleźć. Przyczyną zaś tego jest oddzielenie naszej teologii od życia.
Paweł nigdy do tego nie dopuścił. Ponad wszystko chciał służyć Bogu, tak jak i my pragniemy.
Tyle, że my mówimy: „zacznę natychmiast służyć Bogu, gdy tylko znajdę moje miejsce w tej
służbie”. Wszędzie można znaleźć sfrustrowanych chrześcijan „szukających swego miejsca” w
służbie dla Chrystusa. Bóg zaś jest znacznie bardziej zainteresowany tym, abyś Ty znalazł siebie w
Chrystusie, niż abyś znalazł swe miejsce w Jego służbie. Nie to jest najważniejszą rzeczą, co robisz
lub gdzie idziesz, lecz w czyjej sile chcesz to uczynić! Możesz jechać na Daleki Wschód, a możesz
po prostu wyjść na ulicę, by być uczniem Chrystusa. Koniecznie chcesz ewangelizować, być
uczniem. To wspaniałe, lecz w czyjej mocy chcesz to uczynić? Spójrzmy na apostoła Pawła i
zobaczymy, jak on postępował w tej sprawie. W Dziejach Apostolskich 20:19 czytamy: „I jakom
4
służył Panu z całą pokorą wśród łez i doświadczeń, które na mnie przychodziły z powodu zasadzek
Żydów, jakom nie uchylał się od zwiastowania wam wszystkiego co pożyteczne, od nauczania was
publicznie i po domach…” Zwróćmy szczególnie uwagę na określenie: „Z całą pokorą…” Paweł
nie mówi: „Służąc Bogu wielką akcją, z rozdawaniem literatury i ze sławnymi mówcami, tysiącami
ludzi w Turcji lub Indiach”, lecz pisze o pracy „…wśród łez i doświadczeń”. Być uczniem Jezusa
Chrystusa — to w pierwszym rzędzie sprawa serca. Dopóki nastawienie naszego serca nie jest
właściwe, cała reszta jest błędna. Nasze serca tak jak serce Pawła muszą być przepojone głębokim
głodem i pragnieniem Boga.
Głód Boga jest prawdziwym znamieniem ucznia. Poświadcza mi, że jestem rzeczywiście dzieckiem
Bożym i że Bóg coś we mnie czyni. To, co ja czynię dla Boga, nie świadczy wcale o tym, że jestem
uczniem. Nie świadczy spełnienie wymagań Kazania na Górze, wyznania wiary lub jakichś
sloganów, nie świadczy życie pełne wyrzeczeń, spanie na podłodze lub inne podobne sprawy.
Rzeczą, która przekonuje mnie, że jestem uczniem Chrystusa, jest stałe pragnienie i pożądanie
społeczności z ukrzyżowanym i ukoronowanym Panem Chwały. Czy jest to także twoim
pragnieniem? Jeśli tak, to nawet pomimo twoich załamań i niewierności, niezliczonych uchybień,
jeśli posiadasz głód Boga, jeśli pragniesz głębokiej społeczności z twoim Stworzycielem, jeśli
pragniesz poznawać Go, chodzić z Nim, oddychać Nim — to wkroczyłeś na prawdziwą drogę
uczniostwa. Dawid był jednym z ludzi, którzy znali Boga i chodzili z Nim. Cóż Bóg mógł
powiedzieć o Dawidzie? Czy mógł np. powiedzieć: „O tak, Dawid chodził w czystości przez całe
swoje życie” lub „Dawid był nieporuszonym filarem”? Niestety, tego Bóg o Dawidzie powiedzieć
nie mógł. Bóg mówi po prostu, że: „Był on człowiekiem według mego serca”. Jak często można
wyczytać w Psalmach, że Dawid stale był głodny Boga! „Serce me pragnie żyjącego Boga” —
wołał Dawid. Pomimo upadków, potknięć, schodzenia z drogi, zawsze pragnął i pożądał Boga.
Psalmista śpiewa: „Jako jeleń ryczy do strumieni wód, tak dusza moja woła do Ciebie, o Boże”.
Gdybyśmy przeanalizowali historię Kościoła od samego początku, wszędzie odkrylibyśmy prawdę,
że znakiem Bożych ludzi, prawdziwych Jego uczniów był głód lepszego poznania JEGO samego i
Jego sprawiedliwości. Spójrzmy na tego człowieka według serca Bożego na podstawie Psalmu 34.
Jak widzimy, potrafi on wielbić Boga za wszystkie doświadczenia: „Będę błogosławił Pana w
każdym czasie, chwała Jego niech będzie zawsze na ustach moich! Dusza moja będzie się chlubić
Panem! Niechaj słuchają pokorni i weselą się! Wysławiajcie Pana ze mną! Wywyższajmy wspólnie
imię Jego! Szukałem Pana i odpowiedział mi i uchronił mnie od wszystkich obaw moich” (wiersze
2–5). Spójrzmy jeszcze na wiersz 11: „Lwięta cierpią niedostatek i głód, lecz tym, którzy szukają
Pana, nie brak żadnego dobra”. Szukać Pana, pragnąć Jego lepszego poznania, stale Go uwielbiać
— oto znaki prawdziwych uczniów, naśladowców Jezusa Chrystusa. Jakim jest więc człowiek,
który będzie prawdziwie poznawał Boga? Kim jest człowiek, który naprawdę ma bliską
społeczność z Nim? To nie ten najmądrzejszy, o najdłuższych modlitwach i potężnym głosie
podczas kazań. Także nie ten, który potrafi odpowiedzieć na wszystkie pytania teologiczne. Ani
nawet ten, który sprzedał wszystko, co miał, a pieniądze przekazał na sprawę Bożą w porywie
„prawdziwego uczniostwa”. Te rzeczy same w sobie nie przybliżają ludzi do Boga. Bóg przychodzi,
według Słowa, do tych, którży są skruszonego serca i zbawia tych, którzy są pokornego ducha. Bóg
wychodzi naprzeciw tym, którzy znając swe upadki, swą ograniczoność i nieudolność przychodzą z
nimi do krzyża, by tam zawołać: „Panie, bądź miłościw mnie grzesznemu”. Odkrycie tej prawdy
było dla mnie wielkim pocieszeniem. Czy pamiętamy biblijną historię o dwóch ludziach? Jeden z
nich śmiało wyszedł do przodu i zawołał: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak ten drugi człowiek”.
Prawdopodobnie pomyślał wówczas również o tym, który odszedł, bo miał wiele majętności:
„Boże, dziękuję Ci, że nie jestem również jak on! Żaden faryzeusz nie uczyniłby tego!” Może
poszedł jeszcze dale i pomyślał o młodym człowieku, który nigdy nie uczestniczył w zjeździe
faryzeuszy: „Boże, dziękuję Ci, że i do niego nie jestem podobny!” I dalej modlił się wspaniałymi
słowami, które może jeszcze pamiętał ze swych faryzejskich studiów, zgrabnie dobierając zwroty. A
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin