Bianchin Helen - W świecie mody.pdf

(616 KB) Pobierz
The Greek Tycoon's Virgin Wife
Helen Bianchin
W świecie mody
132691535.004.png 132691535.005.png 132691535.006.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Xandro ostrożnie wpasował bentleya na środkowy pas, gdy tymczasem
tłum samochodów wlókł się przez kolejne skrzyżowania, próbując opuścić
centrum Sydney. Sygnalizacja świetlna rywalizowała z neonami, a słońce
chyliło się ku zachodowi, zabarwiając niebo ognistą czerwienią.
To był ciężki dzień - dwa spotkania na szczycie, telekonferencja i liczne
roszczenia względem jego czasu. Powinien się wybrać na masaż, żeby się
pozbyć napięcia, ale nie miał czasu. Za niecałą godzinę miał się pojawić na
prestiżowej imprezie dobroczynnej.
Sam.
Znał kilka kobiet, które rzuciłyby wszystko, żeby tylko spędzić z nim
wieczór, gotowe zabawiać go błyskotliwą rozmową podszytą kokieterią i
zaproszeniem do łóżka. Ale nie, przecież nie osiągnął swojej pozycji, oddając
się niekończącym się przyjemnościom. Godna pozazdroszczenia zaleta, którą
prawdopodobnie odziedziczył po ojcu, choć ten nie miał ich zbyt wiele. Cierpki
uśmiech wykrzywił usta Xandra.
Yannis Caramanis, bogaty jak krezus, zasłynął jako bezwzględny drań,
któremu obce było miłosierdzie. Miał cztery żony, a pierwsza z nich dała mu
syna. Alexandre Cristoforo Caramanis był jego jedynym dzieckiem.
Kolejne żony pragnęły bogactwa Yannisa, a także wszystkich związanych
z tym rozkoszy i prestiżu. I mogły z nich korzystać, ale tylko dopóty, dopóki się
nie opatrzyły i nie zostały porzucone dla innej ślicznotki. A Yannis za każdym
razem pilnował, żeby nie dostały więcej, niż zostało zapisane w
niepodważalnych umowach przedślubnych.
Xandro minął kolejne światła i skierował się na południe ku podmiejskiej
dzielnicy Vaucluse. Ciche, lecz natarczywe brzęczenie telefonu przypomniało
mu o jego przekleństwie. Sukces wiązał się z obowiązkami. Czasami myślał, że
ze zbyt wieloma. Dzięki najnowszym osiągnięciom techniki był dostępny
- 1 -
132691535.007.png
dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. A przecież
poza pracą czekały na niego inne wyzwania, którym musiał sprostać.
Małżeństwo. Rodzina. Potrzebował kobiety szczerej, która nie próbowałaby
żadnych sztuczek, zajęła miejsce w jego łóżku, stworzyła prawdziwy dom, była
czarującą gospodynią i dała mu dzieci. Kobiety, która nie liczyłaby na miłość,
lecz potraktowała małżeństwo jak czysty interes. Bo czym w ogóle była miłość?
Xandro kochał matkę, tak jak tylko dziecko potrafi kochać. Ale okrutny
los mu ją odebrał. A kolejne macochy troszczyły się tylko o pieniądze Yannisa,
prezenty i styl życia, który im zapewniał. Niedogodność, jaką było dziecko,
została więc szybko rozwiązana dzięki drogiej szkole z internatem i licznym
obozom za granicą organizowanym w czasie wakacji.
Bardzo szybko się nauczył, że musi osiągać sukcesy, aby zwrócić na
siebie uwagę ojca. W końcu opanował tę sztukę do perfekcji. A kiedy Yannis
wyznaczył mu bardzo niską pozycję w imperium Caramanis, pracował nad
wyraz ciężko, żeby dowieść, ile jest wart. Zbyt ciężko, by znajdować czas na
głupstwa.
Wysiłek się opłacił. Yannis był z niego dumny i powierzył mu część
firmy, dzięki czemu zyskał status multimilionera i przychylność kobiet. Nie-
które okazały się sprytniejsze od innych, zwłaszcza jedna, która nieomal go
przekonała, żeby wsunął obrączkę na jej palec.
Na szczęście przeprowadzone zapobiegawczo śledztwo ujawniło pewne
fakty z jej przeszłości, które inaczej nigdy nie ujrzałyby światła dziennego.
Później sprawdzanie kobiet weszło mu w krew, bo chociaż graniczyło z
wyrachowaniem, eliminowało element zaskoczenia.
Xandro uśmiechnął się niewyraźnie, kierując bentleya wzdłuż ulicy pełnej
ekskluzywnych posiadłości.
Mieszkał w rezydencji wzniesionej na wzgórzu, z którego rozciągał się
wspaniały widok na przystań. Kupił ją pięć lat temu, przebudował i
wyremontował.
- 2 -
132691535.001.png
Stał się dumnym potomkiem swojego ojca. Był twardy i bezwzględny.
Otaczały go kobiety, choć do żadnej nie żywił nawet cienia uczucia. Tak też
przedstawiały go brukowce.
Pół godziny później, po szybkim prysznicu, ogolony i ubrany w smoking
Xandro wskoczył do bentleya i ruszył do miasta, prosto do hotelu, w którym
miała się odbyć dzisiejsza impreza dobroczynna.
Zostawił kluczyki kłaniającemu się w pas parkingowemu i ruszył do
windy, która zawiozła go na półpiętro, gdzie tłoczyli się goście popijający
szampana. Przytłumione dźwięki muzyki wydobywały się z głośników, tworząc
doskonałe tło dla pogawędek.
Xandro niespiesznie omiótł wzrokiem zgromadzone towarzystwo. Jego
uwagę przykuła pewna młoda kobieta. Cudowne rysy twarzy, ładne usta...
Podobał mu się sposób, w jaki trzymała głowę, ekspresyjne ruchy rąk. Blond
włosy z popielatym odcieniem spięła na czubku głowy. Przez chwilę miał
ochotę pozbawić ją wsuwek przytrzymujących połyskujące pukle.
Wysmakowana elegancja oblekała ją po koniuszki delikatnych stóp.
Niemniej jej uśmiech skrywał zdenerwowanie. Xandro był ciekaw dlaczego.
W końcu przywykła do podobnych scen towarzyskiego życia. Ilana, córka
wielkiej damy towarzystwa Liliany i świętej pamięci Henriego Girarda.
Atrakcyjna, szczupła i drobna, mogła mieć dwadzieścia kilka lat.
Zachowywała dystans w towarzystwie mężczyzn, przez co zyskała sobie
przydomek Królowej Śniegu. Podobno stała się taka po zerwaniu zaręczyn z
Grantem Baxterem w przeddzień ich ślubu.
Od dwóch lat pojawiała się wśród towarzyskiej śmietanki u boku
owdowiałej matki. Podobno wielu mężczyzn próbowało się z nią umówić na
randkę, ale wszyscy odprawiani byli z kwitkiem.
Stosowne pochodzenie, wspaniałe maniery i doskonała orientacja w
towarzystwie czyniła z Ilany Girard nadzwyczaj pożądaną kandydatkę na żonę.
- 3 -
132691535.002.png
Wystarczyło tylko zarzucić przynętę, zacząć się starać o jej względy i złożyć
stosowną propozycję.
Xandro zmrużył oczy, gdy Liliana Girard zostawiła córkę i ruszyła w jego
stronę.
- Xandro, cóż za miłe spotkanie.
- Witaj, Liliano. - Ujął jej wyciągniętą dłoń, pochylił głowę i delikatnie
musnął ustami jej policzek.
- Jeśli przyszedłeś sam, może zechcesz dotrzymać towarzystwa Ilanie i
mnie?
Xandro skinął głową na znak zgody.
- Dziękuję za zaproszenie.
Puścił Lilianę przodem, umyślnie chowając się za maską obojętności.
Ilana, wyczuwając jego obecność, zesztywniała i delikatnie uniosła głowę ni-
czym bezbronna gazela w obliczu niebezpieczeństwa. Jednak w ułamku sekundy
na jej ustach wykwitł wyćwiczony uśmiech.
- Xandro - odezwała się z chłodną uprzejmością, przeklinając w myślach
swoje głupie serce, które zabiło mocniej na jego widok.
Ten mężczyzna miał w sobie coś, co budziło jej zmysły. Był tak wysoki,
że nawet w dziesięciocentymetrowych obcasach musiała wysoko unosić głowę,
żeby spojrzeć mu w twarz. A do tego przystojny, w ten drapieżny sposób
przejawiający się w wyrazistych rysach twarzy, silnie zarysowanej linii szczęki i
ciemnych oczach.
Nienagannie skrojony smoking wyszczuplał imponująco szerokie
ramiona. Niepokojąco męski, roztaczał wokół siebie aurę władzy i tylko głupiec
nie dostrzegłby bezwzględności wyzierającej spod gładkiej powierzchowności.
- Ilano.
Nawet nie spróbował jej dotknąć. Dlaczego więc odniosła wrażenie, że
czekał na odpowiednią chwilę?
- Wydaje mi się, że dostałeś miejsce przy naszym stoliku.
- 4 -
132691535.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin