dawczyni śmierci_5.pdf

(240 KB) Pobierz
278323649 UNPDF
ROZDZIA Ł PI Ą TY
JakzwyklepojawiłamsięnaswojejzmianiewcześniejniżpowinnamKiedy
żyjeszioddychasztylkodlapracy,jakośnigdyniemaszproblemówzezjawieniemsięna
czasWspięłamsięnamur,gdziezastałamKotoriego- paliłcygaroiwyglądałjakwąż,
któryladamomentzaatakujeMocnaszczękaiczarnewłosywyjawiałyjegoindiańskie
korzeniekażdemuspojrzeniu,którezbłądziłobywjegostronęRazgospytałam,cojego
ludzie myśląozmieniaczach,biorącpoduwagęichmistycznezwyczajeRoześmiałsięi
powiedział,żenigdyichotoniepytał,gdyżwszyscysąmartwi
- Hej,Kotori,jaksięmasz?– spytałamipróbowałamprześlizgnąćsięobokniego
Miejscastarczałodlatrzechludzistojącychramięwramię,jednakonstałna
samymśrodku,jakimścudemzajmująccałąprzestrzeńiodmawiałmiprzejścia–
wieczny twardziel.
- Przepraszam. – powiedziałam,kiedynaniegowpadłam
ZłapałmniezapraweramieiprzyciągnąłdoswojejpiersiZnieruchomiałam,ale
nieodważyłamsięsięgnąćpobroń,właśniedlategożebyłotocośczegooczekiwał
GraliśmyzKotoriwtągręzbytwielerazy,bympozwoliłamuzłapaćmniewtęznajomą
jużpułapkęGdybymsięgnęłapobroń,oznaczałobytopozwolenie,byonzrobiłtosamo
Mogębyćodniegoszybsza,alemogęteżbyć iwolniejszaNigdyniebyłam
wystarczającociekawa,abypoznaćodpowiedź
- Puśćmnie,Kotori– wysyczałamprzezzaciśniętezęby
- Cosięstało,Alexio?Nielubiszbyćdotykanaprzezfaceta?– wyszeptałprzy
moim uchu.
TobyłojegostałepytanieDlaczegojesttak,żegdykobietajestnatylesilna,by
współzawodniczyćzmężczyznami,onizakładająże jestlesbijką?Frajerzy
- Ależoczywiście,żenieGdybytylkodotknąłmnieprawdziwyfacet,byłabym
całkowicieszczęśliwa– odpowiedziałamzuśmieszkiem.
Zachichotałkrótkoipuściłmojeramię,zaciągającsięcygarem
- Nicsiędzisiajkurwaniedzieje,LexiMiałemnadzieję,żezapewniszmijakąś
rozrywkęnimskończysięmojazmiana
- Wybacz,żecięrozczarujęTori,aleprzeżyjesz
- Heh, pewnie tak.
OdwróciłodemniewzrokiwyrzuciłogryzekcygaranaziemiępostronieCirce
- Jesteśdziśwcześniej– powiedział,gdyodwróciłsięzpowrotemwmojąstronę
- Tak, i co z tego?
- Wiesz,Jacknienawidzi,gdypokazujeszsiętakwcześnienaswojejzmianie
Zawszeprzerywaszmuzabawę– powiedziałzeznajomymuśmieszkiem
- Kurwa. – wymamrotałamodwracającsięodKotoriego,zaczęłambiecwzdłuż
muru.
- Niemówmu,żecościmówiłem– zawołałzamną
- Nigdytegonierobię,sukinsynu– wykrzyczałamnadswoim ramieniem.
Jackbył,wedługstopniwojskowych,moimbezpośrednimprzełożonymiprzezte
całedwalatanamurze,wszyscygonienawidziliśmyByłdupkiemJeżeliktokolwiek
poprosiłbygoocoś,zrobiłbydokładnienaodwrót,takdlahecyUwielbiałzadawaćból
PodniecałogotoJednymzjegoulubionychhobbybyłowynajdywanienieświadomych
zmieniaczyoraztorturowanieich,podprzykrywką„przesłuchania”Wiem,iżmożesię
towydawaćdziwne,żebiegnęnaratunekzmieniaczowi,aleJackzawszemiałpewien
gust, zktórymnigdysięniezgadzałamLubiłmłodychchłopców
Pierwszyraz,kiedyprzyłapałamJackawakcji,byłamrozdartapomiędzyswoją
nienawiściądozmieniaczy,amoralnościąprzyzwoitegoczłowiekaNigdyniewierzyłam
w tortury. Zwyczajnie zabijam to co konieczne,takszybkojaksiędaMójmoralny
dylemattrwałcałepięćsekund,poczymwalnęłamJackapięściąwszczękęLudzie,
którzybylizemnąnasłużbie,uwolnilizmieniaczaiwysłaligozpowrotemnadrugą
stronęmuruZtego,cowiemwyrzuciligow czerwonejstrefie,gdziebyłowiększe
prawdopodobieństwo,żezostaniewcześniejznalezionyDotejporyniewiemczy
przeżył
KiedyJacksięocknąłbyłniesamowiciewkurwiony,groziłmizwolnieniem
RoześmiałammusięwtwarzRejestrmiałamczystypodczas,gdyjegobyłpokrytytakim
brudem,iżniemiałampojęciajakimcudembyłjeszczenawolnościWiedział,żebyłato
groźbabezpokrycia,taksamojakija,więcwtejkwestiisięzamknąłNikttegonikomu
niezgłosił,asytuacjanieustanniesiępowtarzałaWprzeciągumoichdwóchlatsłużby
przymurze,uratowałamośmiuzmieniaczyzuściskuJackaizaczynałammiećtego
cholerniedosyć
Wbiegłamwczerwonąstrefę,prostodośrodkawieżystrażniczejJakiśfacetstał
przydrzwiach,alekiedyzauważył,żenadchodzęodwróciłsięiodszedłwprzeciwnym
kierunkuIotoproszę- otaczająmniesilnimężczyźni,walczącyzezmieniaczamii
kryminalistamikażdegodnia,ajednaktojamiałammiećwystarczającodużoodwagi,by
zatrzymaćpierdolonegopedofilaWiększośćkłócisięzemną,iżzmiennokształtninie
majążadnejwartościiwzwiązkuztym,niepowinnammarnowaćswojegoczasui
energiiCzasamipróbowałamichsłuchać,naprawdępróbowałamLeczjeżeli
kiedykolwiekpatrzyłeśprostowokrągłeoczydziecięcegozmieniacza,zrozumiałbyśto
cojaMoglizrodzićsięzpotwora,leczsamijeszczeniminiesąJeszczenie
Wpadłamprzezdrzwi,wspinałamsię,codwastopniedogóryChciałam
wyciągnąćswojąbroń,alewiedziałamżebyłbytozłypomysł,więcwzamian
wyciągnęłamswójmieczNaszczycieschodów,stałkolejnystrażnik
- CześćSean,cosiędzieje?Wystarczającyzciebiefacetbyichzwiązać,alepatrzeć
jużniemożesz,co?– spytałamzezłością
Wypuściłpowietrzezprzesadą
- Comnietoobchodzi,Lex?Wiesz,żewykonujętylkorozkazy– odpowiedział
- Taa,idealnymałyżołnierzykZejdźmikurwazdrogi
Przezmomentmyślałam,żebędziezemnąwalczyćPosłałmioceniające
spojrzenieJednakże,Seanijazmierzyliśmysięjużkiedyś,jaksięokazałoniebyłfanem
bóluPrzeszedłobokmnie,zeszedłschodamiwdółunoszącswojąkrótkofalówkędoust
ObserwowałamgodopókiniezamknęłysięzanimdrzwiWzięłamgłębokioddech,
weszłamtwardymkrokiemdośrodka
PierwsząrzecząjakązauważyłambyłakrewByłojejpełno, a w samym jej
środkustałJack,nagiodpasawgóręJegopierśiramionapokrytebyłyczerwoną
posoką,zanurzyłwniejswojeciałoipróbowałsięwniejwykąpaćNatenwidokoraz
zapachmójżołądekzaprotestował,zamarłamwpółkrokuJackmiałwdłonibicz,który
gdyzaczynałswojązabawębyłczarny,terazjednakbyłszkarłatnoczerwonyispływała
z niego krew.
- MójBożeTyskurwielu– wyszeptałam
Jackmnieusłyszałipodniósłgłowę,jegouśmiechzniknął
- Co ty tu do cholery robisz, Lex? Jest zawcześnienatwojązmianę– powiedział
spokojnie.
- Znaszmnieprzecież,nieustannieskwapliwadopracy
Spojrzałamnamasęujegostópibyłotojedynesłowojakimmogłamtonazwać,
masaNieprzypominałojużniccokiedykolwiekżyło,aniczłowieka,ani zwierzęcia
Więzywciążbyłynajegorekach,alejużdawnospadłztegodoczegokolwiekJackgo
przywiązałJużsięnawetnieruszał
- Jack,cośtyzrobił?– spytałam,niemogącpowstrzymaćdrżeniawswoimgłosie
- Zrobił?Haha,zrobiłemtocotyumiesznajlepiej,AlexioZabiłemtoZabiłemto,
atokrzyczałodlamniedoswojegoostatniegotchuNapoczątkubrzmiałojakczłowiek,
alepodkoniecPodkoniecbrzmiałojakkot
ZacząłsięśmiaćŚmiałsię,ażłzypociekłymupotwarzy,oczyszczającśladypo
krwi,ajedynecomogłamzrobić,tostaćisięnaniegogapićWciążsięśmiał,gdypojawił
sięLanceztuzinemludziPozwoliłsięaresztować,wciążjednaknieprzerywając
szaleńczegochichotu.
Niewiedziałamczegooczekiwać,kiedyposzłamzłożyćraportpodkoniecswojej
zmianyGdyweszłamdobiuraniebyłonikogo,choćpapieryczekałynamnienabiurku
dowódcyWypełniłamluki,złożyłamkoniecznepodpisyipatrzyłamnatowszystko
przezkilkaminutWekrwi,przystopachJackależałmałychłopiecByłczyimśsynem.
Ważnośćtegofaktuuderzyławemniezcałąsiłą,zgięłamsięwpółzbóluiżaluMiałam
wrażenie,żezarazstracęprzytomnośćPołożyłamgłowęnakolanachizamknęłamoczy
- Cosięzemnądzieje?– spytałampustegopokoju
Rzeczy tego typu nie powinny sięzdarzyćWalczeniezludźminiebyłomoim
zadaniemWprzeciągutrzechdni,poznałamkimbylimoiwrogowie,gdyzginąłmójmąż
isyn,zabiciprzezzwierzęta,któreżyłypośródnasDlaczegoakuratterazuczyłamsię
nowychzasad?Wkurwiałomnieto,żeJackbyłtakimsadystycznymskurwielem
Wkurzałomnieto,iżAndortakmniecholerniepociągał
Zacisnęłamwokółsiebieramiona,próbowałamzłapaćoddechDźwiękzbliżający
siękrokówwyrwałmniezmojejzadumy
- Alexia?
Usiadłampowoli,pocierającdłonią oczyispojrzałamwtwarzRobertaT
Wayne’a,naszegodowódcyByłdużymmężczyznąpodsześćdziesiątkęJegordzawe
włosysiwiałyzgracją,nadającmuwyglądczłowiekazdoświadczeniem,czymniewielu
mężczyznmogłosięposzczycićwjegowiekuByłjedynym facetem,zktórym
pracowałam,posiadającyprawdziwybrzuchpiwnywiszącymunapaskuWidziałam,
jednak jak walczy i te dodatkowe kilogramy zamiastspowalniaćjedyniepowiększały
jegosiłę.
- Tak,toja,sirWłaśnieskończyłamswójraportzostatniejnocy.
Mójgłosbrzmiałnaowielebardziejspokojny,niżsięwrzeczywistościczułam
Przytaknąłizająłswojemiejsce,nieświadommoichwewnętrznychrozterek
Zgłoś jeśli naruszono regulamin