dawczyni śmierci_4.pdf

(240 KB) Pobierz
277311169 UNPDF
ROZDZIA Ł CZWARTY
Obudziłamsięwcześniej,niżmiałamwzwyczajuSłońceświeciłowysokona
niebieiwiedziałam,żemamzbytwieleczasudozabiciaMojazmianazaczynałasięo
dziewiątejiniekończyłasię,ażdowschodusłońcaZdałamsobiesprawę,iżnie miałam
pojęcia,kiedyAndormazamiarsiępokazaćOczekiwałam,żebędzieczekał,ażdo
zmroku,leczdałobytonamjedyniedwiegodziny,nimposzłabymnasłużbę
- Niemójproblem– wymamrotałamdosiebie,kiedywydostałamsięzłóżkai
skierowałamdołazienki.
Kładąc sięspaćpoprzedniegowieczoru,zignorowanieminionychwydarzeńnie
stanowiłodlamnietrudnościJednakże,kiedybrałamprysznicwświetledniasączącego
sięzmałegookna,niemogłamsiępozbyćdotykupiórAndoraZamknęłamoczyi
przypomniałamsobie, to uczucie przesuwania palcami po tejdelikatnejmiękkości
ZadrżałamZaczynałomniewkurwiaćto,jakbardzomniepociągałJakomężczyznabył
atrakcyjny, z tymniemażadnychwątpliwościJednakniejestczłowiekiem,jest
zmieniaczem i jakwidaćmam czasami problemzzapamiętaniemtego
Skończyłambraćprysznicisięubrałam,rozważającdlaczegomojaopiniao
AndorzejesttakodmiennaodinnychzmiennokształtnychMiałtakiesamezwierzęce
oczy,tąsamądzikąobecność,którązauważałamwsilniejszych samcach. Nawet, gdybym
niewiedziałaczymjestzmieniacz,towystarczyłobyjednospojrzeniewjegostronę, bym
poczułaniepokójDlaczego więcmyślałamonim,kiedyżadeninnymężczyznanie
wywołałumnietakiejreakcjiodczasuśmiercimojego męża?Niemiałampojęcia,
próbowałamotymzbytnioniemyślećSplotłammojeczarne,sięgającetaliiwłosy,by
utrzymaćjeskuteczniezdalaodmojejtwarzyStająsięzadługietylkowtedy,gdy
zapomnęjeobciąćNimmojeżyciestałosiętakgównianejak teraz,byłam
zdecydowaniebardziejkobiecaTerazrobiętylkoto,cokonieczne,byutrzymaćmoje
ciałowczystościorazgotowościdoużytkuNiesądzę,żebympamiętała,jaksięjeszcze
nakładapomadkę
Otejporze,wmojejczęścimiastaniebyłozbytwieledorobienia,abyłotocoś,co
zauważyłamdopiero,gdyznalazłamchwilęwolnegoczasuMójnormalnyrozkładzajęć
277311169.002.png
pozostawiałminiewieleświatładnia bymóczniegoskorzystać,więcspędzałam
wieczoryczytającWeszłamwsłońceimrugnęłam,trzymającrękęnadmoimi oczami,
żebypokryćjecieniemi od razu decydującsięnaspacerWolałammiećustalony
harmonogram,zawszetakbyłoizawszetakbędzieSpacerowaniebezceluprzez
nieważne,jakkrótkiokres czasu,nigdyniebyłomoimhobby,lecznaglenabyłamchęci
byspróbować,więcprzeszłamprzezswojąbramęidałamsobieszansęTrwałaona
przez,och,okołopięciuminut,poczymodczułam irytację iposzukiwałamjakiegoś
zajęciaNimzdałamsobiesprawęgdzieidę,znalazłamsięprzedLaboratoriumCastora
Sambudynekwyglądał,jakkażdeinnebiurozbudowanezpłyty w normalnej
podmiejskiejlokalizacjiŚwiatłosłoneczneiskrzyłosięnadziesiątymrzędzieokien,aja
gapiłamsięorazzastanawiałam,dlaczegowiększośćznichbyłapokrytakratami
Zwalczyłam drżenieizdałamsobiesprawę,żeczułamsięnieswojostojącwcieniu
laboratoriumNigdynienależałamdotych,coopierająsięnaprzesądach,leczkiedymój
nosmnieprzedczymśostrzegał– togosłuchałamOdwróciłamsię,byodejść,gdy
usłyszałamznajomyśmiechunoszony wiatrem.
Stałampojednejzestronlaboratorium,niedalekogłównegowejścia,którebyło
odzwierciedleniemekskluzywnegohotelu,wewnętrzujakiwposadzceZamną
znajdowałosiętylnewejściedladostaworazwysyłek, jak i miejsce wydarzeńtego
słonecznegopopołudniaKiedyobeszłamróglaboratorium,Lancestałkilkastópdalej,
naliniimojegowzrokuByłdomnieodwróconytyłem,podczasgdyrozmawiałz
dziewczynąwuniformie,którawyszłaprawdopodobnienapapierosaNiesłyszałam
tego,comówili,alebyłamwstanieodczytaćjęzykciałaLance,nawetztejodległości
Starałsięjąrozpracować,jaktylkosiędaPowstrzymałamśmiechiodeszłam,aby
znaleźćjakieśjedzenie
Przeszłamjedyniedługośćdwóchbloków,kiedyusłyszałam,jakktośkrzyczy
mojeimięMarszczącbrwi,odwróciłamsięwstronętegogłosu,moje niezadowolenie
pogłębiłosię gdyzobaczyłamdokogonależał
- Hej Bruce, co u ciebie?
Próbowałambrzmiećprzyjaźnie,alemisięnieudałoWydawałsiętegonie
zauważyć
277311169.003.png
- Dokądzmierzasz?Idziesznalunch?– spytałzentuzjazmemszczeniaka
- Nie.
- Ajatak,chceszsięprzyłączyć?
- Nie.
Odwróciłamsięizaczęłamiść,wpełniprzekonana,żezrozumiealuzjęNie
zrozumiał
- Więc,gdzieidziesz?Maszcośprzeciwkobymposzedłztobą?
- Bruce,niewiemgdzieidęoraztak,mamcośprzeciwko
- Ooooch,noweź,złotkoNiepowinnaśspacerowaćtaksamaMogęcidotrzymać
towarzystwa.
Brucebyłjednymzniewielumężczyznwmojejjednostce,którzy- nawet -
próbowalizemnąflirtowaćWiększośćpoprostuwie,żemogęichpokonaćwrównej
walce,niezależnieodmasy ich ciałaMamokołosześciustópwysokościibudowęciała,
którąlubięnazywać„Barbienasterydach”Niemówię,żejestemWonderWoman,
cholera – wniektórychubraniachniebyłbyśnawetwstaniestwierdzić,iżmammięśnie
ĆwiczyłamjednakwalkęwręczorazjujitsuprzezostatniedwalataZpewnościąnie
należędomistrzów,leczjaknaraziejestemlepszaodwiększościotaczającychmnie
mężczyznNiezgadzamsięwięc,nażadneponiżającetraktowanieNiekrzyczę„gwałt”,
aledajęimodczućcałkiemszybko,żenicztegoniewyjdzieNiestety,niektórzyznich
niekorzystajązrozumu,jakidałimPan
- Bruce,chcebyćsamaIdźsobie
- Alexio,tyzawszejesteśsamaNikomutoniesłużyChodźkotku,przekąśmycoś
Zatrzymałamsięnagle,więcBrucewpadłcentralnienamojeplecy,zmuszając
mniedopostawieniakrokuObróciłamsięispojrzałamnaniegozezłością,kiedystarał
sięutrzymaćrównowagę jednocześniepróbującmnieniedotknąć
277311169.004.png
- Sorry,dziecinkoNiemiałemzamiaru―
Złapałamgozagardło
- Jeżelinazwieszmniejeszczerazdziecinko,słonko,kotkuczycokolwiekinnego,
coniejest„Alexią”,topozbawięcięprzytomnościRozumiesz?
Zagapiłsięnamnieprzezchwilę,zbytzaskoczonybymówić
- Echę– wydusiłzsiebie,kiedyzacisnęłamuchwyt
SzczęśliwiedlaBruce’a,byłonnatylemądry,abyniepróbowaćsięwyrwać
PatrzyłamnaniegowrogoipróbowałamsięuspokoićDoszliśmy ażdopubu,przy
którymstali ludzie, którzynasobserwowaliPrzeklęłampodnosemigopuściłam
- Cośnietak,Alexio?Chcęztobąpoprostuzjeśćlunch– powiedział,brzmiałtak
żałośnie,żeniepotrafiętegonawetopisaćByłamprzezto jeszcze bardziej skora
pozbawićgoprzytomności
- Onajestjużumówiona– powiedziałgłos,gdzieśwtymmałymtłumie
Obydwojesięobróciliśmy,byzobaczyćdokogonależał,mojaszczękaopadła
Andorpodszedłstanowczym choćniespiesznymkrokiemwnasząstronę,jakgdybymiał
nieskończeniewieleczasuByłubranywszytynamiaręciemny,brązowygarniturJego
długiewłosyzostałyzwiązane w gruby warkocz, a na nosie miałzwyczajne okulary
przeciwsłoneczne
Zamknęłamusta,leczzwysiłkiem,kiedystanąłkołomnieiwyciągnąłdłońw
stronęBruce’a
- Andy Olson, stary przyjaciel Alexii. – Brucepotrząsnąłjegorękąipodałswoje
imięorazstopień,jakgdybyAndorpowinienbyćpodwrażeniemNiewyglądałna
takiego. – Cóż,jakwidziszAlexiamajużrandkę,więcgdybyśmógłnamwybaczyć
Andornieczekałnaodpowiedź,złapałmojąrękęipociągnąłmniewprzeciwnym
kierunkuPozwoliłamnatochoćbyzpotrzebypozbyciasiętowarzystwaBruce’a,tak
277311169.005.png
szybko,jakbyłotomożliweOdrazu,gdyprzeszliśmyzarógnajbliższegobudynkui
byliśmypozazasięgiemwzroku,zatrzymałamsięiuwolniłamdłoń
- Cotodocholerybyło?– spytałam
Andorrównieżsięzatrzymałiodwróciłwmojąstronęzezmarszczonymi
brwiami.
- WybaczmiproszęAlexio,myślałemżeoncięniepokoiłCzyźlezrozumiałem?
Wyglądałnaniesamowiciespokojnego,cosprawiłoże jeszczebardziejsię
wkurzyłam
- Nie,zrozumiałeśdobrzeCotydocholeryrobiszwsamopołudniewśrodku
miasta?
- Dzisiejszegowieczoruwyjeżdżamnapółnoc, przyszedłemwięc wcześniej by ci
przekazaćteinformacje,októrychwspomniałemminionejnocyPrzepraszamza
pojawieniesiębezostrzeżenia
Wzięłamgłębokioddech,abyuspokoićswojeskołatanenerwy
- Takpoprostuprzeszedłeśprzezpunktgraniczny?
- Tak. Mam swoje sposoby. – powiedziałszybko,gdyotworzyłamusta,żeby
spytaćjaktozrobił
- Jestempewna,żemasz– wymamrotałammarszczącbrwi
- Proszę
Wjednejręcetrzymałtrzymałe,okrągłepłyty,każdawielkościpółdolarówki
WzięłamjeispojrzałamnaniegozuniesionąbrwiąAndorsięuśmiechnąłi sięgnąłdo
swojejmarynarkiNaprężyłamsięiodsunęłamkrokwtył,kładącrękęnabroni
- Chcęcidaćurządzenie,którepozwolicijeodczytać,Alexio– powiedział
spokojnie.
277311169.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin