ALKARIA.doc

(5528 KB) Pobierz
Alkaria

 

 

 

 

 

Alkaria

 

 

 

 

 

 

 

 

„Miłość, która jest gotowa nawet oddać życie, nie zginie.”

~ Jan Paweł II ~

 

 

 

 

 

 

 

Księga Pierwsza

 

 

 

 

To, co jest przyczyną Twoich najgłębszych cierpień,

Jest zarazem źródłem Twoich największych radości.

 

~ Antoine de Saint-Exupéy ~


PROLOG

 

 

P

otężne łapy bursztynowego smoka oderwały się od ziemi. Jego ciało wzbiło się
w powietrze, rozsypując dookoła złoty pył. Skrzydła zalśniły w nikłym blasku trzech księżyców, które skrzętnie zakrywała warstwa burzowych chmur. Dzisiejsza noc była wyjątkowo ciemna i zimna.

Im wyżej leciał, tym gęstsze chmury pojawiały się wokół niego, oplatając skórę przenikliwym chłodem. Po chwili ciemność była niczym otchłań, w którą smok świadomie się zatapiał. Pojedyncze smugi światła, które były tak delikatne, że zdawały się złudzeniem, nadawały scenerii aurę niezwykłości, jednak nie ujmowały nawet w najmniejszym stopniu jej mroku i grozy, emanujących z każdego zakątka przestrzeni.

Serce smoka uderzało szybko i zawzięcie, jak gdyby chciało krzyczeć, lecz nie potrafiło. Jego ciało przeszywały pasma nieokreślonego bólu i niepokoju. Cichy trzepot, który wydawały skrzydła, był jedynym słyszalnym dźwiękiem pośród tej obezwładniającej ciszy. Oczy smoka spowijał złoty kolor, jednak nie taki, jaki można było zobaczyć zazwyczaj, bowiem teraz pojawił się w nich ogromny strach. Choć zwierzę było potężne, a większość znanych mu istot była o wiele mniejsza, smok odczuwał lęk, który coraz bardziej wypełniał jego kruche serce.

Był to strach przed złem. Przed okrucieństwem, którego smok nigdy nie widział
i nigdy nie miał prawa widzieć. Wiedział, że gna wprost w szpony śmierci. Wiedział,
że ucieczka to marzenie, które nigdy się nie ziści, lecz nie miał wyboru. Musiał brnąć poprzez mrok nocy, ponieważ tak jak jego pasażerka, miał do wypełnienia swoje zadanie.

Kobieta, która siedziała na grzbiecie smoka, zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. Zimny wiatr owiewał jej twarz i unosił w powietrze kosmyki jasnobrązowych włosów, które w pewnym stopniu zlewały się z kolorytem skóry smoka. Pięści kobiety były zaciśnięte niezwykle mocno, jakby przeżywała ogromy ból i próbowała okiełznać to targające nią odczucie.

Strach smoka był też jej strachem, choć mogłoby się wydawać, że czuła jeszcze większą rozpacz, gdyż to na nią spadł ciężar odpowiedzialności. Otrzymała zadanie, którego musiała się podjąć, nie mając możliwości ucieczki. Choć nie wszystko rozumiała, choć tak wiele rzeczy nie zostało jeszcze powiedziane, nie było odwrotu. Mknęła więc poprzez ciemność na spotkanie z własnym przeznaczeniem.

Przez zieleń jej oczu przebijała się powaga i niepewność, wszak nie było w nich widać strachu, który wypełniał umysł. Kamienna twarz nie zdradzała żadnych emocji, była jak wykuta z brązu, zastygła w czasie i bezpieczeństwie. Choć teraz miała do towarzystwa tylko smoka, który pędził z ogromną prędkością, ukrywała swoje emocje, jakby nie chciała, aby zwierzę również je dostrzegło, choć zdawała sobie sprawę, że smok wie, co w tym momencie przeżywa. Można oszukać człowieka tą aktorską, opanowaną mimiką twarzy, ale nie można oszukać smoka, gdyż on patrzy prosto w serce. Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę, że próbuje nabrać samą siebie, udowodnić sobie, że strach nie jest władcą, który rozkazuje, nie jest oceanem, który pochłania, nie jest Bogiem, który o wszystkim decyduje.

Lecz strach był wszystkim.

Nie można go wymazać, usunąć, zapomnieć, porzucić. Wraz z nim rodziła się niepewność, która mimowolnie pogłębiała jej lęki. Kobieta zadawała sobie w myślach dziesiątki pytań, na które nie miała usłyszeć odpowiedzi; czy znajdzie w sobie siłę
i odwagę, aby spojrzeć w oczy złu i ocalić tę cudowną krainę? Co się stanie ze wszystkimi duszami, jeśli jej się nie uda? Co się stanie z nią… Czy śmierć będzie wybawieniem od tego, co na nią czeka po drugiej stronie? Najważniejsze, a zarazem najbardziej bolesne pytanie pojawiło się na samym końcu. Było niczym klucz otwierający klatkę z uwięzioną udręką, która teraz uderzyła ze zdwojoną siłą, spychając na krawędź umysłu wszystkie inne pytania
i sprawy. Z trwogą zastanawiała się, czy zdoła uratować życie osobie, którą tak bardzo kocha… Czy on jeszcze żyje, czy może jest już martwy, jak ta czerń dookoła?

Kiedy smok wylądował na ziemi, nie było już więcej czasu na zastanawianie się. Skrzydła i łapy zwierzęcia wzbiły w powietrze tumany pyłu oraz piasku, który dostał się jej do oczu. Kobieta zamrugała kilka razy i poczuła, jakby ocknęła się ze swoistego letargu
i dopiero teraz znalazła w sobie ogromną odwagę.

Oto nastała chwila walki. Walki ze złem w najgorszej jego postaci – złem, którego nie rozumiała i nie pojmowała, jednak musi je pokonać.

Zeskoczywszy z grzbietu smoka, zacisnęła delikatną dłoń na rękojeści miecza, którym jeszcze nie tak dawno w ogóle nie potrafiła się posługiwać. Chłód złota i rubinów wywołał falę wspomnień, którą szybko musiała zagłuszyć wewnętrznym krzykiem. Nie było czasu na słabość oraz łzy.

Z determinacją na twarzy podążyła w kierunku najmroczniejszego i najciemniejszego miejsca, jakie kiedykolwiek widziała. Mroźny wiatr oplótł jej ciało niczym wąż, przypominał chłodny dotyk śmierci.

Szła naprzód.

Jej serce było jak zamknięty w słoju ptak, trzepotało szaleńczo, próbując się wydostać
z tej matni. Stróżka potu pociekła po jej czole i karku, rozlewając niepokój i narastające emocje na ciele. Choć miała ochotę zawrócić, uciec i krzyczeć, zmierzała przed siebie, zatapiając się miarowo w ciemność. Pozwoliła, aby ów mrok otoczył ją niczym wróg; pozwoliła, aby odebrał wzrok i orientację, ponieważ wiedziała, że on nie jest tak straszny
w porównaniu z tym, co na nią czeka za zakrętem śmierci.

Nagle ciemny kształt, który wziął się jakby znikąd, zastąpił jej drogę. Był od niej nieco potężniejszy i wyższy, jednak miał ludzką postać.

Kiedy stanął tuż przed nią, jej oddech zatrzymał się na moment.

Jego twarz skrywał cień rozłożystego kaptura, jednak żaden cień nie mógł ukryć tych oczu, na widok których serce kobiety zatrzymało swój szaleńczy bieg. Tak nienaturalne,
a zarazem piękne; intensywnie fioletowe tęczówki, wpatrywały się w jej twarz. Były abstrakcją – światłem na tle mroku dookoła. Były jak tęcza iskrząca się w świetle ostrego słońca, jak kropla rosy, która bezszelestnie spada z brzegu płatka róży. Były baśnią i śmiercią zarazem. Ich magnetyzm nie pozwolił jej wykonać żadnego ruchu. Zdawały się ją hipnotyzować, obezwładniać. Odbierały całą odwagę, przyćmiły wszelkie uczucia, także strach, który nagle stał się białą próżnią. Ich niezwykły kolor niósł oczyszczenie.

Kiedy wszelkie myśli i emocje kobiety ucichły, postać wyciągnęła powoli dłoń ku jej piersi. Obydwoje wstrzymali swoje oddechy. Mężczyzna spojrzał głęboko w jej oczy, odbierając resztki rozumu. I jednym szybkim ruchem wyrwał jej serce


PRZEJŚCIE

 

 

O

budziłam się gwałtownie, zachłannie łapiąc powietrze, jak zwykle po dziwnym śnie. Serce biło mi szybko, jakbym właśnie przebiegła kilkanaście kilometrów,
a nie smacznie spała w swym łóżku. Zazwyczaj musiała minąć pełna minuta, zanim powróciłam do rzeczywistości i uświadomiłam sobie, że to tylko senna mara.

Już od dziecka miałam niezwykłe sny. Czasami były to zupełnie abstrakcyjne kolaże obrazów i dźwięków lub fabularne opowieści rodem z kinowych produkcji filmowych. Kiedy byłam mała, rysowałam i opisywałam swoje sny. Rodzice spoglądali na mnie z uśmiechem, chwaląc mnie za bogatą wyobraźnię, co nieco mnie irytowało – ja przecież nie wymyślałam tych rzeczy, one po prostu pojawiały się w mojej głowie. Nie były wynikiem rozmyślań, marzeń czy planów, ich obecność zdawała mi się równie oczywista jak istnienie słońca.

Jednakże jakiś czas temu moje sny stały się coraz bardziej zastanawiające
i dziwniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Nie pamiętam nawet, kiedy to wszystko się zaczęło, zapewne nie zwróciłam na nie uwagi na samym początku. Dopiero kiedy były coraz bardziej realistyczne i makabryczne, zaczęłam się zastanawiać, co oznaczają owe dziwne wizje w mojej głowie.

Gdy człowiek budzi się w środku nocy, bądź nad ranem, ogarnięty ogromnym strachem lub namacalnym bólem fizycznym, sny stają się rzeczą, której chciałoby się wyzbyć. Ich realizm przerażał mnie i odbierał wolę racjonalnego rozumowania na tę jedną minutę
po przebudzeniu. Jednak już po śniadaniu zazwyczaj o nich zapominałam, choć coś podpowiadało mi, że powinnam pamiętać. Czasem myślałam intensywnie nad tym, dlaczego moje sny...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin