Maria Kochanowska Zakl�ty pier�cie� Ba�nie,podania i legendy polskie W ci�gu ostatniego �wier�wiecza ukaza�y si� w "Naszej Ksi�garni" trzy obszerne antologie ba�ni, bajek, poda� i legend polskich. Dwie z nich: "Woda �ywa "(1956) i "U z�otego �r�d�a" (1968) - zebrane przez Stefani� Wortman - prezentuj� m�odym czytelnikom ba�nie polskie w opracowaniu literackim najbardziej znanych i zas�u�onych pisarzy polskich. "Woda �ywa" ukazuje teksty ju� klasyczne, z XIX i pocz�tku XX wieku, natomiast "U z�otego �r�d�a" spotka� mo�na ba�nie nowsze, wydawane po 1945 r. "Klechdy domowe" (1960) - zebrane przez Hann� Kostyrko - to z kolei retrospektywny zbi�r poda� i legend historycznych, zwi�zanych z r�nymi miejscowo�ciami i zabytkami Polski, z dawnymi dziejami i obyczajem. Maria Kochanowska w "Zakl�tym pier�cieniu" zwraca r�wnie� g��wn� uwag� na podania o nurcie patriotycznym, legendy, ba�nie regionalne. Autorka starannie dobra�a materia� o r�norodnej tematyce fabularnej i geograficznej, przechylaj�c go w kierunku poda�. Ba�ni jest bowiem znacznie wi�cej na rynku wydawniczym - a pochodzenie ich z tego lub owego regionu daje si� odczyta� przez por�wnywanie motyw�w, a nie z reali�w, kt�re wyst�puj� prawie w ka�dej ba�ni ludowej niezale�nie od regionu: wiejska chata i kr�lewski zamek, rzeki, morze, las i g�ry, postaci rzeczywiste i fantastyczne: ch�opi, rycerze, dzielni ksi���ta i pi�kne kr�lewny, z�e czarownice i dobre wr�ki, m�wi�ce zwierz�ta, olbrzymy i krasnoludki, wodniki i rusa�ki. W�a�ciwie dopiero w podaniach mi�dzynarodowe w�tki dziej�ce si� nie wiadomo gdzie i nie wiadomo kiedy zostaj� mocno osadzone w czasie i przestrzeni - diab�y strasz� w Igczyckim zamku, rycerze walcz� pod Grunwaldem, zakochane ksi�niczki t�skni� w komnatach krakowskich pa�ac�w, a Syrena porzuca morze i broni Wis�y. Ca�y ten anonimowy �wiat nabiera konkretnych kszta�t�w, umieszczaj�c si� w znajomych miejscach i przybieraj�c dobrze znane imiona. Autorka si�gn�a po zbiory ba�ni regionalnych wydanych w latach 1960-1980, a tak�e pieczo�owicie pozbiera�a rozsypane po czasopismach ba�nie i legendy. W ten spos�b powsta�a ksi��ka o du�ych warto�ciach poznawczych i wielkim bogactwie tematyki, ksi��ka do czytania nie tylko dla dzieci, ale dla szerokich kr�g�w czytelnik�w zainteresowanych literatur� fantastyczn�. Hanna Kostyrko Syrena - A widzieli�cie j�, t� syren� niby, kumie Szymonie? - Widzie� nie widzia�em, kumie Mateuszu, bo drzewa przys�ania�y �r�de�ko, a bli�ej podej�� ba�em si� jako�ci, alem s�ysza�, jak �piewa. - Albo� to syreny �piewaj�? - Jak�e to? Nie wiecie o tym, kumie Mateuszu? �piewaj�! I jak jeszcze! G�os to ci si� tak rozchodzi� po Bugaju, po Wi�le, hen, a� za rzek�, jakoby w�a�nie dzwonek srebrzysty dzwoni�: S�ucha�by� dniem i noc�. - No i co dalej? Co dalej? - Ano, nic dalej. S�ucha�em, s�ucha�em, lubo�� mi si� jakowa� rozp�ywa�a po ko�ciach, a� w ko�cu �piewanie ucich�o: wida� syrena schowa�a si� na nocleg w �r�de�ku, bo ju� i s�o�ce zachodzi�o, a ja powlok�em si� do chaty, alem ca�� noc spa� nie m�g�, inom o tej syrenie rozmy�la�. - Ciekawo��! Warto by j� wypatrzy�, zobaczy�. - Ale jak? To�, je�li nas ujrzy - umknie i skryje si� w wodzie. A zreszt�, mo�e to i grzech przygl�da� si� takowej stworze nie chrzczonej i kusz�cego jej �piewania s�ucha�? - Grzech nie grzech - nie wiada! Najlepiej zapyta� o to ojca Barnaby, pustelnika. To cz�ek m�dry i pobo�ny; on powie i nauczy, co czyni� nam nale�y. - Rzetelnie m�wicie, kumie Mateuszu, chod�my do pustelnika Barnaby. - Ano, to i chod�my! Ryby przez ten czas z Wis�y nie uciekn�, a my si� od duchownej osoby przer�no�ci dowiemy. Tak rozmawiali z sob� dwaj rybacy znad Wis�y w owych zamierzch�ych czasach, gdy na miejscu dzisiejszej Warszawy, a w�a�ciwie jej Powi�la, le�a�a niewielka rybacka osada, otoczona g�stymi lasami, w kt�rych roi�o si� od grubego zwierza: �osi�w, tur�w, wilk�w i nied�wiedzi. - Wi�c powiadacie, �e �piewa�a? - A ju�ci! �piewa�a; gada�em przecie. - Hm! I cz�sto se tak pod�piewuje? - A co dnia! Jak tylko s�oneczko Bo�e ma sie ku zachodowi i czerwieni� a z�otem pomaluje Wise�k�, wraz ci si� na Bugaju jej piosenka rozlega. - I d�ugo te� nuci? - Do zachodu. Jak si� ino ciemno zrobi na �wiecie, ju� jej nie s�ycha�. - To nocami nigdy ze �r�d�a nie wychodzi? - Czy wychodzi, czy nie wychodzi, tego ja nie wiem, ale przepomnia�em powiedzie�, �e w pe�ni� miesi�ca te� �piewa. Nieraz mnie ze snu budzi blask ksi�ycowy, co do cha�upy zagl�da: siadam se na pos�aniu, a� ci tu odg�os jakowy� dolata z daleka; jakby skowronek, jakby dzwonek, jakby skrzypeczki lipowe: to ona. - O to mi chodzi�o w�a�nie. Wi�c trzeba tak zrobi�... Tu ojciec Barnaba zaduma� si� na d�ug� chwil�, a obaj rybacy czekali w skupieniu, a� namy�li si�, co poradzi�. Ojciec Barnaba by� to starzec wysoki, chudy, siwobrody, �ysy jak kolano, odziany w d�ug� samodzia�ow� opo�cz�. Na pomarszczonym jego obliczu rysowa�y si� powaga i dobro�. Wszyscy trzej siedzieli przed budk� pustelnika, na �awie uczynionej z dw�ch pie�k�w, na kt�rych po�o�ono z gruba obciosan� desk�. By�o to lipcowe popo�udnie i cudnie by�o w boru, pachn�cym �ywic� i kwiatami. Ptaki �piewa�y rado�nie, pszczo�y weso�o brz�cza�y, a zielony dzi�cio� w czerwonym kapturku stuka� dziobkiem, jak m�otkiem, w kor� roz�o�ystego d�bu i wyd�ubywa� robaki. A ojciec Barnaba namy�la� si�, namy�la�, a� rzecze: - Wi�c trzeba tak zrobi�: w pe�ni� miesi�ca wybierzemy si� we trzech do �r�de�ka; na odzienia nasze naczepi� nale�y ga��zi �wie�o zerwanych, najlepiej lipowych, kwiatem okrytych, �eby syrena cz�owieka nie poczu�a, bo si� nie poka�e; zaczaimy si� przy samym �r�dle, a gdy wynijdzie i �piewa� zacznie, wtedy zarzucimy na ni� sznur, spleciony z cienkich witek wierzbowych, �wi�con� wod� skropiony, ile �e takiego si� �aden czar nie ima; zwi��emy i mi�o�ciwemu ksi�ciu na Czersku zawieziemy w darze. Niech j� na zamku trzyma i niech mu wy�piewuje. Ale uszy woskiem musimy sobie zatka�, �eby jej narzeka� i lament�w nie s�ysze�, bo inaczej serce w nas tak zemdleje, �e nie b�dziemy mieli mocy wzi�� jej w niewol�. Srodze jest �a�o�liwe syrenie �piewanie. - Tak jest, jak m�wicie, ojcze Barnabo; wiem ci ja o tym, bom te piosenki s�ysza�. �aden mi�d, by najprzedniejszy, tak cz�owieka nie upoi, jako on g�os syreni. Wi�c tedy do pe�ni miesi�cznej? - Tak jest, do pe�ni. I rozeszli si� w swoje strony. Rybacy nad Wis�� do zarzuconych sieci, a ojciec Barnaba na modlitw�. Tam gdzie dzi� nad samym prawie wybrze�em Wis�y, poni�ej staro�ytnych kamienic Starego Miasta, rozci�ga si� ulica, Bugaj zwana, przed wielu, wielu laty szumia� las zielony, odwieczny. W lesie tym, z pag�rka wznosz�cego si� nad rzek�, tryska�o �r�d�o i rozlewa�o si� w g��boki, bystro p�yn�cy potok. Nad potokiem ros�y bia�okore brzozy, wierzby pokrzywione macza�y w nim d�ugie ga��zie, kwitn�y polne r�e i niezapominajki haftowa�y niebieskimi kwiatkami zielony traw kobierzec. W tym to potoku mieszka�a w�a�nie syrena. By�a pi�kna, pogodna noc miesi�czna. Srebrzysta pe�nia �eglowa�a przez b��kitne, usiane gwiazdami niebo i przygl�da�a si� ziemi u�pionej, lasowi i �r�d�u. Ale w lesie nie wszyscy spali. Zza brz�z i wierzb, stoj�cych nad potokiem, wida� by�o trzy skulone postacie. Przycupn�y one w�r�d krzak�w g�stych i ciekawymi oczyma spoziera�y w wod� potoku, mieni�c� si� srebrzy�cie od blask�w tarczy miesi�cznej. Byli to dwaj rybacy, Szymon i Mateusz, i pustelnik, ojciec Barnaba. Nagle z wody wynurzy�a si� przecudna posta�. W �wietle miesi�cznym wida� j� by�o doskonale. Mia�a d�ugie, kruczoczarne w�osy, pier�cieniami sp�ywaj�ce na bia��, jak z marmuru wyrze�bion� szyj�; szafirowe jej oczy, wzniesione ku pe�ni, patrzy�y dziwnie przejmuj�co i smutno, a ozdobiona lekkim rumie�cem twarzyczka takim tchn�a czarodziejskim urokiem, �e przygl�daj�cym si� jej rybakom a� serca zamar�y ze wzruszenia. Syrena chwil� trwa�a w milczeniu, zapatrzona w niebo i w gwiazdy -i oto w ciszy tej czarownej nocy zad�wi�cza� �piew tak pi�kny, tak kryszta�owo czysty, �e zdawa�o si�, i� i ksi�yc, i gwiazd miliony, i ziemia, i niebo zas�ucha�y si� w niego do niepami�ci. Wtem z krzak�w cicho, bez szelestu, wyskoczy�y owe postacie - i nie tak szybko rzuca si� ry� drapie�ny na przebiegaj�c� �ani�, jak oni rzucili si� na syren�, skr�powali j� powr�s�em, z witek wierzbowych splecionym, i wyci�gn�li z wody na muraw�. - Co teraz pocz��? Co z ni� pocz��? - j�li si� pyta� obaj rybacy zdyszanym, gor�czkowym g�osem. - Co pocz��? - rzeknie pustelnik. - Poczekajcie, zaraz wam powiem. - Nim j� do Jego Mi�o�ci ksi�cia na Czersku zawieziem, a wie�� przecie� nie b�dziemy po nocy, zamkniemy syren� w oborze, a pilnowa� jej b�dzie Staszek, pastuch gromadzkiego byd�a. Skoro �wit za� w�z drabiniasty sianem wymo�cim i jazda do Czerska! Dobrze m�wi�? - Dobrze m�wicie, ojcze Barnabo, m�drze m�wicie! Szymon i Mateusz d�wign�li syren� i ponie�li j� w stron� wioski. * * * Staszek zosta� sam na sam z syren�. Le�a�a ona pod �cian� obory, na wprost jednego z otwor�w okiennych, w przeciwleg�ej �cianie wyci�tych, a Staszek siad� naprzeciwko i tak, jak mu rozkazali, patrzy� w ni� bacznie i oczu z dziwowiska nie spuszcza�. Miesi�c �wieci� w ten otw�r �cienny mocnym blaskiem i osrebrza� cudn� twarzyczk� syreny, w kt�rej to twarzyczce ja�nia�y jak gwiazdy modre, wilgotne od �ez, przesmutne oczy. I nagle - syrena spojrza�a na Staszka swymi czarodziejskimi oczami, unios�a przepi�kn�, opier�cienion� zwojami czarnych w�os�w g��wk�, otworzy�a koralowe usteczka i za�piewa�a. Za�piewa�a jak�� piosenk� bez s��w, piosenk� tak cudn�, �e drzewa za obor� przesta�y szumie�, a krowy �by ci�kie od ��ob�w zwr�ci�y w jej stron�, �u� przesta�y i zas�ucha�y si� w osza�amiaj�c� pie�� syreny. Staszek by� na wp� przytomny. Jak �yje nie s�ysza� nic podobnego. �piew syreny gra� na jego sercu tak, jak gra wiosna na sercu ka�d...
piotrzachu69