Jerzy Prokopiuk (ur. 1931) - religioznawca, filozof, psycholog, gnostyk, antropozof - znany przede wszystkim jako t�umacz i popularyzator literatury humanistycznej; autor wielu esej�w - publikowanych w pismach naukowych, prasie kulturalnej i ksi��kach. Od lat sze��dziesi�tych prowadzi dzia�alno�� odczytow�. Tw�rca i redaktor naczelny Gnosis. Mieszka w Warszawie. Zd��y� przed apokalips�, czyli jak unikn�� antropoentropii Marka Chlebusia Jerzy Prokopiuk Tekst, kt�rego tycz� s�owa niniejszego, wymaga�by w�a�ciwie czego� wi�cej: ostrze�enia. Powinno by� to takie ostrze�enie, jakie (prawdopodobnie) widnieje przed wej�ciem do ka�dej z �czarnych dziur� naszego Kosmosu. Ostrze�enie to � niew�tpliwie zapo�yczone z Dantego Boskiej Komedii � brzmi: Ty, kt�ry wchodzisz, �egnaj si� z nadziej�... Esej Marka Chlebusia � fizyka, filozofa, biznesmena � nosz�ca tajemniczy tytu� News Deal, News Age, zawiera (jak g�osi jej podtytu�) �rozwa�ania nad losem cywilizacji europejskiej�. W istocie jednak � bo tylko wrodzona jej Autorowi skromno�� kaza�a mu sformu�owa� �w podtytu� w tak zaw�onej wersji � traktuje ona o dziejach rodu ludzkiego i o jego przysz�o�ci. Esej Marka Chlebusia jest prac� zarazem historiozoficzn� i futurologiczn�: m�wi zar�wno o przesz�o�ci, jak i o przysz�o�ci cz�owieka i ludzko�ci. R�ne znamy dzie�a historiozoficzne i futurologiczne � obiektywne i zaanga�owane, naukowe i tendencyjne. Praca, o kt�rej m�wi�, nale�y niew�tpliwie do prac owianych duchem naukowego obiektywizmu, charakteryzuje j� dystans wobec jej tematu, zarazem jednak empatyczna troska o losy gatunku homo sapiens, ludens i faber, do kt�rego przecie� nale�y tak�e jej Autor. Powiedzmy jednak od razu: mamy tu do czynienia z apokalips�. Nie z �apokalips�� rozumian� w�a�ciwie jako �objawienie�, lecz apokalips� rozumian� potocznie jako �koniec �wiata�. Spor� cz�� swej pracy Autor po�wi�ca sui generis �przygotowaniu artyleryjskiemu�: prezentacji dziej�w cywilizacji europejskiej, pocz�wszy od wczesnego �redniowiecza a� po wiek XX. Ale prezentacja to tylko �mi�e z�ego pocz�tki� � rys dziej�w europejskiego (zdawa�oby si�) za�cianka niepostrze�enie, ale logicznie i konsekwentnie przeradza si� � w�a�nie w naszych czasach � w krajobraz przed bitw� cywilizacyjnego Armageddonu. Gdy przychodzi do prze�omu w dziejach ludzko�ci � prze�omu, w �rodku kt�rego �yjemy, ale z kt�rego w�a�ciwie nie zdajemy sobie sprawy � do przemiany, jaka dokonuje si� u schy�ku naszego stulecia, co�, co zdawa�o si� tylko deterministyczn� ekstrapolacj�, przekszta�ca si� pod pi�rem Autora w niezwykle sugestywn�, katastroficzn� wizj� naszej przysz�o�ci, wizj� przyt�aczaj�c� ca�kowitym � jakby si� mog�o zdawa� � brakiem jakiejkolwiek mo�no�ci wyboru. Po prostu stajemy � ju� stan�li�my � przed otch�annym worteksem �czarnej dziury�: apr�s nous le deluge... S�ynne te s�owa, przypisywane wszechmocnej metresie Ludwika XV, markizie de Pompadour, jakoby poprzedzone by� mia�y zwrotem ��yjemy hucznie i weso�o, a� � i (w wizji Autora przedstawianego eseju) mog� doskonale odnosi� si� tak�e do opisu aktualnego stanu i postawy naszej cywilizacji. Albowiem w wizji tej � cz�owiek (zw�aszcza za� cz�owiek naszego czasu i naszego kr�gu kulturowego, kt�ry zreszt� ogarn�� swymi mackami ca�y �wiat), zdeterminowany przez sw� biologi�, ekonomik�, struktury spo�eczne � w swym �yciu psychicznym, indywidualnym i zbiorowym, dotar� historycznie do punktu, w kt�rym powodowany jest (je�li nawet nie wy��cznie, to) przede wszystkim przez postaw� hedonistyczn�, �ci�lej za� � ludyczn�, ��yje wi�c hucznie i weso�o� na skraju przepa�ci, w kt�r� w�a�ciwie � niby �w G�upiec z pierwszej (lub ostatniej?) karty tarotu � ju� stacza si� jako archetyp i jako gatunek. Przyk�ady Lemurii, Atlantydy i Potopu dowodz�, �e w Kosmosie, jaki rz�dzi si� prawem �ycia, �mierci i Zmartwychwstania, katastrofy s�, by� mo�e, nie tylko zaplanowane, ale tak�e � jako mieszcz�ce si� w �porz�dku rzeczy� � potrzebne i mile widziane. (W�a�ciwym arch� by�by tu tzw. Upadek, beata culpa, czyli katastrofa Cz�owieka, do kt�rej dosz�o ju� u zarania jego istnienia). Wizji katastrofy w dziejach ludzko�ci, kt�ra to katastrofa stanowi ogniwo jej rozwoju i dalszy rozw�j �wiata umo�liwia (w wielkiej koncepcji indyjskiej Brahma tworzy �wiat, Wisznu podtrzymuje jego istnienie, a Siwa go niszczy � po to, by Brahma m�g� podj�� jego tworzenie), Chlebu� przeciwstawia sw� wizj� totalnej katastrofy Cz�owieka w �czarnej dziurze� wirtualno�ci. Tw�rca antropozofii jako wiedzy o cz�owieku duchowym i o jego przemianie na Ziemi, Rudolf Steiner, w swych ostatnich wyk�adach m�wi� o � odgrywaj�cych w jego wizji �wiata wielk� rol� � takich istotach demonicznych, jak Lucyfer i Aryman, przedstawi� te� posta�, kt�ra (stosunkowo niedawno) wesz�a w dzieje naszego rodzaju, mianowicie demona Asura (Sorata), w Objawieniu Janowym �zaszyfrowanego� w symbolu 666. O ile Lucyfer � wed�ug Steinera � inspiruje ludzko�� do ucieczki od Ziemi i przeniesienia si� do jego iluzorycznych �wiat�w, Aryman pragnie r�wnie jednostronnie zwi�za� go z Ziemi� i oderwa� od �wiata duchowego, o tyle Asur jest zainteresowany wy��cznie w destrukcji cz�owieczego ja. W swych wyk�adach Steiner m�wi� tak�e o swoistym sojuszu Lucyfera i Arymana w ich wsp�lnym dziele budowy alternatywnego � konkurencyjnego wobec Bo�ego � �wiata (tak zwanej �smej sfery), w kt�rym pragn� zamkn�� cz�owieka. Ot� nasz Autor � ca�kowicie niezale�nie od tego, czy uznaje antropozofi�, czy te� nie � w wizji swej (czy mo�e prewizji?) opisuje �wiat przekszta�cony we wsp�lnym wysi�ku Lucyfera i Arymana � i �skonsumowany� przez Asura. W wizji tej � wida� to go�ym okiem � ludzko��, pogr��ona w lucyferycznej iluzji wirtualno�ci i pod��czona do arymanicznych maszyn, ludzko�� jako archetyp realizuj�cy si� w czasoprzestrzeni (na Ziemi), pada pastw� asurycznej nico�ci. Wizja tak totalnej destrukcji ludzko�ci niew�tpliwie jawi si� jako logiczny futurologiczny wniosek z historiozoficznych rozwa�a� jej tw�rcy i � by� mo�e � jako prewizja jednego z mo�liwych scenariuszy swoistej antropoentropii. Wydaje si�, �e wizja ta mo�e mie� du�� doz� prawdopodobie�stwa. Dop�ki jednak nie oblecze si� w rzeczywisto��, �p�ki co�, hic et nunc, ma tylko walor kasandrycznego ostrze�enia (nawet je�li daremnego), ale te� � mimo sw�j pesymizm i tragizm � ma pewn� wa�n� zalet�. �Nawet czarna chmura ma swoje srebrzyste brzegi�, powiada angielskie przys�owie. Takim �brzegiem� w wizji Chlebusia jest jej publikacja: jako ostrze�enie w�a�nie i (p�ki co) jako tylko ostrze�enie, pe�ni ona funkcj� homeopatycznego wstrz�su, aplikowanego pacjentowi � by, podany zawczasu w dawce mini, zapobieg� wstrz�sowi (danej) choroby w dawce maxi. C� bowiem mo�e nas bardziej sk�oni� do refleksji na groz� sytuacji i do szukania sposob�w jej unikni�cia ni� dotycz�ca jej prewizja? Czy� jednak nie jest ju� za p�no na podj�cie takich poszukiwa�? C� � w aktualnym stanie rzeczy � mo�emy przeciwstawi� grozie sytuacji opisanej przez naszego Autora? Jak�� mo�emy wskaza� jej alternatyw�? Dalsz� cz�� mojego wywodu musz� poprzedzi� uwag� o charakterze krytycznym. Przypomn� jednak najpierw, �e jestem entuzjast� pracy Marka Chlebusia � nawet je�li nie podzielam do ko�ca zawartych w niej wniosk�w. Moja krytyczna uwaga sprowadza si� do konstatacji � i poniek�d wyrzutu � �e cho� Autor w ca�ym swym wywodzie obszernie uwzgl�dni� �doczesne�, ziemskie uwarunkowania rozwoju i mo�liwo�ci zag�ady cywilizacji ludzkiej (biologiczne, ekonomiczne, spo�eczne, naukowe, techniczne itp.), to przecie� niemal zupe�nie zapozna� duchowe � ezoteryczne i religijne � aspekty tych uwarunkowa�. A w�a�nie w nich � i nie gdzie indziej � mo�na szuka� alternatywy gro��cej nam katastrofy, tj. ju� to unikni�cia jej, ju� to (w gorszej wersji) z�agodzenia jej skutk�w, tj. zachowania po niej �ludzkiego oblicza� naszego gatunku. W moim g��bokim przekonaniu historia ludzko�ci jest przede wszystkim dzie�em Bog�w, stopniowo tylko dopuszczaj�cych do udzia�u w jej �sprawianiu� nas, ludzi. Tak czy owak, historia cz�owiecza jest rezultatem � przynajmniej od pewnego czasu (od ko�ca epoki Mitu) � dialogu mi�dzy Bogami a cz�owiekiem. Kiedy wszak�e m�wi� tu o Bogach, to zaliczam do nich tak�e Bog�w �mniejszych� � demony takie, jak Lucyfer, Aryman czy Asur. Do urzeczywistnienia siebie jako Bo�ego archetypu, cz�owiek zmierza przez sw� ziemsk� histori� w�a�nie w polu oddzia�ywania si� i boskich, i demonicznych. Niby D�rerowski Rycerz d��y do swego celu mi�dzy Diab�em i �mierci�. Cz�owiek jako wykonawca Planu Bo�ego i jako Bo�y Wsp�pracownik ma sta� si� istot� o wy�szym statusie ontycznym � ma stworzy� X hierarchi� anielsk� (wiedzia� o tym nasz S�owacki) � ma uzyska� lub odzyska� sw� bosko��: Chrystus Jezus w Ewangelii wed�ug �w. Jana m�wi przecie� do ludzi: �Bogami jeste�cie�. Ogromne i odpowiedzialne to zadanie, ogromne s� te� jego zagro�enia. Nasz Autor nie widzi, niest...
Domenik