Księżyc w Nowiu oczami Jacoba- rozdział 7.doc

(107 KB) Pobierz
7

7.Wypad do kina

 

  Jeszcze nieraz próbowaliśmy odnaleźć łąkę Belli. Niestety nie udało nam się mimo starań. Bella nie poddawała się jednak i chciała jej szukać coraz częściej. Zrobiłbym dla niej wszystko, więc szukałem razem z nią. Nauczyła się też nieźle jeździć na motorze, choć nie obyło się bez kolejnych wizyt w szpitalu. Gryzłem się tym za każdym razem. Zdarzało jej się też krzyczeć o Cullenie, co bardzo mnie martwiło. Stopniowo jednak przestawała. Ogólnie czas mijał mi starsznie szybko, kiedy Bella była ze mną. Zawsze było coś do robienia, a jak nie, to mielismy niewyczerpaną liczbę tematów do obgadania. Z Bellą nigdy się nie nudziłem. Wręcz ubóstwiałem, kiedy do mnie przyjeżdżała. Wielbiłem każde jej słowo, kochałem każdy jej dotyk, śledziłem każdy jej uśmiech. Spędzaliśmy ze sobą każde popołudnie, w które nie pracowała, oraz cały weekend. Bella wyraźnie się zmieniła. Jej oczy nie były juz przygaszone, ale zawsze błyszczące. Zrealizowałem swój cel ! Można było juz ją odróżnić od zombi. Udało mi się! I tak mijały mi dni, jeden po drugim. Spotkania z Bellą były jednak najlepsze co zdarzało się codziennie. Nie udało mi się rozwiązać zagadki Sam’a ani Embry’ego. Mój przyjaciel nie odbierał telefonów, nie chodził do szkoły, a kiedy do niego przychodziliśmy zawsze był nieobecny. W szkole nie działo się nic ciekawego, szczególnie, że razem z Quil’em tkwiliśmy tam jedynie ciałem. Sam i jego sekta razem z Harry’m coraz częściej odwiedzali dom mojego ojca. Zawsze wtedy chowałem się w garażu, ale czasem nie udawało mi się umknąć i narażałem się tylko na niepotrzebną wściekłość. Więc jednym słowem żyłem spotkaniami z Bellą.

Nadszedł 13 lutego, środa. Miałem na ten dzień już ustalone plany. Zamierzałem, jako że jutro był dzień zakochanych, sprawić Belli coś niesamowitego. Chciałem żeby miała to zawsze przy sobie, jakby na znak przynależności do mnie. Lecz najważniejsze- musiałem  odnaleźć jej łąkę. Zaraz po szkole wyruszyłem w trasę. Nie oczekiwałem dzisiaj Belli, bo niestety musiała pracować. Szukałem i szukałem no i nic. Jakby ją sobie wymyśliła! Bardzo zdołowany wróciłem do domu. No i nici z mojego romantycznego prezentu, nici z zadowolenia Belli i nici z tego, że w przypływie radości a nóż by mnie pocałowała.. Ta myśl jeszcze bardziej mnie dobiła. Dowłóczyłem się do kanapy i rzuciłem się na nią. Sprężyny jęknęły protestująco. Obkręciłem się na plecy i zanurzyłem się w ponurych myślach. No pięknie, jak już mam komu dać prezent walentynkowy, to jak zwykle muszę nawalić! Cholera. Teraz nie mogę jej dać nic prócz tej głupiej, różowej bombonierki, która leżała w kuchni. Wstałem, poszedłem do kuchni i zaniosłem bombonierkę do pokoju, żeby przypadkiem Billy jej nie zjadł.

Rano zerwałem się, kiedy tylko wstało słońce żeby dobrze się przygotować do przyjazdu Belli. Starannie się ubrałem, bo przynajmniej w Walentynki powinienem był wyglądać pociągająco. Rozczesałem też swoje długie, splątane włosy lekko je strosząc. Wydawało mi się, że one w moim wyglądzie są najlepsze. Kiedy tylko do moich uszu doszedł znajomy ryk starej furgonetki moje serce wrzuciło czwarty bieg. Ciekawe co też Bells dla mnie przygotowała.. Chwyciłem bombonierkę patrząc na nią wilkiem. A chciałem być taki romantyczny. Ruszyłem do drzwi machając Billy’emu na pożegnania. Uśmiechnął się zdziwiony, wjeżdżając do kuchni. Niemalże podfrunąłem do Belli. Zdziwiłem się lekko widząc, że jej ręce są puste. Podniosła oczy na co jak zwykle puczułem przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele. Uśmiechnąłem się.

- Wszystkiego njalepszego z okazji dnia Walentego- powiedziałem podchodząc bliżej do niej i wyciągając zza pleców nieszczęsną bombonierkę. Pomachałm ją Belli przed nosem. Zrobiła zdzwiwioną minę.

- Kurczę to dzisiaj Walentynki? Czuję się podle- mruknęła. Pokręciłem głową udając zdegustowanego, choć w głębii ducha było mi przykro, że zapomniała o dniu zakochanych. Ech, niepotrzebnie się łudziłem, że coś do mnie poczuje.

- Czasami jesteś niemożliwa- wzniosłem oczy do nieba- Zejdź na zemię! Tak, dzisiaj czternasty lutego, dzień zakochanych. No to jak, zgadzasz się być moją walentynką? Skoro pożałowałaś pięćdziesięciu centów na bombonierkę, zrób dla mnie, chociaż to.- zawahała się. Chyba dostrzegła drugie dno w moim pytaniu.

- A co należy do obowiązków takiej walentynki?- zapytała chytrze.  Wzruszyłem ramionami.

- Niewolnicze oddanie i takie tam, wiesz..- uśmiechnęła się, a ja nie pozostałem jej dłużny.

- Hmm.. Jeśli to wszystko, no to niech ci będzie.- przyjęła prezent, a ja ucieszyłem się jak głupi.

- To jakie mamy dziś plany?- zapytałem.

- Może poszukamy tej polany. Czasami myślę, że tylko mi się przyśniła.- zamyśliła się.

- Okej. To jutro kucie, a w piątek motory?- Podniosła głowę.

- Nie w piatek nie mogę. Już od tygodnia obiecuję mojej paczce, że wybiorę się z nimi do kina. Zwłaszcza Mike byłby wniebowzięty- poczułem jakby mi ktoś dał kopniaka prosto  w brzuch. Ma kogoś? Nie ! To nie może być prawda! Zwiesiłem głowę starając się ukryć mój żal.

- Pójdziesz ze mną?- zapytała szybko. Za szybko jak dla mnie.- Chyba, że nie odpowiada ci towarzystwo staruchów z mojej klasy- No i znowu to samo. Jaka to różnica ile mamy lat. Ucieszyłem się. Może ona tak naprawdę chciała mnie zaprosić od razu, a nie tylko żeby mnie nie zraniła wzmianka o jakimś typie. Chciałem się upewnić

- Naprawdę chcesz żebym z tobą pojechał?- zapytałem głęboko patrząc jej w oczy.- Chcesz mnie przedstawić swoim znajomym?

-Tak. Bez ciebie nie będę się tak świetnie bawić- Na mojej twarzy zakwitł szeroki uśmiech, a niekontrolowana radość wypełniła mnie po brzegi.- Możesz też zabrać Quil’a jak chcesz. Zaszalejemy.- parsknąłem śmiechem i wywróciłem oczami.

- Quil będzie w siódmym niebie. No wiesz, starsze dziewczyny i te sprawy.

-Dopilnuję żeby miał szeroki wybór- uśmiechnęła się figlarnie. Przełknąłem głośno slinę.

                                                                  *****

Po odejściu Belli nadal byłem w szampańskim humorze, chociaż nasza kolejna wędrówka po lesie okazała się klapą. Poszedłem do domu i zagrałem z Billy’m w scrable. Oczywiście wygrywał. W pewnej chwili przewróciłem kubek herbaty Billy’ego. Gorący płyn rozlał się po stole i podłodze.

- Ups- powiedziałem i rzuciłem się po szmatę. Pościerałem podłogę i zacząłem czyścić stół. Billy rozluźniony i uśmiechnięty przyglądał się moim poczynaniom. Nie wiedziałem czemu tak nagle jego humor uległ zmianie. Przejechałem szmatą koło jego dłoni i niechcący wytrąciłem mu z ręki litery do scrable. Rzuciłem się je zbierać.

- Przepraszam- rzuciłęm i podałem mu je. Miał dziwnie chłodne dłonie. Billy wydał z siebie zduszony krzyk.

- Co jest?- zapytałem. Billy wpatrywał się we mnie z przerażeniem. W końcu wykrztusił;

- Dobrze się czujesz?

- No jasne a co?- nie odpowiedział tylko kilka razy głęboko odetchnął.

- Daj tą szmatę ja pościeram. A ty idź lepiej się pouczyć. Ostatnio coś się opuszczasz.- Prychnąłem. Niech sobie ściera jak chce. Poszedłem do pokoju zostwaiając za sobą zasmuconego ojca. Zamknąłem za sobą drzwi i wspiąłem się na parapet. Uchyliłem okno wpuszczając do środka mrózne powietrze. To było moje ulubione miejsce, kiedy chciałem oderwać się od rzeczywistości. Zapomnieć się, pomarzyć. Dziś była piękna noc. Księżyc prowadził zwycięską walkę z chmurami, które chciały przyćmić jego światło. Dodatkowo gwiazdy tworzyły tak piękne wzory. Wetchnąłem. Nigdy nie byłem romantykiem, ale takiemu widokowi trudno było nie ulec. Oparłem się głową o okno i wdychałem przesycone mrozem powietrze. Wokół mnie panowała cisza. Starałem się nie myśleć o niczym. Całkowicie się wyłączyć. Zapomnieć... Nawet nie zauważyłem kiedy ześliznąłem się z parapetu. Podniosłem się zaspany z podłogi. Kurczę, musiałem zasnąć. W pokoju panowały egipskie ciemnośi,a zimne kłęby powietrza przyniosły do mojego pokuju pierwsze płatki śniegu. Zamknąłem okno zastanawiając się na ile godzin odpłynąłem w niebyt. Zerknąłem na zegar tykający na ścianie. Było dziesięć po pierwszej. Jednak dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że cykanie zegara to nie jedyny dźwięk dochodzący z wnętrza domu. Uchyliłem drzwi. Tak, to był głos Billy’ego. Czyżby rozmawiał przez telefon? Niee.. Byłe zdecydownie za późno. No ale na czyjąś wizytę także. Cichutko przemknąłem pod kuchnię, skąd dochodziły przytłumione głosy. Billy... i kto?

- Sam, to się stanie już niedługo. Jutro, może pojutrze.- No tak. Sam i jego sekta. Nie chciałem słuchać ich rozmów, szczególnie, że moja głowa nie była w pełni zdolna do użytku. Poszedłem do pokoju i wlazłem do łóżka. Po kilku sekundach pod ciepłą kołdrą znowu odpłynąłem. Następnego ranka nie pamiętałem całego zdarzenia. Zadzwoniłem do Quila, żeby mu powiedzieć o wypadzie do kina z Bellą. Śmiał się trochę ze mnie, bo rechotałem do słuchawki jak zwariowany ciesząc się, że Bella mnie zaprosilła. Niestety on nie mógł iść.

- Czemu Quil?- zapytałem i przestałem rechotać.

- No widzisz.. Mam szlaban..Za wdanie się w bójkę..- Zmarszczyłem czoło. Quil i bójka? Niee

- Z kim się tak pobiłeś?

-Yyy.. To mówisz, że Bella cię zaprosiła?

- Hej stary nie zmieniaj tematu!- zdenerwowałem się. Dlaczego mi nie powie?!

- No Ok.. Biłem się..Biłem się..yyy. Z Embry’m- zamurowało mnie.

- Dlaczego?- wydusiłem w końcu. Quil odchrząknął speszony.

- Spotkałem go, kiedy szedłem wczoraj do sklepu.. I widzisz, no trochę na niego naskoczyłem. Poniosło mnie i tyle. A to on pierwszy mnie uderzył. Powiedziałem mu, że jest okropny, że przyłączył się do tej idiotycznej sekty. Embry mówił, że to nie jego wina, że on by chciał żeby wszystko było tak jak dawniej. Kazałem mu powiedzieć temu cholernemu Ulay’owi żeby sie odczepił od was. On bronił go jak jakiś idiota. No to go szturchnałęm. No nieźle bolało, bo on teraz jest taki napakowany, no prawie jak ja. I zaczęliśmy się jakoś bić.- zamilkł. Moi dwaj najlepsi przyjaciele się pobili? To niemożliwe.

-Słuchaj muszę końcyć Jacke. Muszę przed szkołą pójść do sklepu mamy. Nie przjemuj się- i się rozłączył. Tak bez żadnego wyjaśnienia, nic. Odłożyłem słuchawkę. Czmu Quil to zrobił? Czemu Embry to zrobił? To do niego nie podobne. Przecież Embry, ten święty Embry, nigdy nie wdawał się w bójki! A ze swoim przyjacielem to już wogóle! Westchnąłem zrezygnowany. A byłem pewny, że nic nie jest w stanie zepsuć mi humoru.

W ciągu tych dwóch dni, w których żyłem tylko myślą o mini randce z Bellą nic szczególnego sie nie wydarzyło. Quil nie chciał mi zdradzić szczegółów bójki z Embry’m, a ja nie naciskałem. Nie spotkałem się z Bellą ani razu, więc te kilka dni były stracone. Chciałem jej czymś zaimponować podczas wypadu do kina, a wyhaczyłem niezłą okazję. Mój rabbit wymagał już tylku kilku poprawek. W czwartek wieczorem pojechałem do sklepu z częściami i kupiłem kilka potrzebnych materiałów. Następnego dnia w szkole nie mogłem usiedzieć na miejscu. A o słuchaniu nauczycieli nie było mowy. Wyobrażałem sobie najróżniejsze reakcję Belli na mój samochód. Jej oczy powiedzą wszytko czy też może zrobi to bardziej..ehmm..otwarcie.J A w kinie.. Może będą tam same par. Oj, oby. Może biorąc z nich przykład Bells przeniesie nasz związek na kolejny poziom. Musi coś zrobić. Jeśli nie przejmie inicjatywy to ja to zrobię. Ludzie, przecież ja dłużej nie wytrzymam! Nie mogę już zwlekać. Muszę poczuć na ustach jej miękkie wargi. Jejuu. Po szkole pobiegłem do domu w podskokach. Ubrałem się starannie i doprowadziłem swoje włosy do porządku. Było już po czwartej, kiedy nareszcie wychodziłem z domu. Billy mnie zatrzymał.

- Gdzie idziesz?- zapytał z zaniepokojoną miną.

- Do kina

- Odpuść sobie proszę- Billy złożył ręcę w błagalnym geście. O co mu chodzi?

- Nie ma mowy.

- Błagam Jacke. Potem ci to wyjaśnie. Naprawdę.- Ojciec zaczął zamykać drzwi. Uprzedziłem go.

- Nie wiem o co ci chodzi. Możesz sobie to wyjaśniać jak wrócę.- Wyrwałem się z jego uścisku. Podbiegłem go rabbita.

- Jacob komuś stanie się krzywda. Będziesz tego żałować! Jacob!- Nie słuchałem go. Komu mogła się stać krzywda?! Otworzyłem drzwiczki rabbita i wskoczyłem na siedzenie. Juhuu! Nareszcie mam samochód! Usmiechnięty od ucha do ucha przekręciłem kluczyk w stacyjce i dodałem gazu. To cudo jechało jak marzenie. Nie było to jakieś strasznie wypasione auto ale i tak sie w nim zakochałem. Dojachałem do domu Belli w rekordowym tempie. Stała już na podjeździe. Kiedy mnie ujrzała oczy jej się zaświeciła, a kiedy zobaczyła czym przyjechałem otworzyła szeroko usta. Wyskoczyłem z auta i uśmiechnąłem triumfalnie.

- Hej Bells no i jak?- zapytałem wskazując na to czarne cudo. Bella podskoczyła, a moje serce wrzuciło czwarty bieg. Otworzyłem ramiona gotowy ją przyjąć. Niestety, klasnęła tylko w dłonie i zrobiła spontaniczny krok w moją stronę. Zaraz potem cofnęła się z wachaniem, ale przybiła mi piątkę. Korzystając z okazji wplotłem palce pomiędzy jej. Serce znowu mi przyspieszyło. No, no. Miała taką miękką dłoń. Tylko jedno miejsce było wypukłe. Tam Bella miała jakąś dziwną bliznę, o której nie chciała mówić.

- Nie mogę Jacke! Skończyłeś rabbita! Jesteś wielki! A niech mnie! Jesteś cudowny!- zarumieniłem się zachwycony.  Szkoda tylko, że moje nadzieje prysnęły jak bańka mydlana.

- No jasne, że jestem- powiedziałem z uśmiechem. Bella parsknęła. – To dzisiaj ja prowadzę?- uśmiechnęła się anielsko. Zmiękły mi kolana.

- No jasne. Tylko wiesz co, jest taka sprawa. Większość mojej paczki nie mogła przyjść. Widzisz..Yyy.. Przyjdą tylko 3 osoby.- spojrzała na mnie lękliwie zastanawiając się co ja na to. Policzyłem w myślach osoby; 3 kumpli Belli i ja i ona. To 5. Kurczę! To nawet z podwójny randki nici. Cholera! Zasmuciłem się. No trudno..

- Ok, nie ma sprawy. Quil’a też nie będzie. Dostał ehm..szlaban za wdanie się w bójkę.- odwróciłem wzrok. Przemilczałem, że bili się moi dwaj najlepsi kumple. Po dłuższej chwili poptrzyłem na nią. Uśmiechała się nikle, a kaskady brązowych loków falowały na wietrze. Jęknąłem bezgłośnie. Czy Bells musiała być aż tak piękna? Gdyby nie była tak niesamowicie cudowna mógłbym dać sobie z nią spokój.. Patrzylismy sobie długo w oczy, a każde z nas wydawało się widzieć w nich więcej. W pewnej chwili zza rogu wyłonił się granatowy van. Nawet go nie zauważałem, ale Bella wyrwała rękę z mojej i spłonęła rumieńcem. Zagniewałem się. Wreszcie spostrzegłem kierowcę pojazdu. Był nim owy chłopak, który przeszkodził mnie i Belli na plaży. Wtedy jak opowiadałem jej bajdurzenia plemienia Quileuet. Dobrze go pamiętałem. Wypindrzony blondyn, który bujał się w Belli- mojej Belli. Wjeżdżał właśnie na podjazd ze skrzywiona miną. No tak. Tak, jesteśmy parą kretynie, już cię tu nie ma.

- Pamiętam tego gościa- mruknąłem do Belli marszcząc czoło.- Był o ciebie taki zazdrosny wtedy na plaży.- Bella odchrząknęła dziwnie zawstydzona.- Dalej ma trudności z odróżnieniem życia od marzeń?- drążyłem

- NIektórych trudno zniechęcić- mruknęła. No cóż, nie chciała mówić wprost, więc też rzuciłem aluzję.

- Czasem cierpliwość opłaca..- ta aluzja oczywiście dotyczyła mnie, a nie tego lalusiowatego gościa, który właśnie zgaszał silnik swojego obrzydliwego vana.

- Ale częściej irytuje tylko druga stronę.- odwróciłem wzrok od tego kolesia i skierowałem na Bellę. Czy ta aluzja dotyczyła mnie? Nie chce być ze mną..? Typek właśnie do nas doszedł.

- Cześć Bello.- miał chrapliwy głos, który od razu nie przypadł mi do gustu. Zmierzył mnie wzrokiem. Zdusiłem chichot. Może i był moim rywalem co do Belli, ale co do wzrostu to był daleko w tyle. Kolo chyba o głowę ode mnie niższy!

- Cześć Mike- przywitała go Bella. Ach, no tak, to Mike- obrzydliwe imię.- Pamiętasz Jacoba?- Mike popatrzył na mnie wrogo. Nie mogłem pozostać mu dłużny.

- Nie za bardzo- rzekł w końcu i z wachaniem wyciągnął rękę na przywitanie- Mike Newton.- wzdrygnąłem się ze wstrętem. Blee. Idiota niech się lepiej nie przystawia do Bells, bo mu serio wleje.

- Jacob Black, stary przyjaciel rodziny- powiedziałem w końcu odwzajemniając niechętnie gest. Jego ręka była dziwnie zimna i wilgotna. Cofnąłem swoją tak szybko jak się dało gniotąc mu przy okazji palce. Kolo skrzywił się i musiał je rozmasować. Uśmiechnąłem się pod nosem,- punkt dla mnie. Zapadła krepująca cisza. W końcu zadzwonił telefon w domu Swanów. Bella drgnęła.

- To pewnie Charlie- mruknęła usprawiedliwiająco i pobiegła odebrać. Zostałem z Mikiem sam.  Newton rzucił mi kolejne wrogie spojrzenie. Prychnąłem.

- Myślisz, że sie boję?- mruknąłem cicho żeby Bells nas nie dosłyszała. Newton napiął muskuły. Pff. tyle tego miał, że aż mnie normalnie zatkało.- Nie masz z Bellą szans. Ona jest moja. Jestesmy parą.- nie była to oczywiście prawda, ale bardzo w to wierzyłem.- Jeśli jej nie zostawisz to możesz pożałować.- Tym razem Newtom prychnął, chociaż głos- ku mojej uciesze- mu trochę zadrżał.

- Myślisz, że się boję?- zacytował mnie, a we mnie wszystko zawrzało. Moje ręce zaczęły sie trząść. Miałem ochotę rozszrpać mu gardło. Wbić pięść w żołądek. Niemal warczałem pod nosem. Jacke, no spokojnie!- Upomniałem sam siebe. Powoli sie uspakajałem. Newton coś tam gadał, ale go nie słyszałem. Niegdy nie byłem agresywny, więc skąd nagle wzięło się we mnie tyle agresji? Zwinąłem i rozprostowłem palce u rąk. Dziwne. Zrobiłem to jeszce raz. Nie poczułem nic. Jakby zanikło mi w nich czucie! Powtórzyłem czynność jeszce raz i jeszcze. Nic... Co się dzieje? Przestraszyłem się nie na żarty? Co się ze mną dzieje?

- Słuchaj!- przerwałem kolesiowy w pół słowa- Oszczedź sobie. Aż szkoda cię słuchać- warknąłem dając upust swojej agresji. Newton zamilkł zły jak osa. Po pewnym czasie naszego obustronnego milczenia wróciła Bella. Natychmiast się rozpromieniłem. Miała na twarzy mieszaninę uczuć. Była zła to pewne. I co jeszcze? Ah..była skrępowana.

-Ang się rozchorowała. Nie przyjedzie. I Ben też. Nie chce ją zostawić- Tak. Nie myliłem się. Była zmieszana. No cóż. Piękny wieczór ze mną i z tym...gościem.

- To chyba jakaś fala epiemii. Austina i Connora nie było dzisiaj w szkole. Chyba sie rozchorowali. Może przełożymy wyjazd na następny piatek?- zaproponował ten przebrzydły typ. Bella juz otwierała usta, ale ja byłem pierwszy. Miałem zabójczy pomysł!

- Mnie tam to nie przeszkadza- stwierdziłem- Ale jeśli chcesz, to możesz zostać Mike..- zaproponowałem. Ah, tak! Zapowiadał się tak boski wieczór. Ja i Bella sam na sam..

- Nie nie! Miałem na myśli żebysmy wyskoczyli w następny piątek, ale z Benem i Angelą- A niech go ! Cholerny typ! Wpatrywał się we mnie nienawistnie, a ja w niego. Jak mógł mi zepsuć randkę z Bellą?!- Wskakujcie- wskazał na swojego vana. Juz chciałem mu dogryść, ale tym razem to Bella przejęła pałeczkę.

- Nie masz nic przeciwko, żebyśmy zabrali się wozem Jacoba? Widzisz, właśnie mu obiecałam, a skończył dzisiaj tego rabbita- moje serce nadęło się ze szczęścia. Kolejny punkt dla mnie! Bella wyraźnie mnie wolała niż tego lalusia.

- Jasne- wycedził Newton. Chyba też dostrzegł moja przewagę. Tylko poprawiło mi to humor. Wsiadłem do auta, a Bella niezdarnie wgramoliła się na przednie siedznie. Bomba!  Całą drogę do kina trajkotałem do Belli nie zwracając uwagi na Newtona. Dla mnie mógłby nie istnieć. Bella coraz bardziej się rozluźniała i śmiała sie razem ze mną. W końcu przestała całkowicie zawracać sobie głowy swoim nachalnym kolegą i rozmawialismy tak jak dawniej w garażu. Kiedy skończyłem opowiadać jej zabawną historyjkę, którą ostatnio usłyszałem w szkole wlepiłem wzrok w jezdnię, jako że przejeżdżaliśmy przez skrzyżowanie. Kiedy je minęliśmy znów popatrzyłem na Bellę. Jeszcze trochę,a puściłbym kierownicę. Newton przejął inną strategię. Oparł się policzkiem przy twarzy Belli, że od jej twarzy dzieliły go milimetry. Zacisnąłem mocniej ręcę na kierownicy... Kolejny raz cudem uniknęliśmy wypadku. Okazało się, że nie odzyskałem czucie w rękach! Chyba mi na serio zdrętwiały. Ale czy w takim wypadku nie powinienem czuć mrowenia? Może i tak, ale coś ze mną na stówę było nie w porządku. Znów popatrzyłem na Bells. Dawna agresja wróciła. Miałem ochotę skręcić łeb temu lalusiowi, który był coraz bliżej mojej, skrępowanej Belli. Odchrząknąłem i pochyliłem się w jej stronę, żeby znowu coś powiedzieć. Chcąc, nie chcąc Newton musiał się odsunąć.

- Czy to cudo nie ma radia?- zapytał stawiając na zgryźliwe uwagi. Ależ oczywiście, że miało! Ten samochód miał wszystko !

- Pewnie, że ma. Ale Bella nie lubi muzyki.- dziewczyna popatrzyła na mnie zaszokowana. Byłem znakomitym obserwatorem. Bella nienawidziła wszystiego co wiązało się z Edwardem Cullenem. Unikała jak ognia wszystkiego co romantyczne czy ckliwe. Poprostu kojarzyło się jej z Edziem. Byłem na niego potwornie wściekły. Jeszcze raz zadałem sobie pytanie dlaczego jej to zrobił.

- To prawda Bello?- zapytał Newton. Pewnie myślał, że się z niego nabijam.

- Tak- mruknęła wciąż na mnie patrząc.- Jakoś mnie denerwuje.- Nie potrzebowałem słów. W jej oczach dostrzegłem wszystko;  oczywiście była zdumiona tym, że wiedziałem o rzeczach, o których mi nie mówiła. O tym, jak cierpi po odejściu Cullenie. Była też dozgonnie wdzięczna , że umilam jej życie nie narażając jej starganej psychiki przez miłosne filmy czy ballady. Niestety zobaczyłem też jej cierpienie, jej ból, który tak bardzo starała się ukryć. Nie dawała sobie z nim rady. Nie mogła dać sobie rady. Cullen nawet nie wiedział jak zranił tą wspaniałą dziewczynę.

Do sali kinowej wesziśmy bez przeszkód, choć film, który wybrała dla nas Bella był horrorem od +18. Bella usiadła między mną a tym Newtonem. Kurcze.. Kiedy zgasły światła chciałem objąć ramieniem Bellę. Po pierwsze dla własnej przyjemności, a po drugie żeby ponabijać się z tego kretyna. Ruszyłem ręką i dotknąłem delikatnie dłoni Belli. Dziwne.. Znów nic nie poczułem! Jakbym dotykał powietrze. Ułożyłem rękę pod innym kątem, żeby krew spłynęła mi do palców. Takie ułożenie ręki sprzyjało też przyjęcie ,przestraszonej filmem, ręki Belli. A co do filmu to dopiero zauważyłem, że już dawno się zaczął. Przeniosłem wzrok z Belli na ekran. Nie był zbyt ciekawy. W pewnej chwili jekiemuś gościowi odleciała głowa na dobre 10 metrów. Zachichotałem. Bella popatrzyła na mnie zdziwiona.

- Co jest?- zapytała. Powiedziałem jej co sądze o tej absurdalnej rzezi. Od tego momentu razem z Bellą szukaliśmy coraz to bardziej głupawych scen. Jednak mimo tego, że zająłem się czym innym to pamietałem jaki był wel tego wypadu. Miałem powiedzieć Belli prosto w oczy co do niej czuję. Zadrżałem. Nie należałem do osób romantycznych czy bardzo wylewnych, więc nie wiedziałem jak się do tego zabrać. Bo widać Bella nie chciała uczynić pierwszego kroku. Splotła swoje delikatne ręce na piersi i ani myślała o tym, żeby złapać mnie ze rękę. Żeby się trochę z nią podrażnić i jednocześnie dać jej do zrozumienia, że coś do niej jednak czuję, co jakiś czas ciąnąłem ją za rękę, którą trzymała pod pachą. Newton widząc, że góruję nad nim zaczął się po mnie pomawiać! Miałem ochotę wyrwać mu tą rękę, którą podrywał Bellę. Niestety nie mogłem, bo ręce coraz bardziej traciły czucie. Nie tylko dłonie, ale całe moje ręce były obojetne na każde bodźce. Kiedy na ekranie jakiś gościu odkroił sobie rękę, Newton schował twarz w dłonie z głośnym jękiem. Mięczak. Bella jak zwykle koleżeńska i współczująca pochyliła się nad nim i zapytała.

-Mike. Wszystko w porządku?- kolo w odpowiedzi tylko jęknął i wybiegł z sali. Bella ruszyła za nim.

- Nie idź- powiedziała widząc, że podnoszę się za nią- niech przynajmniej jedna osoba nie straci tych 10 dolców.- Prychnąłem.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin