Armer Karl Michael - To Nie Trzęsienie Ziemi....txt

(91 KB) Pobierz
Karl Michael Armer - To nie trz�sienie ziemi, to tylko panu trz�s� si� kolana 

 

Wycieczka na wie� po��czona 
z elementami strachu

    Kiedy moim ci�kim motocyklem przejecha�em ju� przez garbaty kamienny mostek nad Chaplain's Creek i skierowa�em si� na Twickenham, prze�y�em jak zwykle moment zaskoczenia. Powodem tego by�a wspania�a robota, jak� wykonali projektanci naszego Swiata Prze�y�. 

    Twickenham in the Willows to miasteczko, kt�re by�o tak angielskie, �e co� podobnego wcale ju� w Brytanii nie istnia�o. Z tego te� powodu przyje�d�a�o tutaj wielu brytyjskich turyst�w, aby cho� raz poczu� si� znowu jak u siebie w domu. Nie by�o tu �adnych strajk�w, m�odzie�owych band, przerw w dostawach pr�du, czy masy przedmiot�w z epoki kultury plastyku. Twickenham by�o mi�ym, spokojnym, prowincjonalnym miasteczkiem, zamieszkanym przez sympatycznych obywateli. D�entelmeni w tweedowych marynarkach zwracali si� do siebie per "stary ch�opie" i prowadzili uprzejme, z lekka zniekszta�cone trzyman� w k�ciku ust fajk�, rozmowy o psach i koniach. Damy w tym czasie cz�stowa�y si� fili�ank� herbaty. 

    - Mi�ego popo�udnia, sir - powita� mnie hobby przy wje�dzie do miasteczka, kr�c�c z maestri� m�ynka swoj� pa�k�. Nikt nie przypuszcza�by, �e kryje ona w sobie spory �adunek gazu �zawi�cego. - Wspania�� mamy dzisiaj pogod�, nieprawda�? 

    - W samej rzeczy, konstablu - odpowiedzia�em uprzejmie i skin��em z uznaniem g�ow�. Wygl�da� rzeczywi�cie jak prawdziwy. 

    A je�li idzie o pogod�, to mia� racj�. By�a wspania�a, nawet w przypadku tej ho�ubionej przez klimat tropikalnej wyspy. S�o�ce k�oni�o si� ju� ku zachodowi, roz�wietlaj�c g��bok� ziele� park�w i plac�w do krykieta. W jego blasku �agodnie l�ni�y o�owiane szybki w oknach domk�w zbudowanych z pruskiego muru. Niekiedy dostrzec by�o mo�na jedynie b�ysk �wiat�a odbitego w szerokok�tnych obiektywach dozoruj�cych kamer. W r�wnomiernych odst�pach czasu s�ycha� by�o uderzenia m�otk�w do krykieta. 

    Wydawa�o si�, �e czas si� tutaj zatrzyma�. Nie zdziwi�bym si� wcale, gdyby nagle zza rogu wy�oni�a si� miss Marple. W tym otoczeniu mo�na by�o rzeczywi�cie zapomnie�, �e mamy ju� 1996, a miejsce to zosta�o sztucznie stworzone jako atrakcja dla turyst�w. 

    Po drugiej stronie ulicy, przed wej�ciem do "Falstaff's Firfeplace", sta�o, spokojnie gaw�dz�c, paru m�czyzn z kuflami piwa w r�kach. Ponad nimi skrzypia� szyld gospody, ukazuj�cy grubego, �miej�cego si� rycerza, grzej�cego sw�j ty�ek przy buzuj�cym kominku. 

    Ta idylliczna scena by�a jak balsam dla mojej, nieco zestresowanej, duszy. Przejecha� w ci�gu o�miu godzin z Ibizy przez Tahiti do Alphaville w Luizjanie, i dalej do Twickenham - to by�o co�! Nawet dla tak wysoko op�acanego i odpowiednio umotywowanego profesjonalnego mened�era, jakim niew�tpliwie by�em. 

    - Dzia�asz mi na nerwy, ty cholerny gadu�o! 

    G�os by� opryskliwy i bardzo niesympatyczny. Za moment us�ysza�em brz�k i bulgocz�cy krzyk. 

    Nie wierzy�em moim uszom. Jeden z d�entelmen�w z naprzeciwka wbi� swojemu vis - a - vis kufel w twarz. Z ust rannego trysn�a krew, w �lad za ni� wypad�o kilka z�b�w. Ze wzrokiem wyra�aj�cym najg��bsze zaskoczenie poma�u osuwa� si� na kolana. 

    Napastnik wpatrywa� si� nic nie rozumiej�cym wzrokiem w rozbity kufel w swojej r�ce i na powalane krwi� palce. 

    - Ja, ja... - j�ka� si�. 

    Wygl�da� jak urz�dnik bankowy, do kt�rego okienka podesz�a fioletowa o�miornica, chc�ca otworzy� sobie konto. 

    Poczu�em, jak wzbiera we mnie histeryczny �miech, a w�a�ciwie powinienem by� przera�ony. By� to najgorszy wybuch agresji, jaki kiedykolwiek prze�y�em w strefie urlopowej, za kt�r� by�em odpowiedzialny. 

    Niezdolny do interwencji, chichota�em g�upio i przeklina�em tych idiot�w z centrali, kt�rzy znowu lekkomy�lnie igrali ze �rodkami chemicznymi. Po prostu nie byli w stanie po�apa� si� w tych swoich �rodkach stymuluj�cych. Najprawdopodobniej, po dzisiejszych swoich porannych wpadkach, zbytnio cofn�li dodatek euforyzera i dodali za du�o depresant�w. 

    Na szcz�cie konstabl stan�� na wysoko�ci zadania. Wyj�� agresorowi resztki kufla z r�ki i powiedzia�: 

    - Pa�ski dowcip by� odrobink� za mocny, sir. Bo przecie� to by� dowcip, nieprawda�? 

    - Naturalnie - kiwn�� g�ow� napastnik - oczywi�cie, to by� tylko dowcip. 

    - Powinien pan by� w przysz�o�ci nieco bardziej ostro�ny. Niech�tnie wypraszamy naszych go�ci. 

    M�czyzna skuli� si�. Grozi�o mu przecie� wyp�dzenie z urlopowego raju. 

    - A my p�jdziemy teraz do lekarza - powiedzia� policjant do rannego. - Jutro nie b�dzie po tym ani �ladu. Na pewno otrzyma pan par� gratisowych jednostek prze�y� jako rekompensat� za ten szok. 

    - Prosz� sobie nie przeszkadza� - zwr�ci� si� do pozosta�ych. - Nic si� takiego nie sta�o. To tylko nic nie znacz�cy wypadek. Przeoczenie. 

    Patrzy�em na niego z podziwem. Zlikwidowa� konflikt w spos�b popisowy. Wida� by�o, �e nasz sze�ciomiesi�czny kurs kontakt�w psychologicznych przynosi owoce. 

    Ale mimo to... Fakt, �e w og�le mog�o doj�� do takiego wypadku, by� zastanawiaj�cy. Jak do tej pory, nasza maszyna urlopowa dzia�a�a bezb��dnie. S�o�ce, relaks i zadowoleni ludzie. WI�CEJ PRZE�Y�! WI�CEJ KONSUMPCJI! Yeah! Wszyscy byli happy i nagle co� takiego... 

    Dwa godne podziwu uda wy�aniaj�ce si� spod kr�tkiej sp�dniczki sprowadzi�y na mnie znowu przyjemniejsze my�li. W d� ulicy, machaj�c rakiet� do badmintona, sz�o rudow�ose stworzenie, ubrane w bia�� bluz� treningow�. By�a to jedna z tych niewinnych angielskich owieczek, kt�ra, jak mawia� Hitchcock, w taks�wce potrafi nagle si�gn�� m�czy�nie do rozporka. 

    Nie podoba� mi si� jednak spos�b, w jaki ogl�dali si� za ni� m�czy�ni. Patrzyli nieco zbyt po��dliwie. Co� wisia�o w powietrzu. Atmosfera przypomina�a mrucz�cy z cicha wulkan. Miejmy nadziej�, �e nie wybuchnie. By�oby szkoda ze wzgl�du na ca�y pomys�. I nasze posady. 

    Przejecha�em obok warsztatu garncarza. "Granma Thatchers old curiosity shoppe", trafiki "Derek's Snuff Shop", "Graemereel's Singing Pub". Wszystko by�o jak zwykle, tak, �e poma�u straci�em sw�j sceptycyzm. Dzwoni�y dzwonki u drzwi sklep�w, publiczne Computer - Terminals pracowa�y bez zarzutu, ludzie gaw�dzili o pogodzie. Wszystko by�o w jak najlepszym porz�dku. 

    Uspokojony zsiad�em z motocykla i uda�em si� na plebani�. Musia�em jeszcze przygotowa� Haunted House Party. 

    Ten wiecz�r strach�w by� g��wn� atrakcj� ka�dego turnusu w Twickenham. Nic dziwnego, ka�dy m�g� w nim znale�� co� dla siebie: seans spirytystyczny z wibruj�cym stolikiem, typowy hokus - pokus ze zgrzytaj�cymi drzwiami i szepcz�cymi g�osami i oczywi�cie, na ko�cu, duch we w�asnej osobie: AAAAAACH! To robi�o wra�enie. A przede wszystkim, by�o live. Prawdziwy strach, kt�ry ka�dy m�g� prze�y� - w por�wnaniu z tym najmocniejsze horrory kinowe by�y tylko nudnymi zabawami. Na Haunted House mo�na si� by�o tak pi�knie ba�, a przecie� ka�dy wiedzia�, �e nic mu si� przy tym nie stanie. 

    By�a to olbrzymia luka rynkowa, gdy� popyt na tego rodzaju rozrywk� by� wielki. Nasza cena by�a oczywi�cie odpowiednio wysoka, ale za to proponowali�my niezapomniane prze�ycia. 

    W zasadzie organizowanie tego rodzaju przedstawie� nie by�o moim zadaniem. Od tego mia�em swoich ludzi. Ale czasami zajmowa�em si� tym osobi�cie, aby nie straci� kontaktu z prac� u podstaw. 

    Na plebanii nie by�o jeszcze graj�cego ducha, aktora Nigela Greenslade'a. Prawdopodobnie wspomina� dawne czasy ze Stratfordu, sk�d wyrzucono go za pija�stwo. Ale, jak zna�em �ycie, przyjdzie na pewno. 

    Zrobi�em dok�adny check - up technicznych urz�dze� znajduj�cych si� w pustym domu. Wszystkie systemy pracowa�y bez zarzutu. W dwie godziny p�niej byli�my gotowi. S�o�ce ju� zasz�o, mocny wschodni wiatr targa� okiennicami. Wok� okr�g�ego sto�u w sali kominkowej siedzia�o dwudziestu pi�ciu go�ci naszego ghost show. Przybyli tu po kolacji; byli syci, zadowoleni i oczekiwali na rozrywk�. 

    Najp�niej za dziesi�� minut b�d� czuli na karku dreszcz strachu. �wiat duch�w mieli�my opanowany do perfekcji. By� mo�e dojdzie nawet do ma�ego ataku serca, kt�ry tylko poprawi atmosfer�. 

    W okiennice bi� drobny tropikalny deszcz. W my�lach uczestnik�w dawno zamieni� si� on ju� w wiejsk�, typow� dla prowincjonalnej Anglii, m�awk�. Atmosfera zaczyna�a dzia�a�. 

    By�o nas dwadzie�cia siedem os�b - trzy razy trzy, razy trzy. Bardzo magiczna liczba. Ze �cian spogl�da�y na nas ponure portrety przodk�w. Na kominku trzaska�y p�on�ce polana. By�o cicho jak w grobie. 

    - Nadszed� czas - obudzi�a si� ze swego snu madame Zagorski, nasze medium. 

    Jej g�os by� cichy i w tajemniczy spos�b lekko chrapliwy, tak jakby widzia�a wszystkie koszmary tego �wiata. 

    Ale by� on tylko wynikiem pija�stwa i papieros�w. - Duchy s� nam przychylne. 

    Jej g�os sta� si� jeszcze bardziej chrapliwy. W oczach pojawi�y si� transcendentalne b�yski, kt�rymi wywiera�a tak wspania�e wra�enie na swoich klientach w Battersea Park. 

    - Podajmy sobie r�ce i utw�rzmy magiczny kr�g. 

    Uczestnicy wieczoru z wahaniem podali sobie wilgotne d�onie. W panuj�cej ciszy mo�na by�o us�ysze� bicie w�asnego serca. 

    - AAAAACH! 

    Madame Zagorski rzuci�a g�ow� do ty�u, do przodu i znowu do ty�u. 

    - Kontakt! 

    Ogie� na kominku p�on�� w takt jej ruch�w, rzucaj�c dziwne cienie na �ciany. W powietrzu mo�na by�o wyczu� nagle lekki zapach siarki. 

    Kiwa�a si� nadal na krze�le, w��czaj�c w ten spos�b wentyl pompuj�cy do kominka tlen, kt�ry sprawia�, �e p�omienie zaczyna�y demonicznie pulsowa�. 

    Kiedy poruszy� si� st�, z ust obecnych wyrwa�y si� westchnienia. Groteskowo zacz�� si� przesuwa� raz w lewo, raz w prawo. Swoj� prac� wykonywa�y teraz magnesy umieszczone pod pod�og�. 

    - Jeste� tutaj? Jeste� tutaj? 

    Jej g�os by� nabrzmia�y i nie mia� w sobie ju� prawie nic ludzkiego. 

    By�a nies...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin