Stephens Susan - Slub w Grecji.pdf

(550 KB) Pobierz
6644546 UNPDF
Susan Stephens
Ślub w Grecji
PROLOG
- Pora, byś się ożenił, Theo. Masz przecież obo­
wiązki. Jeśli się zgodzisz, po mojej śmierci dostaniesz
pakiet kontrolny linii żeglugowej Savakisow. Jeśli
odmówisz, podpiszę to.
Theo Savakis nie spuszczał wzroku z Dimitriego.
Wiedział, że „to" oznacza dokument, który mógł
rzucić firmę na pastwę chciwości innych członków
zarządu, starych kompanów dziadka.
Dimitri był prezesem w dawnym stylu; nie liczył się
z pieniędzmi, mało dbał o dobro pracowników. I przez
kaprys takiego człowieka Theo miałby stracić wszyst­
ko, co osiągnął, pełniąc obowiązki prezesa? Czy powi­
nien usunąć się i obserwować powolną ruinę firmy,
patrzeć, jak ludzi, o których się troszczył, wyrzucają
z roboty? A może postąpić, jak chciał Dimitri: po­
ślubić jakąś dziewicę i płodzić z nią dzieci?
- Nie dajesz mi wyboru.
- Nie bądź taki zgorzkniały, Theo. O co cię proszę?
Żebyś znalazł sobie młodą dziewczynę. Czy to tak
wiele?
Słowa dziadka przyprawiły Theo o skurcz żołądka
z odrazy. Do jego manipulacji był przyzwyczajony, ale
żeby układać dynastyczne małżeństwo, tak często
10
SUSAN STEPHENS
w bogatych greckich rodzinach kończące się klęską?
Na to się nigdy nie zgodzi.
- Theos, Dimitri! Mamy dwudziesty pierwszy
wiek...
- No właśnie - przerwał mu stary intrygant. - Czy
w dzisiejszych czasach mógłby trafić ci się lepszy
interes? Proszę cię tylko, żebyś złożył jeden podpis.
I za to dostanie ci się linia żeglugowa oraz kobieta na
dokładkę.
Dominująca osobowość Dimitriego złamała ducha
jego syna; Acteon Savakis poświęcił życie wyłącznie
pogoni za przyjemnościami. Theo przysiągł sobie
w duchu, że jemu to się nie przydarzy. Gdy rodzice
zginęli w wypadku, przejął ster firmy i poświęcił się
całkowicie przekształceniu jej w przedsiębiorstwo
o międzynarodowym znaczeniu. Dziadek zachował
pakiet kontrolny i jeśli Theo zamierzał urzeczywistnić
swoje wizje, musi odziedziczyć jego udziały. Wyda­
wało się, że pozostało mu tylko zdecydować się na
małżeństwo, zanim jeszcze ustalono, kto będzie panną
młodą.
- Chcę, aby moje nazwisko przetrwało - naciskał
Dimitri. - Czy tak trudno to zrozumieć?
Czy trudno to zrozumieć? Nie. Całe życie starego
Savakisa obracało się wokół niego samego. Ale to
samo nazwisko nosił Theo i prędzej diabli go porwą,
niż pozwoli, aby rodzinna firma wpadła w łapy faga­
sów dziadka.
- Podpiszę, co chcesz - zgodził się. - Ale pod
jednym warunkiem. Ja zadecyduję, kto zostanie matką
mojego dziecka. Sam wybiorę sobie żonę.
ŚLUB W GRECJI
11
- Nie. - Stary potrząsnął głową. - Już znalazłem ci
odpowiednią kobietę.
- Dziewicę?
- Nie bądź cyniczny, Theo. Lexis Chandris to
córka mojego najlepszego przyjaciela.
Równie dobry powód do odmowy, jak inne, uznał
Theo. Dziadek rozłożył szeroko ramiona.
- Przynajmniej poddaj ją próbie...
- Próbie?
- Nie udawaj przede mną niewiniątka, Theo. Weź
ją do łóżka i...
- Nie... piękne dzięki. - Uciszył Dimitriego jed­
nym spojrzeniem.
- Ojciec już wysłał ją na Kalmos...
- Co?
- Powiedziałem mu, że zamierzasz popłynąć tam
jachtem, więc będziesz miał okazję znowu jej się
przyjrzeć. Z pewnością widzisz korzyści z takiego
małżeństwa. Mówimy o córce właściciela innej linii
żeglugowej. Połączone, obie firmy utworzą imperium
nie do pokonania. Nie możesz sprzeciwiać się losowi,
Theo. To twoje przeznaczenie!
- Nie, Dimitri. Sam będę torował sobie drogę przez
życie.
Theo patrzył dziadkowi w oczy, aż ten odwrócił
wzrok i wzruszył ramionami.
- No cóż... Ale jeśli chcesz, żebym przekazał ci
udziały, musisz wybrać sobie żonę, zanim umrę.
- To może nie być możliwe.
- Nie przyjmuję tej wymówki.
Wciąż ważyły się losy linii żeglugowej Savakisów.
12
SUSAN STEPHENS
- No dobrze. Daję ci słowo.
- Wspaniale. Tak czy siak, Lexis może być przyda­
tna. Słyszałem, że jest piękna, ale jeśli nie nada ci się
na żonę, prześpij się z nią i odeślij do ojca.
Theo spojrzał z niedowierzaniem na dziadka. Za
każdym razem, kiedy sądził, że stary nie mógłby już
niżej upaść, potrafił go jeszcze zaskoczyć.
- To tak traktujesz dzieci swoich przyjaciół?
- Jesteś za miękki.
- Naprawdę? - Theo zastanowił się, jak dobrze
Dimitri go znał. Mieszkał z dziadkiem pod jednym
dachem od śmierci rodziców, ale nadal byli sobie obcy.
- Pamiętaj - ostrzegł go Dimitri -jeśli odrzucisz tę
dziewczynę, musisz znaleźć sobie inną, zanim umrę.
Ale unikaj kłopotów. Żadnych artystek, kopciuszków
czy idealistek. Patrzysz na mnie z niesmakiem, ale ty
i ja jesteśmy ulepieni z jednej gliny, stworzeni do
rzeczy większych niż domowe ognisko. Niektóre ko­
biety potrafią to zrozumieć... Na przykład córka moje­
go przyjaciela. Inne szukają czegoś, czego nie mog­
libyśmy im dać.
- Co masz na myśli?
- Miłość, Theo. No co, podpiszesz to teraz? - Di­
mitri Savakis podsunął wnukowi umowę.
Theo odkręcił nasadkę wiecznego pióra i złożył
swój podpis pod podpisem dziadka, dodał jeszcze datę,
a potem - po raz ostatni - uścisnął rękę Dimitriego.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin