Bruinena - profil wiethorn.doc

(29 KB) Pobierz
PROFIL ANNY DE RUYTER

- Dajsze kolyjnny kuffyl karczmyrzu!

 

Zawołał mocno podpity krasnolud siedzący w otoczeniu tuzina pustych kufli po piwie, kolejnych kilku karafek gorzałki i dzbana zacnego miodu, półtoraka bodajże. Jego basowy, chodź zachrypnięty z nadmiaru alkoholu, głos rozniósł się po karczmie, ponad ogólnym harmidrem codziennych rozmów. Kilku gości, wyrwanych ze swoich zajęć, spojrzała na tego pogodnego choć, co tu ukrywać, niezbyt czystego obywatela. Przepocona koszula, poplamiona resztkami trunków, czarne smugi podróżnego kurzu na twarzy i sporych rozmiarów {solidnie okuty stalą kij oparty nieopodal o stół} / {poszczerbiony bojowy topór na plecach} dopełniały jego wizerunku. Choć można było przypuszczać że gdzieś w pobliżu {spoczywają jego w miarę czyste druidzkie szaty a może nawet surkot z symbolem klanu ... do którego przynależy} / {spoczywa jego strój bitewny: gruba lniana przeszywanica, długa stalowa kolczuga, płytowe klepsydrowe rękawice i hełm łebkowy. Nie wspominając już o płytowych nakolannikach.} Po chwili każdy z obserwatorów wrócił do swoich spraw. Ty zaś siedziałeś na tyle blisko że usłyszałeś jak {druid} / {wojownik} zwraca się do siedzącej obok Anny de Ruyter, podejmując zapewne przerwaną dyskusję. Mówił niebywale wolno starając się zachować czystość języka, znaczy się nie bełkotać. Nawet mu się udała ta jakże trudna sztuka:

- ...Tak więc Anno w wieku lat dziesięciu zacząłem pracować u ojca w kopalni. Była to brudna i ciężka praca, lecz trzeba było jakoś wyżywić rodzinę. Trwało to przez czternaście lat. Czternaście długich lat wykopywałem surowce: miedź, żelazo, adamantyt, węgiel, czasem, gdy miałem szczęście mithril i kryształy. W dniu dwudziestych czwartych urodzin rodzice, a byli już dość wiekowi, polecili mi bym zaciągnął się do armii. To też wziąłem żelazną rację chleba krasnoludów, zbroję i toporek po tatku i udałem do najbliższego miasta.

 

Zrobił sobie krótką przerwę i pociągnął spory łyk piwa.

 

- Wcielili mnie do tego samego korpusu co twojego {ukochanego} Lastriusa, Rajnosa i MAGLORNA. Ech - westchnął - Coż to było za życie. Z początku nieufni względem siebie... jak to tylko mogą być krasnolud, hobbit, drow i człowiek... w końcu... - umilkł - nie ma co owijać w bawełnę... na piątym z kolei popasie zaprzyjaźniliśmy się. Bieda wtedy była że ho ho... szła wojna, to i ludzie zwierzynę wybili, a źródełka zatruli. Jedzenia nie szło znaleźć w żadnej wiosce. A u nas w oddziale jak ktoś miał co go gęby wrazić to nie miał czym popić i na odwrót. To i siedliśmy sobie we czwórkę przy jednym ognisku, każdy wyciągnął co tam miał i sie wspólnie najedliśmy i napiliśmy. - uśmiechnął się do wspomnień - A potem to dopiero czasy przyszły. Ramie w ramie przeciwko plugawym goblinom czy bestialskim orkom. Cóż to były za bitwy... pół naszego oddziału zabito ale wroga do nogi wybiliśmy. A potem w samym centrum wrogiego terenu natrafiliśmy na elfów. Krucho już z nami było, znaczy się wielu rannych nieśliśmy, to i nas odeskortowali do Rivendell. Tam właśnie ja i MAGLORN wyuczyliśmy się na druidów a Lastrius, Rajnos i reszta oddziału wróciła do Minas Tirith, gdzie zresztą też się udaliśmy jeno później. A teraz to sama wiesz jak jest - Anna kiwnęła potakująco głową - siedzimy wszyscy... cała czwórka... a z Tobą to piątka w Minas Tirith. Zdaje się że zapuściliśmy tu korzenie. Hic... I ty... Hic... I tyle. Hic...

 

Krasnolud dostał 'pijackiej' czkawki i nie powiedział już nic więcej. Przeniosłeś swą uwagę na innych bywalców karczmy.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin