Nowe zycie.doc

(147 KB) Pobierz

01. 'Jestem wampirem!'

    Ból. Tylko to czułam po przebudzeniu. Wydawałoby się, jakbym spała tylko kilka sekund. Jednak kalendarz nie kłamie. Jest 24 lipca - dokładnie cztery dni minęły od mojej przemiany. Kiedy odzyskałam czucie w nogach, natychmiast pobiegłam do lustra.
    Z odbicia spoglądała na mnie zupełnie inna osoba. Mlecznobiała cera, połyskujące, brązowe włosy i nienaganne rysy twarzy. Usta przybrały jasnoczerwony kolor, a rzęsy widocznie się wydłużyły. Co najbardziej mnie uderzyło, to krwistoczerwone tęczówki. Spodziewałam się tego. Nie od razu mogły być złote, jak w przypadku Edwarda. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom... Nareszcie pasowałam do swojego ukochanego.
    Po dokładnych oględzinach swojego ciała, zbiegłam po schodach do holu. Przed telewizorem siedziała cała rodzina Cullenów. Trochę mnie zdziwiło to, że nikt przy mnie nie czuwał. Choć mogłam się mylić... Edward siedział jak na szpilkach. Wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w śnieżnobiałą ścianę. Dziwne, że nikt nie wyczuł mojej obecności. Ja za to, poczułam pragnienie. Tak silne, że trudno było mi się opanować... 'Bella, kontroluj się' skarciłam się w myślach. Wiedziałam, że nie mogę zawieść Edwarda. Liczył na mnie. Pamiętałam też o zakładzie Emmetta i Jaspera. Nie dam im tej satysfakcji... Od razu przestawię się na zwierzęta.
    Po krótkiej chwili przypomniało mi się, że powinnam posiąść jakieś nadprzyrodzone zdolności. Siła, szybkość i może coś dodatkowego. Skupiłam swój wzrok na wazonie z różami. Może uda mi się do niego podbiec tak, żeby mnie nie zauważyli? Chwila koncentracji i...
-Bella?- no tak. W moim przypadku wszystko musi iść na opak. Zamiast 'pofrunąć' do wazonu oczywiście go przewróciłam. Tylko, jak to możliwe skoro się nie ruszyłam? Naczynie zrobiło taki hałas, że Edward zauważył moją obecność. Nareszcie...
-Tak- szepnęłam wystarczająco głośno, aby wszyscy członkowie rodziny mnie usłyszeli. Że też zapomniałam! Do moich nowych umiejętności miał należeć jeszcze niezwykle wyczulony słuch i zdolność szybkiego mówienia.
-Zmieniłaś się!- Edward w mgnieniu oka stanął przy mnie, szeroko się uśmiechając dotknął moich włosów. Teraz bez problemu widziałam jego wampirze ruchy. Szybkość nie miała już znaczenia- co zrobiłaś z wazonem?- na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Mój uśmiech.
-Nie wiem- odparłam nadal zszokowana- Chciałam do niego podbiec. Po wampirzemu- dodałam. Edward wybuchnął śmiechem.
-To jak to się stało, że on leży na ziemi?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Nie wiem. Skupiłam wzrok na kwiatach, i kiedy już myślałam, że pobiegnę, wazon się przewrócił- uniosłam bezradnie ręce.
-Carlisle?- Ed wydawał się bardzo zaciekawiony tą kwestią.
-Myślisz, że to jej nowe zdolności?- głowa rodziny Cullenów znalazła się przy mnie w, teraz już dla mnie normalnej szybkości.
-Możliwe. Bello- mój luby zwrócił się do mnie- spróbuj się znowu skoncentrować na jakimś przedmiocie- jego głos brzmiał śmiertelnie poważnie.
-Ok- powiedziałam bez przekonania. Po dłuższym namyśle wybrałam obraz wiszący na przeciwległej ścianie. Skupiłam się tak, jak przedtem. Minęło kilka sekund i... Obraz z głośnym trzaskiem pofrunął w stronę drzwi wejściowych.
-Telekineza- mruknął Edward.
-Co?- zapytałam mało inteligentnie.
-Zdolność przesuwania przedmiotów siłą woli- poinformował mnie uprzejmie- Twoja nowa umiejętność- dodał widząc wyraz mojej twarzy. Byłam zaskoczona. Myślałam raczej o jakiejś zdolności nieprzewracania się, czy coś w tym stylu... Ale telekineza? Brzmi super!
-Ja naprawdę jestem wampirem!- rzuciłam się Edwardowi na szyję. Byłam bardzo szczęśliwa.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

02. Przeprowadzka

    Wydawało mi się, że dzień nigdy nie dobiegnie końca. Nie czułam już zwykłego, ludzkiego zmęczenia. Nie dokuczał mi głód i inne fizyczne potrzeby. Jedyne co zaprzątało mi głowę to nazbyt uciążliwe pragnienie. Edward uważał, że radzę sobie nadzwyczaj dobrze, ale dla mnie to i tak za mało. Ciągle czułam, jakby ktoś wypalał mi gardło. Krew zwierząt nie przynosiła na długo ulgi. Carlisle twierdził, że to minie. Widocznie byłam zbyt niecierpliwa.
    Coraz bardziej panowałam nad swoją nową umiejętnością. Potrafiłam wskazać przedmiotom tor lotu. Nie rozbijały się już bezmyślnie o ściany. Alice od początku mnie wspierała i starała się dawać rozsądne wskazówki. Domyślałam się, że to za sprawą którejś z jej wizji.
    Jedynym członkiem rodziny zawiedzionym z mojej samokontroli był Emmett. Nie chodziło tylko o telekinezę, ale też o polowania. Liczył na to, że zabiję co najmniej kilkunastu ludzi jako nowonarodzona. Jak na razie nie tknęłam żadnego... Pewnie przez ten niemiły wypadek.
    Przy drugim polowaniu, Edward i ja, pozwoliliśmy sobie na trochę szaleństwa. Założyliśmy się o to, kto pierwszy dobiegnie do rzeki. Wyprzedzałam go, za sprawą mojej niezwykłej (nawet jak na wampira) siły. A później wiele rzeczy zdarzyło się w tym samym czasie.
Do moich nozdrzy dostał się nieznajomy dla mnie zapach. Zboczyliśmy ze szlaku prowadzącego do rezerwatu, więc mogłam wykluczyć wszystkie żyjące w tej okolicy zwierzęta. Ale był tak pociągający, że nie mogłam go odepchnąć... Woń fiołków mieszała się z zapachem nowej książki, słońca i lilii. Nie potrafiłam nad sobą zapanować. Przybrałam pozycję, gotowa do ataku. Zza moich zębów wydostał się cichy warkot. Edward nie zdążył zareagować. Mknęłam w kierunku, z którego dochodziła ta opętująca mnie woń. Po kilku sekundach biegu znalazłam się przy autostradzie. Korzystając z mojego wspaniałego wzroku, ujrzałam przy drodze dwójkę nastolatków. Dziewczyna miała długie kruczoczarne włosy. Trzymała za rękę, wyższego od niej o głowę, dobrze zbudowanego chłopaka. Para wydawała mi się dziwnie znajoma. Na ile, nie mogłam określić, ponieważ wszystkie moje 'ludzkie' wspomnienia są bardzo zamazane. Przyczaiłam się za drzewem, wdychając odurzający zapach. Do moich ust napłynął jad, a wszystkie mięśnie napięły się, gotowe do skoku. Za plecami usłyszałam nadbiegającego Edwarda. Niestety nie panowałam nad sobą i po prostu się na niego rzuciłam. Zaskoczony wampir upadł na ziemię, uderzając się w głowę na tyle mocno, żeby na chwilę stracić przytomność. Wtedy nie czułam jeszcze wyrzutów sumienia...
Opętana żądzą krwi zwróciłam swój wzrok na swoje potencjalne ofiary. Nie spodziewałam się ujrzeć ich twarzy. Chciałam tylko rzucić się im do szyi... Dziewczyna obróciła się w moją stronę i zamarłam. Moje wspomnienia nie były wyraźne, ale tą twarz poznałabym wszędzie. Przecież tak mi pomogła... W tym najtrudniejszym dla mnie okresie, była przy mnie. Otrząsnęłam się z szoku. Jak mogłam do tego dopuścić! O mały włos zabiłabym swoją najlepszą 'ludzką' przyjaciółkę i jej chłopaka. Wstrzymałam oddech i cofnęłam się. Mogłam zapanować nad pragnieniem, jeśli tylko chciałam... Podeszłam do Edwarda i wzięłam go na ręce (jak to dobrze, że mam tą siłę!). W drodze do domu, mój luby ocknął się. Kiedy zorientował się o co chodzi i co się wydarzyło, spojrzał na mnie ze smutkiem.
-Nie zabiłam ich- mruknęłam tylko i postawiłam go na ziemi. Biegłam dalej nie zwracając uwagi na to, czy Edward za mną nadąża. Byłam załamana...
    Przez co najmniej tydzień nie mogłam dojść do siebie. Wszyscy mnie pocieszali. Carlisle twierdził, że każdy wampir zabija choćby kilku ludzi w swoim 'życiu'. Ale nie zmienia to faktu, że poluje na swoich przyjaciół! Cały czas przed oczami miałam twarz Angeli i Bena. Jej zapach był oszałamiający, ale to mnie nie usprawiedliwia. Pomimo tego, co chciałam zrobić, większość rodziny była ze mnie dumna. Edward rozpływał się nad moją samokontrolą, a Carlisle chciał dokładnie wiedzieć co czułam, kiedy postanowiłam się wycofać. Powoli doprowadzał mnie to do szału!
    Po tym 'wyskoku' podjęłam decyzję o przeprowadzce. Cała rodzina zgadzała się ze mną w tej kwestii. I tak potrzebowaliśmy większego domu... Nie chciałam narażać swoich najbliższych. Zdecydowaliśmy się na Santa Fe. To miasteczko leżące niedaleko Seattle. W sumie nie wyprowadzamy się bardzo daleko. Kiedy już całkowicie zapanuje nad sobą, chcę spotkać się z Charliem. Jak na razie tata myśli, że jestem w Dartmouth.
-Bello! Zejdź na dół!- aksamitny głos Edwarda wyrwał mnie z zamyśleń. Spakowałam już wszystkie swoje rzeczy, które znalazłam w naszym pokoju. Byłam gotowa na przeprowadzkę w zadziwiająco krótkim czasie. Po wampirzemu wszystko idzie szybciej...
-Już idę. Czekaj na mnie przy samochodzie- powiedziałam. Nie musiałam nawet wysilać się na krzyk. Nawet gdybym szepnęła, usłyszeliby mnie w drugim końcu ogrodu.
    Doczłapałam się do garażu, gdzie zapraszał mnie do siebie mój samochód 'po'. Był olśniewający dla każdego, kto widział w samochodach coś więcej prócz wygodnej maszyny, mającej na celu ułatwianie życia. Ja tego nie dostrzegałam, więc nie mogłam do końca docenić prezentu. Edward włożył wiele trudu żeby zdobyć ten samochód. Tyle dowiedziałam się od Alice, żebym mogła choć trochę udawać podekscytowaną.
    Usiadłam na wygodnych, skórzanych siedzeniach mojego ferrari. Nie pojmowałam, po co mi tak szybki samochód! Wiem, że teraz mój refleks był nadzwyczajnie wyćwiczony, ale nie zmieniało to faktu, że nie mam wyczucia do takich delikatnych maszyn. Głośno westchnęłam.
-Co jest kochanie?- oczywiście. Nic nie ujdzie uwadze Edwarda.
-Nic. Po prostu chcę już jechać- uśmiechnęłam się zachęcająco poklepując siedzenie pasażera.
-Jeśli chcesz, ja mogę poprowadzić- zaoferował się, widząc wyraz mojej twarzy.
-Na prawdę, mógłbyś?- przyjęłam tę propozycję z entuzjazmem i nie czekając na odpowiedź, przesunęłam się na miejsce pasażera. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu. Zaczęłam doceniać zalety tego samochodu.
-Jesteś niemożliwa!- Edwarda opuścił ręce w geście bezradności i usiadł na fotelu kierowcy. Odetchnęłam z ulgą. Ta podróż zaczęła mi się podobać.
-Nim się obejrzysz, będziemy na miejscu- zapewnił mnie Edward i dał znać innym, że mogą ruszać. Jechaliśmy za Rosalie i Emmettem. Same luksusowe auta! Jeżeli ktoś oglądał ten dziwny 'sznurek' samochodów, musiał być pod wrażeniem. Esme i Carlisle jechali ogromnym dżipem, Alice i Jasper żółtym porsche, a Emmett i Rosalie czerwonym mercedesem. Na końcu my w moim lśniąco czarnym ferrari. Tylko z litości o moje zdrowie psychicznie Edward nie wybrał tego pomarańczowego, jak miał w planach. Wiedział, że zwariuję, jeżeli ten samochód będzie miał jeszcze więcej cech przyciągających wzrok. Już i tak wyglądał jak neon z napisem 'Patrz na mnie!'.
   
    Po jakiejś godzinie, dość szybkiej jazdy, byliśmy na miejscu. Nasz nowy dom był otoczony lasem. Było to niezwykle wygodne. Carlisle zapewnił nas, że tutejsza zwierzyna jest bardzo różnorodna. Nie obchodziło mnie to zbytnio. Choć pragnienie było dosyć mocne, nie zawracałam sobie tym głowy.
-Mam dla Was niespodziankę!- Esme stanęła przede mną i Edwardem, rozkładając szeroko ręce. Wszyscy uśmiechali się od ucha do ucha, a Emmett cicho chichotał. Spisek, pomyślałam. Spojrzałam na Edwarda, ale on był tak samo zaskoczony jak ja.
Esme zaprowadziła nas do ogrodu za domem. Od razu rzucił mi się w oczy drugi, mniejszy domek. Domyślałam się o co chodzi, ale nie chciałam wyprzedzać faktów. Na potwierdzenie moich myśli Edward szeroko się uśmiechnął. Na pewno spenetrował już umysł Esme.
-To będzie Wasz nowy dom- wskazała dłonią na niewielką chatkę za sobą- Potrzebujecie trochę prywatności, jako młoda para.
Jej gest bardzo mnie wzruszył. Niestety... Jako wampir nie mogłam płakać. Rzuciłam się jej na szyję i mocno uścisnęłam, pamiętając, że muszę kontrolować swoją siłę. Edward rozpromienił się na moją reakcję.
-Myślałem, że nie lubisz prezentów- szepnął mi prosto do ucha.
-Widocznie coś się we mnie zmieniło- odpowiedziałam hardo, patrząc mu prosto w oczy. Tańczyły w nich iskierki szczęścia.

 

 

 

 

03. Niepewne, wampirze informacje

    Gdybym mogła spać, na pewno nie zmrużyłabym oka. Sprawa, o której nie chciał mi powiedzieć Carlisle nie dawała mi spokoju. I pomyśleć, że teraz, gdy mogę żyć wieczność, sekundy tak mi się dłużą.
    Mój plan, aby wszystkie wiadomości wyciągnąć z Edwarda, nie powiódł się. Owszem, udało mi się go uwieść i zmusić do gadania, ale niestety mój luby nie mówił na temat. Zatrzymaliśmy się na tym, że głowa rodziny Cullenów, znów martwi się o moje bezpieczeństwo. Przecież jestem wampirem, do cholery! Widzę, że moje umiejętności nie sprawiają, że zostanę traktowana poważnie. Emmett oszalał z radości, gdy ostatnio w przypływie furii, zamiast wazonu, cisnęłam nim o ścianę. Nawet to, że wylądował w ogródku mu nie przeszkadzało. Tylko Rosalie krzywo na mnie patrzyła.
    Nie pozostało mi nic innego, jak udawać obojętność. W końcu,kiedyś, musiałam się dowiedzieć o co chodziło Carlisle'owi. Nie może w nieskończoność mnie zbywać... Jeżeli ta rodzina polowała na mnie,mogłam się spodziewać ataku w najbliższym czasie. Przecież Seattle jest jakieś pół godziny drogi stąd. Dla człowieka, oczywiście...
W pewnych momentach, perspektywa walki, bardzo mi odpowiadała. Chciałam wypróbować swój wampiryzm w praktyce. Edward wiele razy wybijał mi to z głowy, ale ja udawałam tylko, że zgadzam się z nim. Dla świętego spokoju, oczywiście. Nieraz przeszkadza mi to, że, gdy byłam człowiekiem wszyscy postrzegali mnie jako niezdarę. Przez to, nawet jako wampir, jestem zauważana jako nieumiejącą sobie w niczym poradzić fajtłapa. Frustrujące...

    Minęły trzy dni od tamtej rozmowy. Jeżeli można tak nazwać krótką wymianę zdań z jednostronnym zainteresowaniem. Tak zwana cisza przed burzą...
-Bella!- usłyszałam głos Jaspera- zejdź do salonu- w mgnieniu oka znalazłam się przy obitej ciemną skórą kanapie. Była już tam cała rodzina. Chciałam w geście osobistego tryumfu zatrzeć ręce, ale to już byłaby lekka przesada.
-Musimy Ci coś powiedzieć- zaczął niepewnie Carlsile. Już wiedziałam o co chodzi. Wampirza rodzinka się zbliża, ot co! Nie mają wyboru. Muszą mnie o tym poinformować, żebym mogła zacząć przygotowania. Nie powiem,jestem bardzo zadowolona z tej opcji. Może uda mi się rzucić jakimś wampirkiem o drzewa.
-Bello- zaczął spokojnie Edward. Dopiero teraz zwróciłam na niego uwagę. Patrzył na mnie wzrokiem, jakiego jeszcze nie znałam. Czyżby się, aż tak bardzo martwił?
-Tak?- zapytałam chcąc przyspieszyć tępo rozmowy. Zaczynało mnie to wszystko irytować.
-Ta rodzina, o której wspomniał Carlisle... Pamiętasz?- zapytał przymilnie. Miałam wrażenie, że wszyscy obawiają się mojego wybuchu.No, tak. Jeszcze nie uwierzyli w moje ominięcie etapu 'krwiożerczy i niezrównoważony wampir'.
-Phi! Jak mogłabym zapomnieć!- to ich zachowanie jeszcze bardziej mnie wkurzało. Obchodzą się ze mną jak z jajkiem. Chyba zapomnieli, że to ja jestem najsilniejsza z całej rodziny...
-Chcieliśmy Cię tylko poinformować, że chcą złożyć nam wizytę.Niedługo- wszystkie pary oczy były zwrócone na mnie. Mimowolnie na mojej twarzy rozkwitł szeroki uśmiech. Wiedziałam, że nie takiej reakcji się spodziewali. Chociaż mogli się tego domyślać... Jasper,jako jedyny, nie wyglądał na zaskoczonego. Od razu wyczuł moje emocje.
-Czego się tak dziwicie?- zapytałam z nutką ironii w głosie- Nareszcie będzie jakąś okazja do walki- nie mogłam powstrzymać chytrego uśmieszku, który wkradł się na moją twarz. Kiedy wszyscy przetrawili moje słowa, zaczęli się śmiać. Nie zrozumiałam tej reakcji. Z resztą,jak każdej innej...
-Bello, oni nie przyjeżdżają żeby z nami walczyć- Edward sprostował swoje wcześniejsze zeznania. Nie powiem, zawiodłam się. Zrobiłam obrażoną minę i wyszłam do ogrodu. Nie będą mi tu robić nadziei!
-Nie złość się, kochanie- usłyszałam aksamitny baryton za swoimi plecami. W ułamku sekundy ,ten sam głos, szeptał mi coś do ucha.Postanowiłam udawać obrażoną księżniczkę. Niech wiedzą, że z Bellą Cullen się nie zadziera!
-Jesteś zabawna gdy się złościsz- poczułam delikatne pocałunki na swojej szyi. Edward zawsze wiedział, jak mnie rozproszyć. Moja złość wyparowała. Teraz byłam wściekła na swoją słabą wolę!
-Powiesz mi, kiedy przyjeżdżają? I kto to w ogóle jest?- zapytałam wykorzystując okazję.
-Opowiem Ci o nich, ale obiecaj wysłuchać do końca- posłał mi swój łobuzerski uśmieszek. Jak mogłam się nie zgodzić?
-Będę grzeczna- obiecałam i zaczęłam słuchać opowieści o wampirach z Seattle.
-Ich rodzina liczy sześciu wampirów. To dużo jak na tak mały obszar Stanów. My, Denalii no i oni. Ich przywódczyni ma na imię Genevive.Jest najstarsza z nich i posiada dodatkowe zdolności, których nikt jeszcze nie zidentyfikował. To jej najbardziej obawia się Carlisle. Ma nadzieję poznać jej tajną broń, ale też boi się, że ona wykorzysta ją przeciwko nam.
Każdy z tych wampirów ma jakąś zdolność. No, oprócz Michaela i Leatrice. Oni przyłączyli się do Gene, w taki sposób, jak Jasper i Alice do nas.
Później jest rodzeństwo, Blake i Robert. Obydwoje posiadają tą samą zdolność - projekcję astralną. Mogą być w dwóch miejscach naraz,potocznie mówiąc.
Została jeszcze Shavonne. Jej zdolność jest bardzo interesująca -potrafi manipulować wspomnieniami. Sprawia, że pamiętasz rzeczy, które nigdy się nie wydarzyły lub zmienia przebieg tych prawdziwych. Często doprowadza do obłędu. Mamy nadzieję, że jesteś na nią odporna tak, jak na resztę 'umysłowych' ataków.
-Ale...- z wrażenia otworzyłam buzię. Oni byli naprawdę niebezpieczni!Zdałam sobie sprawę, dlaczego wszyscy się o mnie martwili.
-Miałaś mi nie przerywać- Edward spojrzał na mnie karcąco. Dałam mu znak, że może kontynuować- Wydaje nam się, że oni chcą Cię poznać.Telekineza jest najrzadszym z darów. Tak naprawdę tylko Ty go posiadasz. Tylko nie wiemy skąd oni o tym wiedzą...
-A Alice?- zapytałam trochę przestraszona całą sytuacją.
-I to jest najdziwniejsze. Za każdym razem ma tą samą wizję, tylko kilka szczegółów się od siebie różni. Wydaje nam się, że to sprawka Gene- na te słowa westchnęłam. Była naprawdę niebezpieczna. I pomyśleć,że zachciało mi się z nimi walczyć...
-Kiedy tu przybędą?- zapytałam po raz kolejny.
-Jutro- mruknął i oddalił się do naszego domku. Czy to była aluzja, że mamy korzystać z pozostałego nam czasu?

 

 

 

 

 

 

 

 

04. Znajoma nieznajoma

    Noc. Wielu ludziom kojarzy się z brzydotą i smutkiem. Nie potrafią docenić jej prawdziwego piękna. Mogłabym powiedzieć, że bez gwiazd nasze życie byłoby smutniejsze. Czy nie każdy wyobraża sobie, że jedna jest dla niego? Że ktoś, kto jest nam przeznaczony, patrzy na tą samą gwiazdę w tym samym czasie? No właśnie. Przeznaczenie. Chciałbym móc je poznać, złapać i wypytać o przyszłość. Pragnę odbudować swoją harmonię,która została zachwiana przez przybycie nowej rodziny wampirów. Czy nie sama się o to prosiłam? Konsekwencje bycia wyjątkową, nawet wśród istot z baśni, wiążą się z niebezpieczeństwem. Czy ktoś mi odpowie, dlaczego to właśnie mnie spotyka?
    Edward leżał obok mnie na naszym wielkim łożu. Trzeba przyznać, że Esme ma styl. Urządziła nasz dom w staroświeckim stylu, a w sypialni porozwieszała zdjęcia z naszego ślubu. Często zatracam się we wspomnieniach związanych z tym wydarzeniem. Słowa przysięgi nadal dźwięczą mi w głowie. Wtedy byłam jeszcze człowiekiem. Tamten czas jest dla mnie bardzo odległy, nie potrafię przypomnieć sobie niektórych zdarzeń. Oprócz tych, w których uczestniczył Edward.
    Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że nie zauważałam jego prawdziwego piękna. W całości ukazał się mojemu wampirzemu wzrokowi wtedy, kiedy opanowałam swoje pragnienie. Mogłam skupić się na rzeczach przyjemniejszych. Każdej nocy nie mogłam oderwać od niego wzroku.Badałam wszystkie szczegóły jego ciała bardzo zachłannie. Nie pomagały wytłumaczenia, że mamy wieczność,ponieważ czułam, że ktoś chce nam to odebrać. Ten nieskończony czas w swoich ramionach. To bezkresne szczęście. Nie chciałam się z tym pogodzić, ale wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała się z tym zmierzyć. Wtedy będę walczyć.

    Ranek nastąpił bardzo szybko. Choć nie jest mi dane spanie, to czułam się bardzo wypoczęta. Całą noc zajęły mi przemyślenia i upewnianie się, że Edward cały czas jest przy mnie. Nie chciałam go stracić bez pożegnania. Zanim się rozstaniemy chcę, żeby usłyszał jak bardzo go kocham. Że gdybym go nie spotkała moje życie byłoby puste i uczucie wszechogarniającej ciemności by nie minęło.
-Bello- usłyszałam aksamitny szept przy swoim uchu. Słodki oddech dostał się do moich nozdrzy i ciałem wstrząsnęły dreszcze. Czemu on nadal tak na mnie działa? Do tego wampiry odczuwają wszystko podwójnie.I jak tu nad sobą panować? Skoro nie mogłam z tym walczyć postanowiłam się oddać temu uczuciu. Pozostało mi coś innego? Rozchyliłam lekko wargi czekając na pocałunek. Ku mojemu niezadowoleniu nic takiego się nie stało. Usłyszałam tylko cichy śmiech Edwarda.
-Panuj nad sobą- powiedział nadal chichocząc. Domyśliłam się, że miał ze mnie niezły ubaw. Jemu samokontrola nie sprawiała trudności. Ale sam wywoływał u mnie takie zachowanie! To czemu do cholery jeszcze się śmieje?
-Co w tym zabawnego?- zapytałam obrzucając go karcącym spojrzeniem. Czy on myśli, że może mnie bezkarnie wyprowadzać z równowagi? To prawda, że często myśl o nim pomaga mi w opanowaniu pragnienia, ale to nie zmienia faktu, że specjalnie mnie prowokuje. Trzeba mu dać nauczkę.
-Jeżeli nie masz zamiaru mi dać czego chcę- zrobiłam pauzę dla lepszego efektu- to znajdę sobie kogoś innego.- wstałam niezapominając, że mam na sobie tylko koronkową bieliznę. Weszłam do garderoby od Alice i zatrzasnęłam teatralnie drzwi. Oparłam się o framugę i zaczęłam odliczać. Tak jak myślałam...
-Co to ma znaczyć, Bello?- mój luby wparował do pomieszczenia z niewesołą miną. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Oddaliłam się od niego udając obojętność. Zaczęłam ze zbytnią uwagą wybierać ubrania.
-Czy Ty się ze mną drażnisz?- spytał marszcząc przy tym zabawnie nos.Roześmiałam się na głos i chwyciłam parę czarnych dżinsów i granatowy t-shirt. Ubrałam się bardzo powoli jak na wampira i skierowałam się w stronę drzwi. Przy wyjściu musnęłam delikatnie rękę Edwarda i pognałam do domu Cullenów. Byli już tam wszyscy. Według wizji Alice,'sympatyczna' rodzinka miała nas odwiedzić przed południem. Carlisle bardzo się zdziwił na tą nową wizję. Przedtem Al była bezradna. Skąd ta nagła zmiana?
    Rozsiadłam się wygodnie na kanapie obok Emmetta. Czekałam na rozwój wydarzeń. No i na przybycie Edwarda. Byłam pewna, że poranny wybryk nie ujdzie mi na sucho. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam obserwować widok za oknem.
-Zbliżają się- usłyszałam cichy szept Alice. Wszystko zaczęło się we mnie gotować. Teraz potrzebowałam obecności mojego wampira. Gdzie on jest do cholery?
Jak na moje zawołanie Edward pojawił się tuż obok mnie. Chwycił moją rękę i rysował palcem kółka na jej zewnętrznej stronie. Dobrze wiedział co mnie uspokaja.
-Przybędzie tylko Gene z Blake. Chcą przedstawić nam jakąś propozycję-Alice widocznie bardzo się na czymś skupiała. Korzystała z tego, że ma wgląd w naszą przyszłość. Łapała jak najwięcej szczegółów, które pomogłyby nam zapanować nad sytuacją. Przecież nikt nie zna możliwości tej Genevive! Zaczęłam się niespokojnie wiercić. W odpowiedzi Edward mocniej zacisnął rękę na mojej dłoni. Odetchnęłam głęboko i zamknęłam oczy. Przecież nie może być aż tak źle, powtarzałam sobie jak mantrę.Przetrwamy, jesteśmy silni...
-Są już przed rzeką- znów ten piskliwy głosik. Kiedy zrozumiałam sens jej słów do mich nozdrzy dostał się zapach wampirów. Teraz wyraźnie wyczuwałam ich trop. Mogłam nawet określić, z której strony do nas przyjdą.
-Wyjdźmy przed dom- zarządził Carlisle. Wszyscy Cullenowie podążyli zanim. Trzymałam się blisko Edward. Powoli czułam wzrastający niepokój, a moje mięśnie napinały się.
    Na ścieżce wiodącej do naszego domu zauważyłam dwie kobiety.Obydwie wysokie blondynki szły normalnym, człowieczym tempem. Poruszały się z wielką gracją. Gdyby nie to, że byłam uderzająco pięknym wampirem, byłabym bardzo zazdrosna. Teraz widziałam ich twarze ze wszystkimi detalami.
    Kobieta po prawej była niższa  i bardziej krągła. Twarz w kształcie owalu okalały jasne loki. Domyśliłam się, że jest to Blake. Siostra,która umie stworzyć swoją kopię astralną. Postanowiłam przyjrzeć się bliżej drugiej wampirzycy.
    Jej idealność uderzała z wielką siłą. Nie można było uwierzyć, że taka istota może mieć jakąkolwiek wadę. Chodzący anioł. I gdy tak się jej przyglądałam pewna myśl nawiedziła mnie znienacka. Kojarzyłam tę twarz! Mogę się założyć, że gdzieś już ją widziałam. Z tyłu mojego mózgu chciały się wydobyć pomocne wspomnienia. I udało się.
Przechyliłam głowę, jak małe dziecko czekające na ciekawe zdarzenie. Po chwili zmarszczyłam noc i zacisnęłam ręce w pięści.
-Znam ją- burknęłam. Wszystkie pary oczu zwróciły się w moją stronę.Choć nie wypowiedziałam imienia, wiedzieli o kogo mi chodzi. I byli niebywale zszokowani...

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

05. Isabella Swan

INTERLUDIUM

Phoenix, 27 luty 2005 r.

Liceum. Zastanawiam się, czy osoba, która wymyśliła tą instytucję była zdrowa. Oczywiście chodzi mi tu o zdrowie psychiczne.
Codzienna rutyna powoli doprowadza mnie do szału. Tylko słońce ratuje mnie przed kompletnym załamaniem. Czy bez słońca można żyć? Moja odpowiedź brzmi -nie. Piaszczyste plaże przyciągają mnie jak magnes. A ja, zwyczajnie nie mam na nie czasu. Nie mogę grać w siatkówkę z rówieśnikami czy wyjeżdżać pod namiot bądź w góry. Dla mnie istnieje tylko nauka. Może to wpływ rygorystycznego wychowania ojczyma? Już dawno mówiłam mamie, że on się nie nadaje do tej roli. Za to Charlie...
Odliczam tylko dni do mojego wyjazdu do taty. Jakoś zniosę fakt, że w Forks jest zimno i zwyczajnie nudno. Ale wyrwę się od swojego planu dnia i złamię kilka zasad. Charlie daje mi dużo swobody, co jest ogromną odskocznią od życia tutaj. Myślę, że wreszcie poczuję, jak to jest żyć. Ale tak naprawdę...

Phoenix, 2 marzec 2005 r.

Lekcje, lekcje i lekcje. Żadnej odmiany, sama rutyna. Czy ktoś w ogóle może temu zaradzić?
Rozszerzona biologia daje mi się we znaki. Ciągle się zastanawiam, czy przyda mi się to kiedyś. I tak nikomu nie zaimponuję wiedzą. Jestem zbyt przeciętna żeby kogoś zainteresować. Moja uroda niczym się nie wyróżnia. Chciałabym przypominać stwory z baśni. Idealne, piękne i nieskazitelnie wspaniałe. Czy aż tak dużo wymagam?
Na hiszpańskim zebrało mi się na przemyślenia. Doszłam do wniosku, że życie bez miłości nie ma większego sensu. I wtedy doszło do mnie, że ja nigdy nie znajdę osoby, która pokocha mnie mimo wszystko. Książę z bajki tak naprawdę nie istnieje... Tylko marzenia mogą nadal podtrzymywać nadzieję. Ale czy warto wierzyć?
Mam kiedyś powiedziała mi, że największą zaletą ludzi jest właśnie 'umiejętność marzenia'. Bez ty...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin