Sharon Sala - śniezyca.pdf
(
1041 KB
)
Pobierz
Sharon Sala2
Sharon Sala
ŚnieŜyca
Przychodząc na świat, nie wybieraliśmy sobie rodziny,
zdobyliśmy natomiast przyjaciół, pragnąc,
by towarzyszyli nam zawsze.
Przez moje Ŝycie przewinęło się ich wielu,
jedni na krótko, inni pozostali do dziś,
byli zawsze ze mną, nigdy obok,
lojalni i oddani.
Kochani, nie wymienię tu waszych imion,
ale sami wiecie, ile dla mnie znaczycie,
a ja bardzo cenię sobie miejsce,
jakie zajmuję w waszym Ŝyciu.
Bezinteresownie, z dobroci serca
ofiarowaliście mi to, co w Ŝyciu liczy się najbardziej,
a ja mogę mieć tylko nadzieję, Ŝe was nie zawiodę
i odwzajemnię okazaną Ŝyczliwość.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
,Będziesz cierpiała za grzech."
Czytając ponownie list, który trzymała w ręku, Caitlin Bennett nerwowo wciągnęła
powietrze. Za kaŜdym razem, gdy spoglądała na tekst, uderzała ją jego nienawistna treść. Był
to kolejny anonim napisany przez tego samego człowieka, który wysyłał je do niej od sześciu
miesięcy. Z tym Ŝe kaŜdy następny list był gorszy od poprzedniego.
Na początku bagatelizowała je, uwaŜając, Ŝe wyŜywa się na niej jakiś zgryźliwy czytelnik.
Dla CD. Bennett, autorki poczytnych powieści kryminalnych, nie były to jedyne
niesympatyczne listy, jakie kiedykolwiek dostała. Ale gdy po pierwszym anonimie dotarł do
niej drugi, a potem trzeci i następne - zawierające coraz wyraźniejsze groźby - zaczęła się
niepo^ koić. Pozbawione wyraźniego motywu zabójstwa osób publicznych zdarzają się
przecieŜ.
Na wszelki wypadek Caitlin skontaktowała się więc z Boranem Fiorellem, detektywem z
nowojorskiej policji, starym przyjacielem rodziny. Kiedy pokazała otrzymane anonimy,
policjant nie przestał wprawdzie okazywać jej Ŝyczliwości, ale nie uznał ich za realne
zagroŜenie; później, patrząc wstecz, rozumiała jego zachowanie.
Pierwsze trzy listy były prawie normalne, pisane w tonie „nie lubię cię, poniewaŜ...", nic więc
dziwnego, Ŝe na policjancie nie wywarły większego wraŜenia. Uspokajająco poklepał Caitlin
po ramieniu i obiecał, Ŝe któregoś dnia zadzwoni, zabierze ją gdzieś na kolację i wtedy
pogadają.
Listy przychodziły jednak nadal, coraz gorsze, i Caitlin zdecydowała się ponownie
skontaktować z Boranem Fiorellem, licząc, Ŝe teraz detektyw nie zbagatelizuje sprawy. Tym
razem jego reakcja była przynajmniej jasna. Oświadczył, Ŝe prawo nie ściga ludzi za to, Ŝe nie
podobają im się jakieś ksiąŜki, ani za to, Ŝe informują o tym autora. PoniewaŜ anonimy nie
zawierały bezpośrednich pogróŜek, Fiorello uznał, Ŝe Caitlin nie powinna się nimi
przejmować. Skarcona za zbytnie przewraŜliwienie, dała spokój i zaniechała dalszych skarg,
mimo Ŝe ton listów stawał się coraz bardziej ponury.
Do tej pory przyszło ich ponad dwadzieścia i na pierwszy rzut oka było widać, Ŝe pochodzą
od jednej i tej samej osoby. Ostatni anonim nadszedł tego ranka. Na białym papierze rzucał
się w oczy czerwony kleks, wyraźnie zamierzony. Litery listu, podkreślone rzędami
czerwonych kropli, wyglądały tak, jakby ociekały krwią, a tam, gdzie powinien znaleźć się
podpis, takŜe widniała duŜa krwawa plama.
Wyglądało to okropnie i tym razem Caitlin przeraziła się naprawdę. Czuła się źle jak nigdy
dotąd, nigdy
Sharon Sala
bowiem nic takiego jej nie spotkało - nie otrzymywała Ŝadnych nieprzyjemnych telefonów,
nigdy nie doświadczyła fizycznego zagroŜenia.
Na dźwięk stojącego na biurku małego zegara drgnęła nerwowo. Zrobiło się późno. Dołączyła
anonim do pozostałych i poszła do sypialni.
Za niecałą godzinę spodziewała się samochodu ze Studia DBC. Agent do spraw reklamy,
Kenny Leibo-witz, który organizował promocję najnowszej ksiąŜki Caitlin, zaaranŜował jej
udział w telewizyjnym programie pod nazwą „Na Ŝywo z Lowellem". Nie lubiła tego rodzaju
wywiadów. Z niechęcią myśląc o czekającym ją wyjściu, zabrała się do robienia makijaŜu.
Gospodarz programu, w którym miała wystąpić, z pewnością nie omieszka poinformować
widzów, Ŝe jej ojcem był słynny Devlin Bennett, który stworzył między innymi Studio DBC.
Potem Ron Lowell będzie czuł się w obowiązku wspomnieć, Ŝe po śmierci ojca to właśnie
Caitlin odziedziczyła jego pieniądze i holdingi, między innymi właśnie studio, w którym
odbywa się program. Niedwuznacznie da do zrozumienia, Ŝe bogata młoda dama kupiła sobie
drogę do sławy.
Dla elokwentnego gospodarza programu nie będzie miał Ŝadnego znaczenia fakt, Ŝe ksiąŜki
Caitlin cieszą się wielką popularnością i Ŝe doskonale się sprzedają, znacznie lepiej niŜ inne.
Dla Rona Lowella zawsze najwaŜniejsze było to, aby rozbawić publiczność. Caitlin znała styl
jego niewybrednych dowcipów i prostackich komentarzy, ale postanowiła reagować na nie z
humorem, ciętymi ripostami. Na korzyść Lowella przema-
10
ŚNIEśYCA
wiało tylko jedno: uwielbiał swoją robotę. Nie przy-szłoby mu nawet do głowy, Ŝe Caitlin
wolałaby pozostać w czterech ścianach własnego domu i oglądać na wideo stare filmy,
podjadając ulubioną kanapkę z pi-klami i masłem orzechowym.
W oczach wielu ludzi była biedną, małą, bogatą dziewczynką, która bawi się w pisanie
ksiąŜek. Mimo Ŝe ojciec nie Ŝył juŜ od prawie pięciu lat, Caitlin musiała pogodzić się z
faktem, iŜ zawsze pozostanie w jego cieniu. Od pewnego czasu pragnęła trwale związać się z
jakimś męŜczyzną, a nawet mieć dzieci. I nie dlatego, Ŝe obawiała się Ŝycia. Była po prostu
samotna.
Skończyła makijaŜ, wyciągnęła z szafy pierwszą z brzegu ciepłą, czarną sukienkę i zaczęła się
ubierać. Bycie pisarką miało przynajmniej jedną dobrą stronę. Nikt nie liczył na to, Ŝe będzie
wyglądała ładnie. Miała być bystra i tyle. Więcej od niej nie wymagano.
Kiedy samochód podjechał pod dom, była gotowa.
- A więc... Caitlin... Mogę zwracać się do pani po imieniu czy teŜ powinienem mówić: pani
Bennett? Bądź co bądź jest pani moją szefową...
O BoŜe! jęknęła w duchu, przywołując wymuszony uśmiech. Skąd oni biorą takich ludzi?
Ron Lowell był wprawdzie przystojny, ale zdumiewająco ograniczony. W ciągu ostatnich
czterech lat co roku występowała w jego programie, promując kolejne ksiąŜki, a on zawsze
zaczynał rozmowę w identyczny sposób.
- NiewaŜne, jak zwracasz się do mnie, bylebyś ku-
Sharon Sala
11
pił moją ksiąŜkę - odrzekła, budząc aplauz zebranego w telewizyjnym studiu audytorium.
Wywiad zaczynał się bardzo dobrze i Ron Lowelł nie posiadał się z radości. Wziął do ręki
ksiąŜkę i przerzucając kartki, wpatrywał się lubieŜnym wzrokiem w zarys piersi widoczny
pod przylegającą do ciała dŜersejową sukienką, którą Caitlin miała na sobie.
- Powiedz nam coś o tej ksiąŜce.
- To powieść kryminalna - rezolutnie poinformowała Caitlin.
Rozmowa układała się po myśli Rona.
- Nie zamierzasz opowiedzieć nam niczego ciekawego? - zapytał głosem, w którym
przebijało wyzwanie.
Wśród zebranych w studiu gości rozległy się śmiechy.
- Tego nie mówiłam - odparła Caitlin. - Niestety, mogę ci zdradzić niewiele. Wyobraź sobie
piękny pensjonat w Adirondacks pełen ludzi, którzy przyjechali tu po to, aby mile spędzić
ostatnie dni tygodnia. Nieoczekiwanie wczesna zimowa zamieć zasypuje śniegiem górzystą
okolicę. Drogi stają się nieprzejezdne, w pensjonacie brakuje energii elektrycznej, milkną
telefony. Nie ma Ŝadnej łączności ze światem zewnętrznym. Jedna po drugiej zaczynają
umierać kolejne osoby. I to nie z przyczyn naturalnych...
- Ooooch, rozumiem - powiedział Lowell i, udając przeraŜenie, uniósł brwi. - Zabójcą musi
być jeden z gości, bo nikt nie moŜe dostać się do pensjonatu ani go opuścić. Mam rację?
12
ŚNIEśYCA
Caitlin odpowiedziała uśmiechem.
- Wiem, wiem. - Ron rozpromienił się. - Czytałem ksiąŜkę.
- Och... inteligencja w parze z nieskazitelną aparycją.
Goście w studiu znów zaczęli się śmiać, co gospodarzowi programu sprawiło ponownie
ogromną przyjemność.
Kiedy przed pojawieniem się następnego rozmówcy przerwano program reklamami, Caitlin
podniosła się z fotela. Ron natychmiast takŜe się poderwał i szarmancko podał jej rękę,
przytrzymując jej dłoń trochę dłuŜej.
- Co powiesz na kolację po programie? - zapytał. Odsunęła się z uśmiechem.
- Z rozkoszą, Ron, ale moŜe innym razem, dobrze? ZbliŜa się termin oddania mojej następnej
ksiąŜki i muszę wracać do pracy. Dzięki za wspaniały wywiad. Mam nadzieję, Ŝe moja
powieść podobała ci się.
Caitlin mówiła z taką swobodą, Ŝe Ron nawet się nie zorientował, Ŝe dostał kosza. Była
jednak zdenerwowana. Zanim zeszła z podium, rozbolał ją brzuch.
- Kochanie! Jak zawsze byłaś cudowna! - wykrzyknął Kenny, podając jej płaszcz.
- Następnym razem, zanim zaaranŜujesz coś takiego, uzgodnij to ze mną - oświadczyła
skrzywiona.
- Jasne. - Pocałował ją w policzek. - Zapnij się. Na dworze jest piekielnie zimno. Wygląda na
to, Ŝe moŜe nawet spaść śnieg.
Na samą myśl o śniegu Caitlin dostała dreszczy. Zi-
Sharon Sala
13
ia była porą roku, której nie znosiła. Westchnęła cięŜ-o. No cóŜ, jako agent reklamowy Kenny
wykony-rał tylko swoją pracę. Gdyby nie zorganizował tych 'szystkich spotkań, tu, w Nowym
Jorku, juŜ kilka zgodni temu mogłaby pojechać gdzieś na południe. Kiedy otulała się
płaszczem, dotknął jej rąk.
- Masz zmarznięte palce. Zupełnie sine. Nie wzię-iś rękawiczek?
- Chyba zostały w samochodzie.
- Biedactwo - mruknął, pomagając Caitlin zapiąć alto.
Kenny ujął jej dłonie. Lubił to robić, a ona pozwa-iła mu na to tylko dlatego, Ŝeby nie zepsuć
zawodowych stosunków. Nie narzucając się, od pewnego czasu kazywał jej zainteresowanie.
- JuŜ są cieplejsze, dziękuję - powiedziała, we-męła ręce do kieszeni płaszcza i ruszyła za
jednym
producentów, który labiryntem przejść poprowadził :h do wyjścia.
TuŜ przy drzwiach czekała luksusowa limuzyna. Nie zekając, aŜ wysiądzie kierowca, Caitlin
otworzyła trzwi, usadowiła się wygodnie na siedzeniu i ode-:hnęła z ulgą.
- Och, jak dobrze znaleźć się w cieple! - szepnęła ; zachwytem. - Do licha, dlaczego w
studiach telewizyjnych jest zawsze tak zimno?
- Wszystko, skarbie, rozbija się o pieniądze - wy-aśnił Kenny, siadając obok Caitlin, najbliŜej
jak było o moŜliwe. - NałóŜ rękawiczki. Nie chcę, Ŝeby moja Iziewczynka się przeziębiła.
14
ŚNIEśYCA
Nie reagując na uŜyte przez Kenny'ego określeni) wsunęła dłonie w mięciutkie, kremowe
rękawiczl z jagnięcej skórki. W milczeniu jechali zatłoczonyn ulicami miasta. Caitlin wróciła
myślami do koszmai nych anonimów.
Zapragnęła zwierzyć się komuś ze swych probh mów, ale przyjaciół miała niewielu, i to
daleko o Nowego Jorku. śycie nauczyło ją juŜ dawno, Ŝe p< wierzając innym własne sekrety,
trzeba zachować na większą ostroŜność, w przeciwnym bowiem razie mc gą ukazać się
nazajutrz w porannej prasie. Rzuci] okiem na swego agenta od reklamy, zastanawiając sii jak
przyjąłby taką wiadomość. Nie, Kenny'emu zwi< rzyć się nie mogła. Aby zwiększyć sprzedaŜ
ksiąŜk gotów był zrobić wszystko. Wyobraziła sobie tyti w gazecie: „Autorka kryminałów
Ŝyje pod gróźb śmierci".
Kiedy ponownie westchnęła, nachylił się i dotkn; czule jej policzka.
- Skarbie, co się dzieje? - zapytał. - Stało się coś Nie zaprzeczaj, bo nie uwierzę. Za dobrze
cię znan - Caitlin milczała, więc dorzucił: - PrzecieŜ moŜe; mi zaufać.
Obdarzyła Kenny'ego słabym uśmiechem.
- Nie dzieje się nic złego - skłamała. - Jestem ty ko zmęczona i zziębnięta.
- Masz moŜe ochotę spędzić ten wieczór w czyin towarzystwie? - zapytał.
Uśmiech na twarzy Caitlin stał się tak zimny je jej dłonie. Niektórzy męŜczyźni są okropnie
tępi. I
Sharon Sala
15
łzy musi jeszcze powtarzać Kenny'emu, aby dał jej pokój, zanim wreszcie to pojmie?
- Dziękuję, ale chcę spędzić ten wieczór bez ni-zyjego towarzystwa. Wiem, Ŝe to zrozumiesz.
- Jasne, skarbie. Nie ma problemu. MoŜe rano pozujesz się lepiej. - Gdy limuzyna zaczęła
zwalniać, spoj-zał w okno. - Wygląda na to, Ŝe jesteśmy na miejscu.
Kierowca wysiadł i otworzył drzwi. Kenny wysko-zył pierwszy i pomógł wysiąść Caitlin.
- Miłego wieczoru - powiedział miękkim głosem pocałował ją w policzek.
Pomachała mu na poŜegnanie i gdy tylko portier ichylił przed nią drzwi budynku, weszła do
środka, ak zwykle, w holu ujrzała znajomego ochroniarza. Na vidok Caitlin twarz mu się
rozjaśniła.
- Dobry wieczór, pani Bennett.
- Dobry wieczór, Mikę. Jak ma się rodzina? Mikę Mazurek uśmiechnął się.
- Dobrze, dobrze. Tom, mój najmłodszy syn, właś-lie doczekał się pierwszego dziecka. Znów
zostałem Iziadkiem! Czy moŜe pani w to uwierzyć?
- Który to juŜ raz? - spytała Caitlin ze śmiechem.
Plik z chomika:
LadyHenrietta
Inne pliki z tego folderu:
Sharon Sala - Pamietaj.pdf
(496 KB)
Sharon Sala - śniezyca.pdf
(1041 KB)
Sharon Sala - Czarne lustro.pdf
(717 KB)
Sharon Sala - Lagodna perswazja.pdf
(634 KB)
Sharon Sala - Misja_specjalna.pdf
(538 KB)
Inne foldery tego chomika:
A
Abbi Glines
Abby Green
Abecassis Eliette
Abelar T
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin