Przygody Toma Bombadila.doc

(200 KB) Pobierz
J

J.R.R. TOLKIEN

 

PRZYGODY TOMA BOMBADILA

 

Dziarski Tom Bombadil, co serce ma złote,

Nosi żółte buty i modrą kapotę,

Na to pas ma zielony, a spodnie ze skóry,

I wysoki kapelusz, w nim łabędzie pióro.

A mieszka pod wzgórzem, tam, gdzie rzeka Wija

Ma wśród traw swe źródło i gdzie gąszcz ją spija

 

Szedł Tom przez letnie łąki, rwał jaskry garściami

I składał w bukiety, igrając z cieniami.

Drażnił tłuste trzmiele, upojone kwieciem,

Nad brzegiem strumienia siedział godzinami.

 

Długa broda zwisła mu w przejrzystą wodę

Wabiąc córę Rzeki, Złotą tę Jagodę.

Pociągnęła swawolnie - z krzykiem i chlupotem

Wpadł Tom miedzy lilie, krztusząc się bulgotem.

 

"Hej, Tomie Bombadilu! Gdzież cię niesie woda?

Ryby tylko straszysz" - rzecze mu Jagoda -

"tak plując bąbelkami. Perkozy zdębiały,

szczur się boi, zamoczyłeś też kapelusz cały!"

 

"Przynieś go jak przystoi tak grzecznej

dziewczynie!"

Tom na to: "Nie mam chęci taplać się w głębinie.

Zmykaj! Idź i zaśnij wśród wierzb korzeni

Cudna wodna panno, w twej krainie cieni".

 

Wróciła Jagoda do swej matki kraju,

W rzeki toń głęboką. Tom pozostał w gaju.

Usiadł sobie w cieple na Wierzby korzeniu,

Susząc buty i piórko raz w słońcu, raz w cieniu.

 

Zbudziła się Wierzba i zaczęła nucić,

Usypiając Toma, tak by nie mógł wrócić.

Chwyciła go w korzenie i wciągnęła w dziurę

Razem z brodą, kapeluszem, kapotą i piórem.

 

"Ha! Tomie Bombadilu! Oj, głowę ci zmyję!

Tak mi w dziuplę zaglądać, podglądać, jak piję

W moim domu drewnianym łaskotać mnie piórem

I wodą zalewać, niby deszczem z chmurek!"

 

"Twarde masz korzenie, moja Wierzbo Stara,

Zesztywniejesz tutaj, więc wypuść mnie zaraz.

Wracaj do swej wody i zaśnij w ciemnicy,

a mnie zostaw w spokoju, jak córa wodnicy!"

 

Puściła go Wierzba, słysząc taką mowę,

Zatrzasnęła z hukiem więzienie wierzbowe,

Skrzypiąc i mamrocząc, a Tom, rad, że żyje,

Ruszył dalej na spacer nad srebrzystą Wiję.

 

Siadł nad skrajem lasu, słuchając w skupieniu,

Jak ptaki śpiewają w drzewa chłodnym cieniu.

Rój motyli na głową muskał go skrzydłami,

Nim słońce okryła się chmurami.

 

Nagle wiatr się zerwał. Lał deszcz strugami,

które wodę znaczyły wielkimi kręgami,

Rwał kaskady liści w lodowatej słocie,

Aż Tom skrył się w jamie, bo dość miał wilgoci.

 

Borsuk nań wyskoczył, marszcząc śnieżne czoło,

Czerwonymi ślepiami błyskając wokoło.

Drążył właśnie tunel z żoną i  synami,

Złapał Toma za kark, powlókł podziemiami.

 

Zataszczył do nory i dalejże gadać:

"Tomie Bombadilu! Ładnie to tak wpadać,

drzwi frontowe niszczyć? Będziesz ukarany,

na zawsze zostaniesz tutaj pogrzebany!"

 

Ejże, stary Borsuku, chyba źle cię słyszę!

Wywiedźże mnie zaraz w wonną leśną ciszę.

Wskaż mi tylne wyjście przy krzewie różanym,

A sam wytrzyj nos i łapy ziemią utytłane.

Wracaj spać na swoje słomiane poduszki

Wzorem pięknej Jagody i Wierzby Staruszki.

 

"Wybacz nam, Bombadilu" - na to borsuki mu

chórem,

I wyprowadziły go zaraz na górę,

Po czym szybko wróciły, do swych nor pod ziemię,

Trzęsąc się ze strachu - i do dziś tam drzemią.

 

Deszcz ustał, rozpierzchły  się chmury na niebie,

A Tom, śmiejąc się cicho, poczłapał do siebie.

Wszedł do domu, no oścież otwarł okiennice,

Aż ćmy wpadły do kuchni, tańcząc wokół świecy.

Tom spoglądał przez okno, jak gwiazdy migocą

I jak lśni młody księżyc, wędrując wraz z nocą.

 

Gdy ciemno się zrobiło, Tom drzwi zaryglował,

Wdrapał się na piętro i do snu szykował.

"Huu! Tomie Bombadilu! Patrz, kto przyszedł

nocą.

Jestem tuż za drzwiami i wiesz dobrze, po co.

Zapomniałeś o mnie, Upiorze w Kurhanie.

Dotąd w kamiennym kręgu miałem swe

mieszkanie,

A teraz jestem wolny! Wciągnę cię w mogiłę,

Uczynię bladym, sinym, odbiorę ci siłę..."

 

"Precz stąd! Drzwi zamykaj i nie przychodź więcej!

Zabierz płonące ślepia i Kościste ręce

Tam gdzie twój dom pod darnią, kamienna poduszka

Złóż swój czerp i zaśnij jak Wierzba Staruszka,

Jak Złota Jagoda i borsucze plemię.

Wróć do złota i smutków ukrytych pod ziemią!"

 

Zerwał się Upiór Kurhanu i przez okno skoczył,

Podwórcem mrocznym jak cień się przetoczył

Ze skowytem w górę, pomiędzy kamienie

Czmychną, stukając kośćmi, aż okrył się cieniem.

 

A Tom zaś leżał i myślał, że jego poduszka

Lepiej usypia człeka niż Wierzba Staruszka,

Miększa jest od Borsuka, słodsza niż Jagoda;

Westchną zatem donośnie i zasnął jak kłoda.

 

Obudził się rankiem, gwiżdżąc jak skowronek,

Nucąc swe "derry-dol, merry-dol" szalone.

Włożył buty, kapelusz, kapotę - i w końcu

Otworzył okno, aby ogrzać się na słońcu.

 

Mądry Tom jest ostrożny, choć serce ma złote.

Nosił żółte buty i modrą kapotę.

I któżby go schwytał, z tych, co tu żyją,

Czy to na leśnych ścieżkach, czy nad rzeką Wiją,

Lub pośród nenufarów, kiedy woda płynie?

Póki Złotej Jagody nie złowił w głębinie,

Kiedy w sukni zielonej zabawiała śpiewem

I dawną pieśnią ptaki krążące nad krzewem.

Tom złapał ją i trzymał! Z wrzaskiem uleciało

Ptactwo, ryby i szczury, a jej serce drżało.

 

Rzecze wtedy Bombadil: "Oto ma ślicznotka!

Pójdziesz ze mną do domu, gdzie śmietanka słodka,

Miód, świeży chleb i masło na stole czekają,

Przez okno różyczki wdzięczne zaglądają.

Pójdziesz ze mną, ma śliczna, powiem ci, dlaczego:

Bo w wodzie, u swej mamy, nie znajdziesz lubego".

 

I wydał Tom Bombadil weselisko huczne;

W koronie z kaczeńców zapraszał na ucztę,

Grał na skrzypkach lipowych, gwizdał jak skowronek,

Gdy pannę w srebrnej sukni brał sobie za żonę.

W girlandach z niezabudek brzęczał niby pszczoła,

Gdy jej smukłą kibić w tańcu okręcał dookoła.

 

Bielutka była pościel i lampy świeciły,

I lśnił miesiąc miodowy, gdy w gości przybyły

Drepczące Borsuki, a Wierzba Staruszka

Stuk-stuk w okno, gdzie leżała ich wspólna poduszka.

Na brzegu wśród szuwarów wodnica wzdychała,

Gdy wyjącego w mroku Upiora słyszała.

 

Nie obudziły Toma krok ni stukanie,

Ani nocne odgłosy, wycie czy szlochanie.

Spał do rana, a potem gwizdał jak skowronek,

"Hej, chodź, derry-dol, merry-dol" szalone

Kiedy na ganku rąbał gałęzie wierzbowe,

A Jagoda zaplatała warkocze miodowe.

 

 

 

[2] TOM BOMBADIL PŁYNIE W ŚWIAT

 

Stary rok się rozzłocił, Wiatr Zachodni wieje,

Schwytał Tom listek brzozy wysłany przez knieje.

"To dzień szczęśliwy przywiał wietrzyk w moje dłonie!

Po co czekać rok jeszcze, aż się las zapłoni?

Już dziś łódź przygotuję i wyruszę w drogę

Na zachód z prądem rzeki, gdzie chcę, płynąć mogę!"

 

Ptaszek siadł na gałęzi. "Ejże, Tomie, witaj!

Wiem ja, wiem, dokąd płyniesz. Pozwól, że zapytam,

Mam to, mam to jej rzec, by mogła cię powitać?"

 

"Gdy imię me choć piśniesz, zostaniesz spożyta,

Ptaszyno, wraz ze skórą. Pieczeń znakomita

Będzie z ptaka, co gada, choć nikt go nie pyta,

I Starej Wierzbie zdradzi, dokąd się udałem".

 

Strzyżyk łebek przekrzywił, zaćwierkał z zapałem:

"Najpierw złap mnie, no, złap mnie! Zbyteczne imiona,

Tam, gdzie starczy wiadomość głośno powtórzona.

'W dół ku Ujściu' - powiem - 'gdy się słońce skryje'

Spiesz się, spiesz! Czas nadchodzi, kiedy wodę pije!"

 

Tom tylko się roześmiał. "Inną wprawdzie drogę

Wybrałem, ale chyba popłynąć tam mogę".

Wyciągną łódź i wiosła z ukrytej zatoki

Przez trzciny i zarośla, przez cień olch głęboki

I z radosną piosenką w dół rzeki popłyną.

"Hejże, łajbo moja, zmagaj się z głębiną!"

 

"Hej! Tomie Bombadilu! Gdzież to się wybierasz

Gdy w tej dziurawej balii wiosłami przebierasz?"

 

"Cóż, może z nurtem Wii aż ku Bradywinie,

Do przyjaciół, co ogień zapalą w kominie,

Na moje powitanie. Na Ostatniej Łące

Znajdę miłe mieszkanie, zanim zajdzie słońce."

 

"Przekaż więc pozdrowienia dla mojej rodziny,

A powracając od nich przywieź mi nowiny

O rybach i połowach". "O, nie" - Tom odpowie.

"Zapach wody chcę wdychać, nie nowiny łowić"

 

"Widzisz go, jaki hardy! Bacz, byś nie utoną,

Gdy cię wierzbowa gałąź zepchnie e ton zieloną!"

"Zamilcz już, Zimorodku! Dość serdeczności!

Fruwaj oczyścić pióra z resztek rybich ości!

Na krzaku się nadymasz, lecz masz brudy w chacie

Niechluj z ciebie, pomimo że chodzisz w szkarłacie.

Słyszałem też, że głupich zimorodków dzioby

Służą za wiatromierze oraz dla ozdoby".

 

Zimorodek dziób zamkną, popatrzył z ukosa

Jak Tom dołem przepływa, gwiżdżąc wniebogłosy,

I odfruną, zrzuciwszy w Bombadila dłonie.

Błękitne piórko, które niby klejnot płonie.

Ozdobił Tom kapelusz tym piórkiem wspaniałym.

"Niebieski to mój kolor - wesoły i trwały".

 

Na rzece wokół łodzi rozeszły się koła.

Tom wiosłował prask! O wodę, a z głębi ktoś woła:

"Ejże, wszak to Bombadil! Czyżby znowu w drodze?

Przy wiosłach, co? A, wybacz, czy ci nie przeszkodzę?"

"Ty> Cóż, Wąsaczu, czy to twoje rzeka?

Jak cię za kark pochwycę, rok będziesz uciekał!"

 

"Żartujesz sobie chyba! Mamę tu sprowadzę,

Ojca, siostry i braci, z łodzi cię wysadzę!

Tom zawirował z kretesem, starą łajbą płynie,

Z prądem w dół Wii, wodę mącąc w głębinie!"

 

"Milcz, wydro, bo cię oddam Kurhanów Upiorom.

One chętnie do skóry twojej się dobiorą.

Matka nie pozna ciebie, chyba że po wąsach.

Zostaw Toma w spokoju, bo się zacznie dąsać!"

 

"Pfu!" - wydra prychnęła i skoczyła w wodę,

Obryzgując Toma od piórka po brodę.

Łódź mu rozkołysała i na brzeg umknęła,

Słuchając, póki piosenka w dal nie odpłynęła.

 

Łabędź z Ostrowia Elfów łódź Toma wyminął,

Łypiąc złośliwie okiem, z obrażoną miną.

Tom się zaśmiał: "Czy szukasz tu swojego pióra?

Lepiej dałbyś mi nowe. Nie strosz się jak kura!

Gdybyś był trochę milszy, może bym cię lubił

Nie bądź taki ważny, kiedy Król powróci

I twe lordowskie fochy na dobre ukróci!"

Stary Łabędź zasyczał i rozłożył skrzydła,

Płynąc dalej - widać rozmowa mu zbrzydła.

 

Tom zaś dotarł do jazu, gdzie woda wzburzona

Spływa do rzeki Wii, szara i spieniona.

Kręcąc nim niczym listkiem pędem go poniosła,

Tak że aż do Grindwall tknąć nie musiał wiosła.

 

"Hejże, oto Tom z lasu, co ma kozią bródkę!"

Śmiał się ludek z Breredon, widząc jego łódkę.

"Bacz, by cię nie dosięgły z łuków naszych groty,

Leśne Plemię nic nie ma tutaj do roboty,

Rzeki się nie przepłynie łodzią ani promem!"

"Ha! Tak mnie witacie tuż przed własnym domem?

 

Widziałem już hobbitów kryjących się w dziury,

Gdy spojrzał na nich borsuk albo cap ponury,

Bojących się księżyca i cieni na ścianie.

Napuszczę na was orków za to powitanie!"

 

"Gadaj zdrów, stary Tomie, aż ci broda zwiśnie!

Trzy starzały w kapeluszu, a on ani piśnie!

Dokąd teraz pojedziesz? Jeśli szukasz piwa,

Nie dostaniesz, boś bez dna beczka jest prawdziwa".

 

"Chcę płynąć Brandywiną i Graniczną Rzeką,

Ale prąd jest zbyt rwący, zniesie mnie daleko.

Jeśliby któryś wziął mnie na pokład swej łodzi,

Z błogosławieństwem życzyłbym mu szczęścia co dzień."

 

Purpurą błyska fala, rzeka ogniem płonie,

Aż zaszło słońce, szarość odbija się w toni.

Przy Ujściu pusto, na Grobli także nikt nie czeka.

"Radosne powitanie dla gościa z daleka!"

 

Tom wolno ruszył w drogę. Zmierzch wokół zapadał,

Gdy ujrzał światła wozów i ktoś doń zagadał:

"Hej, ty!". Zgrzytnęły koła, kuc staną w pół kroku.

Tom szedł dalej bez słowa, nie podnosząc wzroku.

 

"Hej ty, żebraku czego na Moczarach szukasz?

Trzy starzały w kapeluszu! O, to niezła sztuka!

Czy ktoś cię już pogonił, złapał na węszeniu?

Podejdźże-no tu bliżej, przestań kryć się w cieniu!

Pewnie do Shire na piwo? Ostrzegę mych braci,

Nie podadzą ci kufla, póki nie zapłacisz".

 

"No dobrze, Błotostopy! Jak na spóźnialskiego,

Uprzejmie mnie witasz. Niczego, niczego...

Beczko tłuszczu, na wozie sadzasz swoje brzucho,

Bo gdybyś szedł piechotą, już byś padł bez ducha.

Mógłbyś być przyjemniejszy, stare skąpiradło!

Bo żebrak misi brać to, co ze stołu spadło.

No, Maggot, dawaj łapę! Stawiasz mi kufelek!

Nawet w mroku poznają się wszak przyjaciele!"

 

Odjechali ze śmiechem, minęli Łozinę,

Choć otwarte drzwi karczmy wabiły w gościnę,

Z brzękiem i stukiem skręcili w Drogę do Maggota,

A Tom z uciechy w wozie butami łomotał.

Nad Bamfurlong gwiazd krocie lśniły, ogień płoną

W kuchni na powitanie wędrowców znużonych.

 

Synowie gospodarza i córki dorodne

Witali ich na progu; żona piwo chłodne

Wyniosła dla spragnionych, kolację podano,

Przy niej, jak zwykle, wiele gadano, śpiewano.

Przyszła pora na tańce; Maggot jak kuc brykał,

Tom przygrywał na dudach, gdy piwa nie łykał.

 

Kiedy spać wszyscy poszli, w pościel lub na siano

Gdy pogaszono światła, drzwi pozamykano,

Tom i Maggot usiedli, by wreszcie pogadać

O Kurhanach, O Wzgórzach i czy będzie jeszcze padać,

Czy zbiory będą dobre, jak się uda zboże,

O wieściach z Bree, co słychać w kuźni i w komorze,

O szeptach drzew nocami, o wiatru westchnieniach,

O Strażnikach u brodu i na bagnach cieniach.

 

Maggot zasnął przy ogniu, a Tom świtu czekał,

By zniknąć jak sen, który z pamięci ucieka,

Skoro otworzysz oczy - pół smutny, pół błogi.

Nikt go więcej nie widział, ni w Ujściu, ni dalej,

Kroków ciężkich nie słyszał ni pieśni zuchwałej.

 

Przez trzy dni jego łódka przy Grndwall czekała,

Aż pewnego poranka Wija ją porwała.

Zdaniem hobbitów wydry łódeczkę zabrały,

Poprzez jaz przeciągnęły i z prądem posłały.

 

Stary Łabędź wprost z Wyspy Elfów tam przypłyną,

Dumnie łódkę holował, w dziobie trzymał linę.

Wydry w toń nurkowały, przejęte szalenie,

By Starej Wierzbie w porę ominąć korzenie.

Zimorodek i strzyżyk aż zrywały gardła,

Aby łódeczka beż szwanku do domu dotarła.

Gdy byli już w przystani: "Patrzcie, nasza kaczka" -

Rzecze wydra - "ma wszystko, oprócz płetw, nieboraczka!"

O Strumieniu Wierzbisty! Gdy woda ich niosła,

NA brzegu zostawili dwa Tomowe wiosła!

 

 

 

[3] WĘDRÓWKA

 

Był raz wędrowiec,

Posłaniec, tułacz, pędziwiatr.

Gondolę złotą człek ten miał,

By Płynąć tam, gdzie niesie wiatr.

Miał pomarańczowy cały stos,

Owsiankę, by go nie zmógł głód;

Zapach lawendy oraz ziół,

Otaczał go, gdy gnał na Wschód.

 

Na pomoc wezwał wiatrów sto,

By niosły go z ładunkiem wraz

Przez siedemnaście wielkich rzek,

Tak bardzo był mu drogi czas.

Samotnie wylądował tam,

Gdzie na kamieniach jasno lśni

Wesoła rzeka Derrilyn

I płynie w dal po wieczne dni.

 

Wśród łąk i pół wędrował tak

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin