POLACY CIĄGLE OSKARŻANI I LŻENI(1).docx

(17 KB) Pobierz

POLACY CIĄGLE OSKARŻANI I LŻENI

Media poinformowały nas niedawno, że Światowy Kongres Żydów (który po głośnych skandalach musiał dokonać sporych korekt personalnych we własnych władzach), polityki wobec Polski nie zamierza zmieniać. Lider WJC Michael Schneider powiedział na Węgrzech, że odradzający się w Europie antysemityzm może się zamienić w modę wśród młodych ludzi. Kraje uznane za zagłębie neonazistów w jego ocenie, to Niemcy, Serbia i… Polska. Problemy z nienawistną nam propagandą mamy nie od dziś. Media co chwila donoszą o wypowiedziach i czynach, które – gdyby zostały skierowane w drugą stronę – wywołałyby w świecie falę oburzenia. Polskę natomiast atakować należy, co więcej, wydaje się, że należy to obecnie co najmniej do dobrego tonu. W związku z tym sprowadzono do Polski „Wunderwaffe”, czyli Jana Tomasza Grossa, który – zależnie od miejsca i okoliczności, raz jest Żydem, raz Polakiem, ale zawsze… jak w porzekadle autorstwa wyśmienitego Aleksandra hr. Fredry.


 

Tenże Gross, przy wydatnej pomocy środowisk miejscowych (świadczonej głównie w ramach usług plemiennych i biznesowych) rozdrapuje nam sumienia. Aby go wspomóc, nieoceniona „WybGazieta” toczy na swych łamach „dyskusję” sama z sobą, czyli nakazuje co chwila dawać głos swym dyżurnym pomocnikom, którzy jak mantrę powtarzają do znudzenia: „my Polacy, jesteśmy winni”. Jakie „my” i o jakich winach tu mowa? Czy w stosunku do nas obowiązuje odpowiedzialność zbiorowa i historyczna? Czy tylko wobec nas obowiązuje zasada: „krew Jego na nas i na syny nasze”?

Prof. Moshe Zimmermann: „To paradoks, ale gdy Polska otworzyła granice przed żydowskimi gośćmi, zaczęli oni dostrzegać w niej wyłącznie miejsca, gdzie wydarzył się Holokaust, oraz skupiają się tylko na jednym aspekcie wspólnej historii – polskiej kolaboracji. [...] Gdy młodzież przygotowuje się do tych wycieczek, zagadnienie polskiego antysemityzmu wysuwane jest na pierwszy plan. Po przylocie do Polski oczekuje więc ona, że antysemityzm będzie się objawiał na każdym kroku. A ponieważ tak bardzo go szuka, to go znajduje. Często jednak po prostu źle interpretuje ludzkie zachowania i intencje. Ci młodzi ludzie nie mówią przecież słowa po polsku. W jaki więc sposób mogą właściwie interpretować to, co Polacy do nich mówią? W jednej z relacji młody Izraelczyk napisał, że sam prowokował antysemickie zachowania. Poczucie siły w grupie, poczucie tego, że są dumnymi Izraelczykami otoczonymi przez wrogów, wywołuje w tych młodych ludziach bojowe nastroje”.

Festiwal nienawiści
Ataki na Polskę, mające miejsce od kilkudziesięciu lat w sposób zorganizowany, od kilkunastu lat są permanentne i przybierają coraz większy zasięg. Jest to jakaś „podgotowka” pod to, co ma się dopiero wydarzyć, a co zapowiadają co jakiś czas prominentni przedstawiciele światowego żydostwa. To, co nam się wydaje nienormalne i chore, jest czymś zupełnie oczywistym w światowych mediach. Tak, światowych, albowiem skrajne antypolonizmy nasilają się od USA i Kanady po Europę i Australię. Każdy sposób opluskwiania jest dobry. Prasa, literatura, film, rozrywka, komiks… Liczy się tylko cel.
Odwracane są historyczne role kata i ofiary. Niemców już dawno nie ma wśród sprawców, ich miejsce zajęli onegdaj mityczni „naziści”, teraz coraz częściej są to… Polacy. Ot, co najwyżej ukaże się co jakiś czas, zawsze ze sporym opóźnieniem, jakieś drobne sprostowanie. Ale i to jest coraz trudniej wywalczyć, mając takie rządy i takie sprzedajne „elity”.
Każdy, kto usiłuje z tym emocjonalnie walczyć, zostaje okrzyknięty „antysemitą” i w ten sposób jego argumenty i mają być zneutralizowane. Bo antysemitą jest obecnie ten, kogo Żydzi nie lubią. A jak nie lubią, świadczą ich skoordynowane działania w całym świecie, odsłaniane „wolnością słowa”, (której jednak nie ma dla tych, którzy usiłują się bronić). Gdy w izraelskim
Haaretz” ukazał się rasistowski, antypolski komiks, redakcja nie przeprosiła. „To kwestia wolności słowa. Gdybyśmy się za każdym razem zastanawiali, czy kogoś nie urazimy, nie moglibyśmy niczego drukować” – powiedział „Rz” szef pisma Nir Becher.

Wolność słowa i „wolność słowa”
Ale mamy do czynienia nie tylko z tym. W Polsce cały czas jest propagowana „historia i kultura” żydowska. W każdej księgarni mamy stosy literatury żydowskiej, odbywają się „dni”, „tygodnie” i festiwale im poświęcone. Polskie Radio od prawie roku nadaje programy po hebrajsku, telewizja też nie pozostaje w tyle.
Czy mamy do czynienia z wzajemnością? Czy są takie programy i „dni”, czy „tygodnie”, podczas których można na terenie Izraela propagować polską kulturę i prawdziwą historię, bez zakłamań i „politycznej poprawności”? To zapewne nikomu by nawet do głowy nie przyszło. Utarło się, że mamy przybierać postawę „na kolanach”, szlakiem wyznaczonym przez Lecha Wałęsę i Władysława Bartoszewskiego.
To samo dzieje się w naszym kraju. Każdy, kto wytyka Grossowi nieuctwo i złą wolę, jest natychmiast „wrogiem ludu”. Obowiązuje wobec niego postawa Wałęsy i Bartoszewskiego, czyli na kolanach właśnie, czołobitnie i całkowicie bezkrytycznie. Dobrze, że stalinizm się skończył, bo mogłoby być jeszcze gorzej…

Żydzi mają kupę do zrobienia
Warto tu przypomnieć wywiad sprawiedliwego Izraelity, prof. Moshe Zimmermanna z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie dla Rzeczpospolitej” (Rz” 13 kwietnia 2007 r.). Według niego młodzi Izraelczycy „uważają Polskę za kraj, który jest największym żydowskim cmentarzem na świecie. Z tego powodu jest ona „ziemią nieczystą”. Co gorsza, terytorium, na którym podczas II wojny światowej Niemcy wymordowali kilka milionów Żydów, identyfikują z jego mieszkańcami i znajdującym się tu obecnie państwem. W ten sposób Polska i Polacy wyrastają w ich oczach na winnych tego, co się stało, nie mniej niż Niemcy. […] To paradoks, ale gdy Polska otworzyła granice przed żydowskimi gośćmi, zaczęli oni dostrzegać w niej wyłącznie miejsca, gdzie wydarzył się Holokaust, oraz skupiają się tylko na jednym aspekcie wspólnej historii – polskiej kolaboracji. […]
Gdy młodzież przygotowuje się do tych wycieczek, zagadnienie polskiego antysemityzmu wysuwane jest na pierwszy plan. Po przylocie do Polski oczekuje więc ona, że antysemityzm będzie się objawiał na każdym kroku. A ponieważ tak bardzo go szuka, to go znajduje. Często jednak po prostu źle interpretuje ludzkie zachowania i intencje. Ci młodzi ludzie nie mówią przecież słowa po polsku. W jaki więc sposób mogą właściwie interpretować to, co Polacy do nich mówią? W jednej z relacji młody Izraelczyk napisał, że sam prowokował antysemickie zachowania. Poczucie siły w grupie, poczucie tego, że są dumnymi Izraelczykami otoczonymi przez wrogów, wywołuje w tych młodych ludziach bojowe nastroje”.
Przypomnijmy, że to nie są incydenty, to postawa żydowskiej młodzieży, masowo przywożonej do Polski przed czekającą ją służbą wojskową we własnym kraju. Polacy to dla nich m.in. tchórze, co wynika z faszerowania ich odpowiednio spreparowaną propagandą. „Ale jeżeli w dostarczonych im materiałach nie ma wzmianki o powstaniu warszawskim, o wojnie polsko-niemieckiej 1939 roku, o walce Polaków na froncie zachodnim, za to dużo się mówi o kolaboracji i powstaniu w getcie, nie ma się co dziwić, że takie są efekty – mówi prof. Zimmermann.
Wyobraźmy sobie sytuację odwrotną, gdy polski rząd masowo nasyła młodzież na terytorium Palestyny, aby w ten sposób uczyć ich swoiście pojmowanego patriotyzmu, czyli de facto szowinizmu. Jak się okazuje, wychowanie w nienawiści jest jak najbardziej możliwe i preferowane przez państwo, które formalnie jest naszym sojusznikiem!

Tarczę już mamy, ale nie taką
Od miesięcy opinia publiczna w Polsce epatowana jest problemem amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Będzie? Nie będzie? Tym żyją media i zaprzątają czas obywatelom. A tymczasem od prawie dwóch lat
”tarcza” w Polsce działa, choć takich namiętności nie wywołuje. Jak to możliwe? Bo nie o taką tarczę chodzi.
Żydzi w Polsce uruchomili sobie własną „tarczę” (z hebrajskiego – magen), czyli system kontroli zachowań i działań uznanych za „antysemickie”. Z doświadczenia wiemy, że wszystko da się pod to podciągnąć… Oficjalnie firmuje to Związek Wyznaniowych Gmin Żydowskich w RP, ale przecież wiadomo, gdzie jest głowa i plecy tego przedsięwzięcia.
Czy w ramach wzajemności doczekamy się kiedykolwiek oficjalnego monitoringu i rejestracji działań w drugą stronę? Na co dzień nie brak kłamliwych wypowiedzi i wystąpień, w których oskarża się „Polskę” i „Polaków” (całą Polskę i wszystkich Polaków) o potworne zbrodnie i pozostaje to bez większego społecznego odzewu. Nie są to drobne incydenty – celują w tym największe gazety i największe „autorytety”. Im wszystko, dosłownie wszystko wolno, bo mają zapewnioną ochronę. Czy mamy się bać we własnym kraju?

W atmosferze przyzwolenia
Ci, których na to stać finansowo i psychicznie, mogą sobie zafundować specyficzną wycieczkę, aby poznać niektóre techniki zabijania wrogów przez Mossad. To, bagatela, tylko 2,5 tys. USD, odpowiednie zgody i przejście przez ścisłe procedury. Są one wyjaśniane w ten sposób, że jej organizatorzy oraz izraelski wywiad i kontrwywiad po prostu muszą zbadać bardzo dokładnie m.in. życiorys oraz powiązania rodzinne i towarzyskie kandydata, aby przez sito nie przedostał się potencjalny terrorysta.
No właśnie. Oficjalnie wiadomo, że wycieczka jest dostępna wyłącznie „dla laików, którzy światem tajnych służb pasjonują się całkowicie amatorsko”. W rzeczywistości jest nieco inaczej. Organizatorzy reklamują to jako przygodę, podczas której można „na własne oczy zobaczyć walkę Izraela o przetrwanie na Bliskim Wschodzie”.
Program przewiduje więc spotkanie „ze specjalnym oddziałem izraelskich zabójców”, którzy na oczach uczestników inscenizują egzekucje na „palestyńskich terrorystach”. Można też zobaczyć „pokaz rajdu izraelskich żołnierzy w głąb Autonomii Palestyńskiej”.
A wszystko dzieje się w kraju, który pozwala swym funkcjonariuszom (tajnym i jawnym) zabijać ludzi, uznanych za zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Bez procedur sądowych i bez wyroków, bo stanowisko takie usankcjonował izraelski Sąd Najwyższy. Prawie każdorazowo wybrany „cel operacji” pociąga za sobą kilka, a nawet kilkanaście innych, zupełnie przypadkowych ofiar. I dzieje się to „tu i teraz”, czyli bardzo często na naszych oczach, bo ofiary pokazują światowe media. Ale co komu wolno, to nie nam oceniać, prawda?

** ** **
Czy to się kiedyś zmieni? Zapewne tak, bo historia, która jest nauczycielką życia pokazuje, że nic nie jest wieczne. Ale bardzo dużo zależy od nas samych. Wbrew pozorom, nie jesteśmy bezsilni. Możemy mieć wpływ na treść szkolnych podręczników. Możemy odnosić się do antypolskich wystąpień w mediach, choćby przez zakup określonej prasy lub rezygnację z niej. Programy w TV możemy oglądać, lub nie. Na spotkania z przykładowym Grossem możemy chodzić, lub nie. I możemy uświadamiać innych – rodzinę, znajomych, przyjaciół. Przede wszystkim zaś weźmy w swoje ręce sprawę wychowania dzieci – nie tylko szkoła i media muszą mieć na nie wpływ. To w domu muszą się one uczyć, co jest dobre a co złe, co prawdziwe i szlachetne, a co kłamliwe i podłe. Nikt nas w tym nie wyręczy.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin